wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 17 - ,,Potrzebuję zrozumienia i chociaż trochę wsparcia, szacunku"

   Wszedłem do domu, trzymając w swojej zaciśniętej dłoni rękę Catch. Nie, nie wpakowałem się w związek. To znaczy wpakowałem, ale to nic poważnego. Teoretycznie jesteśmy razem, ale praktycznie nic wyjątkowego nas nie łączy. Jest tak jak przedtem, tylko teraz nosimy etykietkę ,,para" i chodzimy do łóżka, kiedy mi się podoba. No, nie zmieniłem się.
   Próbowałem się prześlizgnąć niezauważalnie przez salon, ale w tym momencie zawołała mnie Rydel.
- Ross, podejdziesz porozmawiać z rodzicami? - zapytała wskazując na otwarte okno skype.
- Mieliśmy własnie iść na górę. - posłałem jej znaczące spojrzenie.
- Ważniejsze jest spędzenie czasu z jakąś dziewczyną niż rozmowa z rodzicami?
- Za dwa dni będę rozmawiał z nimi bez przerwy, teraz mam czas dla siebie.
- Mogę Cię na chwilę prosić do kuchni? - zapytała i wyszła z pokoju. Zostawiłem Catch samą i ruszyłem za siostrą. Wszedłem do kuchni, a ona stała tyłem do mnie. Po chwili odwróciła się i zmierzyła mnie wzrokiem. Oparła ręce na biodrach.
- Chcę ustalić szczegóły wyjazdu. Możesz chyba odpuścić zaliczenie jakiejś laski po to, żeby na chwilę porozmawiać z mamą! Za tydzień i tak znajdziesz inną, więc do cholery usiądź do tego komputera.
- Możesz nie przesadzać? Znam szczegóły wyjazdu, wystarczy spakować się i wyjechać. Chcę iść do siebie. - burknąłem.
- Dobrze idź, jeżeli najlepszym rozwiązaniem jest pieprzenie się to proszę bardzo! Zastanawiam się czy gdybym potrzebowała Cię jak nikogo innego to potrafiłbyś odpuścić sobie te wszystkie dziewczyny!
- Zejdź ze mnie, dziewczyno. Od miesiąca nie robisz nic, siedzisz cicho i zachowujesz się, jakby mnie tu nie było. Masz mnie, kurwa, w dupie, a teraz znów musisz na mnie najeżdżać? Ja pierdolę, co Cię nale obchodzi co ja robię? Ty mnie nienawidzisz przecież. I odpierdol się ode mnie. Jak Ty się pieprzysz z Ellingtonem to nikt ci nic nie mówi i nie zaczynaj tu nawet tego tematu, że to jakakolwiek różnica, bo Ty go kochasz, a ja ich wszystkich nie. Pomyślałaś o tym, czego od Was chcę? Nie, nie ciągłej krytyki, narzekania. Potrzebuję zrozumienia i chociaż trochę wsparcia, szacunku. Nie możesz choć raz powiedzieć ,,dobra Ross, wpakowałeś się w kłopoty, pomogę Ci" tylko zawsze ,,radź sobie sam"? - po policzkach Rydel spłynęły łzy, a ja odwróciłem się na pięcie aby odejść. Nagle poczułem jakbym został czymś uderzony i przystanąłem. To moja świadomość mnie uderzyła. Świadomość tego, co właśnie powiedziałem. Odwróciłem się w stronę blondynki, która ocierała łzy rękawem czerwonego swetra z Rudolfem na środku.
- Rydel przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - zbliżyłem się do niej, aby ją przytulić, ale odepchnęła mnie.
- Gdzie byłeś tamtej nocy? - zapytała, nawet na mnie nie patrząc.
- W klubie. Trochę podpadłem ochroniarzowi i mi się dostało. - nie kłamałem. Po prostu nie mogłem zdradzić jej żadnych szczegółów. Rydel patrzyła chwilę raz na mnie, raz na mój zabandażowany nadgarstek, a po chwili zbliżyła się niebezpiecznie blisko mnie. Byłem pewien, że zaraz przywali mi w twarz, więc wziąłem głęboki oddech, żeby się na to przygotować. To jednak nie nastąpiło. Zamiast tego Delly mocno mnie uścisnęła. Położyła swoją głowę na moim ramieniu, a ręce zawiesiła na szyi. Stałem tak chwilę, ale później objąłem ją w talii i oparłem policzek na jej głowie, zamykając oczy. Staliśmy tak chyba długo, ale nie wiem, nie liczyłem przecież. Chyba mi tego brakowało. Chyba potrzebowałem własnie tego jednego uścisku.
- Kocham Cię, Ross. - otworzyłem oczy. Patrzyłem przed siebie, zbierając się na jakąkolwiek odpowiedź.
- Ja Ciebie też. - powiedziałem w końcu i to mnie zniszczyło. W tym momencie przegrałem chyba wszystko. Może nie powiedziałem konkretnie ,,kocham Cię" ale i tak przyznałem, że to robię. Teraz, kiedy wie, że mam uczucia może to wykorzystywać, chociaż Rydel chyba od zawsze wiedziała, że rodzina jest dla mnie wszystkim.
Wyszliśmy z kuchni. W salonie na kanapie siedział Ellington z Rockym i  grali w jakąś grę. Na oparciu fotelu siedziała Catch, zaś w samym fotelu Riker. Oboje zawzięcie o czymś dyskutowali.
- Możemy rozmawiać z rodzicami. - powiedziała Rydel.
- Tata wyszedł do pracy, a mama robi obiad, bo zaraz wraca Ryland. Nie wiem o czym tam dyskutowaliście, ale chyba już Wam przeszło? - rzucił Rocky.
- Nie było nas kilka minut. - warknąłem.
- Nie było Was półtorej godziny. Słychać Was było pewnie na podwórku, ale olać to, prawda? - dodał jeszcze Riker. Przewróciłem tylko oczami. Spojrzałem na Catch, której tak dobrze rozmawiało się z moim bratem, że aż szkoda im było przeszkadzać. Wiem, że wiele osób pewnie się zdziwi jak się dowiedzą, że mam dziewczynę, ale w sumie, tak czysto teoretycznie, to łączy nas to co wcześniej tyle tylko, że niby jesteśmy chłopakiem i dziewczyną, zamiast kolegą i koleżanką. To nic poważnego, przynajmniej dla mnie. Gorzej, jeżeli Catch traktuje to poważnie. W sumie to nie. I tak mam to gdzieś. Catch wstała z fotela i podeszła bliżej mnie. Spojrzała mi w oczy, a za chwilę stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha:
- Wszystko w porządku? - oddaliłem ją lekko do siebie, żeby widziała jak kiwam głową na tak. Przyłożyłem dłoń do jej policzka i sunąłem nią aż natknąłem się na jakieś kosmyki włosów. Założyłem je jej za ucho i nagle zabrałem rękę jak oparzony. Odszedłem kawałek dalej, a w jej oczach lśniły łzy. Dobrze wiedziała, że nie stać mnie na żadne czułe gesty i nagle, tak po prostu zrobiłem coś w tym stylu. A to dało mi jasno do zrozumienia, że mimo iż twierdzi, że nie przeszkadza jej to jaki jest nasz ,,związek" to i tak liczy na coś więcej i w tej chwili nieoczekiwanie to dostała.
- Idziemy do mnie? - zapytałem, ruchem głowy wskazując sufit, bo mój pokój mieścił się na górze.
- Nie, Ross. Nie mam ochoty. - powiedziała i wyszła do przedpokoju. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na kanapie obok Ellingtona. Całe zło, które na jakąś chwilę ze mnie uciekło, nagle powróciło, a to dowód na to, że ja się nie zmieniam.

