piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 14 ,,- Co Ty zrobiłeś? -"

- Dzwonię tylko dowiedzieć się co u Ciebie, ale nie odbierasz od kilku dni. Pewnie nie chcesz mnie znać, ale od razu mówiłem, żebyś nie robiła sobie nadziei. I tak przepraszam, nie powinienem był wtedy Cię słuchać. - skończył mi się czas na nagranie wiadomości.

,,Patrzyłem na palące się ognisko, pozwalając sobie zatopić się w dźwięku muzyki. Riker grał na gitarze, a moja leżała obok mnie, bo nie miałem ochoty grać. Wszyscy dokoła mnie śpiewali, a ja siedziałem cicho. To naprawdę koniec?"  

- Dodzwoniłeś się? - zapytał Riker, gdy wróciłem do makijażystki. Pokiwałem przecząco głową i usiadłem przed lustrem. Czy oni naprawdę do cholery muszą nam nakładać tyle tej tapety? Moje zdenerwowanie wzrastało z każdym machnięciem pędzla po mojej twarzy. Zacisnąłem zęby i powieki, żeby na nią nie nakrzyczeć.
- Nie. - warknąłem, dmuchając do góry, aby włosy, które opadły mi na czoło z niego zniknęły. Makijażystka zrozumiała o co mi chodzi i szybko to poprawiła.
- Czemu w ogóle tak Ci na tym zależy? Nigdy się tym nie przejmujesz.
- A czemu Tobie tak zależy jak Rowan od Ciebie nie odbiera?
- Ja ją kocham, Ross, to jest różnica.
- No tak. Ale wiesz inne laski nigdy nie żałują tego co między nami zachodzi, a po tych słowach, które powiedziała, jestem pewien, że żałuje. A ja jakieś tam uczucia mam i miewam wyrzuty sumienia. Nie lubię, kiedy dziewczyna żałuje, że ją zaliczyłem. - burknąłem, na co blondynka pudrująca mój nos na chwilę przestała się poruszać.
- Możesz kontynuować? Nie masz całego dnia. - zwróciłem się do niej.
- A skąd wiesz, że to przez Ciebie? Może miała na myśli coś innego, może wcześniej miała takie zdanie o sobie? - Riker kontynuował. Zrezygnowany pokręciłem głową na boki.
- Nie. To moja wina. - powiedziałem zdecydowany i zeskoczyłem z krzesła. Wszedłem na scenę jako ostatni, kiedy wszyscy byli już poustawiani. Zacząłem pierwsze wersy ,,All night", a cały zespół został powitany głośnymi piskami. Na scenie całkiem oddałem się muzyce. Chodziłem w te i wewte, tańczyłem, śpiewałem, tak jak zwykle. Te chwile na scenie pozwalają mi zapomnieć o wszystkim co dzieje się na co dzień.

