wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 17 - ,,Potrzebuję zrozumienia i chociaż trochę wsparcia, szacunku"

   Wszedłem do domu, trzymając w swojej zaciśniętej dłoni rękę Catch. Nie, nie wpakowałem się w związek. To znaczy wpakowałem, ale to nic poważnego. Teoretycznie jesteśmy razem, ale praktycznie nic wyjątkowego nas nie łączy. Jest tak jak przedtem, tylko teraz nosimy etykietkę ,,para" i chodzimy do łóżka, kiedy mi się podoba. No, nie zmieniłem się.
   Próbowałem się prześlizgnąć niezauważalnie przez salon, ale w tym momencie zawołała mnie Rydel.
- Ross, podejdziesz porozmawiać z rodzicami? - zapytała wskazując na otwarte okno skype.
- Mieliśmy własnie iść na górę. - posłałem jej znaczące spojrzenie.
- Ważniejsze jest spędzenie czasu z jakąś dziewczyną niż rozmowa z rodzicami?
- Za dwa dni będę rozmawiał z nimi bez przerwy, teraz mam czas dla siebie.
- Mogę Cię na chwilę prosić do kuchni? - zapytała i wyszła z pokoju. Zostawiłem Catch samą i ruszyłem za siostrą. Wszedłem do kuchni, a ona stała tyłem do mnie. Po chwili odwróciła się i zmierzyła mnie wzrokiem. Oparła ręce na biodrach.
- Chcę ustalić szczegóły wyjazdu. Możesz chyba odpuścić zaliczenie jakiejś laski po to, żeby na chwilę porozmawiać z mamą! Za tydzień i tak znajdziesz inną, więc do cholery usiądź do tego komputera.
- Możesz nie przesadzać? Znam szczegóły wyjazdu, wystarczy spakować się i wyjechać. Chcę iść do siebie. - burknąłem.
- Dobrze idź, jeżeli najlepszym rozwiązaniem jest pieprzenie się to proszę bardzo! Zastanawiam się czy gdybym potrzebowała Cię jak nikogo innego to potrafiłbyś odpuścić sobie te wszystkie dziewczyny!
- Zejdź ze mnie, dziewczyno. Od miesiąca nie robisz nic, siedzisz cicho i zachowujesz się, jakby mnie tu nie było. Masz mnie, kurwa, w dupie, a teraz znów musisz na mnie najeżdżać? Ja pierdolę, co Cię nale obchodzi co ja robię? Ty mnie nienawidzisz przecież. I odpierdol się ode mnie. Jak Ty się pieprzysz z Ellingtonem to nikt ci nic nie mówi i nie zaczynaj tu nawet tego tematu, że to jakakolwiek różnica, bo Ty go kochasz, a ja ich wszystkich nie. Pomyślałaś o tym, czego od Was chcę? Nie, nie ciągłej krytyki, narzekania. Potrzebuję zrozumienia i chociaż trochę wsparcia, szacunku. Nie możesz choć raz powiedzieć ,,dobra Ross, wpakowałeś się w kłopoty, pomogę Ci" tylko zawsze ,,radź sobie sam"? - po policzkach Rydel spłynęły łzy, a ja odwróciłem się na pięcie aby odejść. Nagle poczułem jakbym został czymś uderzony i przystanąłem. To moja świadomość mnie uderzyła. Świadomość tego, co właśnie powiedziałem. Odwróciłem się w stronę blondynki, która ocierała łzy rękawem czerwonego swetra z Rudolfem na środku.
- Rydel przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - zbliżyłem się do niej, aby ją przytulić, ale odepchnęła mnie.
- Gdzie byłeś tamtej nocy? - zapytała, nawet na mnie nie patrząc.
- W klubie. Trochę podpadłem ochroniarzowi i mi się dostało. - nie kłamałem. Po prostu nie mogłem zdradzić jej żadnych szczegółów. Rydel patrzyła chwilę raz na mnie, raz na mój zabandażowany nadgarstek, a po chwili zbliżyła się niebezpiecznie blisko mnie. Byłem pewien, że zaraz przywali mi w twarz, więc wziąłem głęboki oddech, żeby się na to przygotować. To jednak nie nastąpiło. Zamiast tego Delly mocno mnie uścisnęła. Położyła swoją głowę na moim ramieniu, a ręce zawiesiła na szyi. Stałem tak chwilę, ale później objąłem ją w talii i oparłem policzek na jej głowie, zamykając oczy. Staliśmy tak chyba długo, ale nie wiem, nie liczyłem przecież. Chyba mi tego brakowało. Chyba potrzebowałem własnie tego jednego uścisku.
- Kocham Cię, Ross. - otworzyłem oczy. Patrzyłem przed siebie, zbierając się na jakąkolwiek odpowiedź.
- Ja Ciebie też. - powiedziałem w końcu i to mnie zniszczyło. W tym momencie przegrałem chyba wszystko. Może nie powiedziałem konkretnie ,,kocham Cię" ale i tak przyznałem, że to robię. Teraz, kiedy wie, że mam uczucia może to wykorzystywać, chociaż Rydel chyba od zawsze wiedziała, że rodzina jest dla mnie wszystkim.
Wyszliśmy z kuchni. W salonie na kanapie siedział Ellington z Rockym i  grali w jakąś grę. Na oparciu fotelu siedziała Catch, zaś w samym fotelu Riker. Oboje zawzięcie o czymś dyskutowali.
- Możemy rozmawiać z rodzicami. - powiedziała Rydel.
- Tata wyszedł do pracy, a mama robi obiad, bo zaraz wraca Ryland. Nie wiem o czym tam dyskutowaliście, ale chyba już Wam przeszło? - rzucił Rocky.
- Nie było nas kilka minut. - warknąłem.
- Nie było Was półtorej godziny. Słychać Was było pewnie na podwórku, ale olać to, prawda? - dodał jeszcze Riker. Przewróciłem tylko oczami. Spojrzałem na Catch, której tak dobrze rozmawiało się z moim bratem, że aż szkoda im było przeszkadzać. Wiem, że wiele osób pewnie się zdziwi jak się dowiedzą, że mam dziewczynę, ale w sumie, tak czysto teoretycznie, to łączy nas to co wcześniej tyle tylko, że niby jesteśmy chłopakiem i dziewczyną, zamiast kolegą i koleżanką. To nic poważnego, przynajmniej dla mnie. Gorzej, jeżeli Catch traktuje to poważnie. W sumie to nie. I tak mam to gdzieś. Catch wstała z fotela i podeszła bliżej mnie. Spojrzała mi w oczy, a za chwilę stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha:
- Wszystko w porządku? - oddaliłem ją lekko do siebie, żeby widziała jak kiwam głową na tak. Przyłożyłem dłoń do jej policzka i sunąłem nią aż natknąłem się na jakieś kosmyki włosów. Założyłem je jej za ucho i nagle zabrałem rękę jak oparzony. Odszedłem kawałek dalej, a w jej oczach lśniły łzy. Dobrze wiedziała, że nie stać mnie na żadne czułe gesty i nagle, tak po prostu zrobiłem coś w tym stylu. A to dało mi jasno do zrozumienia, że mimo iż twierdzi, że nie przeszkadza jej to jaki jest nasz ,,związek" to i tak liczy na coś więcej i w tej chwili nieoczekiwanie to dostała.
- Idziemy do mnie? - zapytałem, ruchem głowy wskazując sufit, bo mój pokój mieścił się na górze.
- Nie, Ross. Nie mam ochoty. - powiedziała i wyszła do przedpokoju. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na kanapie obok Ellingtona. Całe zło, które na jakąś chwilę ze mnie uciekło, nagle powróciło, a to dowód na to, że ja się nie zmieniam.

Żeby nie było ,,Ross poznał Catch dwa rozdziały temu i już są razem, akcja jest za szybko" - to było planowane. XD

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 16 ,,chciałem, żeby miała własne życie."

Komentarz = motywacja
   - Catch, proszę, musisz pomóc mi wybrać. - jęknąłem, wlepiając swój znudzony wzrok w szybę, za którą znajdowała się złota biżuteria. Blondynka popatrzyła na mnie, później na szybę, znów na mnie, jeszcze raz na szybę i westchnęła.
- Ross, to Twoja siostra, Ty ją znasz, nie wiem, która jej się spodoba. - powiedziała i wyjęła telefon z kieszeni. Zaczęła coś na nim robić, a ja znów przyglądałem się każdej bransoletce. Rydel w tym roku na święta wymyśliła losowanie.W ten sposób każdy otrzyma i podaruje prezent, a mniej wyda, bo w końcu kupi jeden, zamiast siedmiu (w tym roku do rodziców na święta jedzie z nami, po godzinnych namowach Rydel, Ell). Wylosowałem Rydel i od razu przypomniałem sobie o bransoletce, którą pokazywała Ratliffowi właśnie u tego jubilera, kiedy wracaliśmy z koncertu. Niestety, tym razem jej już nie było.
- Mógłby pan jeszcze raz ją opisać? - zapytała sprzedawczyni, patrząc w swój komputer.
- No taka...złota. - burknąłem, bo zupełnie nie wiedziałem co mogę o niej powiedzieć. Przywołałem jej obraz w pamięci jeszcze raz.
- Obawiam się, że potrzeba mi więcej szczegółów.
- Miała takie srebrne pięć kuleczek w dość dużych odstępach od siebie. - kobieta odwróciła w moją stronę monitor z załączonym obrazkiem biżuterii, której szukam.
- Tak to ta! wykrzyknąłem. - Ma ją pani? 
- Ja nie, ale zapiszę panu adres. Mamy dwa sklepy, drugi jest dosłownie kilka przecznic stąd, tam została ostatnia, więc ją zarezerwowałam. - powiedziała i podała mi czerwoną karteczkę, która na odwrocie miała nadrukowane  ,,Wesołych Świąt" na czarno, ładną czcionką. Uśmiechnąłem się wciskając karteczkę do kieszeni kurtki. Pociągnąłem Catch za rękę, a ta z trudem odłożyła telefon do torebki.
- Masz? - zapytała, będąc gdzieś za mną, bo ciągle ciągnąłem ją za rękę. Nie odpowiedziałem jednak, tylko ciągnąłem ją dalej, aż do samego jubilera.

   Catch schowała mi bransoletkę, zapakowaną w bardzo ładne pudełko do torebki, abym jej nie zgubił. Potem wstąpiliśmy do kawiarni, bo zachciało jej się czekolady na gorąco, mimo, że proponowałem jej, że zrobię jej u mnie w domu i nie będzie musiała za to płacić. Otwierając drzwi od kawiarni i chcąc wyjść, napotkałem się na kamery i mikrofony uderzające w moją twarz z każdej strony.
- Ross, czy mógłbyś udzielić wywiadu? Ross! 
- To twoja dziewczyna? 
- Panie Lynch, co zdradzi pan na temat obozu wakacyjnego? - gdzie bym się nie odwrócił nowe pytania. Miałem ochotę krzyknąć, żeby się odwalili i odejść, ale wszyscy byliby na mnie wkurzeni, a i tak mam już w domu napiętą atmosferę. Posłałem Catch przepraszające spojrzenie , a ona pokiwała głową, że rozumie. Chciała odejść gdzieś na bok, ale natłok reporterów był tak ogromny, że nie udało jej się  przecisnąć. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za siebie. Nie chciałem, aby się jej uczepili, chciałem, żeby miała własne życie.
- Czy to Twoja dziewczyna, Ross? - zapytał jeden z reporterów.
- Nie. - warknąłem.
- Opowiesz nam coś o tegorocznym obozie wakacyjnym, w którym uczestniczyłeś razem z Rikerem? 
- Nie. To są wspomnienia, które chcę zachować dla siebie. 
- Czy powiesz nam dziś cokolwiek?
- Nie. - odpowiedziałem szczerze i wygramoliłem się z tego tłumu, ciągnąc Catch za rękę.

    - Za chwile spadniesz z tego dachu. - szepnęła blondynka, bawiąc się swoimi palcami u rąk. Chodziłem w te i wewte, a w mojej głowie pojawił się obraz spadającego mnie. Od razu odszedłem od krawędzi dachu na bezpieczną odległość. To zaczynało mnie dobijać. Gdzie się nie ruszę, tam reporterzy. Jak odmówię wywiadu to gwiazdorzę, ale jak się już zgodzę, ich pytania przekraczają często wszelkie granice. Nie mogę nic zachować dla siebie? Czy ze wszystkiego muszę się spowiadać? To cholernie denerwuje. Czasami się zastanawiam, czy gdybym mógł cofnąć czas, to znowu pakowałbym się w to całe R5? Wkraczanie w świat ,,gwiazd" jest jak zrzeknięcie się prywatności. Ale nawet jak się w niego wejdzie, to już się nie wyjdzie. Kiedy skończymy z muzyką nie przestaniemy być nagle  rozpoznawalni. To się nigdy nie skończy. Już zawsze będziemy R5 i tyle.
   Odprowadziłem Catch do domu. Przechodząc obok klubu bardzo kusiło mnie, żeby tam wejść, ale zrezygnowałem. Chciałem już być w domu.

Ja wiem, że jest krótki, ale mam napisane dwa w przód, więc na następny nie będzie nikt czekał miesiąc, przysięgaaam xdd

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 15 - ,,Bo w sumie to ja nie żyję"

Komentarz = motywacja

   Zszedłem powoli na dół i wszystkie śmiechy i rozmowy ucichły. Rocky otworzył lodówkę i gdyby mógł, wsadziłby tam całą głowę. Riker chwycił kubek i powoli pił herbatę. Rydel spojrzała na mnie i odwróciła się do mnie tyłem, robiąc coś przy patelni. Umyty i ubrany, nic nie mówiąc sięgnąłem tylko po jednego naleśnika i ugryzłem kawałek. Poszedłem na przedpokój, gdzie założyłem buty i wyszedłem z kurtką w jednej, a moim śniadaniem w drugiej ręce. Ruszyłem przed siebie, rozglądając się dokoła. Skończyłem jeść i narzuciłem na siebie kurtkę. Sam nie wiedziałem dokąd zmierzam, ale chciałem po prostu wyjść z domu, uciec od tej napiętej atmosfery. Oni mnie nienawidzą. Moje rodzeństwo mnie nienawidzi. To było przykre uczucie, nie powiem. Po jakimś czasie, wiedziałem już, w jakie miejsce ciągle pcha mnie moja podświadomość.
   Pchnąłem drzwi od hali sportowej i wszedłem do środka. Podszedłem do mojej szafki, w której trzymałem strój i wyjąłem go. Wszedłem do szatni przebrałem się w strój sportowy i znalazłem się na sali.
- Ross, dawno Cię tu nie było. - mruknął trener. Wzruszyłem ramionami, sięgając po piłkę.
- Wie pan, trasa, obóz wakacyjny. Dlatego nie zapisywałem się nigdy na regularne treningi jak mnie pan namawiał. - uderzyłem w piłkę z całej siły, a ta uderzyła w siatkę.
- Kurwa. - szepnąłem pod nosem. Wyjąłem z kosza drugą piłkę i powtórzyłem czynność. Uderzyła w sufit. Za trzecim razem w ogóle nie trafiłem.
- Chyba Ci dziś nie idzie. - zaśmiał się Eric, przybijając mi piątkę.
- Oh, zamknij mordę. - mruknąłem. W ogóle nie zwracałem na ludzi obecnych tu dzisiaj. Chciałem tylko wyładować emocje. Trener zaproponował mecz. Byłem w drużynie z Ericiem i czterema dziewczynami, których nie znam.
- Może jest przystojny, ale wiesz, on ma coś jeszcze. Miliony dziewczyn na jedną noc. - szepnęła jedna z nich do swojej koleżanki, jednak to usłyszałem. Rozpoznałem ją, często jest na tych treningach, ale zadziwiające, że tyle o mnie wie. Eric chyba też usłyszał, co o mnie mówiła, bo specjalnie uderzył w nią piłką, delikatnie co prawda, ale straciliśmy punkt. Przeciwna drużyna zrobiła przejście i tym razem oni zepsuli. Stanąłem pod siatką i zaserwowała jakaś dziewczyna. Po krótkich wymianach odbić, kiedy piłka leciała na nasze boisko, podskoczyłem i uderzyłem w nią tak, że odbiła się od podłogi przeciwników, prawie uderzając w nos jednego z chłopaków, który właśnie się zagadał. Zdobyliśmy punkt. Ciągłe przejścia. Serwowałem. Uderzyłem w piłkę z całej siły, jednak drużyna przeciwna odbiła i toczyła się gra, aż padł punkt, który zdecydował, że wygrałem. Znaczy my wygraliśmy.
- Dobrze Ci szło, Ross. - trener poklepał mnie po ramieniu. Chwyciłem butelkę wody i za jednym razem wypiłem ponad połowę.
- Hej. - usłyszałem nieśmiały, dziewczęcy głos i spojrzałem na drzwi, w których stała dziewczyna o blond włosach. To była ta dziewczyna, która usłyszała dziś, że mam miliony dziewczyn na jedną noc. Mruknąłem coś pod nosem, a ona zbliżyła się i usiadła obok mnie.
- Słyszałam o Tobie sporo rzeczy. - uśmiechnęła i się i założyła kosmyk włosów za ucho. Wstałem z ławki na której siedziałem, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Słyszałem, że słyszałaś. Nie wiem tylko co robisz tu po takich słowach. - przeciągnąłem koszulkę przez głowę i rzuciłem ją na ławkę. Dziewczyna wstała i oparła się plecami o ścianę.
- Wolę najpierw poznać człowieka, zanim zdecyduję jaki on jest. - mruknęła. Zbliżyłem się do niej i oparłem rękę na ścianie obok jej głowy.
- Kto powiedział, że ja chcę Ciebie poznawać? - zapytałem, a ona wzruszyła ramionami. Położyła swoje zimne ręce na mojej nagiej klatce piersiowej i odepchnęła mnie lekko od siebie. Sięgnąłem po koszulkę na zmianę i kiedy byłem już w świeżych ubraniach, zapakowałem wszystkie moje rzeczy do torby.
- Catch. - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Uśmiechnąłem się, mierząc ją wzrokiem. Podoba mi się, nie odpuszcza sobie choćby nie wiem co.
- Ross. Ale powinnaś wiedzieć, że te historie, które o mnie słyszałaś są prawdziwe. - puściłem jej dłoń i przewiesiłem sportową torbę przez ramię. Catch się wzdrygnęła. Zaintrygowała mnie.
-  Może chciałbyś się gdzieś przejść? - zapytała, wciąż nie odstępując ode mnie kroku. Wzruszyłem ramionami i przygryzłem wargę.
- W sumie możemy gdzieś iść. - powiedziałem i chwyciłem ją za rękę, naprowadzając ją w stronę, w którą chcę iść. Nie odezwała się i ruszyła za mną.
   Wreszcie doszliśmy do najwyższego wieżowca w Los Angeles. Weszliśmy do środka, a chwilę później znajdowaliśmy się na dachu. Catch stała w miejscu nie ruszając nawet palcem, kiedy ja chodziłem w kółko.
- O co chodzi? - zapytałem. Podchodząc bliżej niej.
- O nic tylko...mam taki malutki lęk wysokości. - powiedziała kreśląc cudzysłów w powietrzu przy słowie ,,malutki". Roześmiałem się.
- Wcale nie boisz się wysokości. - stwierdziłem, patrząc na rozciągającą się panoramę miasta. Wreszcie można było podziwiać zachód słońca, bo nie zasłaniały go inne wysokie budynki. Włożyłem ręce do kieszeni spodni i zgarbiłem się lekko. Nałożyłem jeszcze na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Skąd możesz wiedzieć, czego się boję? - zapytała, ale nie widziałem jej mimiki twarzy, bo stałem tyłem do niej.
- Boisz się spaść. Gdybyś wiedziała, że jesteś wysoko, ale nie ma możliwości, że spadniesz, bałabyś się?
- Myślę, że bardziej boję się śmierci, która wiąże się z tym spadaniem, niż samego spadania. - mruknęła. Odwróciłem się i zobaczyłem, że usiadła. Przykucnąłem, znów tyłem do niej.
- Ta, śmierć wbrew pozorom też wcale nie jest taka straszna. - roześmiałem się. - To życie jest straszniejsze. - dodałem już poważniej.
- Skąd możesz wiedzieć?
- Bo w sumie to ja nie żyję. To taka śmierć psychiczna. Kiedy wszystko Ci obojętne, nic Cię nie obchodzi, pozwalasz ludziom robić co tylko zechcą. Poddajesz się i przestajesz walczyć o wszystko na czym Ci zależało...takie tam. - Odwróciłem  się, a ona mi się przyglądała.
- Okej, trochę się Ciebie boję. A ludzie, którzy Cię kochają i, których ty kochasz...wiedzą o Twojej śmierci? - uśmiechnęła się. Zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim. Spojrzałem na mój nadgarstek owinięty bandażem. Myślę, że dla Rydel umarłem tej nocy, kiedy przyszedłem do domu cały we krwi i jakby nigdy nic zostawiłem ją z pytaniami, nie zwróciłem na nią uwagi, poszedłem do siebie. Riker przestał ze mną spędzać czas, jak znalazł dziewczynę. Ellington zawsze traktował mnie tak jak Rydel - jak ona była zła, on też, jak była ze mnie dumna, on też. Rocky zawsze pozostawał ,,neutralny". Bronił mnie, twierdził, że jestem młody i mogę się wyszaleć, ale w sumie rozmawiać z nim nie rozmawiałem. Bo ja w sumie z nikim nie rozmawiałem. Najbardziej boli mnie to, jak teraz traktuje mnie Rydel...tak, jakbym nigdy nie istniał. A przecież zawsze jej przeszkadzałem. We własnym domu czuję się niechciany i ostatnie dwa tygodnie spędzam po za nim.
- Mnie się nie da kochać. I ja sam też mało kogo kocham. Nigdy nie wypowiadam tego słowa. - szepnąłem, po długiej chwili.
- Jednak teraz je wypowiedziałeś...czemu na co dzień go nie używasz?
- Wtedy  stajesz się bezbronny. Wszystkie słowa mogą Cię zniszczyć. Nieważne.






TA DAM. Nie ukryjecie, że napisałam to dość szybko, bądźcie ze mnie dumni, o ile ktoś tu jeszcze został xDD
Dziękuję za każdy komentarz na fb, kiedy dodałam link do notki *_*
Jutro jeszcze zostaję w domu, więc mam taką wenę na kolejne kilka rozdziałów i chciałabym zacząć je pisać i napisać tak ok. 7 w przód i później zrobić tydzień, kiedy codziennie dodaję nowy rozdział, ale zobaczymy jak to wyjdzie.
Czekam na Wasze opinie.
Nasz Rossy taki smutny, depresyjny nastolatek xdd

wtorek, 8 grudnia 2015

Coś się stało?

     No więc...martwię się XD
Ale nie, serio. Pod ostatnim rozdziałem jest jeden komentarz (od najlepszej przyjaciółki). To samo jest na drugim blogu. Może nie zawsze miałam miliony komentarzy, ale te 4-5 było, a teraz 1?
Ja wiem, mega długo nie było rozdziału, ale przysięgam, że gdybym tylko mogła to bym coś napisała, ale ja naprawdę nie mam czasu. Tyle co skończyłam korepetycje z matmy i muszę się już uczyć na sprawdzian z biologii, ale piszę notkę, bo myślę o tym od kilku dni i nie wiem co zrobiłam nie tak. Jeżeli chodzi Wam tylko o to, że rozdziały są rzadko, to naprawdę przepraszam, ale nie mogę szybciej. ;-; kończę lekcje zwykle 14:15, 15:05, a teraz muszę zostawać dłużej. Wstawiam tak często jak mogę, a jak będą ferie, czy przerwa świąteczna to pewnie będą dużo częściej, nie wspominając o wakacjach.
PRZEPRASZAM :((
A jak nie chodzi o to, jak często wstawiam rozdziały, to napiszcie mi w komentarzu o co ;-;
W ogóle proszę każdego, kto to przeczytał, o komentarz, bo serio się martwię.


piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 14 ,,- Co Ty zrobiłeś? -"

- Dzwonię tylko dowiedzieć się co u Ciebie, ale nie odbierasz od kilku dni. Pewnie nie chcesz mnie znać, ale od razu mówiłem, żebyś nie robiła sobie nadziei. I tak przepraszam, nie powinienem był wtedy Cię słuchać. - skończył mi się czas na nagranie wiadomości.

,,Patrzyłem na palące się ognisko, pozwalając sobie zatopić się w dźwięku muzyki. Riker grał na gitarze, a moja leżała obok mnie, bo nie miałem ochoty grać. Wszyscy dokoła mnie śpiewali, a ja siedziałem cicho. To naprawdę koniec?"  

- Dodzwoniłeś się? - zapytał Riker, gdy wróciłem do makijażystki. Pokiwałem przecząco głową i usiadłem przed lustrem. Czy oni naprawdę do cholery muszą nam nakładać tyle tej tapety? Moje zdenerwowanie wzrastało z każdym machnięciem pędzla po mojej twarzy. Zacisnąłem zęby i powieki, żeby na nią nie nakrzyczeć.
- Nie. - warknąłem, dmuchając do góry, aby włosy, które opadły mi na czoło z niego zniknęły. Makijażystka zrozumiała o co mi chodzi i szybko to poprawiła.
- Czemu w ogóle tak Ci na tym zależy? Nigdy się tym nie przejmujesz.
- A czemu Tobie tak zależy jak Rowan od Ciebie nie odbiera?
- Ja ją kocham, Ross, to jest różnica.
- No tak. Ale wiesz inne laski nigdy nie żałują tego co między nami zachodzi, a po tych słowach, które powiedziała, jestem pewien, że żałuje. A ja jakieś tam uczucia mam i miewam wyrzuty sumienia. Nie lubię, kiedy dziewczyna żałuje, że ją zaliczyłem. - burknąłem, na co blondynka pudrująca mój nos na chwilę przestała się poruszać.
- Możesz kontynuować? Nie masz całego dnia. - zwróciłem się do niej.
- A skąd wiesz, że to przez Ciebie? Może miała na myśli coś innego, może wcześniej miała takie zdanie o sobie? - Riker kontynuował. Zrezygnowany pokręciłem głową na boki.
- Nie. To moja wina. - powiedziałem zdecydowany i zeskoczyłem z krzesła. Wszedłem na scenę jako ostatni, kiedy wszyscy byli już poustawiani. Zacząłem pierwsze wersy ,,All night", a cały zespół został powitany głośnymi piskami. Na scenie całkiem oddałem się muzyce. Chodziłem w te i wewte, tańczyłem, śpiewałem, tak jak zwykle. Te chwile na scenie pozwalają mi zapomnieć o wszystkim co dzieje się na co dzień.

- Podać jeszcze coś? - barman stał przede mną wycierając ściereczką jakąś szklankę. Opierałem głowę na ręce, a palcem drugiej dłoni jeździłem po obwodzie szklanki wypełnionej wódką.
- Nie.- mruknąłem, upijając łyka alkoholu.
- Dziewczyna? - zapytał, sięgając po kolejną szklankę.
- Nie. - burknąłem. Czy on może dać mi spokój?
- Jeżeli chcesz się wyładować to wiesz, mamy tu kilka fajnych pokoi, płacisz, wchodzisz, zaliczasz i wychodzisz. - mrugnął do mnie. Uniosłem brwi do góry, patrząc na niego jak na idiotę którym w sumie był.
- Na serio sądzisz, że muszę płacić, żeby się z kimś tutaj przespać? Rozejrzyj się. Nieważne do której podejdę, każda będzie tego chciała.
- Ale nie z każdą tutaj możesz zrobić co Ci się żywnie podoba. - wzruszył ramionami, odłożył szklanki i odwrócił się do mnie tyłem. Westchnąłem i ruszyłem do wyjścia, ale jednak. Dojrzałem pokoje, o których mówił ten barman. Ruszyłem w ich kierunku, zapłaciłem mężczyźnie w garniturze, który wpuścił mnie do środka informując, że mam godzinę. W sumie nie wiem po co to zrobiłem. Wszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku, czekając, aż ktoś przyjdzie. Z łazienki wyszła zapłakana dziewczyna, która aż podskoczyła na mój widok.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że mam klienta. - zaczęła się tłumaczyć i ocierać łzy. Przewróciłem oczami, nie bardzo wiedząc, co powinienem w takiej sytuacji zrobić. No bo nigdy wcześniej nie płaciłem za seks. - Masz jakieś specjalne życzenia? - zapytała, nabierając sztucznie ponętnego tonu głosu. Pokręciłem głową na boki. Dziewczyna usiadła na mnie okrakiem i poruszała biodrami w przód i w tył, całując całą moją szyję. W końcu przenieśliśmy się do pozycji leżącej i oczywiście to ja rządziłem i to ja musiałem być u góry. Trzymałem jej ręce za nadgarstki po obu stronach jej głowy. Nie przestając jej całować uchyliłem oczy i spojrzałem na nasze ręce. Dojrzałem blizny i świeże rany na jej nadgarstku. Zaprzestałem pocałunków i usiadłem tak, że ona wciąż leżała pode mną.
- Co masz na ręce? - zapytałem, marszcząc brwi. Wzięła głęboki oddech i podniosła się, podpierając się na łokciach, ale ja popchnąłem ją tak, żeby znów leżała. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale kiedy oczy zaszły jej łzami spojrzała na sufit i milczała.
- Zadałem Ci pytanie...powinnaś na nie odpowiedzieć. - upomniałem się.
- Przecież doskonale widzisz co to jest...
- Ross. - przedstawiłem się. - Z jakiego to powodu?
- Naprawdę pytasz? Po co tutaj jesteś? - znów się podniosła, ale ja znów ją pchnąłem. Tak samo jak ona przed chwilą, patrzyłem w jej oczy, ale wciąż milczałem. Sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie. - żeby mnie zaliczyć i wyjść. Nigdy nie będziesz wracał pamięcią do tej nocy, ale ja będę. Po Tobie pojawi się tutaj kolejna kreska, bo każda, to inny klient, a widzisz ile ich tu jest? Całkiem sporo, tak? Więc nie pytaj mnie o to, bo nikt nie pyta, tylko zrób to, co masz zamiar i wyjdź, tak jak każdy.
- Nie jestem każdy. Po za tym chyba sprawia Ci to przyjemność, skoro to Twoja praca? - prychnęła, podniosła się trzeci raz, ale trzeci raz ją pchnąłem.
- Żartujesz? A Ty myślisz, że ja mam jakiś wybór? Oświecę Cię. Nie mam. Nie chcę tego robić, ale jestem zmuszona, bo inaczej nawet nie będę miała co jeść. No i nie myśl, że dostaję wszystko, co zostawiasz u tych frajerów. Dostaję z tego mniej niż połowę. Jak ja mam wyżyć? - kiedy podniosła się po raz czwarty i miałem zamiar ją pchnąć, złapała za mój nadgarstek i to ona pchnęła mnie tak, że leżałem na plecach. Usiadła na mnie i kontynuowała. - Wiem za kogo mają nas tacy jak Ty, ale zapewniam się, że 99% z nas nie lubi swojej pracy. A teraz kontynuujmy. - stała nade mną i zrzuciła z siebie stanik. Taka piękna dziewczyna miała na sobie bieliznę w moim  ulubionym, żółtym kolorze. Ciężko było się powstrzymywać. W moim wnętrzu walczyły ze sobą jakieś dwie siły. Nie potrafiłem tego opisać. Spostrzegłem, że jest już całkiem bez ubrań dopiero, gdy znów na mnie usiadła.
- Nie musisz tego robić. - westchnąłem. Nawet nie chciałem niczego robić. Chciałem wyjść. Od początku wiedziałem, że to zły pomysł.
- Nie musisz się nade mną litować. Widziałam Twoje oczy kiedy tu wszedłeś. Podobałam Ci się. a teraz patrzysz na mnie tak jakbyś zaraz miał mnie zepchnąć i wyjść.
- Nadal mi się podobasz. Nie wiem po co tu przyszedłem, od początku nie miałem zamiaru. - dostrzegłem na jej ciele siniaki, a ona zorientowała się, że na nie patrzę i od razu je zakryła.

- Nie zrobiłam tego co chciał klient. To zanim zadasz kolejne bezsensowne pytanie. - sięgnęła po szlafrok, który leżał na podłodze i założyła go, a potem wstała z łóżka i usiadła przy stoliku, zapalając papierosa. Patrzyłem na nią na wpół zamkniętymi oczami. Czułem się tak pusto. Nie było mi ani smutno, ani nie byłem szczęśliwy, ani zły. Siedziałem tak, nie wiedząc w sumie po co, dlaczego i co robić. Właśnie rozmawiam z kobietą, za którą przed chwilą zapłaciłem, choć od początku wiedziałem, że do niczego nie dojdzie. Byłem zmęczony i chciałem wracać do domu. Coś we mnie pękło kilka dni temu. I nie wiem czym to było wywołane. Nie wiem nawet, co we mnie pękło.Wiem tyle, że już nic nie czułem. A może umarłem? Nie żyję?
Wyszedłem z pokoju i zastałem przed nim sporych rozmiarów mężczyznę. Spojrzałem mu w twarz zdezorientowany. Spojrzał na dziewczynę palącą papierosa, a kiedy odwróciłem się w jej stronę kiwała głową na boki. Chłopak szarpnął moją koszulkę i przygwoździł mnie do ściany.
- Zmarnowałeś tylko czas, debilu.
- Zapłaciłem Wam.  - mruknąłem, wyrywając się z jego uścisku, ale od razu dostałem za to w twarz, która automatycznie odwróciła się w prawo, pod wpływem mocnego uderzenia. Zacisnąłem oczy, a kiedy je otworzyłem coś skapnęło na podłogę. Przyłożyłem rękaw do nosa i kiedy zobaczyłem plamę krwi na białej koszuli, dodatkowo go przetarłem. Podszedłem do szatyna, który przed chwilą mnie uderzył. Zamachnąłem się i tym razem on dostał w nos. Później drugi raz, trzeci, czwarty, a potem moje pięści obijały się już o całe jego ciało. Kiedy leżał na podłodze kopnąłem go w brzuch, za który automatycznie się złapał. Ktoś szarpnął mnie za nadgarstek.  Odwróciłem się i ujrzałem przerażoną dziewczynę, przez którą teraz dzieje się to wszystko.
-Spierdalaj...
- Veronica. - dokończyła. Wzruszyłem ramionami, bo w tej sytuacji naprawdę nie obchodziło mnie jej imię.
- Ross! - pisnęła, próbując mnie odciągnąć. - Zostaw go, błagam. - po jej policzkach spłynęły łzy. Widząc to odsunąłem się od chłopaka i jeszcze raz wytarłem rękawem nos. Splunąłem obok niego. Odwróciłem się i ruszyłem powoli w stronę wyjścia.
- To Ty za to zapłacisz, suko. Za minutę masz być gotowa. - usłyszałem i odwróciłem się. Szatyn już wstał, a jego twarz była cała poobijana. Nie mogłem jednak znieść myśli, że on może skrzywdzić jakąś dziewczynę, a ja nie zareaguję. Wróciłem tam z powrotem.
- Spierdalaj stąd, bo tym razem nie będzie tak łatwo, pedale. - uniosłem brwi. Naprawdę myślał, że to na mnie podziała? Strzeliłem palcami i zacisnąłem ręce w pięści. Chłopak to zauważył i cofnął się do tyłu.
- Veronica. - powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. - wyjdź. Czekaj na mnie przed klubem. - kiedy zobaczyłem jak dziewczyna mnie wyminęła, odwróciłem się i powoli ruszyłem za nią. Na zewnątrz staliśmy chwilę w ciszy, więc skorzystałem z okazji i zapaliłem papierosa.
- Nie masz chyba zamiaru tam wrócić? - zapytałem, wypuszczając dym z ust i częstując ją papierosem. Spojrzała na mnie przerażona.
- A co innego mam zrobić? Gdybyś go nie uderzył, nie doszłoby do tego wszystkiego. To nie będzie pierwsza moja kara, wytrzymam. Niepotrzebnie się mieszałeś, Ross. - zgasiła papierosa, którego ledwo zaczęła i wróciła do klubu. Wypuściłem powietrze z ust i w tej chwili zadzwonił mój telefon. Nie odebrałem, widząc, że to Rydel. Szedłem przed siebie. Chciałem po prostu być w domu jak najszybciej. Myślałem o całej tej sytuacji i o tym, co teraz ta dziewczyna przeżywa. To nie moja wina, że ma zjebanego ochroniarza. Zagryzłem dolną wargę, czując jak narasta we mnie złość, ale to nie podziałało.
- Kurwa! - krzyknąłem i uderzyłem pięścią w budynek obok mnie, co przyciągnęło ciekawskie spojrzenia ludzi, którzy jeszcze o tej porze tędy chodzili. Zacisnąłem powieki i oparłem czoło o ten budynek, jeszcze raz, ale delikatnie, uderzając w niego pięścią. Odwróciłem się plecami do ściany i osunąłem się na ziemię. Zgiąłem kolana i wyciągnąłem z kieszeni papierosa. Drugiego w ciągu godziny. Zaciągnąłem się i oparłem łokieć na kolanie, strzepując popiół. Wypuściłem z ust idealne kółka z dymu. I tak kilka razy pod rząd. Kiedy skończyłem palić wstałem i znów ruszyłem przed siebie. Wreszcie dotarłem do ciemnego domu. Przechodziłem jak najciszej przez salon, aby nikogo nie obudzić. Wtedy nagle światło się zaświeciło, a na kanapie siedziała Rydel. O, tak jak w tych wszystkich filmach. Przystanąłem, a zdenerwowanie, które przed chwilą widniało na jej twarzy, ustąpiło miejsca trosce i współczuciu. Wstała z kanapy i podeszła do mnie bliżej.
- Ross. - szepnęła i załamał jej się głos. Ujęła moją twarz w dłonie i dokładnie oglądała mój nos. Przełknęła ślinę, zamknęła oczy i oparła swoje czoło o moje. - Co Ty zrobiłeś? - zapytała i te trzy słowa, nie wiadomo czemu złamały mnie.
- Przepraszam. - mój głos zadrżał, ale udało mi się to ukryć. Delly pociągnęła mnie za rękę do łazienki. Posadziła mnie na zamkniętej toalecie i wyjęła z szafki nad umywalką apteczkę. Przemyła moje krwawiące knykcie wodą utlenioną. Na nadgarstku, nie wiem skąd, również pojawiły się jakieś rany, więc je również przemyła i obwinęła to miejsce bandażem. Na końcu zajęła się moim nosem. Podała mi koszulkę na zmianę i wyszła z łazienki, czekając, aż się przebiorę. Westchnąłem kilka razy  spojrzałem w lustro. Moje oczy błysnęły, z powodów, których nie znałem. Rozpiąłem powoli guziki koszuli i zrzuciłem ją na podłogę. Założyłem koszulkę, którą dostałem od siostry, zdjąłem spodnie, zmieniłem bieliznę i pozostałem w samych bokserkach i koszulce . Tak własnie wyszedłem z łazienki podając Rydel zakrwawioną koszulę.
- Możesz ją wyrzucić, to się nie dopierze. - rzuciła i odwróciła się ode mnie. Poszła na górę, pewnie do swojego pokoju. Wcisnąłem białą koszulę do kosza na śmieci i poszedłem do łóżka. Długo nie mogłem zasnąć, o ile w ogóle to zrobiłem.
 