Żeby nie było ,,Ross poznał Catch dwa rozdziały temu i już są razem, akcja jest za szybko" - to było planowane. XD

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 16 ,,chciałem, żeby miała własne życie."

Komentarz = motywacja
   - Catch, proszę, musisz pomóc mi wybrać. - jęknąłem, wlepiając swój znudzony wzrok w szybę, za którą znajdowała się złota biżuteria. Blondynka popatrzyła na mnie, później na szybę, znów na mnie, jeszcze raz na szybę i westchnęła.
- Ross, to Twoja siostra, Ty ją znasz, nie wiem, która jej się spodoba. - powiedziała i wyjęła telefon z kieszeni. Zaczęła coś na nim robić, a ja znów przyglądałem się każdej bransoletce. Rydel w tym roku na święta wymyśliła losowanie.W ten sposób każdy otrzyma i podaruje prezent, a mniej wyda, bo w końcu kupi jeden, zamiast siedmiu (w tym roku do rodziców na święta jedzie z nami, po godzinnych namowach Rydel, Ell). Wylosowałem Rydel i od razu przypomniałem sobie o bransoletce, którą pokazywała Ratliffowi właśnie u tego jubilera, kiedy wracaliśmy z koncertu. Niestety, tym razem jej już nie było.
- Mógłby pan jeszcze raz ją opisać? - zapytała sprzedawczyni, patrząc w swój komputer.
- No taka...złota. - burknąłem, bo zupełnie nie wiedziałem co mogę o niej powiedzieć. Przywołałem jej obraz w pamięci jeszcze raz.
- Obawiam się, że potrzeba mi więcej szczegółów.
- Miała takie srebrne pięć kuleczek w dość dużych odstępach od siebie. - kobieta odwróciła w moją stronę monitor z załączonym obrazkiem biżuterii, której szukam.
- Tak to ta! wykrzyknąłem. - Ma ją pani? 
- Ja nie, ale zapiszę panu adres. Mamy dwa sklepy, drugi jest dosłownie kilka przecznic stąd, tam została ostatnia, więc ją zarezerwowałam. - powiedziała i podała mi czerwoną karteczkę, która na odwrocie miała nadrukowane  ,,Wesołych Świąt" na czarno, ładną czcionką. Uśmiechnąłem się wciskając karteczkę do kieszeni kurtki. Pociągnąłem Catch za rękę, a ta z trudem odłożyła telefon do torebki.
- Masz? - zapytała, będąc gdzieś za mną, bo ciągle ciągnąłem ją za rękę. Nie odpowiedziałem jednak, tylko ciągnąłem ją dalej, aż do samego jubilera.

