piątek, 25 września 2015

Rozdział jedenasty - ,,I was trying to fly, but i couldn't find wings"

   Głośny dźwięk sprawił, że poderwałem się z łóżka jak oparzony nerwowo rozglądając się dokoła. Riker leniwie podniósł się do pozycji siedzącej ocierając oczy. Spojrzał na mnie pytająco, ale pokręciłem głową, pokazując, że nie wiem o co chodzi. Zajęło mi jeszcze chwilę zorientowanie się gdzie jestem i, że dźwięk, który mnie obudził to dźwięk trąbki. Wyjąłem telefon spod poduszki powoli opuszczając namiot, w między czasie sprawdzając godzinę. Była 5:00.  To znaczy, że mamy jeszcze 40 minut do rozpoczęcia ćwiczeń. Stanąłem obok Brandona i Sabriny i gościa, który grał na trąbce budząc każdego. Po chwili dołączył do nas Riker. Staliśmy tam i obserwowaliśmy jak przed każdym z namiotów ustawiają się grupy w dwuszeregach.
- Czy to już wszyscy? - Brandon przeszedł wzrokiem po wszystkich grupach. - Wszyscy są? - powtórzył pytanie, na co rozległ się jeden wielki krzyk ,,tak". 
- Brandon, mamy jeszcze czterdzieści minut. - jęknął Riker, na co Cameron nie zwrócił uwagi. 
- Obudziliśmy Was, ponieważ wiedzieliśmy, że sami nie wstaniecie. Macie teraz 40 minut, żeby się przyszykować, tak? Możecie się rozejść. - Westchnąłem wracając do namiotu. Postanowiłem, że daruję sobie prysznic teraz i wezmę go dopiero po ćwiczeniach. Szybko przebrałem się w jakieś dresy i zwykłą białą koszulkę z krótkim rękawem. Umyłem tylko zęby i twarz,  a następnie wróciłem do namiotu, ponieważ miałem jeszcze dwadzieścia minut.  Postanowiłem, że zajrzę przez ten czas do mojej grupy, więc to zrobiłem. Wszedłem do środka i zastałem wszystkich oprócz Mai, która prawdopodobnie wciąż się szykowała.
- Jak wróci Maia i to wszystkie już będziecie gotowe? - zapytałem, na co każda, zajęta swoimi obowiązkami rzuciła krótkie ,,tak". Wiedziałem, że Riker poszedł do łazienki, więc będę musiał zostać sam, a nie chciałem nudzić się przez kolejne dwadzieścia minut, więc szybko znalazłem osobę, która niczym się nie zajmowała. A osobą tą była Taylor. Podszedłem do blondynki i ,,dźgnąłem" ją palcem w żebra, na co podskoczyła i spojrzała na mnie zaskoczona. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na łóżku obok niej. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Co chcesz Ross? - zmarszczyła brwi.
- Tak  sobie posiedzieć, bo nie mam co robić.
- Dlaczego ze mną? Patrz ile tu jest dziewczyn.
- Ale widzę, że to Tobie się podam. - rzuciłem, na co zostałem uderzony w ramię. W porównaniu do Callie, ona się nie kłóciła i nie wmawiała mi, że jej się nie podobam. A właśnie. Callie! Odwróciłem głowę w jej stronę. Nasze spojrzenia się spotkały, a ona wybiegła wściekła z namiotu. O co jej znów chodzi? Przecież nawet z nią nie rozmawiałem. Westchnąłem, wychodząc z namiotu, ponieważ do zbiórki zostało jeszcze pięć minut. Ten czas bardzo szybko leciał. Przy wejściu minąłem się z Maią i powiedziałem jej, żeby wszyscy za chwilę były na zbiórce. Kilka grup stało już ustawionych przed namiotami. W końcu pojawiła się i moja grupa, a później Brandon. Dopiero teraz zauważyłem, że Riker rozmawiał ze swoimi ,,Rikerish", a Sabrina stała obok swoich wychowanków.  Brandon pokazał kilka ćwiczeń na rozgrzewkę, takich jak kręcenie biodrami, skręty tułowia czy skłony. Później pobiegliśmy truchtem do lasu.