- Podać jeszcze coś? - barman stał przede mną wycierając ściereczką jakąś szklankę. Opierałem głowę na ręce, a palcem drugiej dłoni jeździłem po obwodzie szklanki wypełnionej wódką.
- Nie.- mruknąłem, upijając łyka alkoholu.
- Dziewczyna? - zapytał, sięgając po kolejną szklankę.
- Nie. - burknąłem. Czy on może dać mi spokój?
- Jeżeli chcesz się wyładować to wiesz, mamy tu kilka fajnych pokoi, płacisz, wchodzisz, zaliczasz i wychodzisz. - mrugnął do mnie. Uniosłem brwi do góry, patrząc na niego jak na idiotę którym w sumie był.
- Na serio sądzisz, że muszę płacić, żeby się z kimś tutaj przespać? Rozejrzyj się. Nieważne do której podejdę, każda będzie tego chciała.
- Ale nie z każdą tutaj możesz zrobić co Ci się żywnie podoba. - wzruszył ramionami, odłożył szklanki i odwrócił się do mnie tyłem. Westchnąłem i ruszyłem do wyjścia, ale jednak. Dojrzałem pokoje, o których mówił ten barman. Ruszyłem w ich kierunku, zapłaciłem mężczyźnie w garniturze, który wpuścił mnie do środka informując, że mam godzinę. W sumie nie wiem po co to zrobiłem. Wszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku, czekając, aż ktoś przyjdzie. Z łazienki wyszła zapłakana dziewczyna, która aż podskoczyła na mój widok.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że mam klienta. - zaczęła się tłumaczyć i ocierać łzy. Przewróciłem oczami, nie bardzo wiedząc, co powinienem w takiej sytuacji zrobić. No bo nigdy wcześniej nie płaciłem za seks. - Masz jakieś specjalne życzenia? - zapytała, nabierając sztucznie ponętnego tonu głosu. Pokręciłem głową na boki. Dziewczyna usiadła na mnie okrakiem i poruszała biodrami w przód i w tył, całując całą moją szyję. W końcu przenieśliśmy się do pozycji leżącej i oczywiście to ja rządziłem i to ja musiałem być u góry. Trzymałem jej ręce za nadgarstki po obu stronach jej głowy. Nie przestając jej całować uchyliłem oczy i spojrzałem na nasze ręce. Dojrzałem blizny i świeże rany na jej nadgarstku. Zaprzestałem pocałunków i usiadłem tak, że ona wciąż leżała pode mną.
- Co masz na ręce? - zapytałem, marszcząc brwi. Wzięła głęboki oddech i podniosła się, podpierając się na łokciach, ale ja popchnąłem ją tak, żeby znów leżała. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale kiedy oczy zaszły jej łzami spojrzała na sufit i milczała.
- Zadałem Ci pytanie...powinnaś na nie odpowiedzieć. - upomniałem się.
- Przecież doskonale widzisz co to jest...
- Ross. - przedstawiłem się. - Z jakiego to powodu?
- Naprawdę pytasz? Po co tutaj jesteś? - znów się podniosła, ale ja znów ją pchnąłem. Tak samo jak ona przed chwilą, patrzyłem w jej oczy, ale wciąż milczałem. Sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie. - żeby mnie zaliczyć i wyjść. Nigdy nie będziesz wracał pamięcią do tej nocy, ale ja będę. Po Tobie pojawi się tutaj kolejna kreska, bo każda, to inny klient, a widzisz ile ich tu jest? Całkiem sporo, tak? Więc nie pytaj mnie o to, bo nikt nie pyta, tylko zrób to, co masz zamiar i wyjdź, tak jak każdy.
- Nie jestem każdy. Po za tym chyba sprawia Ci to przyjemność, skoro to Twoja praca? - prychnęła, podniosła się trzeci raz, ale trzeci raz ją pchnąłem.
- Żartujesz? A Ty myślisz, że ja mam jakiś wybór? Oświecę Cię. Nie mam. Nie chcę tego robić, ale jestem zmuszona, bo inaczej nawet nie będę miała co jeść. No i nie myśl, że dostaję wszystko, co zostawiasz u tych frajerów. Dostaję z tego mniej niż połowę. Jak ja mam wyżyć? - kiedy podniosła się po raz czwarty i miałem zamiar ją pchnąć, złapała za mój nadgarstek i to ona pchnęła mnie tak, że leżałem na plecach. Usiadła na mnie i kontynuowała. - Wiem za kogo mają nas tacy jak Ty, ale zapewniam się, że 99% z nas nie lubi swojej pracy. A teraz kontynuujmy. - stała nade mną i zrzuciła z siebie stanik. Taka piękna dziewczyna miała na sobie bieliznę w moim  ulubionym, żółtym kolorze. Ciężko było się powstrzymywać. W moim wnętrzu walczyły ze sobą jakieś dwie siły. Nie potrafiłem tego opisać. Spostrzegłem, że jest już całkiem bez ubrań dopiero, gdy znów na mnie usiadła.
- Nie musisz tego robić. - westchnąłem. Nawet nie chciałem niczego robić. Chciałem wyjść. Od początku wiedziałem, że to zły pomysł.
- Nie musisz się nade mną litować. Widziałam Twoje oczy kiedy tu wszedłeś. Podobałam Ci się. a teraz patrzysz na mnie tak jakbyś zaraz miał mnie zepchnąć i wyjść.
- Nadal mi się podobasz. Nie wiem po co tu przyszedłem, od początku nie miałem zamiaru. - dostrzegłem na jej ciele siniaki, a ona zorientowała się, że na nie patrzę i od razu je zakryła.