   Catch schowała mi bransoletkę, zapakowaną w bardzo ładne pudełko do torebki, abym jej nie zgubił. Potem wstąpiliśmy do kawiarni, bo zachciało jej się czekolady na gorąco, mimo, że proponowałem jej, że zrobię jej u mnie w domu i nie będzie musiała za to płacić. Otwierając drzwi od kawiarni i chcąc wyjść, napotkałem się na kamery i mikrofony uderzające w moją twarz z każdej strony.
- Ross, czy mógłbyś udzielić wywiadu? Ross! 
- To twoja dziewczyna? 
- Panie Lynch, co zdradzi pan na temat obozu wakacyjnego? - gdzie bym się nie odwrócił nowe pytania. Miałem ochotę krzyknąć, żeby się odwalili i odejść, ale wszyscy byliby na mnie wkurzeni, a i tak mam już w domu napiętą atmosferę. Posłałem Catch przepraszające spojrzenie , a ona pokiwała głową, że rozumie. Chciała odejść gdzieś na bok, ale natłok reporterów był tak ogromny, że nie udało jej się  przecisnąć. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za siebie. Nie chciałem, aby się jej uczepili, chciałem, żeby miała własne życie.
- Czy to Twoja dziewczyna, Ross? - zapytał jeden z reporterów.
- Nie. - warknąłem.
- Opowiesz nam coś o tegorocznym obozie wakacyjnym, w którym uczestniczyłeś razem z Rikerem? 
- Nie. To są wspomnienia, które chcę zachować dla siebie. 
- Czy powiesz nam dziś cokolwiek?
- Nie. - odpowiedziałem szczerze i wygramoliłem się z tego tłumu, ciągnąc Catch za rękę.

    - Za chwile spadniesz z tego dachu. - szepnęła blondynka, bawiąc się swoimi palcami u rąk. Chodziłem w te i wewte, a w mojej głowie pojawił się obraz spadającego mnie. Od razu odszedłem od krawędzi dachu na bezpieczną odległość. To zaczynało mnie dobijać. Gdzie się nie ruszę, tam reporterzy. Jak odmówię wywiadu to gwiazdorzę, ale jak się już zgodzę, ich pytania przekraczają często wszelkie granice. Nie mogę nic zachować dla siebie? Czy ze wszystkiego muszę się spowiadać? To cholernie denerwuje. Czasami się zastanawiam, czy gdybym mógł cofnąć czas, to znowu pakowałbym się w to całe R5? Wkraczanie w świat ,,gwiazd" jest jak zrzeknięcie się prywatności. Ale nawet jak się w niego wejdzie, to już się nie wyjdzie. Kiedy skończymy z muzyką nie przestaniemy być nagle  rozpoznawalni. To się nigdy nie skończy. Już zawsze będziemy R5 i tyle.
   Odprowadziłem Catch do domu. Przechodząc obok klubu bardzo kusiło mnie, żeby tam wejść, ale zrezygnowałem. Chciałem już być w domu.

Ja wiem, że jest krótki, ale mam napisane dwa w przód, więc na następny nie będzie nikt czekał miesiąc, przysięgaaam xdd

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 15 - ,,Bo w sumie to ja nie żyję"