- Dobra, tutaj możemy biec w różnych tempach i osobno. To nie będzie wyścig, ale stąd do tego miejsca, gdzie oddawaliście rzeczy znalezione w grze, każdy biegnie w swoim tempie. Spotykamy się tam gdzie zawsze. - krzyknął Cameron i pobiegł przed siebie. Za nim pobiegło jeszcze kilka osób. Niektórzy rozeszli się po lesie, a ja jako wychowawca powinienem zareagować, ale tego nie zrobiłem, z tej prostej przyczyny, że mi się  nie chciało. Ktoś, kto przebiegał obok mnie trącił moje biodro. Kiedy ten ktoś mnie wyprzedził od razu poznałem, że to Callie. Dobiegłem do niej i chwyciłem ją za nadgarstek i odwróciłem w swoją stronę. Nawet na mnie nie spojrzała, od razu odwróciła głowę w lewą stronę, pociągając nosem. Patrzyłem na jej twarz, próbując wyczytać co się stało, ale nie rozumiałem.
- Callie...co znowu? - zapytałem wreszcie, marszcząc brwi.
- Nic. - wzruszyła ramionami. - Nic. Może po prostu dogoń Taylor, co? - rzuciła, patrząc mi w oczy. Uśmiechnąłem się.
- Ktoś jest zazdrosny? A nie mówiłem, że Ci się podobam?
- Daj mi spokój! - rzuciła i w jej oczach nagle zebrały się łzy.
- Nie, dopóki tego nie przyznasz. - warknąłem, mocniej zaciskając rękę na jej nadgarstku.
- Dobra. Chcesz wiedzieć? Tak...tak podobasz mi się, zadowolony? Masz tę pieprzoną satysfakcję, że jestem jedną z tych dziewczyn? Ale wiesz, w odróżnieniu od nich nie oddałabym wszystkiego, żebyś mnie przeleciał! Nie na to liczę i dlatego nigdy się do tego nie przyznałam, bo wiem, że nie interesuje Cię nic poza zaliczaniem dziewczyn. - teraz po jej policzkach spływały łzy, ale to mnie nie ruszało. Tak, czułem satysfakcję, że jej się podobam i, że wreszcie się do tego przyznała. Założyłem ręce na klatce piersiowej i widziałem, że przełyka ślinę.
- Przykro mi, że jesteś taki, ale nie będę się teraz dla Ciebie zmieniać i poniżać. - powiedziała i odwróciła się, aby odejść.
- Nie musisz się zmieniać. Podobasz mi się taka jaka jesteś. - powiedziałem, a ona przystanęła.
- Naprawdę? - zapytała, nie odwracając się. Roześmiałem się.
- Nie. - śmiałem się jeszcze chwilę, ale kiedy słyszałem, że płacze przestałem.
- Callie...to był żart. Jesteś bardzo atrakcyjna, ale nie w moim typie, okej? Przestań płakać. - starałem się mówić łagodnie, ale chyba jej to nie pomogło.  Pobiegła przed siebie, zostawiając mnie z tyłu. Westchnąłem wzruszając ramionami. Naprawdę jej łzy nie robiły na mnie większego wrażenia, ale to nie moja wina, że nie jest w moim typie. Czy miałem się teraz zmieniać specjalnie dla niej? No chyba nie. Tym bardziej, że wciąż jej  nie lubię. Pobiegłem powoli ścieżką w lesie i zatrzymałem się dopiero przy Sabrinie zgiętej w pół i podpierającej się na kolanach. Położyłem ręce na biodra, ściskając lekko brzuch, kiedy złapałem kolkę i lekko się zgarbiłem. Sabrina również odpoczywała chwilę, ale po niecałej minucie wyprostowała się i biegliśmy razem już do samego końca rozmawiając w sumie bardzo mało. Znaleźć temat, który ją zainteresuje jest trudno, ale jak już się takowy znajdzie, to nie da się przestać z nią rozmawiać. Dobiegliśmy jako ostatni, a kiedy tylko wybiegliśmy z lasu kilka osób biło nam brawo, na co Sabrina się śmiała, a ja pozostawałem niewzruszony. Po całym tym bieganiu mogliśmy wreszcie iść na śniadanie, ale ja najpierw poszedłem pod prysznic, a kiedy wreszcie przyszedłem na stołówkę były tam trzy osoby, a to znaczy, że nie tylko ja pomyślałem o prysznicu. Usiadłem przy stoliku do którego chwilę później przysiadła się, na moje nieszczęście, Callie. Siedzieliśmy w ciszy bardzo długi czas, ale i tak coś w jej wyglądzie od razu przykuło moją uwagę - mianowicie wszystko. Miała no sobie żółtą, obcisłą sukienkę bez ramiączek i sięgające ledwo za pośladki. Włosy miała rozpuszczone, a usta pomalowane na czerwono. Oczy podkreśliła czarną kredką. Powiedziała, że nie będzie się dla mnie zmieniać, a tym czasem stara się ubierać jak wszystkie dziewczyny, które do tej pory zaliczałem. Nie będę mówić, że mi się to nie podoba, bo jak już wcześniej wspominałem, Callie była atrakcyjna, a kiedy jeszcze ubrała się tak, sprawiała, że nie mogłem usiedzieć w miejscu. Szkoda, że taka ładna dziewczyna tak mnie denerwuje. Bo gdyby nie jej charakter już dawno zaciągnąłbym ją do łóżka.