- Nie zrobiłam tego co chciał klient. To zanim zadasz kolejne bezsensowne pytanie. - sięgnęła po szlafrok, który leżał na podłodze i założyła go, a potem wstała z łóżka i usiadła przy stoliku, zapalając papierosa. Patrzyłem na nią na wpół zamkniętymi oczami. Czułem się tak pusto. Nie było mi ani smutno, ani nie byłem szczęśliwy, ani zły. Siedziałem tak, nie wiedząc w sumie po co, dlaczego i co robić. Właśnie rozmawiam z kobietą, za którą przed chwilą zapłaciłem, choć od początku wiedziałem, że do niczego nie dojdzie. Byłem zmęczony i chciałem wracać do domu. Coś we mnie pękło kilka dni temu. I nie wiem czym to było wywołane. Nie wiem nawet, co we mnie pękło.Wiem tyle, że już nic nie czułem. A może umarłem? Nie żyję?
Wyszedłem z pokoju i zastałem przed nim sporych rozmiarów mężczyznę. Spojrzałem mu w twarz zdezorientowany. Spojrzał na dziewczynę palącą papierosa, a kiedy odwróciłem się w jej stronę kiwała głową na boki. Chłopak szarpnął moją koszulkę i przygwoździł mnie do ściany.
- Zmarnowałeś tylko czas, debilu.
- Zapłaciłem Wam.  - mruknąłem, wyrywając się z jego uścisku, ale od razu dostałem za to w twarz, która automatycznie odwróciła się w prawo, pod wpływem mocnego uderzenia. Zacisnąłem oczy, a kiedy je otworzyłem coś skapnęło na podłogę. Przyłożyłem rękaw do nosa i kiedy zobaczyłem plamę krwi na białej koszuli, dodatkowo go przetarłem. Podszedłem do szatyna, który przed chwilą mnie uderzył. Zamachnąłem się i tym razem on dostał w nos. Później drugi raz, trzeci, czwarty, a potem moje pięści obijały się już o całe jego ciało. Kiedy leżał na podłodze kopnąłem go w brzuch, za który automatycznie się złapał. Ktoś szarpnął mnie za nadgarstek.  Odwróciłem się i ujrzałem przerażoną dziewczynę, przez którą teraz dzieje się to wszystko.
-Spierdalaj...
- Veronica. - dokończyła. Wzruszyłem ramionami, bo w tej sytuacji naprawdę nie obchodziło mnie jej imię.
- Ross! - pisnęła, próbując mnie odciągnąć. - Zostaw go, błagam. - po jej policzkach spłynęły łzy. Widząc to odsunąłem się od chłopaka i jeszcze raz wytarłem rękawem nos. Splunąłem obok niego. Odwróciłem się i ruszyłem powoli w stronę wyjścia.
- To Ty za to zapłacisz, suko. Za minutę masz być gotowa. - usłyszałem i odwróciłem się. Szatyn już wstał, a jego twarz była cała poobijana. Nie mogłem jednak znieść myśli, że on może skrzywdzić jakąś dziewczynę, a ja nie zareaguję. Wróciłem tam z powrotem.
- Spierdalaj stąd, bo tym razem nie będzie tak łatwo, pedale. - uniosłem brwi. Naprawdę myślał, że to na mnie podziała? Strzeliłem palcami i zacisnąłem ręce w pięści. Chłopak to zauważył i cofnął się do tyłu.
- Veronica. - powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. - wyjdź. Czekaj na mnie przed klubem. - kiedy zobaczyłem jak dziewczyna mnie wyminęła, odwróciłem się i powoli ruszyłem za nią. Na zewnątrz staliśmy chwilę w ciszy, więc skorzystałem z okazji i zapaliłem papierosa.
- Nie masz chyba zamiaru tam wrócić? - zapytałem, wypuszczając dym z ust i częstując ją papierosem. Spojrzała na mnie przerażona.
- A co innego mam zrobić? Gdybyś go nie uderzył, nie doszłoby do tego wszystkiego. To nie będzie pierwsza moja kara, wytrzymam. Niepotrzebnie się mieszałeś, Ross. - zgasiła papierosa, którego ledwo zaczęła i wróciła do klubu. Wypuściłem powietrze z ust i w tej chwili zadzwonił mój telefon. Nie odebrałem, widząc, że to Rydel. Szedłem przed siebie. Chciałem po prostu być w domu jak najszybciej. Myślałem o całej tej sytuacji i o tym, co teraz ta dziewczyna przeżywa. To nie moja wina, że ma zjebanego ochroniarza. Zagryzłem dolną wargę, czując jak narasta we mnie złość, ale to nie podziałało.
- Kurwa! - krzyknąłem i uderzyłem pięścią w budynek obok mnie, co przyciągnęło ciekawskie spojrzenia ludzi, którzy jeszcze o tej porze tędy chodzili. Zacisnąłem powieki i oparłem czoło o ten budynek, jeszcze raz, ale delikatnie, uderzając w niego pięścią. Odwróciłem się plecami do ściany i osunąłem się na ziemię. Zgiąłem kolana i wyciągnąłem z kieszeni papierosa. Drugiego w ciągu godziny. Zaciągnąłem się i oparłem łokieć na kolanie, strzepując popiół. Wypuściłem z ust idealne kółka z dymu. I tak kilka razy pod rząd. Kiedy skończyłem palić wstałem i znów ruszyłem przed siebie. Wreszcie dotarłem do ciemnego domu. Przechodziłem jak najciszej przez salon, aby nikogo nie obudzić. Wtedy nagle światło się zaświeciło, a na kanapie siedziała Rydel. O, tak jak w tych wszystkich filmach. Przystanąłem, a zdenerwowanie, które przed chwilą widniało na jej twarzy, ustąpiło miejsca trosce i współczuciu. Wstała z kanapy i podeszła do mnie bliżej.
- Ross. - szepnęła i załamał jej się głos. Ujęła moją twarz w dłonie i dokładnie oglądała mój nos. Przełknęła ślinę, zamknęła oczy i oparła swoje czoło o moje. - Co Ty zrobiłeś? - zapytała i te trzy słowa, nie wiadomo czemu złamały mnie.
- Przepraszam. - mój głos zadrżał, ale udało mi się to ukryć. Delly pociągnęła mnie za rękę do łazienki. Posadziła mnie na zamkniętej toalecie i wyjęła z szafki nad umywalką apteczkę. Przemyła moje krwawiące knykcie wodą utlenioną. Na nadgarstku, nie wiem skąd, również pojawiły się jakieś rany, więc je również przemyła i obwinęła to miejsce bandażem. Na końcu zajęła się moim nosem. Podała mi koszulkę na zmianę i wyszła z łazienki, czekając, aż się przebiorę. Westchnąłem kilka razy  spojrzałem w lustro. Moje oczy błysnęły, z powodów, których nie znałem. Rozpiąłem powoli guziki koszuli i zrzuciłem ją na podłogę. Założyłem koszulkę, którą dostałem od siostry, zdjąłem spodnie, zmieniłem bieliznę i pozostałem w samych bokserkach i koszulce . Tak własnie wyszedłem z łazienki podając Rydel zakrwawioną koszulę.
- Możesz ją wyrzucić, to się nie dopierze. - rzuciła i odwróciła się ode mnie. Poszła na górę, pewnie do swojego pokoju. Wcisnąłem białą koszulę do kosza na śmieci i poszedłem do łóżka. Długo nie mogłem zasnąć, o ile w ogóle to zrobiłem.
 


____________________________________________
Rozdziału nie było ponad miesiąc chyba.  Nie będę się nawet tłumaczyć, bo każdy dobrze wie, z jakich to przyczyn. Przepraszam. Naprawdę. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, bo na drugim blogu bo takiej nieobecności z ok.  pięciu komentarzy pod każdym rozdziałem zrobił się 1 i nie wiem czy to tylko przez to, że tak długo nie było rozdziału, czy coś źle napisałam więc mam nadzieję, że wy skomentujecie xdd

3 komentarze:

  1. Ja bym ją ze sobą zabrała :3 Siłą :3 Ej no ;-; Rydel tak się o niego martwi a on co... TYLKO PRZEPRASZAM?! ;-; Jezu Ross...
    Czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju no się porobiło ;-;
    Rozdział super ^-^
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń