czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział czwarty

- Ej, słuchasz mnie w ogóle, idioto? - głos Rikera wyrwał mnie z przemyśleń.
- No tak. Mów dalej. - odpowiedziałem trochę zdezorientowany, ale udawałem, że doskonale wiem, o czym mówił do mnie przez ostatnią godzinę.
- To co powiedziałem? - uniósł brwi, czekając, aż mu opowiem.
- No...że...po co mam mówić drugi raz to samo? - próbowałem się wykręcić, ale on tylko pokręcił głową.
- Dobra, nieważne. Lepiej mów gdzie zniknąłeś w środku nocy. Tak, słyszałem jak wychodziłeś. - westchnął i położył się na łóżku. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem mu się uważnie. Naprawdę? Szturchałem Go godzinę w nocy i rzucałem w niego poduszkami i nie wstał, w teraz słyszał jak po cichu wyciągałem trampki spod łóżka i wychodziłem na palcach z namiotu? Ten frajer nie spał, tak jak ja!
- Byłem zapalić. - powiedziałem wreszcie i wstałem z łóżka. Za chwilę zaczynały się kolejne zajęcia, więc znów szukałem wszystkich potrzebnych mi rzeczy.
- Yhy, paliłeś godzinę? - zapytał, ale nie uzyskał już odpowiedzi. Tak samo jak ja wstał i zabrał swoje rzeczy, a potem razem ruszyliśmy do domków. Rozstaliśmy się jednak, ponieważ nasze domki dzielił ten Sabriny. Kiedy wszedłem do środka wszystkie dziewczyny już czekały tylko na mnie.
- Okej, fajnie, że jesteście. - zacząłem. - No więc dziś poćwiczymy nad waszym śpiewaniem przeponą. Ponieważ zauważyłem, że wszystkie, prawie, popełniacie ten sam błąd i nie śpiewacie przeponą. To znaczy...Callie Ty nie musisz. Robisz to dobrze, więc my po prostu poćwiczymy nad jakąś piosenką, okej? - zarumieniona pokiwała głową. Odeszła na bok, a ja rozdałem reszcie dziewczyn kartki papieru.
- Dobra, to chyba najpopularniejsze ćwiczenie jakie znam i jestem pewien, że Wy też je znacie. Stańce wyprostowane, ale swobodnie. Połóżcie jedną swoją dłoń na brzuchu, a drugą trzymajcie kartkę, tylko ustawcie je w odległości około 20 cm od Waszych ust. I teraz nic trudnego, po prostu wykonujcie na przemian szybkie i wdechy i krótkie, ale intensywne wydechy. Szybkie wydechy wykonujcie tak, żeby pracować brzuchem i stopniowo zwiększajcie tępo wydmuchów. A i jeszcze ważna rzecz: przy wydychaniu nie wydmuchujcie całkiem zebranego powietrza, tylko zostawcie sobie mały zapas. Róbcie to swobodnie i bez jakiegoś wysiłku,  jasne? - po wytłumaczeniu dziewczynom wszystkiego wróciłem do pianina, na którym coś przygrywała Callie, ale szybko wstała, kiedy pojawiłem się obok niej. Wywróciłem oczami. Już myślałem, że choć trochę się przełamała.
- Dobra, Callie, pewnie wiesz, że masz idealny głos do rocka, prawda? - zacząłem. Niepewnie przytaknęła. - No więc to chyba jasne, że nie pozwolę Ci śpiewać nic innego? - roześmiała się. Byłem tak zdziwiony, że gwałtownie przeniosłem wzrok z pianina na nią, na co ona od razu spuściła głowę. Oblizałem wargi, zdając sobie sprawę, że to przez moją reakcję to zrobiła. - Callie... - podniosła wzrok i uśmiechnęła się. - od dwóch dni po raz pierwszy widzę u niej uśmiech. Nie chcę wyjść na mięczaka, bo nim nie jestem, ale to naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Bo miała ładny uśmiech. Odwzajemniłem go więc. - Co chcesz zaśpiewać? - zapytałem w końcu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i napotkałem spojrzenie Mack, ale gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały ona odwróciła wzrok.
- Sama nie wiem, może poćwiczę tę piosenkę, którą dziś śpiewałam?
- Jasne, możemy poćwiczyć, ale masz jeszcze jakieś piosenki w zanadrzu? - zaśmiałem się.
- Właściwie to...ja...mam zeszyt i piszę w nim swoje piosenki, ale nie są dobre. - założyła kosmyk włosów za ucho.
- Masz ten zeszyt przy sobie? - wyciągnęła z torebki gruby, brązowy zeszyt i podała mi go. Wszystkie te piosenki były dobre, ale jedna szczególnie zwróciła moją uwagę. - Zaśpiewaj to. - pokazałem jej tytuł piosenki. Przytaknęła i zaczęła śpiewać, tym swoim mocnym głosem. Słowo daję, nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś tak śpiewał. Wpatrywałem się w tekst piosenki i słuchałem jej cudownego głosu.
- Have you seen that man?
Broken pieces of his plan
Taken by the wind
To the place where you have been
Corner of the room
I think I saw your brother moon
He came out of the grey
He was sad, but that's okay

Windmill,
Are you still afraid of nothing?
(is the wind still your friend?)
Are you still afraid of something?
(is it you who command?)
Are you still afraid of wind?
Oh, Windmill,
You're a place where I can cry
(If I want, when I'm sad)
You're a place where I can lie
(when I'm tired, when I'm down)
You're a place where I can die ***

Chciałem jęknąć z niezadowolenia, kiedy skończyła, ale nie zrobiłem tego. Przeniosłem na nią swój wzrok i obserwowałem jak niepewnie unosi powieki do góry. Przyjrzała mi się i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że czeka na moją opinię. Zamknąłem zeszyt i podałem jej go.
- Nie wiem po co tu jesteś Callie... - otworzyła usta i zauważyłem, że przełyka ślinę. - Nie potrzebujesz żadnych lekcji, żeby zrobić karierę. Masz talent... - przerażenie na jej twarzy zastąpiła radość i, jak zwykle, zawstydzenie. Przewróciłem oczami na widok jej rumieńców. Musiałem zrobić coś, żeby nabrała pewności siebie.


                                                                        ***
- Ross błagam Cię wyjdź, potrzebuję Cię. - słyszałem głos Mack, kiedy uderzała o drzwi od kabiny prysznicowej.
- Wiesz gdzie ja to mam? Mnie każdy potrzebuje. Myje się przecież, ja walę. - krzyknąłem, a ona ucichła. Kolejny gorący strumień wody oblewał właśnie moje ciało.
- Dobrze. Jak skończysz to przyjdź proszę do namiotu. - usłyszałem, że się oddala. Odetchnąłem wreszcie i powoli zakręcałem wodę. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy chłodny wiatr owiał moje ciało. Sięgnąłem po ręcznik i wytarłem się dokładnie i ubrałem znów w jakieś dresy do spania.
Prosto z łazienki ruszyłem do namiotu ,,Rossers", żeby dowiedzieć się, o co znów chodziło.
- Co jest? - zapytałem, opierając się o jedno z łóżek.
- One twierdzą, że jesteśmy razem, Ross. Proszę pomóż mi im wyjaśnić, że się mylą. - poprosiła Mackenzie. Wywróciłem oczami.
- Tylko po to mnie wołałaś? Ja nie mogę, nie mogłem się wykąpać w spokoju o taką głupotę? Nie jesteśmy razem i nigdy nie byliśmy, nie wiem, co sobie wymyśliłyście. - powiedziałem oschle i wyszedłem z namiotu, ruszając do swojego i pozostawiając dziewczyny w kompletnym osłupieniu. Czego się spodziewały? Że będę im w cudownie miły sposób wyjaśniał, co zaszło między mną a Mack i mam ją tak naprawdę gdzieś? To się pomyliły.



 Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem, kiedy po przebudzeniu się, zobaczyłem Rikera wysmarowanego pastą, który nie miał o tym w ogóle pojęcia. Ten, kiedy zorientował się, że już nie śpię, przeniósł swój wzrok na mnie i zareagował tak samo jak ja. Przestałem się śmiać i zerwałem się na równe nogi, wiedząc co to oznacza.
 - Masz całą twarz w paście. - rzuciłem w progu namiotu i udałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro i pokręciłem głową. Cała moja twarz była biała. Cała! Dobre piętnaście minut zajęło mi zmywanie tego wszystkiego. Kiedy byłem już całkowicie czysty, umyłem zęby i poszedłem na stołówkę, ponieważ zaraz miało być śniadanie. Przy moim stoliku już dawno siedziały ubrane i ogarnięte dziewczyny. Czy one wstają o 6, żeby na 7 już być ubrane i pomalowane? Że im się chce. Rozejrzałem się dookoła. Riker, Sabrina i ich grupy też były ubrane. Okazało się, że tylko ja jestem tutaj w samych dresach, bez koszulki i w potarganych włosach, ale jakoś nie zwróciłem na to uwagi. Jeszcze raz spojrzałem na mój stolik. Tak bardzo chciałem znów doprowadzić Callie do tego jej zawstydzenia, że zająłem miejsce obok niej. Dziewczyna od razu spuściła głowę tak, że jej włosy zakryły jej twarz. Przygryzłem wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. To było takie żałosne i zabawne. Po raz kolejny napotkałem na sobie spojrzenie  Mack, ale tym razem nie odwróciła wzroku. Uśmiechnęła się do mnie, ale ja odwróciłem się w stronę stoliku Rikera, całkiem ignorując jej gest.
I to co zobaczyłem przy stoliku Rikera zwaliło mnie z nóg. No niedosłownie, bo przecież już siedziałem. Przy jego stoliku właśnie rozpoczęła się bitwa na jedzenie. Wywróciłem oczami, kiedy kawałek chleba trafił w Taylor. Ta nie pozostała dłużna winowajcy i wystrzeliła z łyżki sałatkę, trafiając przy tym w Sabrinę. Sabrina natychmiast odłożyła na talerz widelec, który już miała przy ustach i rzuciła w stronę naszego stolika kawałkiem pomidora. Odwróciłem się w stronę Callie, zdając sobie sprawę, że zniknęła. Szybko domyśliłem się, gdzie się ukrywa, więc wślizgnąłem się pod stół, gdzie oczywiście zastałem ją skuloną i czekającą na koniec walki na jedzenie.
- Nie weźmiesz w tym udziału? - pokręciła głową.
- Wiesz w czym możesz wziąć udział? - spojrzała na mnie pytająco.
- Teraz wszystkie namioty i łóżka są wolne. - uniosłem dwukrotnie brwi, a jej twarz poczerwieniała tak bardzo, jak ten pomidor, którym rzucała Sabrina. Spodziewałem się tej reakcji, ale nie spodziewałem się tego co zrobiła później - jej dłoń uderzająca w mój policzek sprawiła mi niemały ból. Złapałem się za bolące miejsce, kiedy ona dyskretnie wysunęła się spod stołu i opuściła jadalnię.
Teraz przesadziła. Zwykłe ,,nie" by wystarczyło, ale nikt nie będzie mnie bił! Wybiegłem z jadalni i szybko ją dogoniłem. Złapałem za jej nadgarstek i odwróciłem w swoją stronę.
- Co to miało być?! - warknąłem.
- Należało Ci się za ten tekst. - odpowiedziała, a w jej oczach zebrały się łzy. O, czyli kolejna rzecz, której dowiadujemy się o naszej idealnej dziewczynce - kiedy się boi, płacze.
- Wystarczyło powiedzieć ,,nie". Za kogo Ty mnie masz?! Nie będziesz mnie biła, rozumiesz?! - krzyknąłem, a ona przytaknęła, wyrywając się z mojego uścisku. Odwróciła się i szybko odeszła, a ja nie miałem zamiaru jej gonić. Wszystko to, czym mi zaimponowała było teraz niczym w stosunku do tego, czym mnie zdenerwowała. Przesadziła. Nigdy nie pozwolę, żeby jakaś dziewczyna mnie uderzyła, a już na pewno nie szara myszka, która czerwieni się, gdy tylko się do niej odezwie.




----------------------
Hehe taki zwrot wydarzeń.
* Piosenka jest autorstwa zespołu Lor, nie moja, ale uwielbiam ją i po prostu musiałam ją tu wstawić! Polecam przesłuchania ich wszystkich piosenek, a tutaj link do tej konkretnej Windmill. Dziewczyny mają ogromny talent, a są jeszcze młode ^^. No i oczywiście oryginał piosenki jest spokojny i powolny,  tutaj Callie śpiewa to o wiele mocniejszymi dźwiękami, więc to jedyna różnica xdd