- Dlaczego się tak ubrałaś? Miałaś się dla mnie nie zmieniać. - rzuciłem, a ona przeniosła wzrok ze swojego telefonu na mnie.
- Nie zmieniłam się, a już na pewno nie dla Ciebie. To dziewczyny doradziły mi, żebym włożyła tę sukienkę. Ja jedynie zrobiłam makijaż. Każdemu czasem przydaje się odmiana. - odparła z dezaprobatą. Nabrałem powietrza i wstałem gwałtownie od stołu. Wyszedłem na zewnątrz i ruszyłem z tyłu domku, który odgrywał rolę stołówki. Ukucnąłem, opierając się plecami o ścianę domku i odpalając papierosa. Włożyłem go do ust i zaciągnąłem się, następnie wypuszczając z ust idealne kółka z dymu. Denerwowało mnie to, że naprawdę chciałem się nią przespać, ale nie! Ona, jak na złość, musi być z tych, które potrzebują czegoś więcej i nie bawią się w seks bez zobowiązań. Kurwa. Dlaczego te dziewczyny, które nie są w ogóle atrakcyjne tak bardzo chcą się ze mną przespać, a te ładne nie?


   Na nasze nieszczęście zaczęło padać. Rozpadało się na dobre, więc Brandon odwołał zajęcia, twierdząc, że przy takiej pogodzie jest się smutnym, a my tworząc muzykę mamy być weseli. Zamiast zajęć muzycznych odbyły się inne zajęcia na stołówce, z mężczyzną, którego nie znam. Nikt nie wiedział na czym te zajęcia miały polegać, więc dowiedzieliśmy się dopiero na miejscu. Mężczyzna o blond włosach rozdał nam wszystkim kartki A4 z jakimś krótkim tekstem. Kiedy każdy dostał już papier, blondyn stanął na środku i uśmiechnął się do nas.
- Wiem, że macie teraz wakacje i odpoczywacie od szkoły, a niektórzy już szkołę tę skończyli i pewnie nie macie ochoty czytać, ale chciałbym, abyście poświęcili trochę czasu na przeczytanie tego tekstu, a następnie odpowiedzieli na pytania i później powiedzieli, jakie uczucie wzbudza w Was to krótkie opowiadanie, dobrze? - zapytał, a za chwilę ktoś z tyłu również zadał pytanie.
- Przepraszam, ale czy to ma cokolwiek wspólnego z muzyką?
- Chciałbym, abyście nauczyli się mówić o swoich uczuciach, bo jest to przydatne w między innymi w pisaniu piosenek, ale tak naprawdę nie ma to większego związku z muzyką. - roześmiał się. Wzruszyłem ramionami i wziąłem się za czytanie krótkiego tekstu. Nie zajęło mi to długo, ale musiałem chwilę czekać, aż inni skończą i w końcu przejdziemy do tych pytań. Kiedy każdy wyprostował się i dał znak, że skończył, chłopak uśmiechnął się i klasnął w dłonie.
- Pierwsze pytanie brzmi: czy według Was, warto zmieniać się dla kogoś?
- Warto. - usłyszałem głos Callie, ale nie odwróciłem się do niej.
- Nie. - rzuciłem, więc blondyn spojrzał na mnie, dając mi do zrozumienia, że mam kontynuować. Westchnąłem i wyprostowałem się.
- Jackie jednak sądziła, że warto zmienić się dla Holdera i dopiero jej przyjaciółka wybiła jej to z głowy. Twoja koleżanka również sądzi, że warto.  Dlaczego Twoim zdaniem jest inaczej?