Komentarz = motywacja

   Zszedłem powoli na dół i wszystkie śmiechy i rozmowy ucichły. Rocky otworzył lodówkę i gdyby mógł, wsadziłby tam całą głowę. Riker chwycił kubek i powoli pił herbatę. Rydel spojrzała na mnie i odwróciła się do mnie tyłem, robiąc coś przy patelni. Umyty i ubrany, nic nie mówiąc sięgnąłem tylko po jednego naleśnika i ugryzłem kawałek. Poszedłem na przedpokój, gdzie założyłem buty i wyszedłem z kurtką w jednej, a moim śniadaniem w drugiej ręce. Ruszyłem przed siebie, rozglądając się dokoła. Skończyłem jeść i narzuciłem na siebie kurtkę. Sam nie wiedziałem dokąd zmierzam, ale chciałem po prostu wyjść z domu, uciec od tej napiętej atmosfery. Oni mnie nienawidzą. Moje rodzeństwo mnie nienawidzi. To było przykre uczucie, nie powiem. Po jakimś czasie, wiedziałem już, w jakie miejsce ciągle pcha mnie moja podświadomość.
   Pchnąłem drzwi od hali sportowej i wszedłem do środka. Podszedłem do mojej szafki, w której trzymałem strój i wyjąłem go. Wszedłem do szatni przebrałem się w strój sportowy i znalazłem się na sali.
- Ross, dawno Cię tu nie było. - mruknął trener. Wzruszyłem ramionami, sięgając po piłkę.
- Wie pan, trasa, obóz wakacyjny. Dlatego nie zapisywałem się nigdy na regularne treningi jak mnie pan namawiał. - uderzyłem w piłkę z całej siły, a ta uderzyła w siatkę.
- Kurwa. - szepnąłem pod nosem. Wyjąłem z kosza drugą piłkę i powtórzyłem czynność. Uderzyła w sufit. Za trzecim razem w ogóle nie trafiłem.
- Chyba Ci dziś nie idzie. - zaśmiał się Eric, przybijając mi piątkę.
- Oh, zamknij mordę. - mruknąłem. W ogóle nie zwracałem na ludzi obecnych tu dzisiaj. Chciałem tylko wyładować emocje. Trener zaproponował mecz. Byłem w drużynie z Ericiem i czterema dziewczynami, których nie znam.
- Może jest przystojny, ale wiesz, on ma coś jeszcze. Miliony dziewczyn na jedną noc. - szepnęła jedna z nich do swojej koleżanki, jednak to usłyszałem. Rozpoznałem ją, często jest na tych treningach, ale zadziwiające, że tyle o mnie wie. Eric chyba też usłyszał, co o mnie mówiła, bo specjalnie uderzył w nią piłką, delikatnie co prawda, ale straciliśmy punkt. Przeciwna drużyna zrobiła przejście i tym razem oni zepsuli. Stanąłem pod siatką i zaserwowała jakaś dziewczyna. Po krótkich wymianach odbić, kiedy piłka leciała na nasze boisko, podskoczyłem i uderzyłem w nią tak, że odbiła się od podłogi przeciwników, prawie uderzając w nos jednego z chłopaków, który właśnie się zagadał. Zdobyliśmy punkt. Ciągłe przejścia. Serwowałem. Uderzyłem w piłkę z całej siły, jednak drużyna przeciwna odbiła i toczyła się gra, aż padł punkt, który zdecydował, że wygrałem. Znaczy my wygraliśmy.
- Dobrze Ci szło, Ross. - trener poklepał mnie po ramieniu. Chwyciłem butelkę wody i za jednym razem wypiłem ponad połowę.
- Hej. - usłyszałem nieśmiały, dziewczęcy głos i spojrzałem na drzwi, w których stała dziewczyna o blond włosach. To była ta dziewczyna, która usłyszała dziś, że mam miliony dziewczyn na jedną noc. Mruknąłem coś pod nosem, a ona zbliżyła się i usiadła obok mnie.
- Słyszałam o Tobie sporo rzeczy. - uśmiechnęła i się i założyła kosmyk włosów za ucho. Wstałem z ławki na której siedziałem, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Słyszałem, że słyszałaś. Nie wiem tylko co robisz tu po takich słowach. - przeciągnąłem koszulkę przez głowę i rzuciłem ją na ławkę. Dziewczyna wstała i oparła się plecami o ścianę.
- Wolę najpierw poznać człowieka, zanim zdecyduję jaki on jest. - mruknęła. Zbliżyłem się do niej i oparłem rękę na ścianie obok jej głowy.