Rozdział trzeci

Można tylko wyobrażać sobie to, jak bardzo byłem zły, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Tutaj były namioty! Nie domki, namioty! Przez miesiąc miałem spać na czymś, co wyglądało jak hamak. W środku czegoś, co było tylko przykryte jakimś grubym materiałem. Do tego publiczne łazienki. To było chore. Przecież ja tutaj dnia nie wytrzymam. Spojrzałem przelotnie na Rikera, który jakoś nie bardzo się tym przejął. Na szczęście byłem w  namiocie z nim. Nauczycielem od instrumentów była dziewczyna, więc miała swój osobny namiot. W środku tych ,,małych mieszkanek" były 2 dwupiętrowe łóżka. Jedno po prawiej stronie od wejścia, drugie po lewej. O ile tak to można nazwać. To był kawałek materiału, powieszony na metalowych rurkach. Obok łóżek było coś na kształt szafki z pięcioma drewnianymi półkami. Załamany usiadłem na dolnym łóżku po prawej stronie. Riker też zajął miejsce na dole, tylko po lewej. Byłem trochę zdziwiony tym, że brat w ogóle nie narzekał. Wyglądało to tak, jakby mu było całkiem obojętne gdzie śpimy. Zaraz po wejściu do namiotu otworzył swoją walizkę i zajął dwie pierwsze od góry półki, co mnie zdenerwowało.
- I co ja mam teraz kucać za każdym razem, kiedy będę chciał coś zdjąć? - wyrzuciłem ręce, stając obok niego, kiedy wciskał swoją pustą walizkę pod łóżko.
- Trzeba było od razu zająć górną, a nie leżeć na łóżku i narzekać jakie masz okropne życie, bo musisz spać w namiocie. - powiedział i położył się na łóżku. Przemilczałem to co powiedział, bo nie miałem zamiaru się z nim teraz kłócić. Jeszcze tego było mi trzeba. Otworzyłem moją walizkę i wyjąłem z niej tyle rzeczy ile udało mi się za jednym razem i położyłem je na półce. Odwróciłem się po kolejne ubrania, kiedy usłyszałem za swoimi plecami trzask i chwilę później mocne uderzenie czegoś o podłogę. Przełknąłem ślinę i zamknąłem oczy, powoli odwracając się na pięcie.
- Co do...?! Riker, ja tu nie wytrzymam, za chwilę rozwalę cały ten namiot! - krzyknąłem patrząc na półkę, która leżała na ziemi, a moje ubrania już nieposkładane leżały obok niej.
- Widzę, że już się rozpakowujecie chłopcy. - uśmiechnięty mężczyzna stanął obok mnie i wyciągnął do mnie rękę. - Brandon Cameron, organizator obozu.
- Aha, czyli to Pan wymyślił to całe gówno? Wasze półki się rozpadają, łóżka to kawałek materiału i w ogóle namioty? Co Panu strzeliło do głowy? - Facet zmarszczył brwi i spojrzał na Rikera, który patrzył na mnie zdenerwowany.
- Zorganizowałem taki obóz, jaki był za moich czasów. Z tego co wiem od zawsze na obozach śpi się w namiotach, domki to już jakiś wymysł rozpieszczonej młodzieży. Przepraszam za usterkę, zaraz przyślę kogoś kto naprawi tę półkę.
- Pana czasy były chyba przed tym jak mieszkało się mieszkaniach. - rzuciłem pod nosem, a Riker zerwał się z łóżka.
- Bardzo Pana przepraszam, brat jest zmęczony i tak reaguje, tak naprawdę bardzo się cieszy, że tu jest. Odkąd dowiedział się, że wyjeżdżamy mówi tylko o tym. - jak zwykle nas uratował. Przeprosiłem Brandona i podałem mu rękę. Nie zrobiłbym tego, ale wtedy Riker nie dałby mi spokoju.
Kiedy Cameron wyszedł zebrałem  z podłogi ubrania i poskładałem je, a dziesięć minut później przyszedł inny mężczyzna, który naprawił nasz kawałek drewna. Poukładałem na nim ubrania i tak samo jak mój brat zmieściłem się na dwóch półkach, a pustą walizkę położyłem na górnym łóżku.


Ponieważ był to pierwszy dzień, a w dodatku już wieczór, nie było żadnych zajęć. Przed kolacją jedynie ja, Riker i Sabrina, bo tak miała na imię nauczycielka gry na instrumentach, dostaliśmy listę uczniów z naszych grup. Mogło się to wydawać zabawne, ale po porównaniu wszystkich list okazało się, że w mojej grupie znajdują się same dziewczyny, co trochę mnie zdziwiło, ale nie aż tak, jak mnie ucieszyło. Chciałem wyśmiać Rikera, który patrzył na mnie zazdrosny, ale nie chciałem robić tego przy Sabrinie i Brandonie. Potem dowiedzieliśmy się, że przez cały ten czas mamy ćwiczyć z uczestnikami jak najwięcej układów, piosenek i tego wszystkiego, a tydzień przed końcem stworzymy 5 zespołów, ponieważ w każdej grupie jest po 5 osób. Po prostu weźmiemy po jednej osobie z każdej grupy i złączymy ze sobą trzy osoby, które najlepiej do siebie pasują. Ostatniego dnia, podczas finału, wszystkie zespoły pokażą czego się nauczyły, a jury czyli nauczyciele + Brandon wybierze zwycięzców. Do tego dostaliśmy plan na cały miesiąc. Niektóre dni były wolne od zajęć i w tych dniach były jakieś wycieczki. Muszę przyznać, że nie będzie tak źle, jak się wydawało, nie będę musiał wcale jakoś ciężko pracować.

Po całym zebraniu odbyła się kolacja. Brandon postanowił, żebyśmy odnaleźli swoje grupy i usiedli z nimi przy stoliku, żeby się już z nimi zapoznać. Ja się cieszyłem, w końcu miałem siedzieć przy stoliku z pięcioma dziewczynami. Usiadłem więc przy jednym, długim, drewnianym stole i przeglądałem twittera, czekając na moją grupę. Pierwsze dwie dziewczyny przyszły bardzo szybko. Blondynka i szatynka podeszły do stolika. Jasnowłosa pewnie wyciągnęła do mnie rękę i przedstawiła się:
- Mackenzie, ale możesz mi mówić Mack. - uśmiechnęła się.
- Ross. - uścisnąłem jej rękę.
- Tak wiem, nie musisz się przedstawiać. R5 to najlepszy zespół świata. - mówiła udając obojętną, ale ciężko było jej ukryć podekscytowanie. - To jest Callie. Ma 16 lat i jest nieśmiała, o R5 nie ma żadnego pojęcia. - przedstawiła swoją koleżankę. Podałem jej rękę, a ta zarumieniła się od razu i spuściła wzrok. Przewróciłem oczami. Jak można być tak nieśmiałym, żeby wstydzić się uścisnąć komuś rękę? Już i tak nie biorę pod uwagę faktu, że dziś jeszcze nie powiedziałem żadnego komentarza w moim stylu i byłem miły. Nie rozumiałem czemu ładne dziewczyny są takie niepewne siebie. Dużo traciły. Usiadłem przy stole, a Mack zajęła miejsce obok mnie. Callie usiadła naprzeciwko nas. Pokręciłem głową na boki i odwróciłem się w stronę blondynki. Rozmawiałem z nią przez całą kolację. Z nią i trzema dziewczynami, które do nas doszły: Taylor, Rowan i Maia. Wszystkie były tak samo rozgadane jak Mackenzie. Jedynie Callie przez całą kolację miała wzrok utkwiony w swoim talerzu i nie odezwała się ani słowem. Dowiedziałem się, że prawie wszystkie dziewczyny są ode mnie młodsze: Taylor i Rowan miały 18 lat, Maia 17, Callie 16, a Mack była w moim wieku. Po kolacji każdy rozszedł się do swoich namiotów.
- I jak twoja grupa? Są normalni? - zapytałem Rikera, kiedy wybierał z półki ubrania na wieczór.
- Są spoko, ale bałem się jak to z nimi będzie jak ich zobaczyłem. I tak nie ogarniam czemu Ty masz pięć dziewczyn, a ja jedną. - oburzył się. Wybuchnąłem śmiechem. Naszą rozmowę po raz kolejny dziś przerwał Brandon.
- Chłopcy, wiem, że pewnie chcecie się już zająć sobą, ale prosiłbym, żebyście przeszli się do namiotów waszych grup i przedstawili im plan zajęć, oraz chciałbym, żebyście wymyślili nazwy waszych podopiecznych. - powiedział i wyszedł. Spojrzeliśmy na siebie z Rikerem zdenerwowani. Przez cały ten czas nie było ani chwili, żeby położyć się na łóżku i posiedzieć, czy zrobić cokolwiek na co mieliśmy ochotę. Mój brat, który stał bez koszulki, założył ją na siebie i razem ruszyliśmy do naszych grup. Jakoś nie zdziwiłem się, kiedy wszedłem do namiotu, że to właśnie Callie zajmuje jedno z łóżek sama. Usiadłem obok niej, ponieważ tam było najwięcej miejsca i zaraz zrobiła się cała czerwona. No kurde to mnie irytowało! Wszystkie dziewczyny usiadły na łóżkach i przyglądały mi się z uwagą. Przedstawiłem im cały plan zajęć, który wcześniej dostałem od Camerona. Nastolatki zgodziły się na niego, bo w sumie nie miały innego wyjścia.
- Dobra, dziewczyny, jeszcze mamy wymyślić nazwę naszej grupy, więc zróbcie to. - rzuciłem znudzony. Naprawdę chciałbym już odpocząć.
- Może Rossers? Jesteś naszym wychowawcą w końcu. - zaproponowała Taylor. Wzruszyłem ramionami.
- Może być. - powiedziałem i wyszedłem. Wróciłem do swojego namiotu i od razu położyłem się spać. Kiedy wróciłem Rikera jeszcze nie było, ale nie miałem siły na niego czekać.

Po raz piąty przewracałem się z boku na bok, nie mogąc usnąć. Słyszałem wszystko, co działo się na zewnątrz, na dodatek było chłodno i czułem, jakbym spał na dworze. Zdenerwowany i znudzony moją bezsennością odgarnąłem kołdrę i wyjąłem spod łóżka moje czarne trampki. Założyłem je i wstałem, wrzucając do tylnej kieszeni spodni dresowych paczkę papierosów. W sumie może nie było się co dziwić, że było mi zimno, skoro leżałem bez koszulki. No trudno. Wyszedłem z namiotu i ruszyłem przed siebie. Nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy już byłem w środku ciemnego lasu. Wyjąłem z tylnej kieszeni paczkę, a z niej papierosa, później kartonik schowałem znów w to samo miejsce co wcześniej i usiadłem na ziemi, opierając się o przewrócony pień drzewa. Odpaliłem papierosa i włożyłem go do ust zaciągając się.
- Poczęstujesz? - usłyszałem czyiś głos i bardzo powoli odwróciłem się w tę stronę. Ku mojemu zdziwieniu stała obok mnie Mackenzie. Była ubrana tylko w jakąś długą koszulkę i trampki, a swoje długie blond włosy związała w koka. Przeniosłem ciężar ciała na jedną nogę i po raz kolejny wyjąłem z kieszeni papierosy, wyciągając je w jej stronę. Wyjęła jednego, a następnie podałem jej zapalniczkę. Odpaliła papierosa i usiadła obok mnie.
- Nie jesteś tym grzecznym chłopcem za którego wszyscy Cię mają. - wybuchnęła śmiechem, a ja przewróciłem oczami, gasząc papierosa na ziemi. - Właśnie poczęstowałeś swoją uczennicę papierosem. - wzruszyłem ramionami. Czy jeżeli ktoś by się o tym dowiedział to już by mnie wywalili? Chyba nie. Nie rozmawiałem z blondynką, ale ona chyba nie zamierzała odpuszczać.
- Nie jest Ci zimno z odsłoniętą całą klatą? - zapytała i zgasiła papierosa, jak ja przed chwilą.
- A Tobie z odsłoniętą dupą? - zapytałem w końcu, trochę zirytowany tymi jej pytaniami. Oczekiwałem uderzenia w twarz, ale ona się roześmiała. Odwróciłem twarz, żeby spojrzeć jej w oczy. Chciałem zobaczyć, czy czegoś nie brała, albo nie piła, ale nic takiego nie zobaczyłem. Dziewczyna na ułamek sekundy przeniosła wzrok na moje usta, a chwilę później złapała mnie jedną ręką z kark i przyciągnęła do siebie. Drugą rękę wplątała w moje włosy i wbiła swoje usta w moje. Bez zastanowienia odwzajemniłem pocałunek, a chwilę później przeniosłem ją tak, żeby leżała. Zawisłem nad nią i cofnąłem lekko głowę do tyłu, kiedy znów próbowała mnie pocałować. Wyplątała rękę z moich włosów i już chciała dotknąć nią mojej twarzy, ale złapałem ją za nadgarstek i przygwoździłem do ziemi. Uśmiechnęła się i drugą ręką jednym sprawnym ruchem zsunęła ze mnie spodnie razem z bokserkami. Z jej drugą ręką zrobiłem to co z pierwszą. Nie mogłem pozostać jej dłużny, więc na sekundę puściłem jedną jej rękę i także jedną ręką zsunąłem jej bieliznę i rzuciłem obok nas. Wszedłem w nią gwałtownie, na co wydała okrzyk i odgięła głowę do tyłu. Powoli wszedłem głębiej, przy czym towarzyszył jej tylko stłumiony jęk. Nie zważając na nic zacząłem poruszać się w niej najszybciej i najmocniej jak potrafiłem. Jej jęki wydawały mi się zbyt głośne, więc pocałowałem ją, żeby ją uciszyć. Nie chciałem przecież obudzić całego obozowiska i doprowadzić do tego, żeby zaraz się tu ktoś pojawił. Kiedy poczułem, że jest blisko szczytowania przestałem się poruszać, na co stęknęła niezadowolona. Chciałem się z nią podrażnić.
- Ross..co Ty robisz? - zdyszana ledwo wypowiedziała to pytanie. Uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę, jak bardzo mnie pragnie. Znów poruszałem się w niej w takim tempie jak na początku, a jej jęki dodawały mi energii. Wreszcie oboje szczytowaliśmy. Jęknąłem, opadając na nią, a ona skaleczyła trochę moje imię. Wyszedłem z niej po chwili i stanąłem na równe nogi. Podciągnąłem spodnie, a widząc jej bieliznę, schyliłem się i podniosłem ją, chowając do tylnej kieszeni spodni.
- To cześć. - powiedziałem i odwróciłem się, odchodząc, kiedy ona wstawała z ziemi.


- Okej, słyszałem już wasze głosy razem, ale chciałbym jeszcze usłyszeć jak śpiewacie solo, dobra? - rzuciłem i przeszedłem wzrokiem po wszystkich dziewczynach. Zatrzymałem się na oczach Callie, w których malowała się panika. Wiedziałem, że nie namówię jej, żeby zaśpiewała teraz przed piątką osób. - Callie, chcesz zaśpiewać bez reszty dziewczyn? - zapytałem unosząc brwi. Ta tylko przytaknęła, więc postanowiłem, że zaśpiewa na samym końcu.
- W takim razie wszystkie chcemy śpiewać sam na sam z Tobą. - powiedziała Taylor, a wszystkie dziewczyny jej przytaknęły. Westchnąłem, ale zgodziłem się. Wszyscy wyszli, a pierwsza zaśpiewała pomysłodawczyni.
- Co konkretnie mam zaśpiewać? - zapytała uwodzicielskim tonem i nachyliła się przede mną tak, że idealnie widziałem jej piersi. Chciało mi się śmiać, ale nie narzekałem. Odwróciłem jednak wzrok i spojrzałem na pianino, przy którym siedziałem.
- Coś w czym czujesz się dobrze, nie wiem. Cokolwiek. Chcę tylko zobaczyć jaki masz głos. - przytaknęła i zaśpiewała kawałek piosenki, której wcześniej nie słyszałem. Jej głos był delikatny i najbardziej pasował mi do popu. Już miałem wizję jak będzie wyglądał jej zespół, a nawet pomysł na piosenkę, przy której pisaniu będę miał jej pomagać. Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się. - Możesz zawołać następną osobę. - powiedziałem, a Taylor wyszła i zaraz po niej pojawiła się Mack. Uśmiechnęła się na mój widok i pierwsze co to wyciągnęła rękę w moją stronę. Wiedziałem o o jej chodzi, więc zaśmiałem się.
- Ross, to nie jest zabawne, musiałam wczoraj tak wracać do namiotu. - powiedziała. Przytaknąłem, wciąż nie oddając jej tego, na co liczyła.
- Zostawiłem je w namiocie, nie będę wszędzie chodził z Twoim majtkami. - roześmiałem się. - Przyjdź po nie potem. A teraz śpiewaj. - zaczęła śpiewać ,, Lightning Strikes". Chciałem się roześmiać po raz kolejny, ale nie chciałem jej przeszkadzać. Miała podobny głos do Rydel, więc doskonale sprawdziła się w jej piosence. Głosy Rowan i Mai także niczym się nie wyróżniały, były zwyczajne. Prawie zapomniałem o tym, że w mojej grupie jest też Callie i już miałem wychodzić z domku (zapomniałem wspomnieć, że są tu jednak trzy domki, po jednym dla każdej grupy. W sumie mogłem przynieść tu łóżko i tu spać), kiedy w progu drzwi pojawiła się ona. Usiadłem z powrotem przy pianinie, obserwując co robi. Ustawiła się przede mną i nabrała głośno powietrza. W sumie to było zabawne, że tak się wszystkiego wstydziła. Mimo  wszystko była ładna. Mogłem się z nią świetnie bawić, ale nie. Dlaczego nie ma charakteru jak Mack?
- No dalej. Nie stresuj się tak. - rzuciłem trochę znudzony, kiedy wciąż stała cicho. Zamknęła oczy i wydała z siebie pierwszy dźwięk. To było niesamowite. Wydawała się tak cicha. Wydawało się, że ona nawet nie potrafi śpiewać! A tym czasem ona miała najlepszy głos z nich wszystkich. Chciałem zacząć klaskać, kiedy skończyła nieznany mi utwór klasycznego rocka, jednak coś mi nie pozwalało.
- No i czym się stresowałaś? Jest okej. - okej? Człowieku, takie słowa podziałają na nią jak ,,nie umiesz śpiewać, weź stąd wyjdź". Przeniosła swój wzrok z podłogi na mnie i wyszła z domku. Ja pozbierałem wszystkie kartki i podążyłem jej śladami. Zamknąłem domek i poszedłem do swojego namiotu, w którym Riker ekscytował się jak dobrzy są jego uczniowie.

środa, 29 lipca 2015

Rozdział drugi

Jeszcze przed rozdziałem chcę podziękować za komentarze pod poprzednim, jejku, tak się zdziwiłam jak zobaczyłam trzy komentarze :o Wiem, że jeżeli porównywać do innych blogerek to to jest nic, ale ja zawsze jak zaczynałam pisać, to co najmniej pierwsze 5 rozdziałów miało zero komentarzy, a tu taka niespodzianka. Tak, dla mnie trzy to dużo, jakby ktoś pytał czym się fascynuję XD


- Riker, frajerze. - szepnąłem, szturchając go delikatnie. Nigdy nie widziałem człowieka z takim snem! Przecież tu mógłby przejechać czołg, a on by tego nie słyszał i spał dalej. Szturchnąłem go raz jeszcze, tym razem mocniej, na co dostałem w twarz poduszką. Próbowałem odsunąć się od uderzenia, co sprawiło, że spadłem z łóżka i wylądowałem na podłodze.
- No cholera, tego już za wiele. - warknąłem i wstałem, podnosząc poduszkę i okładając nią z całej siły blondyna. 
- Au, dobra, wstaje, zostaw mnie palancie! - syknął, popychając mnie i sprawiając, że spotkałem się z podłogą po raz kolejny. Westchnąłem i podniosłem się, spoglądając na niego ze zmrużonymi oczami. - Na co się gapisz? Mów i wyjdź stąd, chcę spać. 
- Już wiem co zrobimy. - uśmiechnąłem się chytrze, a ten spojrzał na mnie pytająco. Przewróciłem oczami. Jak można być tak niekumatym? - No z obozem! No bo spójrz...może nie będziemy tam mogli chodzić na imprezy...ale zawsze można je organizować. Po za tym, możemy po prostu zachowywać się tam, tak jak tutaj i sami nas odeślą. Wtedy Rydel nie może być wściekła, bo przecież nie nasza wina, że nas wywalili i nie możemy wrócić, hę? - uśmiech nie schodził mi z twarzy. Riker milczał, przyglądając mi się ze zmrużonymi oczami, jakby za chwilę miał zapytać, czy dobrze się czuję. Jego wzrok na chwilę przeniósł się na zegar i znów na mnie. 
- Nie mogłeś mi tego powiedzieć rano, tylko budzisz mnie po to o 4? - zapytał po długiej ciszy i znów opadł na poduszki, nakrywając się kołdrą pod samą szyję. 
- Nie stary, bo myślę o tym całą noc. - odpowiedziało mi chrapanie. Westchnąłem i wróciłem do swojego pokoju.



   W mojej walizce lądowały kolejne ubrania losowo wybrane z szafy. Rydel, Ellington i Rocky są sobie na zakupach, a ja i Riker musieliśmy w taki upał zostać w domu i się pakować. Na dodatek mamy osobne pokoje, więc, nawet nie mam z kim rozmawiać. W moim pokoju rozbrzmiewała piosenka Walk the Moon - Shut up and dance, kiedy stałem przy szafie, zastanawiając się, co powinienem zabrać na cały miesiąc. Podrapałem się po głowie, opadając na łóżko. Spojrzałem na moją walizkę, w której panował totalny bałagan. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie pakowałem się jak człowiek, tylko stojąc tyłem do walizki rzucałem w nią ubraniami, które mogą się przydać. Wiele ciuchów leżało na podłodze, biurku, na łóżku. Za to tylko jedna koszula wylądowała w walizce. Dwie, jeżeli liczyć tę, która zatrzymała się na zamknięciu torby. Westchnąłem, obserwując bałagan panujący w pomieszczeniu. No cholera, Delly sobie coś wymyśliła, a ja mam to wszystko ogarniać. Ona i Ellington powinni nas spakować. Mogliby chociaż załatwić, żebyśmy brali udział w tym obozie, ale jako uczestnicy, a nie wychowawcy. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy wyobraziłem sobie mnie i Rikera usiłujących uciszyć drące się dzieci, które myślą, że mogą wszystko. Podniosłem się do pozycji siedzącej, gdy drzwi do mojego pokoju się uchyliły. Stała w nich moja siostra, z otwartymi szeroko ustami i trzymająca się za głowę, którą kręciła ciągle na boki. Chciałem zapytać, czy już wrócili, ale to przecież było jasne, skoro właśnie stała w mojej sypialni.
- Ross... - jej głos brzmiał, jakby zaraz miała się rozpłakać. Chyba jednak mój pokój wyglądał gorzej niż mi się wydawało. Uśmiechnąłem się przepraszająco, na co ta spiorunowała mnie wzrokiem.
- No co? Mówiłem, że nie umiem się pakować...
- A Ty chociaż próbowałeś? Czy rzucałeś ubraniami po pokoju?
- Bez przesady, zaraz ogarnę.
- Bez przesady?! Twoje rzeczy są wszędzie, gdzie się nie spojrzy! Czy...czy to twoje majtki? - jej wzrok zatrzymał się na żyrandolu. Spojrzałem w górę. Faktycznie.
- To nie majtki, tylko bokserki. - wywróciłem oczami i stanąłem na łóżku. Sufity w naszym domu były niskie, więc z łóżka dosięgałem lampy, z której zdjąłem bokserki, składając je w kostkę i wkładając do walizki.
- Ty tępy idioto...idź po kosmetyki, które zamierasz zabrać, a ja poskładam te rzeczy jak należy! - krzyknęła, a ja szybko wstałem i wyszedłem z pokoju. Wiem, powinienem iść do łazienki, ale wybrałem coś milszego niż kolejne zastawianie się, co mi jest potrzebne. Mianowicie poszedłem do pokoju Rikera. U niego w sypialni panował idealny porządek. Spojrzałem na jego otwartą walizkę, w której wszystko było idealnie poukładane. On sam składał teraz koszulkę, a po włożeniu jej do torby, zamknął ją i postawił na podłodze. Otworzyłem usta ze zdziwienia. Jakim cudem uwinął się tak szybko i jeszcze zrobił to tak idealnie? Nie wiedziałem, że jest taki dokładny.
- Czyli wcielamy w życie plan ,,zniszczyć obóz"? - zaśmiałem się, klepiąc go po plecach.
- Ile Ty masz lat człowieku? O czekaj, czyli Ty jednak serio byłeś w nocy u mnie w pokoju! Myślałem, że mi się śniło, że mam takiego brata idiotę.
- Myślałem, że mi się śniło, że mam takiego brata idiotę. - przedrzeźniałem go.
- Zamknij pysk!
- Zamknij pysk!
- Czy Ty nie powinieneś pomagać Rydel? - w progu pokoju stanął Ellington. Przewróciłem oczami i odwróciłem się, aby wyjść, ale dostałem w głowę od Rikera, na co cofnąłem się i uderzyłem go w ramię. Wyminąłem Ratliffa i poszedłem do swojej łazienki. Wyjąłem z szafki kosmetyczkę z adidasa i spakowałem do niej szczoteczkę do zębów, pastę, maszynkę do golenia, jakieś perfumy i inne niezbędne rzeczy, po czym zasunąłem ją i wróciłem do pokoju. Minęło może 10 minut odkąd mnie tu nie było, a pokój lśnił czystością, wszystkie ubrania leżały posegregowane i poskładane obok walizki, a Rydel właśnie składała ostatnie spodnie.
- Wow. - tylko tyle udało mi się powiedzieć. Podszedłem do łóżka i położyłem szarą kosmetyczkę obok ubrań.
- Spakujesz to sam! Długie rękawy i bluzę daj na sam dół, dopiero później krótkie, a na samą górę daj bieliznę, ręczniki i kosmetyki. A buty spakuj do tej dodatkowej kieszonki, rozumiesz? - zapytała, na co przytaknąłem, a ona opuściła pokój. Przeczesałem ręką włosy i odwróciłem się do ubrań. Jak to szło? Długie na samą górę...nie, długie na sam dół! Po około pół godzinie spakowałem wszystko tak, jak kazała Delly. Co prawda raz musiałem wszystko wypakowywać i pakować od nowa, bo się pomyliłem, ale po za tym było okej.
Spakowaną walizkę odłożyłem pod okno,  a sam pościągałem na mojego IPhone'a muzykę, na jutrzejszą podróż. Wieczorem, przed położeniem się spać, wrzuciłem do plecaka z bagażem podróżnym ładowarkę do telefonu i słuchawki.


Z trudem otworzyłem oczy, słysząc dźwięk alarmu. Wyjąłem telefon spod poduszki i spojrzałem na czas. Miałem jeszcze godzinę do wyjazdu. Ustawiłem więc pięciominutową drzemkę, która wydawała się trwać pięć sekund. Ciężko podniosłem się z łóżka, ale czułem, jakbym miał zaraz upaść. Byłbym w stanie spać na podłodze, gdybym mógł usnąć jeszcze chociaż na dziesięć minut. Powlokłem się do łazienki i wziąłem zimny prysznic, który pobudził mnie, jednak niewystarczająco. Dlatego gdy tylko wszedłem do kuchni wziąłem z kredensu kawę, którą ktoś sobie zrobił. Trudno, zrobi sobie następną. Dopiero po dawce kofeiny poczułem się w pełni pobudzony. Włożyłem kubek do zlewu, kiedy w kuchni pojawili się Riker, Rydel, Ell. Rocky pewnie spał. Riker miał przy sobie walizkę, więc olśniło mnie i pobiegłem na górę po swoją. Założyłem na jedno ramię plecak i wróciłem do kuchni, gdzie Rydel wcisnęła mi kanapki na podróż i herbatę. Uścisnęła mnie mocno, a jej słodkie perfumy sprawiły, że zakręciło mi się w głowie.
- Proszę Was, zachowujcie się tam. I zjedzcie kanapki. - uśmiechnęła się i przytuliła Rikera.
- Wysyłasz nas tam, bo Rocky wyjeżdża w góry ze swoją dziewczyną i chcecie mieć sypialnie tylko dla siebie! - rzucił wściekły Riker, na co moja siostra i przyjaciel przewrócili oczami. Mój brat wyszedł z domu, więc chwyciłem walizkę i pobiegłem za nim.
Miałem zamiar przespać się w autokarze, jednak to co zobaczyłem nie pozwoliło mi zasnąć. Wydawało się, że na ten obóz pojadą same dzieci. Tymczasem to ludzie wiekowo zbliżeni do nas. Pisząc ludzie mam na myśli dziewczyny. Seksowne dziewczyny...

wtorek, 28 lipca 2015

Nagłówek

Chciałam podziękować Julii za zrobienie tego ślicznego nagłówka! Naprawdę dziękuję :) 
Tu link do jej bloga; Violetta nasz świat

Rozdział pierwszy

- Riker! Gdzie Ty idziesz? - krzyknąłem, gdy mój brat znacząco się oddalał. Ten machnął tylko ręką i zniknął gdzieś w tłumie tańczących ludzi. Odwróciłem się na krześle do baru, bawiąc się guzikiem od mojej koszuli.
- Co będzie? - głos barmana przebił się przez dudniącą muzykę, powodując, że podskoczyłem.
- Dwa razy tequila. - ktoś poklepał mnie po plecach. Odwróciłem się. Nie znałem tego człowieka, ale właśnie postawił mi kolejkę, więc nie zamierzałem narzekać. Nie minęła chwila, a stały przed nami kieliszki, a obok nich, na papierowych serwetkach leżała limonka. Szybko wypiłem alkohol, chwilę później wgryzając się w limonkę. Zacisnąłem powieki i otworzyłem je po chwili. Przyjrzałem się mężczyźnie, który wciąż siedział obok mnie. Był dosyć wysoki, miał krótkie, brązowe włosy. Ubrany był w białą koszulę i jakieś jeansy. Zmierzyłem go wzrokiem, zastanawiając się, czy powinienem go kojarzyć.
- Szukasz czegoś? - jego głos był spokojny i przyjazny. Rozejrzał się dookoła. A, czyli o to chodzi. Chyba początkujący.
- Co masz? - zmarszczyłem brwi, widząc, jak wyciąga z kieszeni woreczek  z dwoma tabletkami.
- Najlepszy towar. Musisz mi zaufać. - wzruszyłem ramionami. Podałem mu pieniądze, a on wcisnął mi w dłoń tabletki, które schowałem do tylnej kieszeni spodni. Wstałem od baru i wszedłem w tłum ludzi. Głośna muzyka bębniła  w moich uszach, a różne ciała ocierały się o mnie z każdym moim krokiem. Nie dało się tak po prostu przejść w tym tłumie, nie będąc porwanym w środek do tańca. Wzruszyłem ramionami, gdy jakaś blondynka ciągnęła mnie za rękę na środek. Była odwrócona tyłem do mnie, więc nie widziałem jej twarzy. Ale idealnie widziałem jej pośladki, które nawet nie były do końca zakryte jej skąpą spódniczką. Parsknąłem. Jak można tak się nie szanować?Nieznajoma wreszcie odwróciła się w moją stronę, poruszając się w rytm muzyki. Byłaby nawet ładna, gdyby nie tona makijażu na jej twarzy i podkład jakieś trzy odcienie ciemniejszy od jej skóry. Chciałem wybuchnąć śmiechem, ale nie mogłem.
- Sorry mała, ja nie tańczę. - rzuciłem wreszcie, gdy skończyłem obserwować jej ruchy. Odwróciłem się na pięcie, znów pokonując tę samą drogę i przeszkody, które na niej spotkałem. Wreszcie dotarłem do toalet. Wszedłem do środka i wyjąłem z woreczka jedną tabletkę, połykając ją. Później opłukałem twarz i kark chłodną wodą. Na sali było strasznie parno. Nawet chciałem już wyjść, ale nie wiedziałem, gdzie jest Riker. Odpowiedź na moje pytanie pojawiła się chwilę później, gdy z którejś kabiny usłyszałem znaczące jęki. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. Już miałem wyjść z łazienki, gdy z wcześniej wspomnianej kabiny wyparował mój brat. Zmrużyłem oczy, mierząc go wzrokiem.
- Nie byłbyś sobą, gdybyś zrezygnował. - pokręciłem głową. Blondyn wzruszył ramionami. Westchnąłem i podałem mu jedną tabletkę, która jeszcze mi została. Bez wahania połknął ją i razem wyszliśmy z toalety.
- Ross, Riker. - usłyszeliśmy i odwróciliśmy się równocześnie w stronę źródła tego melodyjnego, damskiego głosu. Nie rozpoznaliśmy tej dziewczyny - to musiała być fanka. I się nie pomyliłem. Chwilę później prosiła nas o zdjęcia i rozmawiała z nami. Denerwowało mnie udawanie słodkiego chłopczyka, który nie widzi świata poza fanami.
- Ross, mam jeszcze jedną prośbę... - zaczęła nieśmiało, a jej policzki stały się czerwone. Dyskretnie wywróciłem oczami, domyślając się, co to za prośba. - Czy zostaniesz moim pierwszym pocałunkiem? - urocze? Nie.
- Spie...jasne. - zmieniłem wypowiedź sekundę po napotkaniu przerażonego wzroku Rikera. Lubiliśmy fanów, ale te prośby były czasem męczące. Dlaczego mieliśmy całować ludzi, których nie znamy? Na szczęście była ładna. Nachyliłem się i złączyłem moje i jej wargi w pocałunku. Poczułem smak arbuza, zdając sobie sprawę, że to jej błyszczyk. Zasmakował mi i nawet nie zdałem sobie sprawy, że zlizałem go całego. Po za tym ona sama całowała nieźle, nie chciało mi się wierzyć, że to jej pierwszy pocałunek. Odkleiłem się od szatynki i odwróciłem się na pięcie, razem z Rikerem. Wytarłem usta rękawem i znów przeciskałem się przez tłum ludzi.


- Idioci! - piskliwy krzyk mojej siostry i uderzenie czymś w twarz, wywołało nieopisany ból. Moja głowa była tak ciężka, że nie byłem w stanie jej podnieść. Powoli ruszyłem ręką, zdejmując z twarzy gazetę, którą dostałem od Rydel. Uchyliłem powieki, czując ogromny ból. Delly odsłoniła rolety, przez co do pokoju dostało się światło, które powiększało mój ból jakieś pięć razy. Jęknąłem, gdy blondynka nie zamilkła ani na chwilę. Czy ona wie, jaki ból mi zadaje? Znów zamknąłem oczy. Jej słowa były niezrozumiałe, dochodziły jakby z daleka i jakby wcale nie były skierowane do mnie. Nie mogłem się na nich skupić. Jedyne o czym teraz myślałem, to moja głowa, która prawdopodobnie zaraz wybuchnie. Cicho Rydel, błagam, chociaż przez chwilę bądź cicho.
- Co wy robiliście wczoraj w nocy? - usłyszałem męski głos. To chyba Rocky. Co? No właśnie...co my robiliśmy wczoraj w nocy? Przerażony szukałem w głowie wspomnień z wczorajszej imprezy. Nie mam zielonego pojęcia, co wczoraj robiłem. Mój film urwał się po pocałunku z fanką.
- Kac? - głos Rikera. A to frajer. Jakim cudem czuje się dobrze? Jakim prawem on czuje się dobrze, kiedy ja tu umieram? Uchyliłem powieki. Ktoś znów opuścił rolety, więc mogłem coś zobaczyć. Sięgnąłem wreszcie po gazetę, którą z samego rana dostałem w twarz.
,,Ross Lynch na imprezie! Całuje fankę!" -głosił nagłówek, a na całej okładce widniało moje zdjęcie.
- Riker też tam był. - wreszcie coś powiedziałem. Chwila. To mój głos? Jak ja okropnie brzmię!
Bardzo powoli podniosłem się do pozycji siedzącej, opierając głowę o ścianę. Riker podał mi szklankę z wodą i tabletkę. Bez wahania połknąłem lek, który miał mnie uratować. Szybko dostrzegłem kanapki na stoliku nocnym, po które sięgnąłem, gdy wszyscy opuścili mój pokój.

- Ross usiądź. - głos Delly był znów przyjemy i melodyjny. Po szybkim prysznicu usiadłem przy stole w kuchni. Moja głowa jeszcze nie była w idealnym stanie, ale mogłem normalnie funkcjonować. - Ja, Ell i Rocky, zadecydowaliśmy....
- Mnie do tego nie mieszaj. - wtrącił się Rocky - Od początku jej mówiłem, że to zły pomysł. - zwrócił się do mnie i Rikera, który właśnie usiadł obok mnie.
- Nieważne! Po prostu wy dwaj - wskazała na mnie i Rikera - jedziecie na obóz na cały sierpień. To obóz muzyczny, a wy będziecie wychowawcami. Riker będzie choreografem, a Ty, Ross, będziesz nauczał śpiewania. - ja i brat wybuchnęliśmy śmiechem. Naprawdę myśleli, że my gdzieś wyjedziemy?
- Nie będę użerał się gówniarzami. - powiedział wreszcie Riker, z czym się zgodziłem i przybiliśmy piątkę.
- No cóż, chyba jednak będziesz...tam nie będzie czasu ani miejsca na żadne imprezy, alkohol, dragi i nie wiem co wy jeszcze robicie. Może to was czegoś nauczy. Nie mam zamiaru się wami użerać, rozumiecie?! - krzyknęła i wyszła z kuchni. Rocky popatrzył na nas ze współczuciem. Milczeliśmy. Naprawdę musimy tam jechać i już nie ma odwrotu. Wyprostowałem się na krześle i oblizałem wargi. Parsknąłem śmiechem, kręcąc głową z niedowierzania. Riker ukrył twarz w dłoniach.
- To koniec stary. - rzucił nagle, na co przytaknąłem zrezygnowany.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Prolog

- Ross, weź jeszcze tę kartkę. - powiedziała blondynka i odeszła od ławy. Rozłożyłem papier, uśmiechając się sam do siebie. Odwróciłem się do Rikera, podając mu kartkę i mierząc wzrokiem odchodzącą blondynkę. Riker się roześmiał, co oznaczało, że skończył czytać. Spojrzałem na niego, a ten z uśmiechem na ustach oddawał mi kartkę.
- I co? Skorzystasz? - zapytał, patrząc na pośladki odchodzącej fanki, która właśnie teraz zniknęła za rogiem.
- Nie, myślałem, że może Ty.
- No co Ty? Nie będzie zawiedziona, jak zamiast z Tobą prześpi się ze mną? - zaśmiał się.
- Myślę, że nie. Ja  w ogóle tam nie pójdę. Albo Ty, albo nikt, bro. - uśmiechnąłem się i wziąłem płytę od fanki, podpisując ją. Kiedy skończyłem oddałem ją jej i uśmiechnąłem się, na co ta się zaczerwieniła i odeszła. Nasze fanki. Ta, czasem mnie wkurzało to, że nie da się z nimi normalnie pogadać. Jedyna rozmowa z nimi to ,,Hej co tam?"  i w tym miejscu wielki pisk. Czasem denerwowała mnie ta cała sława. Ale muzyka to była jedyna rzecz jaką naprawdę kochałem. Dlatego sława denerwowała mnie tylko czasem.
  Po rozdaniu autografów z całym zespołem udaliśmy się do busa. No, prawie całym.
- Gdzie jest Riker? - zapytała Rydel, rozglądając się po samochodzie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wiedziałem, że nie przepuści takiej okazji.
- Czy on znowu poszedł przespać się z jakąś fanką?! - krzyknęła siostra, gdy tylko zauważyła mój uśmieszek. Z jej ust zabrzmiało to tak zabawnie, że wybuchnąłem śmiechem. Jej piorunujący  wzrok sprawił, że ucichłem i spoważniałem.
- Młody jest, niech korzysta. - odparłem, wywracając oczami. Z całego zespołu tylko ja i mój starszy brat umiemy się jeszcze zabawić. Rydel i jej chłopak, Ellington są jak nasi rodzice - ciągle się o coś złoszczą i nas pouczają. Ale ja mam 19 lat! Riker 23, a nawet 24 w listopadzie! Jest najstarszy z nas wszystkich, ale mimo wszystko najfajnieszy. Rydel i Ell mają po 22. To znaczy Rydel będzie miała 22 za 13 dni. Ciągle martwią się o naszą karierę. Sądzą, że ja i Riker któregoś dnia znajdziemy się z podstawioną fanką w ,,Mamy Cię" i cały świat się dowie co robimy. Nie możemy też chodzić zbyt często na imprezy, bo paparazzi nas znajdzie i ,,zrobi zdjęcie jak jesteśmy pijani, albo naćpani". To denerwuje. Ale nasze Rydellington często nawet nie wie o naszych imprezach. Jest jeszcze Rocky. Rocky to też mój brat, ma 20 lat, w listopadzie 21. Jego jakoś nie za bardzo obchodzi to co robimy. Można nawet powiedzieć, że nas broni. Twierdzi, że to normalne, jesteśmy młodzi i się bawimy. Ja i Riker często jesteśmy mu wdzięczni podczas kłótni z ,,rodzicami" - tak, zapomniałem. Nasi rodzice mieszkają w Denver. Kiedy chcieliśmy robić karierę trzymali za nas kciuki, ale nie opuścili rodzinnego miasta. Teraz my, w LA, jedyny kontakt jaki z nimi mamy to ten przez kamerkę. Ale i tak bardzo nas wspierają. Dlatego twierdzimy, że kiedy ich nie ma to Rydell i Ellington są naszymi rodzicami zastępczymi. Tak naprawdę mama i Rydel to jedyne kobiety, które kiedykolwiek kochałem. Mimo tego, jak Delly czasem przynudza.
- Gdzie byłeś idioto? - przynudza, tak jak teraz. Spojrzałem na Rikera, który właśnie posłał mi znaczący uśmiech. Powstrzymywałem wybuch śmiechu widząc jego fryzurę i niedopiętą koszulę. Przybiliśmy dyskretnie żółwika, kiedy siadał obok mnie, a kierowca ruszał z parkingu.
- Musiałem załatwić sprawę. - odparł jeszcze, co Rydel już przemilczała.
- I jak? - zapytałem szeptem, tak, aby tylko on słyszał.
- Słaba, dobrze, że nie poszedłeś. - znów wybuchnęliśmy śmiechem.