- Dlatego, że trzeba być sobą, a nie zmieniać się dla innych. - powiedziałem to co ciągle każdy powtarza.
- Czasami bycie sobą nie wystarcza. - znów Callie. Tym razem się odwróciłem, patrzyła na mnie wściekła i ja sam coraz bardziej się denerwowałem.
- Myślę, że jeżeli Holder dał Jackie jasno do zrozumienia, że mu się nie podoba, powinna sobie odpuścić. - warknąłem w jej stronę.
- A ja myślę, że nie można się poddawać. Jackie się nie poddała, chociaż Holder ją zranił. - mówiła coraz głośniej.
- To nie chodzi o poddawanie się. Jeżeli chłopak powiedział jej, że ona mu się nie podoba i niczego od niej nie chce, to ona zmieniając się i próbując zwrócić jego uwagę tą zmianą tylko go denerwuje ciągłym narzucaniem się.
- Ona się nie narzucała! Holder był chamskim, samolubnym egoistą, którego nie obchodziły uczucia innych, jednak ciągle dawał Jackie jakąś złudną nadzieję, a potem tak po prostu powiedział jej, że ona go nie obchodzi. Wiesz jak ona musiała cierpieć?
- Nie robił jej nadziei. To już nie jego wina, że był z nią szczery, ona wszystko za bardzo przeżywała.
- Ty nie masz uczuć! - krzyknęła, ale kiedy zorientowała się, że wszyscy patrzą na nią podejrzliwie dorzuciła: - W ogóle nie obchodzi Cię to, że Jackie cierpiała, zero w Tobie empatii, Ross. - ta rozmowa to już dawno nie była rozmowa o opowiadaniu. Myślę, że każdy to zauważył. Każdy, oprócz tego chłopaka.
- Bardzo dobrze, że trwacie przy swoich racjach. Szkoda, że nie daliście innym dojść do słowa, bo już minęło moje pół godzinny, które dostałem, więc muszę się zbierać. Cieszę się, że opowiadanie zrobiło na Was takie wrażenie. - pokręciłem głową. Naprawdę był jakiś cofnięty, skoro ciągle twierdził, że wciąż rozmawiamy o jakimś Holderze i Jackie, ale to już jego sprawa.
Po tych zajęciach Brandon pozwolił nam się rozejść. Poszedłem wściekły do swojego namiotu. Ta rozmowa naprawdę mnie zirytowała. Chciałem zapalić po raz kolejny dzisiaj, ale Riker szedł obok mnie, więc stwierdziłem, że wrócę z nim do namiotu. Już nawet nie słuchałem kiedy opowiadał znów o Rowan. Wydawało mi się, że Callie ma jakieś rozdwojenie jaźni. Ciągle zmienia zdanie. Najpierw twierdzi, że się nie zmienia, a potem, że się zmienia, bo bycie sobą to za mało. Nie rusza mnie to. Jeżeli myśli, że wzbudzi we mnie jakieś uczucia takimi słowami to się myli. Bo nigdy nie będzie niczego między nami.


-----------------------------
błędy poprawię później

niedziela, 13 września 2015

Rozdział dziesiąty ,,Trzeci raz"

Kiedy wstałem od razu postanowiłem przejść się i zobaczyć co z Callie. Kiedy wszedłem do namiotu mojej grupy wszyscy jeszcze spali. Z początku nie chciałem nikogo obudzić, ale potem stwierdziłem, że muszę wiedzieć jako pierwszy, jeżeli jest coś nie tak. Szturchnąłem Callie delikatnie, a ona od razu się obudziła. Spojrzała na mnie zaspana, a potem podniosła i wyszła z namiotu. Poszedłem za nią, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego wychodzimy.
- Ross co się stało? Jedyne co pamiętam z wczoraj to Ciebie u mnie w namiocie. To, że leżeliśmy razem. Czy my...? - jej głos był ochrypły.
- Nie. Pewnie byś chciała, ale do niczego nie doszło. - wzruszyłem ramionami. Zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem. Spojrzałem jej w oczy, które były całe zaczerwienione i podpuchnięte. Co chwila pociągała nosem, przez co nie udało jej się być groźną.
- Więc powiesz mi, co się stało w nocy? - poprosiła.
- Naćpałaś się. - powiedziałem jasno, a ona zmrużyła oczy, nie wiedząc o co chodzi.