____________________________________________
Rozdziału nie było ponad miesiąc chyba.  Nie będę się nawet tłumaczyć, bo każdy dobrze wie, z jakich to przyczyn. Przepraszam. Naprawdę. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, bo na drugim blogu bo takiej nieobecności z ok.  pięciu komentarzy pod każdym rozdziałem zrobił się 1 i nie wiem czy to tylko przez to, że tak długo nie było rozdziału, czy coś źle napisałam więc mam nadzieję, że wy skomentujecie xdd

piątek, 23 października 2015

Rozdział 13 ,,Wiem, że czas jest dziś mym wrogiem, bo nasze ścieżki wkrótce rozejdą się"

  Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę - ciągle to powtarzam. Już jutro finał obozu. Nie chciałem, ciągle pragnąłem oddalić od siebie tę myśl, że za kilka dni stąd wyjadę. Ten obóz pomimo wielu bolesnych sytuacji, to najlepsze miejsce na ziemi. Powrót do domu będzie czymś okropnym. Tutaj mogłem odpocząć. Od fanów, paparazzi, od wszystkiego. Od kilku dni ciągle są próby, a przerwy są tylko na posiłki - i nie tak, jak przez cały obóz, że po posiłku mam półtorej godziny dla siebie. Ze stołówki idziemy od razu do domku i znów ćwiczymy. Ja i Callie staramy się normalnie rozmawiać, bo żadne z nas nie chce psuć nikomu finału, a przez nasze ciągłe sprzeczki tak by się pewnie stało.
  Po ostatniej już próbie padłem zmęczony na łóżko w namiocie. Najchętniej poszedłbym spać, ale z drugiej strony był to ostatni piątek tutaj, więc nie mogłem odpuścić sobie wyjścia gdzieś. Riker jednak stwierdził, że nigdzie dziś nie idzie, bo jest wykończony. Westchnąłem, bo to znaczyło, że będę musiał iść sam. Brandon pozwolił mnie, Sabrinie i Rikerowi gdzieś dziś wyjść, ale tylko ja z tego skorzystałem. Założyłem białą koszulę i narzuciłem na to czarną, skórzaną kurtkę.  Wyszedłem z namiotu i od razu poszedłem na przystanek. Kawałek musiałem biec, bo mój autobus akurat nadjeżdżał.
  Wysiadłem na mieście i chodziłem ulicą oglądając wystawy sklepów, czy chociażby ludzi przechodzących obok. Strasznie zaschło mi w gardle, więc podszedłem do najbliższego kiosku i kupiłem butelkę wody. Odkręciłem ją i upiłem kilka łyków, po czym znów ruszyłem przed siebie. Szczerze mówiąc nie wiedziałem po co tu jestem. Nie miałem zamiaru iść na imprezę, czy pić alkoholu. Po prostu chodziłem ulicami obserwując ludzi. Większość z nich była bardzo zabiegana. Inni z uśmiechem na twarzy, jak się domyślałem, wracali do domu. Mimo dość późnej godziny wciąż było jeszcze jasno. A przynajmniej na tyle, że od razu zauważałem człowieka, który szedł przede mną kilka metrów, ubrany cały na czarno. I na tyle, żebym z łatwością dojrzał gdzieś daleko Callie z jakimś mężczyzną. Westchnąłem, wiedząc, że nie mogę jej zostawić. Ten mężczyzna nie wydawał się groźny ale gdyby coś jej się stało, odpowiadałbym za to. Bardzo powolnym krokiem ruszyłem w ich stronę. Ona siedziała na ławce, śmiejąc się z czegoś, co sama powiedziała, a on stał nad nią uśmiechnięty. Byłem już naprawdę blisko nich i naprawdę bardzo nie chciałem się w to wtrącać. Ale musiałem, do cholery.
- Callie. - szepnąłem i przełknąłem ślinę.
- Ross? Śledzisz mnie? - zmarszczyła brwi i wstała. - Przepraszam Cię, możemy iść. - powiedziała do tego faceta i wyminęła mnie, idąc razem z nim. O nie. Mnie się tak nie traktuje. Złapałem ją za nadgarstek, ale nie obracałem w moją stronę. Ona sama też nie się odwróciła. Chłopak ten patrzył raz na mnie raz na nią, co mnie irytowało, ale starałem się skupiać tylko na jej włosach opadających na jej plecy.
- Wiecie, lepiej, żebym Wam nie przeszkadzał. - jęknął szatyn i odszedł od nas. Callie odwróciła się w moją stronę.
- Cholera. Dlaczego to zrobiłeś? Tak się składa, że go polubiłam. Musisz odganiać ode mnie każdego chłopaka? - zapytała z wyrzutem. Patrzyłem na nią pusto, milcząc. Wiedziałem, co chcę powiedzieć, ale w ogóle nie miałem ochoty otwierać ust. Żałowałem, że wyszedłem na to miasto.
- Nie miałaś prawa opuszczać obozowiska bez niczyjej wiedzy.
- Od kiedy Ci to przeszkadza? Zawsze pozwalasz nam robić co chcemy. - westchnęła, patrząc gdzieś za mnie.
- Ale najpierw macie mnie zapytać, żebym przynajmniej wiedział. A teraz wracamy, jest już ciemno. - jęknęła niezadowolona, ale przytaknęła i ruszyła za mną. Szliśmy w ciszy ulicami miasta, a ja nie chciałem się przyznać, że nie wiem, gdzie jestem. Szukałem tylko przystanku, bo wiedziałem, że dzięki temu wrócę do domu. Przystanąłem jednak, kiedy zobaczyłem czarny motocykl. Spodobał mi się, więc postanowiłem go sprawdzić. Nie mogłem się na nim rzecz jasna przejechać, ale chciałem tylko dotknąć i obejrzeć z bliska.
- Możesz się przejechać, Ross. - odskoczyłem na dźwięk tego głosu. Odwróciłem się w stronę chłopaka, który stał za mną uśmiechnięty.
- Znasz mnie? - zmarszczyłem brwi, ale potem pacnąłem się w głowę. Przecież jestem popularny. Przez ten obóz całkiem o tym zapomniałem. Chłopak podał mi kluczyk i uśmiechnął się.
- Możesz jechać gdzie chcesz, tylko oddaj go na pewno.
- No jasne. Masz. - podałem mu mój telefon. - To w zastaw.
- Nie boisz się, że spiszę twój numer i udostępnię go światu?
- Nie znasz kodu. - mruknąłem. - Jedziesz? - zwróciłem się do Callie. - pokiwała przecząco głową. Odgiąłem głowę do tyłu i westchnąłem przeciągle. Dlaczego ona zawsze utrudnia sprawę? - Masz tu wsiąść i jechać ze mną, jasne? Nie obchodzi mnie, że nie chcesz. Dobrze wiesz, że Cię do tego zmuszę, więc po prostu wsiądź na ten jebany motocykl własnowolnie. - warknąłem. Naburmuszona usiadła za mną, obejmując mnie rękami w pasie i mocno się do mnie przytulając. No tak, teraz jasne, dlaczego nie chciała ze mną jechać. Bała się.
    Jechałem przed siebie najszybciej jak się dało. Czułem, jak Callie drży, ale nie zwracałem na to uwagi. Chciałem tylko złamać jakąś zasadę, którą w tym momencie była szybka jazda. Stanąłem gwałtownie, rozglądając się wokół. Byliśmy na jakiejś polanie w lesie, a ja kompletnie nie wiedziałem, jak mam wrócić.
- Zgubiliśmy się. - jęknąłem. Callie poluzowała znacznie ścisk w moim pasie.
- Jak to? Po prostu zawróć i tyle. - miała racje. Czemu sam na to nie wpadłem? Odpaliłem motocykl, ale coś sprawiło, że nie mogłem jechać.
- Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. - wyrzucałem z siebie.
- Co znów? - zapytała dziewczyna i zeszła z motocykla.
- Nie mamy paliwa. - jęknąłem. Rozszerzyła szeroko oczy. Chodziłem w kółko zastanawiając się co robić.
- Zadzwoń po jakąś pomoc, idioto! - krzyknęła po jakiś dziesięciu minutach, gdy nie odzywałem się ani przez chwilę.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, idiotko, że oddałem telefon temu frajerowi. - sam nie wiedziałem, czemu go wyzwałem. Ten chłopak był całkiem miły. No a po za tym dał mi się przejechać na motocyklu. Ale wciąż ma mój telefon, więc nie mogę nic zrobić. W normalnych okolicznościach zadzwoniłbym do Rikera, a on, jak zwykle, wyciągnąłby mnie z tarapatów. Usiadłem na ziemi zastanawiając się co mam zrobić. Jakaś część mnie dobrze czuła się z daleka od...wszystkiego i nie chciała wracać. Westchnąłem, przenosząc się do pozycji leżącej. Callie położyła się obok mnie, a ja zaśmiałem się, patrząc w niebo.
- Nawet nie wiesz, jakie rzeczy mam ochotę z Tobą robić, kiedy tak leżysz. - roześmiałem się. Myślałem na głos.
- Więc zrób. - powiedziała, wahając się. Odwróciłem głowę w jej stronę, ale wciąż patrzyła na gwiazdy.
- Żałowałabyś tego. Wiem, że dla Ciebie to ważne, więc nie chcę zabierać Twojego pierwszego razu komuś, kogo pokochasz. - zaczęła się śmiać. Zmarszczyłem brwi, podpierając się na łokciach i obserwując jak leży na ziemi i nie może przestać się śmiać.
- Myślisz...że...jestem...dzie-dziewicą? - próbowała się trochę uspokoić. Zirytowałem się. Nie lubię, jak się ze mnie śmieją. Zawisłem nad nią i automatycznie się uspokoiła. Wzięła głęboki wdech, a jej dłoń pogładziła moją twarz.
- Miałabyś najlepszy pierwszy raz w życiu, ale nie przeżyłaś go ze mną. - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Mogę mieć najlepszy drugi raz. - powiedziała całkiem poważnie. Musnąłem delikatnie jej usta, jęknęła cicho. Z czasem zwykłe pocałunki przerodziły się w coś zachłannego. Zrobiło się nagle strasznie gorąco. Przerwałem na chwilę pocałunek i uklęknąłem nad nią, ściągając kurtkę i zawieszając ją na motocykl, stojący obok na nas. Przygryzła dolną wargę, a kiedy powoli znów schylałem się do jej twarzy, złapała moją obiema dłońmi i przyciągnęła do siebie.  Sięgnęła do mojej koszuli i powoli odpinała jej guziki. Zrzuciła ze mnie biały materiał, a ja sięgnąłem do zamka jej sukienki. Zsunąłem ją z niej, a później wstałem, i ściągnąłem ją całkiem, odkładając gdzieś na bok. Dziewczyna zadrżała, ale ja byłem pewny, że to nie z zimna. Było mi strasznie gorąco i wydawało mi się, że jej również. Zsunąłem z siebie spodnie, tym samym zostając już tylko w bokserkach. Callie jęknęła, kiedy dotknąłem jej brzucha i wygięła się w łuk. Wiła się, za każdym razem gdy jej dotknąłem. Przypomniało mi się, że  jej czuły punkt to kark i zacząłem muskać to miejsce opuszkami palców. Z jej ust wydostawały się cichutkie westchnięcia. Uśmiechnąłem się. Zwinnym ruchem odpiąłem jej stanik, który wylądował obok reszty ubrań. Przyłożyłem język do jednej jej piersi, palcami wciąż ,,głaskając" jej kark. Jęczała cicho z każdym moim ruchem. W końcu dobrałem się też do jej majtek. Podparłem się na łokciach przed nią, zakładając sobie jej nogi na barki. Zanurzyłem w niej język, a ona wydała z siebie stłumiony krzyk, wyginając plecy w łuk. Szarpnęła mnie za włosy, a ja uśmiechnąłem się, kontynuując moją zabawę. Czułem jak się wije, słyszałem jak jęczy, może czułem nawet jak bije jej serce i jak jej ciało jest spięte.
- Ross, ja zaraz, ugh, nie wytrzymam. - wysapała.
- Jeszcze chwilę. -  powiedziałem i pogłaskałem ją po głowie, przygryzając płatek jej ucha. Musnąłem jeszcze raz jej usta i wziąłem kurtkę z motocyklu. Wyjąłem z niej portfel, a z kolei z niego prezerwatywę. Chwilę później znów byłem nad nią. Głośno krzyknęła, kiedy wbiłem się w nią gwałtownie. Od razu zacząłem się szybko i mocno poruszać. Nasze ciała odnalazły wspólny rytm, a nasze jęki utworzyły melodię. Poruszałem się w niej już najszybciej jak potrafiłem, a ona wciąż błagała o więcej. Kiedy zdałem sobie sprawę, że jest już blisko spełnienia, znacznie zwolniłem. Chciałem się pobawić.
- Proszę... - jęknęła i opuściła powieki.
- Otwórz oczy. - powiedziałem i trochę przyspieszyłem. Wykonała moje polecenie i, jak to miała w zwyczaju, wplątała rękę w moje włosy i przycisnęła moją głowę do swojej szyi. Zacząłem kreślić na niej szlaczki językiem, a ona pomrukiwała cicho, na przemian z głośnym jęczeniem. Uniosłem głowę, aby spojrzeć na jej twarz.
- Powiedziałem otwórz oczy, suko. - uśmiechnąłem się, kiedy gwałtownie znów uniosła powieki, wiedziałem, że to na nią zadziała. Na szczęście wiedziała, że nie miałem zamiaru jej obrazić. Odwzajemniła mój uśmiech i patrzyła w moje oczy, aż do czasu, gdy oboje wykrzykiwaliśmy swoje imiona, a ja opadłem na jej mokre od potu ciało. Leżeliśmy chwilę w takiej pozycji, dopóki nie uspokoiliśmy oddechów. Kiedy już byłem w lepszym stanie, wyszedłem z niej powoli, na co wygięła się w łuk, a jej ciało znowu drżało.
- Odwróć się. - powiedziałem i przełknąłem ślinę. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, ale wykonała moje polecenie. Wszedłem w nią, przy czym towarzyszył mi jej krzyk. Spuściła głowę w dół, więc złapałem za jej włosy i oplotłem je sobie wokół dłoni. Pociągnąłem za nie, tak, że teraz miała głowę zwróconą w gwiazdy. Poruszałem się w niej mocno i szybko, jedną ręką przytrzymując jej włosy, a drugą gładząc jej kark, co dawało jej tak naprawdę podwójną korzyść. Z minuty na minutę przyśpieszałem, w miarę możliwości, coraz bardziej, a ona dodawała mi tempa swoimi jękami. Wreszcie oboje szczytowaliśmy po raz drugi. Wyszedłem z niej i puściłem jej włosy. Od razu położyła się na ziemi, a ja obok niej. Odnalazła w sobie siły, żeby zbliżyć się do mnie i położyć głowę na moją klatkę piersiową. Objąłem ją ramieniem, wciąż czując jak mocno bije jej serce.
- To było...cudowne. - szepnęła.
- Wiem...też tak sądzę. Teraz zastanawiam się jak wrócić.
- Ja też. Jutro finały. - jęknęła niezadowolona.
- Masz swój telefon? - wyparowałem.
- Tak.
- A masz mój numer?
- Tak...
- Daj mi go. Jaki ja jestem głupi. - uderzyłem się w czoło. Dziewczyna wstała i ledwo ruszyła na nogach, aby odnaleźć swoją torebkę. Odnalazła w niej telefon i podała mi go. Wybrałem numer do siebie i czekałem, aż ktoś odbierze. Rozległy się trzy sygnały, a ja już byłem zdenerwowany. W końcu ktoś odebrał:
- Tu Ross, posłuchaj, utknęliśmy na jakiejś polanie, bo brakło nam paliwa. Dlatego tyle nas nie ma, co mam robić? - rzuciłem od razu. Spojrzałem przelotnie na Callie, która była już ubrana.
- Ross, czekam tu cztery godziny! Paliwo jest przecież w motocyklu. Pospiesz się, kurwa. - rzucił i rozłączył się. Zebrałem szybko moje rzeczy i ubrałem się. Otworzyłem mini bagażnik i faktycznie znalazłem w nim paliwo. Zrobiłem wszystko co trzeba i po kilku minutach ja i Callie znów jechaliśmy przed siebie, wreszcie docierając, w całkowitej ciszy, na miejsce. Chłopak, który pożyczył mi motocykl oddał mi telefon i zdenerwowany odjechał. Wzruszyłem ramionami i razem z Jacob ruszyliśmy na przystanek. Na autobus czekaliśmy kilka minut, a kiedy przyjechał, wsiedliśmy do niego i w obozowisku byliśmy po trzeciej. Rozeszliśmy się do swoich namiotów bez słowa.