- Kto powiedział, że ja chcę Ciebie poznawać? - zapytałem, a ona wzruszyła ramionami. Położyła swoje zimne ręce na mojej nagiej klatce piersiowej i odepchnęła mnie lekko od siebie. Sięgnąłem po koszulkę na zmianę i kiedy byłem już w świeżych ubraniach, zapakowałem wszystkie moje rzeczy do torby.
- Catch. - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Uśmiechnąłem się, mierząc ją wzrokiem. Podoba mi się, nie odpuszcza sobie choćby nie wiem co.
- Ross. Ale powinnaś wiedzieć, że te historie, które o mnie słyszałaś są prawdziwe. - puściłem jej dłoń i przewiesiłem sportową torbę przez ramię. Catch się wzdrygnęła. Zaintrygowała mnie.
-  Może chciałbyś się gdzieś przejść? - zapytała, wciąż nie odstępując ode mnie kroku. Wzruszyłem ramionami i przygryzłem wargę.
- W sumie możemy gdzieś iść. - powiedziałem i chwyciłem ją za rękę, naprowadzając ją w stronę, w którą chcę iść. Nie odezwała się i ruszyła za mną.
   Wreszcie doszliśmy do najwyższego wieżowca w Los Angeles. Weszliśmy do środka, a chwilę później znajdowaliśmy się na dachu. Catch stała w miejscu nie ruszając nawet palcem, kiedy ja chodziłem w kółko.
- O co chodzi? - zapytałem. Podchodząc bliżej niej.
- O nic tylko...mam taki malutki lęk wysokości. - powiedziała kreśląc cudzysłów w powietrzu przy słowie ,,malutki". Roześmiałem się.
- Wcale nie boisz się wysokości. - stwierdziłem, patrząc na rozciągającą się panoramę miasta. Wreszcie można było podziwiać zachód słońca, bo nie zasłaniały go inne wysokie budynki. Włożyłem ręce do kieszeni spodni i zgarbiłem się lekko. Nałożyłem jeszcze na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Skąd możesz wiedzieć, czego się boję? - zapytała, ale nie widziałem jej mimiki twarzy, bo stałem tyłem do niej.
- Boisz się spaść. Gdybyś wiedziała, że jesteś wysoko, ale nie ma możliwości, że spadniesz, bałabyś się?
- Myślę, że bardziej boję się śmierci, która wiąże się z tym spadaniem, niż samego spadania. - mruknęła. Odwróciłem się i zobaczyłem, że usiadła. Przykucnąłem, znów tyłem do niej.
- Ta, śmierć wbrew pozorom też wcale nie jest taka straszna. - roześmiałem się. - To życie jest straszniejsze. - dodałem już poważniej.
- Skąd możesz wiedzieć?
- Bo w sumie to ja nie żyję. To taka śmierć psychiczna. Kiedy wszystko Ci obojętne, nic Cię nie obchodzi, pozwalasz ludziom robić co tylko zechcą. Poddajesz się i przestajesz walczyć o wszystko na czym Ci zależało...takie tam. - Odwróciłem  się, a ona mi się przyglądała.
- Okej, trochę się Ciebie boję. A ludzie, którzy Cię kochają i, których ty kochasz...wiedzą o Twojej śmierci? - uśmiechnęła się. Zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim. Spojrzałem na mój nadgarstek owinięty bandażem. Myślę, że dla Rydel umarłem tej nocy, kiedy przyszedłem do domu cały we krwi i jakby nigdy nic zostawiłem ją z pytaniami, nie zwróciłem na nią uwagi, poszedłem do siebie. Riker przestał ze mną spędzać czas, jak znalazł dziewczynę. Ellington zawsze traktował mnie tak jak Rydel - jak ona była zła, on też, jak była ze mnie dumna, on też. Rocky zawsze pozostawał ,,neutralny". Bronił mnie, twierdził, że jestem młody i mogę się wyszaleć, ale w sumie rozmawiać z nim nie rozmawiałem. Bo ja w sumie z nikim nie rozmawiałem. Najbardziej boli mnie to, jak teraz traktuje mnie Rydel...tak, jakbym nigdy nie istniał. A przecież zawsze jej przeszkadzałem. We własnym domu czuję się niechciany i ostatnie dwa tygodnie spędzam po za nim.
- Mnie się nie da kochać. I ja sam też mało kogo kocham. Nigdy nie wypowiadam tego słowa. - szepnąłem, po długiej chwili.
- Jednak teraz je wypowiedziałeś...czemu na co dzień go nie używasz?
- Wtedy  stajesz się bezbronny. Wszystkie słowa mogą Cię zniszczyć. Nieważne.