- Niczego nie wzięłam, Ross...
- Więc ktoś Ci czegoś dosypał. Gdyby nie ja dzisiaj leżałabyś koło nieznajomego gościa. Zaprowadziłem Cię do namiotu, Ty prosiłaś, żebym został, bo nie wiedziałaś co się dzieje, więc poczekałem, aż uśniesz i wróciłem do siebie. Jak się czujesz? Nie wyglądasz dobrze. - mruknąłem, jeszcze raz patrząc w jej oczy.
- Nie za dobrze. Chyba mam gorączkę, a do tego strasznie boli mnie gardło. - jęknęła. Kazałem jej wrócić do łóżka, kiedy powiedziała, że na pewno nie zje nic na śniadaniu. Wykonała moje polecenie, co mnie zdziwiło. Musiała naprawdę źle się czuć. Poszedłem zobaczyć czy Riker wstał i okazało się, że tak i, że u nas w namiocie jest teraz Brandon, który na mnie czeka. Spojrzałem pytająco na Rikera, który wzruszył ramionami. Nie powiem, wystraszyłem się, że Cameron dowiedział się o imprezie, o tym, że Callie coś dosypano i o tym, że leżałem z nią w jednym łóżku. Okazało się się, że nic z tego. Dzisiaj zamiast zajęć miała odbyć się wycieczka. Nie skupiłem się na tym, więc już nawet nie pamiętam do jakiej miejscowości. Brandon kazał powiedzieć o tym swoim grupom. Mieliśmy się spakować i po śniadaniu być już gotowi. Przypomniałem sobie o stanie Callie, który nie pozwalał jej nigdzie wychodzić i powiedziałem o tym Brandonowi.
- W takim razie Ross, musisz z nią zostać. Nie musisz siedzieć z nią przez cały dzień, ale zaglądaj do niej co pół godziny. Ma 16 lat, ale lepiej, żeby ktoś tu był w razie wypadku. - westchnąłem. Nie uśmiechało mi się cały dzień siedzieć w namiocie, podczas kiedy inni będą zwiedzać. Ja w tym czasie miałem niańczyć dziewczynę, której nie lubię i która nie lubi mnie. Chciałem, aby jakimś cudem nagle poczuła się dobrze, ale tak się nie stało. Zgarnąłem ze śniadania jedną kanapkę z serem żółtym i nalałem do szklanki ciepłej herbaty. Położyłem kanapkę na talerz, który razem z herbatą zaniosłem do namiotu Callie. Położyłem wszytko na jednej z wolnych, drewnianych półek.
- Może jednak coś zjesz? Nie powinnaś być cały dzień z pustym żołądkiem. - powiedziałem, a ta podniosła się do pozycji siedzącej.
- Nie jestem głodna. - pokiwała głową.
- Callie, musisz zjeść. Chociaż kilka gryzów... - podsunąłem  jej kanapkę pod usta. - Albo będę musiał Cię nakarmić. - wywróciła oczami. Wzięła ode mnie chleb i ugryzła jeden kawałek.
- Dlaczego tak Cię to martwi? - warknęła.
- Nie martwi. To mój obowiązek jako wychowawcy. - wyjaśniłem jej. Zjadła w ciszy, a potem podała mi talerz. Ja natomiast dałem jej herbatę. Wypiła pół szklanki i również mi ją oddała. Szklankę położyłem znów na półce, a talerz zabrałem i wstałem.
- Spróbuj się przespać czy coś, jakby się coś działo to jestem u siebie. Za pół godziny przyjdę i jak Ci nie przejdzie to przyniosę jakieś tabletki. - rzuciłem i wyszedłem. Zaniosłem na stołówkę talerz, a sam wróciłem do swojego namiotu. Rikera już nie było, więc nie miałem co robić. Przeglądałem więc swój telefon, a po pół godzinie poszedłem sprawdzić co z Jacob. Spała. Wróciłem znów do namiotu i tak co pół godziny. Spała już chyba trzecią godzinę.
- Ross, ja nie śpię. Przestań przychodzić tu co chwilę, bo idzie zwariować. - powiedziała, kiedy przekraczałem próg jej namiotu chyba po raz siódmy.
- Nie mogę. Muszę wiedzieć co się z Tobą dzieje. - wzruszyłem ramionami, chociaż tego nie widziała, bo leżała tyłem do mnie.
- To tutaj zostań. Usiądź na którymś  wolnym łóżku i tutaj siedź. - usiadłem więc w nogach jej łóżka.
- Powiedziałam wolnym łóżku. - podkreśliła. Spojrzałem na jej twarz, ale ona na mnie nie patrzyła.
- A ja siadam tam, gdzie chcę. Nie masz nic do gadania. Potrzebujesz jakiś tabletek? - zapytałem obojętnie.
- Nie. - odpowiedziała i zamknęła oczy. Chyba próbowała usnąć. Ja w tym czasie oczywiście bardzo się nudziłem. Przejrzałem już wszystkie możliwe strony w internecie, obejrzałem wszystkie zdjęcia w moje galerii, wysłuchałem każdej piosenki, jaką miałem na telefonie. A ona dalej spała, lub udawała. W końcu z nudów zrobiłem jej zdjęcie jak z śpi. Oczywiście ja, jak to ja, nie wyłączyłem lampy błyskowej, więc dziewczyna natychmiast otworzyła oczy.
- Co robisz? - zmrużyła brwi. To znaczyło, że tylko udawała, że śpi.
- Zdjęcie. A podobno jesteś mądra... - pokręciłem głową.
- Wiesz, chyba jednak potrzebuję tabletki na gardło. - warknęła. Pewnie próbowała mnie tylko spławić, ale moim obowiązkiem było jednak pójść po te cholerne tabletki. Wstałem ciężko i poszedłem do pielęgniarki. Powiedziałem jej o sytuacji, a ona musiała wrócić ze mną do namiotu i sprawdzić, jakie tabletki może podać Callie. Później wyszła, a my znów zostaliśmy sami. Jacob wzięła jedną tabletkę do ssania i usiadła obok mnie. Oboje siedzieliśmy w ciszy, patrząc tępo przed siebie. Zastanawiałem się, o czym ona może myśleć. Siedząc przy przystojnym chłopaku, którego nienawidzi, a na dodatek jest chora, a ja nie mam zamiaru stąd wyjść. Można by powiedzieć, że myśli o tym co ja, ale ja zastanawiałem się, o czym ona myśli, a to by znaczyło, że ona zastanawia się, nad czym dumam ja. To by było ciekawe.
- O czym myślisz? - moja ciekawość wzięła górę. Spojrzała mi w oczy i chwilę trwała w milczeniu.
- O tym, że cholernie mi się nudzi, a siedzę obok najnudniejszego chłopaka na świecie. - westchnęła.
- Najnudniejszego? Chyba mnie nie znasz...
- Z Tobą można robić tylko jedno i to akurat to, na co nie mam ochoty. - uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz ochotę, tylko nie chcesz się przyznać. - uderzyła mnie pięścią w ramię, ale to w ogóle nie zabolało.
- Au, mogłabyś być delikatniejsza... - rzuciłem ironicznie. Dziewczyna warknęła, a potem, ku mojemu zdziwieniu, położyła głowę na moich udach, nakrywając się kołdrą. Uniosłem do góry ręce, które do tej pory spoczywały tam, gdzie teraz jej głowa.
- Co Ty robisz? - zapytałem  wreszcie.
- Chciałabym pójść spać.
- A czy ja Ci wyglądam na poduszkę?
- Nie, ale gdybyś wczoraj nas pilnował, to nie byłoby Cię tu dzisiaj.
- Nie szantażuj mnie. - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Nie odpowiedziała mi. Siedzieliśmy bardzo długo w ciszy. Nie wiem czy Callie spała czy nie, bo była odwrócona tyłem do mnie i ciężko było mi się wygiąć na tyle, żeby zobaczyć jej oczy. Przez to, że wciąż leżała na moich nogach nie miałem nawet jak unieść do góry bioder, żeby wyjąć telefon z tylnej kieszeni spodni. Minęło już dobre pół godziny, a my nadal trwaliśmy w ciszy. Z nudów oplotłem sobie kosmyk jej włosów na palcu i tak w końcu zacząłem się bawić coraz większą częścią włosów. Próbowałem zrobić z nich nawet warkoczyki, ale mi to nie wychodziło. Nie wiem jak dziewczyny to robią. Ciekawe jak długo nad tym siedzą. W ogóle po co im jakieś warkoczyki? Po to, żeby się pomęczyć przed lustrem? To bez sensu.
- Ross? - Callie jednak nie spała. Dobrze wiedzieć.
- Hm?
- Dlaczego mnie nie lubisz? - jej pytanie wprawiło mnie w osłupienie. Naprawdę nie wie? I dlaczego w ogóle ją to obchodzi, skoro mnie nienawidzi? Mówi, że ma gdzieś mnie i wszystko co robię, ale jej problemem jest to, dlaczego ja jej nie lubię? Cofnąłem się trochę w czasie. Właściwie sam nie wiedziałem od czego to się zaczęło.  A potem przypomniałem sobie pieczenie mojego policzka i znów zagotowała się we mnie złość. Nadal nie wiem, jak mogła mnie wtedy uderzyć. Niczego jej nie zrobiłem. Potem doszły do tego jakieś kłótnie. I tak wyszło.
- Bo mnie uderzyłaś, jesteś dla mnie chamska, jesteś sztywna, zgrywasz niedostępną, znów mnie uderzyłaś, ciągle mnie krytykujesz, myślisz, że jesteś idealna...
- Starczy. Nie jestem sztywna i nie zgrywam niedostępnej, Tobie tylko ciężko zrozumieć, że nie każdy na Ciebie leci. Uderzenia Ci się należały, a ja nie sądzę, że jestem idealna. - mówiła, ale ja już dalej nie słuchałem. Przestałem słuchać po ,,nie każdy na Ciebie leci". Słyszałem tylko, że coś jeszcze mówiła, ale nie wiedziałem dokładnie co. Westchnąłem.
- Callie, czy Ty naprawdę chcesz, aby znów doszło między nami do czegoś tylko dlatego, że muszę Ci udowadniać, że na mnie lecisz? - powiedziałem, prawdopodobnie jej przerywając. Całe jej ciało się napięło, a ona przez chwilę zadrżała.
- Wszystko do czego między nami doszło, działo się tylko dlatego, że chciałeś mi coś udowodnić? - zapytała. Przytaknąłem. - Myślałam...
- Nie myśl. Muszę iść, ale wrócę później sprawdzić jak się czujesz. - powiedziałem i wyszedłem.
Wróciłem do namiotu i jak się okazało wszyscy już wrócili. Riker siedział na łóżku i robił coś na telefonie, ale odłożył go, kiedy wszedłem do namiotu.
- Gdzie są dziewczyny z mojej grupy? - zapytałem od razu.
- Pewnie w namiocie... - westchnął.
- Właśnie stamtąd wracam.
- To nie wiem. - rzucił, a ja wzruszyłem tylko ramionami i położyłem się na swoim łóżku.
- Co robiłeś przez ten czas?
- Siedziałem u Callie.
- Masz szczęście. Myślałem, że umrę z nudów na tej wycieczce. - roześmiałem się. Później przez jakieś pół godziny Riker opowiadał mi co robili na wycieczce. Z tego co zrozumiałem, to rozdzielili się na grupy i mogli chodzić gdzie chcą, a ponieważ nie było co zwiedzać poszli coś zjeść. I tak przesiedzieli kilka godzin. Nagle zacząłem się cieszyć, że tam  nie pojechałem. Ciągle jednak odbijały się echem w mojej głowie pytania Callie. Kiedy powiedziałem jej, że wszystko co między nami zaszło zdarzyło się tylko dlatego, że chciałem jej coś udowodnić wyraźnie posmutniała. Ja tej dziewczyny nie rozumiałem. Dlaczego jej niby zależało, skoro podobno mnie nienawidzi? Co z nią jest nie tak? Ona jest dziwna. Ma jakieś mieszania nastrojów, ale nie może powiedzieć głupiego ,,podobasz mi się". To już nie moja wina.

Poszedłem na kolację i ku mojemu zdziwieniu Callie również się zjawiła. Wystarczyło na nią spojrzeć, żeby powiedzieć, że już czuje się lepiej. Usiadłem obok niej i od razu sięgnąłem po mleko, wlewając je do płatków w misce. Jacob nadal nic nie jadła, ale już jej nie zmuszałem. Pewnie będąc chory też nie miałbym na to ochoty. Nie mogłem powstrzymać się jednak od powiedzenia czegoś.
- Nie jesz, bo siedzisz obok chłopaka, na którego lecisz?
- Nie lecę na Ciebie. - warknęła od razu. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, jak jej to udowodnić tym razem. Zauważyłem, że ma na sobie spódniczkę i w mojej głowie od razu zrodził się plan. Położyłem rękę na jej udzie, na co jej ciało napięło się, a z ręki wypuściła łyżkę, którą ciągle mieszała w płatkach. Wszyscy przy stoliku spojrzeli w naszą stronę, ale nikt jednak nic nie zauważył. Po chwili znów każdy był zajęty rozmawianiem, a ja mogłem kontynuować. Ułożyłem palce po wewnętrznej stronie jej uda i opuszkami ruszyłem w górę. Tym razem jednak mi się nie udało. Zabrałem rękę z jej uda równo z uderzeniem w twarz. Kurwa. Trzeci raz. Ale chyba już przywykłem, bo wcale nie bolało.  Callie wstała od stołu i wyszła ze stołówki. Nie byłem zły. Bardziej upokorzony, bo odrzuciła mnie i na dodatek uderzyła przy wszystkich. Patrzyłem za nią, dopóki nie zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Wtedy znów spojrzałem na dziewczyny przy moim stoliku, które miały wzrok utkwiony we mnie.
- Co? Ktoś jeszcze chce mi przyjebać? To proszę bardzo. - rzuciłem i chwilę później zostałem spoliczkowany przez Mack. Spojrzałem na nią zaskoczony. Co kurwa? Za co? Patrzyłem na nią, nic nie mówiąc. Dokończyłem kolację i wróciłem do namiotu.

Szedłem w stronę namiotu mojej grupy, sam nie wiedząc dokładnie po co. Brandon kazał mi coś przekazać, ale już nie pamiętam co. Po prostu wierzyłem, że kiedy już tam zajdę to mi się przypomni. Wszedłem do środka i uśmiechnąłem się pod nosem, ale Callie do śmiechu nie było. Wydała z siebie pisk, próbując sięgnąć po koszulkę. Zauważyłem bluzkę pierwszy i szybko ją zabrałem chowając za plecami.
- Ross! Jestem w samym staniku!
- Przecież widzę.
- Oddaj mi to! - krzyknęła i zaczęła uderzać mnie w klatkę piersiową. Przez chwilę nie reagowałem, ale w końcu złapałem za jej nadgarstki pchnąłem ją mocno na łóżko. Zawisnąłem nad nią, patrząc na jej rozwarte usta, kiedy próbowała wyrównać przyśpieszony oddech.  Zacisnąłem powieki, próbując się powstrzymać, ale nie dałem rady. Przycisnąłem usta do jej ust i  zdałem sobie sprawę, że mimo tego ile razy do czegoś między nami doszło, nigdy się nie pocałowaliśmy. Oderwałem się od niej, kiedy usłyszałem śmiechy. Szybko stanąłem na nogi i rzuciłem jej koszulkę, którą zdążyła założyć sekundę przed wejściem dziewczyn do namiotu. Przełknąłem ślinę. Tak mało brakowało. Mogły nas przyłapać.
- Co Wy tu robicie tak sami? - zapytała Maia, siadając na swoim łóżku. Spojrzałem na Callie, a potem znów na nią.
- Czekamy na Was, Brandon kazał przekazać, że... - zacząłem się jąkać, bo nie pamiętałem. Próbowałem sobie przypomnieć, ale nawet nie kojarzyłem tego, co do mnie powiedział. I nagle mnie oświeciło. - Że jutro wstajemy wcześniej, bo wymyślił jakieś poranne ćwiczenia. O 5:40 każdy ma być przed swoim namiotem. To jest zrozumiałe? - przeszedłem wzrokiem po każdej z przytakujących dziewczyn. - Callie dasz radę ćwiczyć? - zapytałem, nie patrząc na nią. Chwilę była cicho, ale potem rzuciła krótkie ,,tak", a ja wyszedłem z namiotu. Nie mogłem tak po prostu wrócić do siebie, więc najpierw poszedłem zapalić.



Okej, po pierwsze - przepraszam, że znów tai krótki, ale takie mi się po prostu lepiej pisze. Choćbym nie wiem jak się starała, nie uda mi się nic dłuższego xD
Po drugie, przepraszam, ze tak długo teraz czekacie na rozdziały, ale wiecie, szkoła. Głównie nie mam czasu, żeby pisać, a jak już mam, to nie mam siły, albo weny. Dlatego przepraszam, ale nic na to nie poradzę. Rozdziały będą tak często, jak mi się to uda. ;)