    Rano znów zaczynaliśmy od próby. Dziewczyny przedstawiały mi piosenki, które już dla siebie napisały. Pomogłem im poprawić błędy i wymyślić muzykę. Musieliśmy przecież spisać nuty dla ludzi od instrumentów. Kiedy Brandon zwołał nas na śniadanie, wszyscy opuścili domek. Zebrałem papiery z pianina i już miałem wychodzić, kiedy zauważyłem, że Callie ciągle tu stoi i mi się przygląda. Uśmiechnąłem się, unosząc brwi. Podeszła do mnie, a ja rzuciłem papiery znów na pianino. Ująłem ją pod pośladkami, a ona automatycznie oplotła mnie nogami w pasie i zarzuciła ręce na szyję. Pocałowałem ją łapczywie, sadzając na parapet.
- Jak tam? - zapytałem, uśmiechając się zadziornie. Choć długi czas martwiłem się, że może po wczorajszym czuje do mnie coś więcej i już nie tylko jej się podobam.
- Nie mogę chodzić. - roześmiała się. Uniosłem brwi i znów się uśmiechnąłem.
- Idź do pielęgniarki.
- I co jej powiem? Ross wczoraj się ze mną pieprzył i nie mogę chodzić? - wybuchnąłem śmiechem.
- Chciałbym widzieć jej minę.
- Ale nie zobaczysz. - rzuciła i zeskoczyła z parapetu, łapiąc się za podbrzusze. Niezgrabnie opuściła domek, a ja po raz kolejny zebrałem papiery i wyszedłem. Na stołówce, po śniadaniu ja, Riker i Sabrina musieliśmy zostać i omówić szczegóły dzisiejszego finału. Oddałem Sabrinie kartki z nutami, aby przekazała je swojej grupie. Później, kiedy zostały już stworzone wszystkie trzyosobowe zespoły, trwały próby każdego z osoba.

   Niestety nadszedł finał. Zasiadłem przy stole przed sceną, czekając na pierwszy zespół. Pierwsza występowała Maia. Zaśpiewała powolną piosenkę, do której idealnie zagrał chłopak, którego imienia nie znałem i, do której perfekcyjnie zatańczyła jedyna dziewczyna z grupy Rikera. Później przyszła kolej na Callie i dwóch ludzi, których jak zwykle nie znam. Dziewczyna odchrząknęła i nieśmiało zaczęła śpiewać:
-  Gdyby jutro miało nigdy nie narodzić się
uwierz, powiedziałabym Ci wprost, że
choć nie znasz mnie, ja czuję, że gdzieś w poprzednim życiu
byłeś tak blisko mnie
Choć spojrzenie me wydaje się tak zwyczajne
uwierz, że w środku cała drżę
Wiem, że czas jest dziś mym wrogiem,
bo nasze ścieżki wkrótce rozejdą się

Ale jak złapać Cię, gdy wyciągam dłoń, Ty wymykasz mi się z rąk

Usłysz mój krzyk, gdy patrzę, milcząc
Usłysz mój krzyk, gdy płonę ciszą
Usłysz choć raz, gdy Ciebie wołam
lub zabij uczucie, nim mnie pokona... * - po kolejnych kilku zwrotkach skończyła, a ja wciąż byłem pod wrażeniem zdolności tanecznych chłopaka, który tańczył do tej piosenki, ale jeszcze większe wrażenie wywarła na mnie pianistka. Grała z taką lekkością...
Tak minął cały finał i w końcu musieliśmy się naradzić, który zespół wygra. Wreszcie Brandon wszedł na scenę i ogłosił, że wygrywa...
- Zespół Mackenzie! Gratulujemy! - dziewczyna z zespołem wbiegła na scenę, mocno ściskając Camerona i swoją grupę. Pozostałe zespoły i publiczność bili brawa. Uśmiechnąłem się delikatnie, ale wciąż było mi smutno. Nie chciałem opuszczać tego miejsca. Chciałem tu zostać. To nie mogło się tak skończyć. Tak nagle. Nawet nie wiedziałem, kiedy to wszystko minęło. Chciałem cofnąć się w czasie, do pierwszego dnia tutaj.


--------------------
Marta Bijan - Milcząc
Co do scenki - wiem, nie jest najlepsza, uczę się xDD
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Błędy później.


Kocham Was <3




sobota, 17 października 2015

Rozdział 12 ,,Nie potrafię"

- Ja chcę po prostu wiedzieć, czemu nie dasz jej szansy. - Maia przynudzała tak już godzinę. Siedzieliśmy w namiocie i w ogóle nie obchodziło jej to, że właściwie ledwo zwracam uwagę na jej słowa, chociaż byłem zaskoczony tym, że nagle Maię obchodzi Callie.
- A przepraszam bardzo, nie zauważyłaś, że ja nie bawię się w związki? - westchnąłem, obserwując swoje palce u rąk, które nagle stały się niezwykle ciekawe.
- Ross, ona płacze w naszym namiocie co noc odkąd ją olałeś...
- Nie olałem jej. Nie robiłem jej złudnej nadziei, okej? Mogłabyś wyjść, bo chcę iść do toalety, a potem na stołówkę? Za chwilę obiad. - dziewczyna odwróciła się i wyszła. Pokręciłem głową na boki i ułożyłem się wygodniej na łóżku, patrząc na to wiszące nade mną.  Zastanawiałem się co jest ze mną nie tak. Dlaczego ja praktycznie nic nie czuję? Jakaś dziewczyna, która mnie kocha, leży i płacze przeze mnie, a ja nie jestem przez to smutny, nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Co jest ze mną nie tak, że nie potrafię kochać? Że nie odczuwam empatii, współczucia, zrozumienia? Kiedy tak bardzo się zmieniłem? Kiedy zmieniłem się z grzecznego, poukładanego, szanującego wszystkich chłopca w samolubnego, jak to mówią mężczyznę bez uczuć? Ciekawiło mnie jak to jest kochać kogoś poza rodziną. Bo moi bracia, rodzice, a przede wszystkim siostra byli jedynymi ludźmi, których kochałem. Przerażające było to, że nikomu w pełni nie ufałem, nawet Rikerowi. Nawet sobie. Nigdy nie byłem zakochany i pewnie nie rozpoznałbym, gdybym był. Wiem jedynie, że nie poznałem dziewczyny, która wzbudzałaby we mnie inne uczucie niż podniecenie, ale nie odczuwam potrzeby czucia czegokolwiek innego.  Zastanawiałem się tylko jak to jest. I chciałbym wiedzieć, czy istnieje na tym świecie ktokolwiek, kto jest w takiej sytuacji jak ja. Kiedyś myślałbym, że to Riker, ale on jest inny niż ja. On coś czuje. Może i łamie niektóre zasady i nie należy do grzecznych, ale on ma uczucia. To ja jestem jakiś zniszczony.