TA DAM. Nie ukryjecie, że napisałam to dość szybko, bądźcie ze mnie dumni, o ile ktoś tu jeszcze został xDD
Dziękuję za każdy komentarz na fb, kiedy dodałam link do notki *_*
Jutro jeszcze zostaję w domu, więc mam taką wenę na kolejne kilka rozdziałów i chciałabym zacząć je pisać i napisać tak ok. 7 w przód i później zrobić tydzień, kiedy codziennie dodaję nowy rozdział, ale zobaczymy jak to wyjdzie.
Czekam na Wasze opinie.
Nasz Rossy taki smutny, depresyjny nastolatek xdd

wtorek, 8 grudnia 2015

Coś się stało?

     No więc...martwię się XD
Ale nie, serio. Pod ostatnim rozdziałem jest jeden komentarz (od najlepszej przyjaciółki). To samo jest na drugim blogu. Może nie zawsze miałam miliony komentarzy, ale te 4-5 było, a teraz 1?
Ja wiem, mega długo nie było rozdziału, ale przysięgam, że gdybym tylko mogła to bym coś napisała, ale ja naprawdę nie mam czasu. Tyle co skończyłam korepetycje z matmy i muszę się już uczyć na sprawdzian z biologii, ale piszę notkę, bo myślę o tym od kilku dni i nie wiem co zrobiłam nie tak. Jeżeli chodzi Wam tylko o to, że rozdziały są rzadko, to naprawdę przepraszam, ale nie mogę szybciej. ;-; kończę lekcje zwykle 14:15, 15:05, a teraz muszę zostawać dłużej. Wstawiam tak często jak mogę, a jak będą ferie, czy przerwa świąteczna to pewnie będą dużo częściej, nie wspominając o wakacjach.
PRZEPRASZAM :((
A jak nie chodzi o to, jak często wstawiam rozdziały, to napiszcie mi w komentarzu o co ;-;
W ogóle proszę każdego, kto to przeczytał, o komentarz, bo serio się martwię.


piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 14 ,,- Co Ty zrobiłeś? -"

- Dzwonię tylko dowiedzieć się co u Ciebie, ale nie odbierasz od kilku dni. Pewnie nie chcesz mnie znać, ale od razu mówiłem, żebyś nie robiła sobie nadziei. I tak przepraszam, nie powinienem był wtedy Cię słuchać. - skończył mi się czas na nagranie wiadomości.

,,Patrzyłem na palące się ognisko, pozwalając sobie zatopić się w dźwięku muzyki. Riker grał na gitarze, a moja leżała obok mnie, bo nie miałem ochoty grać. Wszyscy dokoła mnie śpiewali, a ja siedziałem cicho. To naprawdę koniec?"  

- Dodzwoniłeś się? - zapytał Riker, gdy wróciłem do makijażystki. Pokiwałem przecząco głową i usiadłem przed lustrem. Czy oni naprawdę do cholery muszą nam nakładać tyle tej tapety? Moje zdenerwowanie wzrastało z każdym machnięciem pędzla po mojej twarzy. Zacisnąłem zęby i powieki, żeby na nią nie nakrzyczeć.
- Nie. - warknąłem, dmuchając do góry, aby włosy, które opadły mi na czoło z niego zniknęły. Makijażystka zrozumiała o co mi chodzi i szybko to poprawiła.
- Czemu w ogóle tak Ci na tym zależy? Nigdy się tym nie przejmujesz.
- A czemu Tobie tak zależy jak Rowan od Ciebie nie odbiera?
- Ja ją kocham, Ross, to jest różnica.
- No tak. Ale wiesz inne laski nigdy nie żałują tego co między nami zachodzi, a po tych słowach, które powiedziała, jestem pewien, że żałuje. A ja jakieś tam uczucia mam i miewam wyrzuty sumienia. Nie lubię, kiedy dziewczyna żałuje, że ją zaliczyłem. - burknąłem, na co blondynka pudrująca mój nos na chwilę przestała się poruszać.
- Możesz kontynuować? Nie masz całego dnia. - zwróciłem się do niej.
- A skąd wiesz, że to przez Ciebie? Może miała na myśli coś innego, może wcześniej miała takie zdanie o sobie? - Riker kontynuował. Zrezygnowany pokręciłem głową na boki.
- Nie. To moja wina. - powiedziałem zdecydowany i zeskoczyłem z krzesła. Wszedłem na scenę jako ostatni, kiedy wszyscy byli już poustawiani. Zacząłem pierwsze wersy ,,All night", a cały zespół został powitany głośnymi piskami. Na scenie całkiem oddałem się muzyce. Chodziłem w te i wewte, tańczyłem, śpiewałem, tak jak zwykle. Te chwile na scenie pozwalają mi zapomnieć o wszystkim co dzieje się na co dzień.

- Podać jeszcze coś? - barman stał przede mną wycierając ściereczką jakąś szklankę. Opierałem głowę na ręce, a palcem drugiej dłoni jeździłem po obwodzie szklanki wypełnionej wódką.
- Nie.- mruknąłem, upijając łyka alkoholu.
- Dziewczyna? - zapytał, sięgając po kolejną szklankę.
- Nie. - burknąłem. Czy on może dać mi spokój?
- Jeżeli chcesz się wyładować to wiesz, mamy tu kilka fajnych pokoi, płacisz, wchodzisz, zaliczasz i wychodzisz. - mrugnął do mnie. Uniosłem brwi do góry, patrząc na niego jak na idiotę którym w sumie był.
- Na serio sądzisz, że muszę płacić, żeby się z kimś tutaj przespać? Rozejrzyj się. Nieważne do której podejdę, każda będzie tego chciała.
- Ale nie z każdą tutaj możesz zrobić co Ci się żywnie podoba. - wzruszył ramionami, odłożył szklanki i odwrócił się do mnie tyłem. Westchnąłem i ruszyłem do wyjścia, ale jednak. Dojrzałem pokoje, o których mówił ten barman. Ruszyłem w ich kierunku, zapłaciłem mężczyźnie w garniturze, który wpuścił mnie do środka informując, że mam godzinę. W sumie nie wiem po co to zrobiłem. Wszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku, czekając, aż ktoś przyjdzie. Z łazienki wyszła zapłakana dziewczyna, która aż podskoczyła na mój widok.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że mam klienta. - zaczęła się tłumaczyć i ocierać łzy. Przewróciłem oczami, nie bardzo wiedząc, co powinienem w takiej sytuacji zrobić. No bo nigdy wcześniej nie płaciłem za seks. - Masz jakieś specjalne życzenia? - zapytała, nabierając sztucznie ponętnego tonu głosu. Pokręciłem głową na boki. Dziewczyna usiadła na mnie okrakiem i poruszała biodrami w przód i w tył, całując całą moją szyję. W końcu przenieśliśmy się do pozycji leżącej i oczywiście to ja rządziłem i to ja musiałem być u góry. Trzymałem jej ręce za nadgarstki po obu stronach jej głowy. Nie przestając jej całować uchyliłem oczy i spojrzałem na nasze ręce. Dojrzałem blizny i świeże rany na jej nadgarstku. Zaprzestałem pocałunków i usiadłem tak, że ona wciąż leżała pode mną.
- Co masz na ręce? - zapytałem, marszcząc brwi. Wzięła głęboki oddech i podniosła się, podpierając się na łokciach, ale ja popchnąłem ją tak, żeby znów leżała. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale kiedy oczy zaszły jej łzami spojrzała na sufit i milczała.
- Zadałem Ci pytanie...powinnaś na nie odpowiedzieć. - upomniałem się.
- Przecież doskonale widzisz co to jest...
- Ross. - przedstawiłem się. - Z jakiego to powodu?
- Naprawdę pytasz? Po co tutaj jesteś? - znów się podniosła, ale ja znów ją pchnąłem. Tak samo jak ona przed chwilą, patrzyłem w jej oczy, ale wciąż milczałem. Sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie. - żeby mnie zaliczyć i wyjść. Nigdy nie będziesz wracał pamięcią do tej nocy, ale ja będę. Po Tobie pojawi się tutaj kolejna kreska, bo każda, to inny klient, a widzisz ile ich tu jest? Całkiem sporo, tak? Więc nie pytaj mnie o to, bo nikt nie pyta, tylko zrób to, co masz zamiar i wyjdź, tak jak każdy.
- Nie jestem każdy. Po za tym chyba sprawia Ci to przyjemność, skoro to Twoja praca? - prychnęła, podniosła się trzeci raz, ale trzeci raz ją pchnąłem.
- Żartujesz? A Ty myślisz, że ja mam jakiś wybór? Oświecę Cię. Nie mam. Nie chcę tego robić, ale jestem zmuszona, bo inaczej nawet nie będę miała co jeść. No i nie myśl, że dostaję wszystko, co zostawiasz u tych frajerów. Dostaję z tego mniej niż połowę. Jak ja mam wyżyć? - kiedy podniosła się po raz czwarty i miałem zamiar ją pchnąć, złapała za mój nadgarstek i to ona pchnęła mnie tak, że leżałem na plecach. Usiadła na mnie i kontynuowała. - Wiem za kogo mają nas tacy jak Ty, ale zapewniam się, że 99% z nas nie lubi swojej pracy. A teraz kontynuujmy. - stała nade mną i zrzuciła z siebie stanik. Taka piękna dziewczyna miała na sobie bieliznę w moim  ulubionym, żółtym kolorze. Ciężko było się powstrzymywać. W moim wnętrzu walczyły ze sobą jakieś dwie siły. Nie potrafiłem tego opisać. Spostrzegłem, że jest już całkiem bez ubrań dopiero, gdy znów na mnie usiadła.
- Nie musisz tego robić. - westchnąłem. Nawet nie chciałem niczego robić. Chciałem wyjść. Od początku wiedziałem, że to zły pomysł.
- Nie musisz się nade mną litować. Widziałam Twoje oczy kiedy tu wszedłeś. Podobałam Ci się. a teraz patrzysz na mnie tak jakbyś zaraz miał mnie zepchnąć i wyjść.
- Nadal mi się podobasz. Nie wiem po co tu przyszedłem, od początku nie miałem zamiaru. - dostrzegłem na jej ciele siniaki, a ona zorientowała się, że na nie patrzę i od razu je zakryła.

- Nie zrobiłam tego co chciał klient. To zanim zadasz kolejne bezsensowne pytanie. - sięgnęła po szlafrok, który leżał na podłodze i założyła go, a potem wstała z łóżka i usiadła przy stoliku, zapalając papierosa. Patrzyłem na nią na wpół zamkniętymi oczami. Czułem się tak pusto. Nie było mi ani smutno, ani nie byłem szczęśliwy, ani zły. Siedziałem tak, nie wiedząc w sumie po co, dlaczego i co robić. Właśnie rozmawiam z kobietą, za którą przed chwilą zapłaciłem, choć od początku wiedziałem, że do niczego nie dojdzie. Byłem zmęczony i chciałem wracać do domu. Coś we mnie pękło kilka dni temu. I nie wiem czym to było wywołane. Nie wiem nawet, co we mnie pękło.Wiem tyle, że już nic nie czułem. A może umarłem? Nie żyję?
Wyszedłem z pokoju i zastałem przed nim sporych rozmiarów mężczyznę. Spojrzałem mu w twarz zdezorientowany. Spojrzał na dziewczynę palącą papierosa, a kiedy odwróciłem się w jej stronę kiwała głową na boki. Chłopak szarpnął moją koszulkę i przygwoździł mnie do ściany.
- Zmarnowałeś tylko czas, debilu.
- Zapłaciłem Wam.  - mruknąłem, wyrywając się z jego uścisku, ale od razu dostałem za to w twarz, która automatycznie odwróciła się w prawo, pod wpływem mocnego uderzenia. Zacisnąłem oczy, a kiedy je otworzyłem coś skapnęło na podłogę. Przyłożyłem rękaw do nosa i kiedy zobaczyłem plamę krwi na białej koszuli, dodatkowo go przetarłem. Podszedłem do szatyna, który przed chwilą mnie uderzył. Zamachnąłem się i tym razem on dostał w nos. Później drugi raz, trzeci, czwarty, a potem moje pięści obijały się już o całe jego ciało. Kiedy leżał na podłodze kopnąłem go w brzuch, za który automatycznie się złapał. Ktoś szarpnął mnie za nadgarstek.  Odwróciłem się i ujrzałem przerażoną dziewczynę, przez którą teraz dzieje się to wszystko.
-Spierdalaj...
- Veronica. - dokończyła. Wzruszyłem ramionami, bo w tej sytuacji naprawdę nie obchodziło mnie jej imię.
- Ross! - pisnęła, próbując mnie odciągnąć. - Zostaw go, błagam. - po jej policzkach spłynęły łzy. Widząc to odsunąłem się od chłopaka i jeszcze raz wytarłem rękawem nos. Splunąłem obok niego. Odwróciłem się i ruszyłem powoli w stronę wyjścia.
- To Ty za to zapłacisz, suko. Za minutę masz być gotowa. - usłyszałem i odwróciłem się. Szatyn już wstał, a jego twarz była cała poobijana. Nie mogłem jednak znieść myśli, że on może skrzywdzić jakąś dziewczynę, a ja nie zareaguję. Wróciłem tam z powrotem.
- Spierdalaj stąd, bo tym razem nie będzie tak łatwo, pedale. - uniosłem brwi. Naprawdę myślał, że to na mnie podziała? Strzeliłem palcami i zacisnąłem ręce w pięści. Chłopak to zauważył i cofnął się do tyłu.
- Veronica. - powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. - wyjdź. Czekaj na mnie przed klubem. - kiedy zobaczyłem jak dziewczyna mnie wyminęła, odwróciłem się i powoli ruszyłem za nią. Na zewnątrz staliśmy chwilę w ciszy, więc skorzystałem z okazji i zapaliłem papierosa.
- Nie masz chyba zamiaru tam wrócić? - zapytałem, wypuszczając dym z ust i częstując ją papierosem. Spojrzała na mnie przerażona.
- A co innego mam zrobić? Gdybyś go nie uderzył, nie doszłoby do tego wszystkiego. To nie będzie pierwsza moja kara, wytrzymam. Niepotrzebnie się mieszałeś, Ross. - zgasiła papierosa, którego ledwo zaczęła i wróciła do klubu. Wypuściłem powietrze z ust i w tej chwili zadzwonił mój telefon. Nie odebrałem, widząc, że to Rydel. Szedłem przed siebie. Chciałem po prostu być w domu jak najszybciej. Myślałem o całej tej sytuacji i o tym, co teraz ta dziewczyna przeżywa. To nie moja wina, że ma zjebanego ochroniarza. Zagryzłem dolną wargę, czując jak narasta we mnie złość, ale to nie podziałało.
- Kurwa! - krzyknąłem i uderzyłem pięścią w budynek obok mnie, co przyciągnęło ciekawskie spojrzenia ludzi, którzy jeszcze o tej porze tędy chodzili. Zacisnąłem powieki i oparłem czoło o ten budynek, jeszcze raz, ale delikatnie, uderzając w niego pięścią. Odwróciłem się plecami do ściany i osunąłem się na ziemię. Zgiąłem kolana i wyciągnąłem z kieszeni papierosa. Drugiego w ciągu godziny. Zaciągnąłem się i oparłem łokieć na kolanie, strzepując popiół. Wypuściłem z ust idealne kółka z dymu. I tak kilka razy pod rząd. Kiedy skończyłem palić wstałem i znów ruszyłem przed siebie. Wreszcie dotarłem do ciemnego domu. Przechodziłem jak najciszej przez salon, aby nikogo nie obudzić. Wtedy nagle światło się zaświeciło, a na kanapie siedziała Rydel. O, tak jak w tych wszystkich filmach. Przystanąłem, a zdenerwowanie, które przed chwilą widniało na jej twarzy, ustąpiło miejsca trosce i współczuciu. Wstała z kanapy i podeszła do mnie bliżej.
- Ross. - szepnęła i załamał jej się głos. Ujęła moją twarz w dłonie i dokładnie oglądała mój nos. Przełknęła ślinę, zamknęła oczy i oparła swoje czoło o moje. - Co Ty zrobiłeś? - zapytała i te trzy słowa, nie wiadomo czemu złamały mnie.
- Przepraszam. - mój głos zadrżał, ale udało mi się to ukryć. Delly pociągnęła mnie za rękę do łazienki. Posadziła mnie na zamkniętej toalecie i wyjęła z szafki nad umywalką apteczkę. Przemyła moje krwawiące knykcie wodą utlenioną. Na nadgarstku, nie wiem skąd, również pojawiły się jakieś rany, więc je również przemyła i obwinęła to miejsce bandażem. Na końcu zajęła się moim nosem. Podała mi koszulkę na zmianę i wyszła z łazienki, czekając, aż się przebiorę. Westchnąłem kilka razy  spojrzałem w lustro. Moje oczy błysnęły, z powodów, których nie znałem. Rozpiąłem powoli guziki koszuli i zrzuciłem ją na podłogę. Założyłem koszulkę, którą dostałem od siostry, zdjąłem spodnie, zmieniłem bieliznę i pozostałem w samych bokserkach i koszulce . Tak własnie wyszedłem z łazienki podając Rydel zakrwawioną koszulę.
- Możesz ją wyrzucić, to się nie dopierze. - rzuciła i odwróciła się ode mnie. Poszła na górę, pewnie do swojego pokoju. Wcisnąłem białą koszulę do kosza na śmieci i poszedłem do łóżka. Długo nie mogłem zasnąć, o ile w ogóle to zrobiłem.
 


____________________________________________
Rozdziału nie było ponad miesiąc chyba.  Nie będę się nawet tłumaczyć, bo każdy dobrze wie, z jakich to przyczyn. Przepraszam. Naprawdę. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, bo na drugim blogu bo takiej nieobecności z ok.  pięciu komentarzy pod każdym rozdziałem zrobił się 1 i nie wiem czy to tylko przez to, że tak długo nie było rozdziału, czy coś źle napisałam więc mam nadzieję, że wy skomentujecie xdd