   Wszedłem na stołówkę i usiadłem przy stoliku, przy którym były dziewczyny.
- A gdzie Callie? - zapytał Brandon przechodzący obok nas. Dopiero teraz spostrzegłem, że jej nie ma.
- Źle się czuła. - warknęła Maia, patrząc na mnie.
- Znowu? Ross idź do niej i dowiedz się co się dzieje. Już drugi raz się tak źle czuje, może to coś poważnego. - powiedział Cameron. Nabrałem powietrza i wstałem od stolika. Naprawdę? Zdenerwowałem się tym, że mnie do niej wysłał, a sam równie dobrze mógł tam iść. Wyszedłem ze stołówki, wyjmując papierosa z tylnej kieszeni spodni. Odpaliłem go i zaciągnąłem się, a później wypuściłem powietrze z ust. Przed samym wejściem do namiotu musiałem zgasić papierosa i wyrzucić prawie jego połowę, więc zaciągnąłem się po raz ostatni i rzuciłem go gdzieś na bok.
Nabrałem powietrza i wszedłem do środka. Szczerze mówiąc spodziewałem się zapłakanej Callie, leżącej na łóżku pod kołdrą.  Jednak ona była ubrana w czarną, rozkloszowaną koronkową sukienkę na szerokich ramiączkach. Na nogach miała czarne buty na obcasie, a włosy rozpuszczone. Siedziała na łóżku z telefonem przy uchu i z kimś rozmawiała. Wyglądała ładnie, ale płakała i jej makijaż i tak był rozmazany. Nad tym nie udało jej zapanować.
- Muszę kończyć, zadzwonię później. Tak, ja Ciebie też. - powiedziała i odłożyła telefon. Chusteczką przejechała po rozmytym makijażu, ale to tylko pogorszyło sprawę. Oparłem się lewym ramieniem o jedno z górnych łóżek i obserwowałem ją z rękami w kieszeniach.
- Maia powiedziała, że źle się czujesz. Co dokładnie Ci jest? - zapytałem w końcu, marszcząc brwi. Zmrużyła oczy i pokiwała głową na boki z ironicznym uśmieszkiem.
- Jesteś żałosny. Nie chcę Cię znać, po prostu stąd wyjdź.
- Oszukujesz samą siebie mówiąc, że nie chcesz mnie znać. - warknąłem. Prychnęła i wstała z łóżka, nie odzywając się. - Przestań mnie ignorować, wciąż tu jestem...
- Niepotrzebnie, nie chcę żebyś tu był.
- Zastanawiam się jak wiele swoich kłamstw jesteś w stanie znieść. Może powiesz, że mnie nie kochasz?
- Nie kocham Cię. Tego nigdy nie powiedziałam, mówiłam, że mi się podobasz. - przełknąłem ślinę i wyjąłem ręce z kieszeni. Faktycznie nie mówiła, że mnie kocha, teraz to ja się pomyliłem. Dodatkowo irytowała mnie tym, że wciąż stała tyłem do mnie, schylona i robiła coś kompletnie mnie ignorując. Ona była na serio jakąś silną dziewczyną. Kiedyś już zdarzyło mi się coś podobnego, tylko, że tamta dziewczyna czekała, aż z nią porozmawiam i płakała całymi dniami powtarzając mi jak bardzo mnie kocha. A ona ma mnie gdzieś. Nie lubię, kiedy ma się mnie gdzieś. Złapałem ją za nadgarstek i odwróciłem gwałtownie w moją stronę. Pisnęła, opierając się plecami, a raczej barkami o górne łóżko. Jednak robiłem jej tak już wiele razy, więc szybko zorientowała się o co chodzi. Spojrzała mi w oczy i ja również patrzyłem w jej.
- Dlaczego się tak ubrałaś? - zapytałem, mocno zaciskając zęby. Uniosła brwi i spojrzała na wejście namiotu.
- Może dlatego, że tak mi się podoba? Rozważałeś taką opcję? - uśmiechnęła się, a co najlepsze, to nie był ironiczny uśmiech. Jęknąłem, opierając głowę w zagłębieniu jej szyi. Użyła perfum o zapachu wiśni, więc nie mogłem tak po prostu tego zostawić i zacząłem delikatnie całować jej szyję. Jęknęła cicho, a ja postanowiłem, że nie będziemy tak stali. Odsunąłem ją delikatnie od oparcia łóżka i pchnąłem tak, że usiadła  na tym dolnym. Przykucnąłem i pocałowałem ją, delikatnie na nią napierając, a ona nie opierając się, przeszła do pozycji leżącej. Ułożyłem ręce po obu stronach jej głowy i wcisnąłem jedną nogę między jej nogi. Znów jęknęła, odginając głowę do tyłu i wtapiając swoją zimną dłoń w moje włosy. Zamknąłem oczy i ugiąłem ręce w łokciach. Zacząłem całować jej żuchwę, starannie omijając jej usta, bo z jakiegoś powodu chciałem jak najdłużej nie oddawać jej pocałunku.  Później znów zjechałem na szyję, ramiona i dekolt, a ręką gładziłem jej zewnętrzną stronę uda. W końcu złożyłem na jej ustach pocałunek, a kiedy rozszerzyła wargi, wsunąłem język do środka. Przygryza moją dolną wargę, a ja otworzyłem oczy, aby  spojrzeć na jej twarz. Uśmiechnąłem się i chyba to wyczuła, bo uniosła powieki w górę i puściła moją wargę.
- No co? - zapytała opuszczając na poduszki głowę, którą do tej pory miała uniesioną.
- Nie ubieraj się tak więcej. - mruknąłem, a ona westchnęła i odepchnęła mnie od siebie. Wstała z łóżka, a ja za to na nie opadłem plecami, patrząc w górę.
- Zawsze to samo. Przestań mi rozkazywać, będę się ubierała jak będę chciała, nieważne, czy Ci się podoba czy nie. - westchnęła i chusteczką wytarła wreszcie rozmazany makijaż.
- Rzecz w tym, że mi się podoba i nie mogę nic z tym zrobić, bo dla Ciebie liczy się tylko związek, ale dla mnie nie. Nie chcę się z nikim wiązać.
- A możesz mi wyjaśnić dlaczego?
- Nie.
- A no tak, zapomniałam, że ja nie mam prawa zapytać Cię o nic, ale kiedy Ty zapytasz to muszę Ci odpowiedzieć, bo się obrazisz, tak? Zachowujesz się jak dzieciak!
- Może po prostu nie chcę o tym rozmawiać?! - krzyknąłem.
- No tak, bo nigdy nie wolno robić tego,  na co Pan Lynch nie ma ochoty! - również podniosła głos.
- Wcale nie dlatego! To dlatego, że ja... - ściszyłem głos i urwałem. Uniosła brwi patrząc na mnie wyczekująco. - Nie potrafię kochać. - warknąłem i wzruszyłem ramionami. Wyszedłem z namiotu i wróciłem na stołówkę, jednak nikogo już tam nie było. Wróciłem więc do namiotu, w którym Riker rozmawiał przez telefon z Rydel. Wiedziałem, bo była na głośnomówiącym.
- Hej Delly. - rzuciłem i usiadłem na łóżku.
- Hej Ross, jak tam? - zapytała, a ja gwałtownie wstałem.
- Rydel, płaczesz?
- Co? Nie, oczywiście, że nie. - już byłem wściekły, a fakt, że mnie okłamywała denerwował mnie jeszcze bardziej.
- Nie kłam do cholery! Co się stało? - warknąłem.
- Pokłóciła się z Ellingtonem i on się wyprowadził na kilka dni. - powiedział Riker, bo Rydel zaniosła się płaczem.
- Co? Zabiję tego gnoja, przysięgam. - kopnąłem z całej siły w łóżko.
- Dasz sobie radę? Muszę uspokoić teraz tego debila. - westchnął mój brat, a po usłyszeniu krótkiego ,,tak" od mojej siostry rozłączył się i wstał z łóżka.
- Uwierzyłeś jej?! A jak ona sobie coś zrobi?! To nasza siostra, Ciebie to wcale nie obchodzi! - krzyczałem i w końcu dostałem w twarz od Rikera. Dopiero teraz się ogarnąłem. Dotknąłem ręką piekącego policzka i spojrzałem na niego już spokojniejszy.
- Oczywiście, że obchodzi, ale jest mądrą dziewczyną i nic sobie nie zrobi. Potrzebuje samotności, a akurat przy tej sprzeczce wina nie leży tylko po stronie Ella, ale też jej. Po za tym, Rocky z nią jest... - mówił, a ja tylko kiwałem głową, na znak, że rozumiem. Oblizałem usta i westchnąłem. Kiedy mówiłem Callie, że nie potrafię kochać nie miałem na myśli wszystkich. Kochałem moje rodzeństwo i rodziców, a szczególnie Rydel. Ona była moim oczkiem w głowie, była najważniejszą kobietą w moim życiu, mimo tego jak często przynudzała o moim złym zachowaniu. Nie mogłem usiedzieć w miejscu kiedy wiedziałem, że ona cierpi. Tak wiele myśli pałętało się teraz po mojej głowie. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedy się taki stałem? Jestem pewien, że kiedyś nie byłem taki. Kiedyś potrafiłem kochać, byłem dla wszystkich miły, uczciwy i pomocny. Co prawda byłem wtedy dzieckiem, ale co takiego się wydarzyło, co przeważyło o...całym moim życiu? Tego nie potrafiłem zrozumieć chociaż bardzo chciałem.




-----------------------
Wreszcie napisałam :))
Tak, wiem, że krótki, ale ja naprawdę nie umiem napisać nic dłuższego chyba ;-; liczy się jakość, nie ilość, prawda? :D
I przepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale to przez szkołę. Tak, zawsze na nią zwalam xd Miałam dodać rozdział w środę, jednak napisałam kawałek rozdziału i mnie coś zablokowało. Potem w czwartek i piątek znów szkoła i dzisiaj mi się coś udało. Tylko, że to krótkie coś piszę od...jakiś trzech godzin ;-;
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem <3