niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział dziewiąty - ,,nie wiem co się ze mną dzieje, boję się"

- Według mnie źle traktujesz dziewczyny i tyle. Nie powinieneś się tak zachowywać, traktujesz je przedmiotowo. Każda dziewczyna wystarcza Ci na jedną noc, zastanawiałeś się kiedyś jak one się czują? - wszystkie słowa mojego brata odbijają się echem w mojej głowie. Riker, nie, błagam, tylko nie Ty. Cholera. Nie może tak być. Sam nie wiem, dlaczego tak się przejąłem. Nie interesuje mnie to, że według niego postępuję źle - ja według każdego postępuję źle. Interesuje mnie to, że powiedział to Riker. Przez tyle lat słyszałem to dosłownie od każdego. Riker był tą osobą, która wiedziała co czuję będąc bezpodstawnie nazywany chamem wykorzystującym dziewczyny. Nigdy żadnej nie wykorzystałem, on też nie. Dlatego tak denerwowałem się słysząc takie oskarżenia. On mnie rozumiał, był tą osobą z którą mogłem porozmawiać o każdym problemie nie będąc zanudzany naukami o szacunku czy o tym, że czas dorosnąć. A teraz właśnie tracę jedyną osobę, która mnie wspierała. O, czyli jednak wiem, dlaczego się tak tym przejąłem. Z początku czułem coś w rodzaju smutku spowodowanego utratą bliskiej osoby. Bo nie wiem jak inaczej to nazwać, jak nie utratą. Później czułem gniew. Byłem wściekły na Rowan, za to, że zniszczyła mojego brata i na Rikera za to, że na to pozwolił. 
- Sam je tak traktowałeś jeszcze niedawno. I czy Ty wtedy zastanawiałeś się jak one się czują? Dobrze wiesz jak to jest, Riker i skoro pozwoliłeś się zmienić jakiejś dziwce, to przynajmniej nie wtrącaj się więcej w to, co robię ja. - syknąłem. Spojrzał na mnie zdezorientowany i umilknął na chwilę. Odwrócił się tyłem do mnie, a później znów stał ze mną twarzą w twarz. 
- Nigdy więcej nie nazwiesz tak Rowan. Ja ją kocham, Ross. Czy Ty znasz takie uczucie? Wiesz jak to jest kogoś kochać? Wiesz, jak to jest dzielić z kimś szczęście, jak to jest, kiedy ktoś jest dla Ciebie ważniejszy niż Ty sam? Ty nie masz uczuć. A jedyna osoba, jaką kochasz, to Ty sam. Co się dla Ciebie liczy najbardziej? Pomyśl o trzech takich rzeczach.  - muzyka, rodzina, seks, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego. Milczałem patrząc na niego i czekając, aż powie coś jeszcze, jednak on skończył. Nigdy nie sądziłem, że usłyszę od niego coś takiego. 

- Ross, cholera, za chwile śniadanie! - ktoś ciągle szturchał mnie z całej siły, przez co zostałem perfidnie wybudzony. Uchyliłem powieki, przyglądając się bratu i nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Zmrużyłem oczy, przypominając sobie naszą rozmowę. Nie mogłem uwierzyć, że ona się odbyła. I, że Riker po tym wszystkim nadal tu nade mną sterczy.
- Idź obudź tę swoją dziewczynę, którą przecież kochasz bardziej od siebie! - warknąłem i podniosłem się z łóżka. Blondyn patrzył na mnie zdezorientowany, próbując zrozumieć o czym mówię, ale chyba nie rozumiał.
- Czy można kogoś kochać bardziej ode mnie? - wybuchnął śmiechem. Wtedy zrozumiałem. Popieprzone sny. Zdecydowanie za dużo myślę o nim i tej całej Rowan. Może to wcale nie jest nic poważnego? Ciągle zaprzątam sobie tym głowę, zamiast skupić się na tym, co jest tu i teraz. Mimo wszystko odetchnąłem z ulgą. To był jeden z gorszych snów jakie miałem, a miewam takie dość często. Nie byłem już ani zły, ani szczęśliwy, ani smutny. Było mi znów wszystko obojętne. Tak cudownie obojętne. Kochałem ten stan, kiedy nic mnie nie obchodziło.
- Mnie można kochać bardziej od Ciebie. - wyrzuciłem w końcu z siebie. Wiem, że nie potrafię tego okazywać, ale Riker jest dla mnie naprawdę ważny. Jak cała moja rodzina z resztą. Naprawdę.
- Dobra, lepiej mów co brałeś. - powiedział poważnie. Uśmiechnąłem się kiwając głową na boki.
- Nic, nic. - westchnąłem przeciągle. Riker przyglądał mi się badawczo do chwili, kiedy opuściłem namiot. Jak zwykle wykonałem poranną toaletę, poszedłem na śniadanie i na zajęcia - codziennie to samo. Na zajęciach zastanawialiśmy się tylko nad tekstami piosenek na zakończenie obozu. Dziewczyny opanowały już wszystko. Teraz wystarczyło tylko napisać piosenki, wymyślić melodie i ćwiczyć to, co napiszemy. Do końca obozu zostało około dwóch i pół tygodnia, więc mieliśmy naprawdę sporo czasu. Pracowałem z naprawdę zdolną grupą, dziewczyny bardzo szybko się uczyły i szybko opanowywały to, co im pokazywałem. Przynajmniej się nie niecierpliwiłem. Pewnie i tak nie martwiłbym się o to, że nie zdążymy do końca. Miałbym to gdzieś. W ten sposób przynajmniej dobrze się bawiłem, bo przez cały miesiąc mogłem sobie tak po prostu śpiewać i patrzeć na ładne dziewczyny. Z dala od wszystkiego co jest na co dzień. To znaczy, lubiłem moją codzienność, ale czasem dobrze od niej odpocząć. Po skończonych zajęciach wróciłem do namiotu, gdzie Riker leżał na łóżku z telefonem w ręku.
- Idziemy dzisiaj tam gdzie w zeszłym tygodniu? - zapytał, chowając telefon do kieszeni.
- Możemy iść, znając życie i tak nie usnę. - wzruszyłem ramionami i sięgnąłem na półkę po plan zajęć. Dziś mieliśmy sprawdzać czystość we wszystkich namiotach, o czym kompletnie zapomniałem. Ogólnie ten obóz to najlepsze co mogło się zdarzyć w te wakacje. Ten odpoczynek...to wszystko. W przyszłym roku też tu przyjadę! A wracając do namiotów...po sprawdzeniu czystości każdy namiot ma dostać punkty. Później jest obiad, a po obiedzie jakaś gra w grupach, a po jej zakończeniu będzie ogłoszenie wyników i namiot, który wygra będzie nagrodzony, a ten, który przegra ukarany. Coś mi się wydaje, że ,,Rossers" wygrają. W moim namiocie są same dziewczyny, które dbają o porządek.
Po obiedzie razem z Rikerem i Sabriną spotkaliśmy się przy pierwszym namiocie od prawej strony. Był to namiot grupy Rikera, który nazywał się ,,Rikerish". Chciałem wybuchnąć śmiechem, gdy zobaczyłem tę nazwę, ale się powstrzymałem, w końcu moja grupa wcale lepiej się nie nazywa. Cała nasza trójka weszła do środka. Niestety i Sabrina i mój brat mają po dwa namioty, ponieważ u nich w grupach są i dziewczyny i chłopcy, więc muszą być w osobnych namiotach, jednak oceniamy oba namioty jako jeden. W tym, w którym byliśmy teraz była tylko jedna dziewczyna - bo w grupie mojego brata przeważali chłopcy. Mieliśmy brać pod uwagę schludność, o czy na szafce jest poukładane i czy łóżka są pościelone. Dziewczyna pewnie miałaby max punktów - czyli 6, gdyby nie fakt, że łóżko nie było pościelone. Dostała więc 5. Zapomniałem wspomnieć, że każdy z wychowawców musi przydzielić do 6 punktów, a dopiero później wszystkie zostaną dodane. Następny namiot to chłopcy z grupy Rikera. U nich na pierwszy rzut oka panował porządek, ale po przyjrzeniu się dokładniej można było zauważyć, że wszystkie rzeczy zostały wciśnięte pod łóżko.
- Zawiodłem się na Was chłopcy... - ich wychowawca pokręcił głową, a oni zaśmiali się tylko i przybili z nim piątkę. Dobrze wiedzieli, że mój brat żartuje. Chłopcy u niego w grupie byli w przedziale wiekowym 14-16, tak samo jak ta jedna jedyna dziewczyna, więc sporo od niego młodsi, jednak dogadywał się z nimi naprawdę dobrze. Uśmiechnąłem się na ten widok, a później zapisałem proponowaną liczbę punktów dla ich namiotu. Wyszedłem na zewnątrz i po chwili dołączyli do mnie Sabrina z Rikerem. Kolejny namiot należał do dziewczyn z grupy Sabriny. W sumie nic nie było tam czyste. Łóżka były pościelone, ale na nich walało się pełno ubrań. Na szafce walały się kosmetyki, tylko na niektórych półkach niechlujnie zostały wrzucone ubrania. Większość ciuchów dziewczyny trzymały w walizkach. Jedyny punkt, jaki mogłem im przyznać to za idealnie ułożone w walizkach ubrania. Kolejny namiot to Rossers. Tak jak się spodziewałem panował tu idealny porządek. Ubrania były poskładane, łóżka pościelone, kosmetyki poukładane, a bonusem był cudowny zapach perfum  którejś z dziewczyn, który uderzał w nas równo z przekroczeniem progu namiotu. Jako normalny wychowawca byłbym z nich dumny, ale z racji, że normalnym wychowawcą nie jestem było mi to obojętne. Kolejny namiot należał do chłopców z grupy Sabriny. To był ostatni. I najgorszy. Wszedłem tam i od razu zatkałem nos. Patrząc na ten widok zastanawiałem się, czy w tym namiocie jest podłoga. Na kołdrach i poduszkach nie było nawet pościeli. Jedna z drewnianych półek się zawaliła, ale oni nie zamierzali o tym nikomu powiedzieć. Ubrania na półki, które jakoś się trzymały, były wrzucone byle jak, a niektóre leżały nawet na podłodze. Spojrzałem na Sabrinę, która trzymała się za głowę i kręciła nią z niedowierzaniem.
- Chłopcy, ile ja mam Wam dać teraz punktów?! - pisnęła. Chłopcy spojrzeli na nią, nie wiedząc o co chodzi.
- My całkiem zapomnieliśmy, że dzisiaj jest to sprawdzanie namiotów! Tak to byśmy ogarnęli!
- Czyli Wy całe półtora tygodnia żyjecie w takim  syfie?! - krzyknęła, więc ja i mój brat postanowiliśmy się wycofać. Wyszliśmy z namiotu oboje patrząc na swoje kartki z zapisanymi punktami.
- Pokaż. - wyciągnął do mnie rękę. Domyśliłem się o co chodzi i podałem mu moją kartkę, a on zaczął czytać. - Dałeś moim chłopakom tylko trzy punkty?! Ja Twojej grupie dałem sześć, bro. - westchnął niezadowolony.
- Stary, bo Rossers zasługiwały na tyle punktów,  a Twoja grupa wepchnęła wszystko pod łóżko.
- Nikt nie mówił, gdzie mają być schowane ich rzeczy! - jęknął z wyrzutem oddając i kartkę. Wywróciłem oczami zauważając, że jest teraz na mnie obrażony. Niby był starszy ode mnie, a zachowywał się jak dziecko. W tym czasie z namiotu wyszła wściekła Sabrina i nic nie mówiąc nas wyminęła. Ruszyliśmy za nią do Brandona i podaliśmy mu nasze kartki z wynikami. Potem ruszyliśmy na stołówkę, bo właśnie zaczynał się obiad. Podano naleśniki, więc nie narzekałem.
- Ross, możemy dziś odpuścić południowe zajęcia? My posiedzimy w namiocie, Ty zrobisz co tam uważasz, a Brandonowi nie powiemy. - zapytała nagle Maia. Wzruszyłem ramionami.
- Odpuściłbym Wam, ale akurat dziś nie ma zajęć, jest jakaś gra w grupach. - powiedziałem i sięgnąłem po kolejnego naleśnika.
-O, to dobrze. Akurat dziś wyjątkowo nie chce nam się siedzieć na tych zajęciach.
- Serio? Przecież i tak tylko na nich siedzimy w kółku i śpiewamy. - zmarszczyłem brwi, a dziewczyna wzruszyła ramionami. Pokiwałem głową na boki, po czym sięgnąłem po dżem do naleśnika, na co Rowan i Mack się zaśmiały więc spojrzałem na nie zdezorientowany.
- No co? - zapytałem.
- Nic, tylko jesz już czwartego naleśnika, a nutellę na nosie masz od pierwszego i zastanawiałyśmy się kiedy się zorientujesz. - znów zaśmiała się Mack i kciukiem starła nutellę  z mojego nosa. Westchnąłem i posmarowałem naleśnika dżemem i zacząłem go jeść. Ja po prostu uwielbiam to danie. Na obozie wcale nie jadłem tak dużo, to pierwszy raz mi się zdarzyło od półtora tygodnia.
Tak nagle przypomniałem sobie o moim planie, aby wyrzucili nas z tego obozu. Zdałem sobie sprawę, że to by była najgorsza rzecz, jaką moglibyśmy zrobić.

Po obiedzie wszyscy poszliśmy znów na obozowisko, Brandon przedstawił nam zasady gry.
- Więc we wszystkich sześciu grupach razem z opiekunami jest sześć osób. Podzielcie się tak, żeby stworzyć dwuosobowe pary. - rozkazał. Odwróciłem się, czekając, aż dziewczyny się dobiorą i będę mógł być z tą, która nie znajdzie pary. Rowan dobrała się z Maią, a Taylor z Mack. No tak, zapomniałem, że dziewczyny nie przepadają za Callie, więc na moje nieszczęście to ja musiałem z nią być. Westchnęła i podeszła bliżej mnie, zakładając ręce na piersi.
- Teraz rozdam każdej parze mapkę. Na niej zaznaczone są miejsca, w których poukrywane są różne przedmioty, a z tyłu mapki wypisane jest co to za przedmioty. Rozdam Wam też pieniądze, za które możecie kupić ode mnie jakieś wskazówki. - roześmiał się, po czym rozdał każdej parze mapkę i kilka kwadratowych kartek papieru, na których wypisane były różne liczby, które pewnie oznaczały, co to za banknot. Wywróciłem oczami, kiedy Callie wyrwała mi mapkę i ,,pieniądze".
- No co? Ty wydałbyś to na dziwki i pewnie nie umiesz posługiwać się mapą. - powiedziała oschle. Zmarszczyłem brwi.
- To tylko gra. - mruknąłem.
- Tak i pewnie nawet w grze byś to zrobił. - patrzyła na mapkę, próbując ją odczytać, a ja nie odrywałem od niej wzroku, zastanawiając się, jak można być tak nudnym i sztywnym.
- Dobra, macie godzinę, kiedy przez głośnik rozegra muzyka, wszyscy tu wracacie.Wygrywa ta para, która znajdzie najwięcej rzeczy . - Powiedział Brandon i wszyscy się rozeszli. Ja bez słowa ruszyłem za Callie. Chodziliśmy w ciszy dobre dziesięć minut, co powoli zaczęło mnie irytować. Byliśmy w lesie, więc starałem się skupiać na drzewach, ale to mnie nudziło.
- Powiesz mi chociaż czego szukamy? - odezwałem się wreszcie.
- I tak ich nie znajdziesz. - zacisnąłem szczękę. Nie chciałem krzyknąć, więc wyrwałem jej mapę i spostrzegłem, że coś jest nie tak.
- Ja nie umiem posługiwać się mapą? To Ty trzymasz ją na odwrót idiotko. - warknąłem i odwróciłem mapę na drugą stronę, aby najpierw przeczytać co mamy do znalezienia. Różowe korale, zielona piłka, niebieskie koło, ,,złota" podkowa i brązowy koszyk. Nie postarali się.
- Co? - pisnęła Callie. - Jak to do góry nogami? - dodała zirytowana.
- Normalnie. Teraz ja ją trzymam, a Ty trzymaj język za zębami. - rzuciłem i kiedy już trzymałem mapę dobrze zawróciłem w drugą stronę. Callie szła za mną w ciszy, a nawet, kiedy się je o coś pytałem udawała, że nie słyszy. Rozglądałem się dokoła, jednak niczego nie znalazłem, a zostało nam tylko jakieś czterdzieści minut. Wreszcie rzucił mi się w oczy brązowy koszyk. Podbiegłem do niego i podałem do Callie.
- Czemu ja mam to trzymać? - zapytała.
- No racja, jeszcze zgubisz. - burknąłem, ale kiedy chciałem odebrać od niej koszyk nie pozwoliła mi na to. Wywróciłem oczami i znów patrzyłem w mapę.
- Widzę piłkę. - rzuciła obojętnie, a ja przeniosłem wzrok na czerwoną piłkę.
- Tak, ale nasza ma być zielona.
- Może Brandon się pomylił? Bierzemy tę. - powiedziała i już chciała iść po piłkę, ale wyciągnąłem rękę w bok tak, że ją zatrzymałem. Spojrzała mi w oczy.
- To podpucha. Pewnie będą za to jakieś minusowe punkty. Szukaj zielonej. - powiedziałem i ruszyłem przed siebie. Po kolejnych dziesięciu minutach brakowało nam już tylko niebieskiego koła. Oboje nie wiedzieliśmy co to tak dokładnie jest i nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Po dwudziestu kolejnych minutach znaleźliśmy jednak niebieski talerz, więc wrzuciliśmy go do koszyka i poszliśmy tam, gdzie mieliśmy wrócić po usłyszeniu muzyki. Skończyliśmy dziesięć minut przed czasem, a na dodatek mieliśmy wszystkie pięć rzeczy, a to znaczy, że żadna para nic nie znalazła. Brandon uśmiechnął się, kiedy podeszliśmy do niego.
- Chcecie jakiejś wskazówki? - zapytał. Pokiwałem głową.
- Właściwie mamy już wszystko. - otworzył usta ze zdziwienia. Przejął ode mnie koszyk i policzył i dokładnie sprawdził wszystkie rzeczy. Następnie puścił z głośników muzykę i kiedy wszyscy wrócili oznajmił, że ja i Callie wygraliśmy. Ani ja ani ona jakoś szczególnie się tym nie cieszyliśmy, tym bardziej, że nie było za to nagrody. Żadnej nagrody, za to, że udało mi się z nią spędzić całą godzinę? Później zostały ogłoszone wyniki ze sprawdzania czystości namiotów. Wygrały Rossers, w tym ja, jako ich wychowawca. Nagrodą nie było nic wielkiego, po prostu mielimy wolny wieczór, bez wieczornych zajęć i mogliśmy wyjść gdzieś razem, ale tylko jako cała grupa. Przegrani, czyli chłopcy z grupy Sabriny musieli posprzątać swój namiot, posprzątać po kolacji i zrobić po trzydzieści pompek, czyli w sumie to też nie byłoby nic wielkiego, gdyby nie to, że pewnie posprzątanie tego, co kiedyś było namiotem zajmie im z trzy dni.

- Ross, nie idziemy nigdzie razem, nie? - zapytała Rowan przy stoliku, kiedy kończyliśmy kolację.
- Wiem, że pewnie chcecie iść gdzieś same i nie ukrywam, że ja też chcę, więc możemy iść osobno, ale nikt ma się nie dowiedzieć. Jak coś to byliśmy wszyscy w jakimś wesołym miasteczku czy coś. - wzruszyłem ramionami, a ona przytaknęła. Po kolacji wszyscy się rozeszliśmy, aby się przygotować, ale obóz musieliśmy opuścić razem. Poza obozowiskiem szliśmy w inne strony, więc tylko machnąłem dziewczynom na pożegnanie i razem z Rikerem poszliśmy do sklepu. One, z tego co widziałem szły na przystanek. W sklepie kupiłem paczkę papierosów, a Riker kupił gumy i butelkę wody. Zapłaciliśmy i poszliśmy na przystanek autobusowy.

Wypiłem już chyba trzeciego drinka i wiedziałem, że muszę skończyć. Przyznaję, mam słabą głowę do alkoholu i jeden drink więcej skończy się urwaniem filmu. Z resztą nie lubię tracić nad sobą kontroli,  a tak właśnie się dzieje, kiedy jestem pijany. Zamówiłem więc wodę, a wtedy przysiadł sie do mnie Riker, który wrócił właśnie z toalety.
- Kolejki tutaj się ciągną przez pół klubu, a wchodzisz przecież tylko na minutę. - rzucił. Roześmiałem się. Faktycznie tym klubie czeka się pół godziny tylko po to, żeby na kilka minut wejść do kabiny, załatwić co trzeba i wyjść. Mycie rąk już się nie liczy, bo nie jest to w kabinie. Nie rozumiałem czemu to zawsze tyle trwało.
- Daj mi gumę. - zażądałem, wyciągając do niego rękę. Pewnie gdyby była to Rydel kazałaby mi najpierw poprosić, ale Riker tylko wysunął listek gumy i wcisnął mi go ręki, zamawiając przy tym alkohol.
- Zatańczysz? - poprosiła jakaś dziewczyna. Na początku miałem odmówić, a później stwierdziłem, że w sumie nie mam nic do stracenia. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła mnie na parkiet. Zaczęła poruszać biodrami w rytm muzyki, a ja zamiast się przyłączyć po prostu ją obserwowałem.
- No dalej! Wstydzisz się? - przekrzyczała muzykę. Ocknąłem się i poszedłem w jej ślady, nie odrywając wzroku od jej błękitnych oczu. Chwilę później odwróciłem się jednak w inną stronę i dostrzegłem znaną mi postać. Nie zareagowałbym na to, gdyby nie jej podejrzane zachowanie.
- Muszę iść. - rzuciłem do niebieskookiej, ale ona złapała mnie za rękę i znów przyciągnęła do siebie.
- Dopiero zaczęliśmy. - jęknęła, a ja znów wyrwałem jej rękę.
- Powiedziałem kurwa, że muszę iść! - warknąłem i pobiegłem w stronę szatynki. Rozmawiała właśnie z jakimś chłopakiem, więc nie musiałem się martwić o to, ze za chwile zniknie mi z oczu. Uśmiechała się szeroko do niego, ale jej oczy...w ogóle nie wyglądały jak jej oczy. Nie wyglądałyby tak po alkoholu.
- To co, idziemy to toalety? - zapytał ten chłopak, łapiąc za jej pośladek. Ona przygryzła tylko wargę i już miała z nim odejść, kiedy szarpnąłem go za ramię i odepchnąłem od niej.
- Gościu co Ty robisz? - zapytał marszcząc czoło.
- Odejdź od niej. - fuknąłem, ale ten się nie przejął. - Spierdalaj, kurwa. - krzyknąłem, więc speszony odszedł. Odwróciłem się w stronę Callie, która wywróciła tylko oczami.
- Rossy...co Ty tu robisz? Śledzisz mnie? - zapytała, ale sama nie wiedziała, co mówi.
- Dużo wypiłaś? - zapytałem.
- Tylko wodę. - próbowałem wyczytać coś z jej oczu, ale kręciła głową na boki. Złapałem ją za policzki, zmuszając by na mnie patrzyła.
- Brałaś coś? - kolejne pytanie padło z moich ust, ona jednak nie odpowiedziała. - Callie, kurwa, pytam czy coś brałaś?! - warknąłem.Chwyciła za moje nadgarstki i ściągnęła moje ręce ze swojej twarzy.
- Nie, Ross. A Ty coś brałeś? - uśmiechnęła się. Wtedy zrozumiałem. Piła tylko wodę, ale jest naćpana. Wiedziałem, że sama by nic nie wzięła, więc ktoś musiał jej coś podrzucić do wody. Właśnie wpakowałem się w kłopoty. Nie powinienem pozwolić im wychodzić.
- Idziemy stąd. - chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem, ale ona stała w miejscu i wyrwała mi się.
- Nigdzie z Tobą nie pójdę. Nie będę robić wszystkiego co każesz. Nie jesteś moim panem.
- Callie, jesteś naćpana, jak zaraz Cię stąd nie zabiorę to pójdziesz do łóżka z pierwszym lepszym facetem.
- Lepsze to niż pójście do łóżka z Tobą.
- Nawet w takim stanie mnie krytykujesz. Gdyby nie Twój stan zaliczyłbym Cię przy tej ścianie. A teraz grzecznie ze mną wyjdziesz, jasne?
- Ty naprawdę nie masz uczuć...co Cię obchodzi to co zrobię?
- Bo jeżeli coś Ci się stanie ja będę za to odpowiadał.
- A tak, czyli nie martwisz się o mnie tylko o siebie? Typowe. - westchnąłem zirytowany. Z nią się nie da rozmawiać. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem z klubu. Szedłem tak aż do przystanku autobusowego, aż stwierdziła, że pójdzie sama. Kiedy przyjechał autobus wsiedliśmy i cała podróż minęła w ciszy. Doszliśmy do obozowiska. Musieliśmy być cicho, bo nie chciałem, by ktoś przyłapał nas w takiej sytuacji. Callie jednak ciągle chichotała, więc musiałem zakryć jej usta dłonią. Rozejrzałem się dokoła i jak najszybciej zaprowadziłem dziewczynę do jej namiotu. Odnalazłem pod jej poduszką pidżamę więc podałem jej ją, każąc się przebrać.
- Dobra, ale nie patrz. - westchnąłem i obróciłem się. Wyjąłem jednak telefon i ustawiłem tak, że odbijała się w jego szybce. Obserwowałem jak ściąga koszulkę, ukazując swój idealny biust. Później nałożyła koszulkę od pidżamy. Zdjęła spodnie, więc obserwowałem jej zgrabne, wysportowane nogi. Nałożyła krótkie spodenki. Schowałem telefon i odwróciłem się w jej stronę.
- Skąd wiedziałeś, że skończyłam? Nic nie powiedziałam! - rzuciła z wyrzutem.
- Intuicja.
- Nieprawda. Podglądałeś mnie, frajerze! - zaczęła okładać moją klatkę piersiową dłonią, ale złapałem ją za nadgarstki, pchnąłem ją na łóżko tak, że się położyła. Nakryłem ją kołdrą i ruszyłem do wyjścia z namiotu. Zmarnowałem przez nią dobrze zapowiadającą się imprezę i zrezygnowałem z ładnej dziewczyny i teraz muszę nudzić się w namiocie, kiedy Riker dobrze się bawi.
- Ross. - zatrzymał mnie jej głos. Odwróciłem się w tamtą stronę, czekając na to, co jeszcze ma mi do powiedzenia.
- Zostaniesz ze mną? - głos jej się załamał i zaczęła płakać. Pokręciłem głową.
- Nie... po co? - zapytałem, nie wiedząc dlaczego o to pyta, skoro jestem frajerem.
- Proszę...nie wiem co się ze mną dzieje, boję się - ciągle płakała, jednak to nie to sprawiło, że się zgodziłem. Zgodziłem się, bo była naćpana, pewnie pierwszy raz i faktycznie nie rozumiała co się dzieje. Postanowiłem, że w razie czego lepiej, żeby ktoś tu był. Wślizgnąłem się obok niej, a ona uspokoiła się trochę i ułożyła głowę na moim ramieniu. Poczekałem aż uśnie i wstałem. Poprawiłem na niej kołdrę i wróciłem do swojego namiotu. Naprawdę pragnąłem teraz snu.



Jak są jakieś błędy to je później poprawię xd

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział ósmy.

W moim życiu niewiele rzeczy ma jakieś znaczenie. Ale sen jest tą, która ma i to duże znaczenie. Zastanawiam się ile człowiek może wytrzymać bez snu, bo ja właśnie nie śpię trzecią noc i myślę, że zbliżam się do końca wytrzymałości. Nie wiem dlaczego ostatnio nie mogę zmrużyć oka. Może faktycznie odkąd przyjechaliśmy na obóz mam kłopoty ze snem i sypiam po trzy, cztery godziny, nie licząc dnia w którym źle się czułem, ale nigdy nie było tak źle jak w ostatnie trzy noce. Wydaje się, jakbym zasypiał pół godziny przed zadzwonieniem mojego budzika, który z kolei jest ustawiony na pół godziny przed śniadaniem co oznacza tyle, że zasypiam dopiero o szóstej.
Obróciłem się na lewy bok i wysunąłem spod poduszki telefon, aby sprawdzić godzinę. Była już czwarta. Spojrzałem na Rikera, który spał jak zabity. To dobrze. Mam dość słuchania o wspaniałości Rowan. Naprawdę, martwię się o niego. A co jak się zakochał? Co jeżeli stanie się jak Rydel i Ellington i będzie mi prawił kazania o tym, że dziewczyny to nie zabawki? Albo będzie na tyle dobry, co Rocky i po prostu będzie miał gdzieś to, co robię? Nie chcę, żeby tak było. Nie chcę - te dwa słowa od kilku dni pojawiły się w mojej głowie tak wiele razy, że chyba bez wahania przebudzony nagle ze snu bym je przeliterował, nawet od tyłu. Czasami nawet, kiedy się zamyśliłem i ktoś coś ode mnie chciał automatycznie wyrywało mi się ,,Nie chcę".
- Co Ty, do cholery śpiewasz? - głos brata wyrwał mnie z zamyśleń i uświadomił, że własnie zaśpiewałem na głos ,,twinkle twinkle little star i want to hit you with a car, throw you off a tree so high, hope you break your neck and die" co mogło Go trochę przerazić. Uderzyłem się dłonią w czoło. Dlaczego w ogóle to śpiewam? Skąd znam tekst tej piosenki? To brak snu. To mnie niszczy.
- Boję się spać z Tobą w jednym namiocie.
- Zamknij mordę. - warknąłem w stronę Rikera, na co ten tylko westchnął i odwrócił się plecami do mnie. Przeniosłem wzrok z niego znów na łóżko nade mną i doszedłem do wniosku, że nie mogę tak dłużej leżeć, bo to nie najlepiej  na mnie działa. Wziąłem głęboki oddech i podniosłem się do pozycji siedzącej, sięgnąłem po buty i naciągnąłem je na nogi, a potem wstałem i wyszedłem. Nie wiedziałem dokąd chcę iść, ale wiedziałem, że nie do lasu. Chciałem pójść zapalić gdzie indziej, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem papierosów.
- Cholera. - mruknąłem pod nosem i stanąłem w miejscu. Odbywałem teraz walkę z samym sobą czy wrócić do namiotu czy iść dalej. Z racji tego, że naprawdę byłem zmęczony, nie chciałem już nigdzie wracać. Szedłem między namiotami i zaglądałem do każdego, szukając kogoś, kto nie śpi i chociaż ze mną pogada, ale nikogo takiego nie było. Stanąłem jednak jak wryty, kiedy wszedłem do namiotu mojej grupy, a wszystkie łóżka były puste. Prawie wszystkie. Wcale nie dziwił mnie fakt, że to, które nie było puste zajmowała Callie. Z początku trochę się przestraszyłem, że coś się stało, jednak po zobaczeniu jej stwierdziłem, że dziewczyny są na jakiejś imprezie. Postanowiłem się jednak upewnić zanim odejdę. Dotknąłem ramienia Callie z zamiarem potrząśnięcia nim, jednak ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie śpi, kiedy całe jej ciało napięło się pod moim dotykiem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który w tym momencie cisnął się na moją twarz.
- Nie śpię, Lynch. - warknęła ostro, ale wywnioskowałem, że płacze. Zmarszczyłem brwi, jednak uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Obróciła się na plecy, tak, że teraz nie musiałem patrzeć tylko na jej tył, ale na jej twarz. W ciemności zabłysnęły jej oczy wypełnione łzami. W sumie widziałem tylko jej oczy.
- Wiem, Jacob. Gdybyś spała nie reagowałabyś w ten sposób na mój dotyk. - szepnąłem.
- Nie reaguję na Twój dotyk, zrozum, że coś sobie ubzdurałeś. - mruknęła.
- Tak? To ciekawe... - zaśmiałem się i usiadłem na niej okrakiem, złapałem za jej nadgarstki i przycisnąłem je do łóżka na wysokości jej głowy. Wciągnęła powietrze, ale szybko je wypuściła.
- Puść mnie. - próbowała być stanowcza, ale głos jej się załamał. Chyba nie wiedziała, że ja już zdałem sobie sprawę, że płacze, bo wciąż próbowała to ukryć. Nachyliłem się, aby pocałować ją w szyję, a z jej ust wydostał się cichy jęk. Jedna jej łza skapnęła na mój policzek, ale nie starłem jej. Wciąż nie wiedziałem czemu płace, ale nie zamierzałem wcale o to pytać. Złożyłem pocałunek za jej uchem, a potem na płatku ucha, schodząc coraz niżej i podążając w dół szyi, aż dotarłem do jej barku. Zsunąłem jedno ramiączko jej koszulki i powędrowałem z pocałunkami do jej ramienia, a potem z powrotem do ucha. Przez cały ten czas pomrukiwała cicho na przemian z pojękiwaniem.
- Nadal twierdzisz, że nie reagujesz na mój dotyk? - wysapałem do jej ucha, próbując uspokoić przyspieszony oddech.
- Tak. Puść mnie Ross. - szarpnęła nadgarstkami, ale jej na to nie pozwoliłem.
- Dopiero kiedy przyznasz, że Ci się podobam. - prychnęła, więc wróciłem do poprzednich zajęć. Pocałowałem ją w skroń, a potem pieściłem językiem jej szyję i dekolt. Puściłem jeden jej nadgarstek i wykorzystałem wolną rękę do wsunięcia jej pod koszulkę Callie. Opuszkami palców gładziłem jej wcięcie w talii, później brzuch, a kiedy wygięła plecy w łuk, korzystając z okazji wsunąłem tam rękę i teraz gładziłem jej plecy. Ruszyłem palcami po linii jej kręgosłupa, aż dotarłem do karku i z satysfakcją uznałem, że to jej czuły punkt, kiedy jęknęła głośno i zatopiła wolną rękę w moich włosach. Pozwoliłem jej przyciskać moją głowę do jej szyi, kiedy moja ręka znów znalazła się na jej brzuchu. Ssałem jej skórę i palcami kreśliłem na niej szlaczki. Oddychała coraz ciężej, ale z jej ust ani na chwilę nie przestały wydobywać się jęki. Panie i panowie tak reaguje dziewczyna na dotyk chłopaka, który jej się ,,nie" podoba. Zaprzestałem jakichkolwiek czynności i zamarłem na chwilę, kiedy jęknęła głośno i poczułem, że cała drży. To było nie do pomyślenia, że doprowadziłem ją do tego samymi pocałunkami.
- Wiesz co? Nie musisz przyznawać, że Ci się podobam. Przecież ja to i tak widzę. - szepnąłem znów do jej ucha.
- Ross... idź już, błagam. - powiedziała. Wstałem więc i ruszyłem do wyjścia. Przy samych ,,drzwiach" odwróciłem się jednak i spojrzałem na nią jeszcze raz. Nie ruszyła się w ogóle. Zaśmiałem się cicho i wróciłem do siebie. O dziwo usnąłem od razu.

Wydawało się, jakby mój budzi zadzwonił dziesięć minut po tym jak usnąłem. Mimo wszystko byłem wypoczęty. Jak zwykle zaraz po obudzeniu się poszedłem pod prysznic. Wykonałem poranną toaletę, ubrałem się i wróciłem do namiotu. Rikera nie było więc musiałem się z nim minąć. Wyjąłem spod poduszki telefon i wrzuciłem go do kieszeni spodni. Poszedłem na stołówkę i usiadłem przy stoliku mojej grupy. Od razu spostrzegłem, że nie ma przy nas Rowan, więc automatycznie mój wzrok powędrował na stolik Rikera i oczywiście była tam. Zacisnąłem ręce w pięści. Nie byłem wcale zazdrosny. Ale Riker był jedyną osobą, która rozumiała to co robię i z którą mogłem dzielić się tym wszystkim. I bałem się, że ona odbierze mi jedyną osobę, która mnie akceptuje takim, jakim jestem. Mimo, że chciałem szczęścia mojego brata, nie potrafiłem znieść myśli, że on może się zmienić. Oderwałem od nich wzrok, nie chcąc na to dłużej patrzeć.
- Ross czemu Rowan z nami nie siedzi? - zapytała Maia, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
- Nie obchodzi mnie to! Mam to gdzieś! Ją też mam gdzieś. Idź i się zapytaj. Skąd ja mam wiedzieć takie rzeczy? - popatrzyła na mnie zdziwiona. Uspokoiłem się trochę i wypuściłem powietrze z płuc.
- Wystarczyłoby samo ,,nie wiem". - powiedziała w końcu i wróciła do jedzenia płatków z mlekiem.
Przemilczałem to, ale za chwilę odezwała się Callie:
- Nie jesteś jakimś Bogiem czy coś i nie musisz się drzeć na każdego, kto powie coś, co Ci nie pasuje.
- Zamknij się już. - warknąłem.
- Nie mów tak do mnie. - wciąż była zaskakująco spokojna.
- Bo co mi zrobisz? Wystarczy, że Cię dotknę i cała się napinasz, nie potrafisz przyznać, że mnie pragniesz i próbujesz to ciągle udowadniać jadąc po mnie, ale to Ci nie wychodzi. Bo ja i tak wiem swoje.
- Nie pragnę Cię. Ja Cię nawet nie lubię! - prawie krzyknęła. O tak, wystarczyło wspomnieć o tym, że jej się podobam i już wybucha.
- Nie? To po co dawałaś mi się  dotykać i całować?! - również krzyknąłem, ale to z mojej strony nie było zbyt mądre posunięcie. Callie spojrzała na mnie z szeroko otwartymi ustami, a wszystkie głosy w stołówce ucichły. Bałem się rozejrzeć dokoła. Serce biło mi tak mocno, że prawie je słyszałem. Ktoś szarpnął mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Powiedział coś, ale nie rozumiałem co. Callie wstała i poszła za nami. Zorientowałem się, że to Brandon. Cholera, jest źle, bardzo źle. Rozglądałem się nerwowo dokoła, próbując uniknąć jego wzroku.
- Co Ty właśnie powiedziałeś?
- Brandon, posłuchaj...
- Nie będę niczego słuchał. - przerwał mi - Ona ma szesnaście lat. To podchodzi pod molestowanie Lynch! Co Ty zrobiłeś, do cholery? - jak miałem mu powiedzieć, że tego chciała? Każdy tak mówi, a potem wsadzają go do więzienia za molestowanie. Spojrzałem na Callie kątem oka. Stała jak wryta.
- Brandon. - dziewczyna zaczęła się nagle śmiać. Spojrzała na mnie, więc również wybuchnąłem udawanym śmiechem nie bardzo wiedząc, o co chodzi. - Ja i Ross to przyjaciele. Wiem, że może to głupie, ale oboje lubimy filmy i często odgrywamy jakieś scenki z naszych ulubionych. To co usłyszałeś to była właśnie scenka z jednego z nich. - przytaknąłem, wciąż się śmiejąc, ale Brandon skanował nas oboje wzrokiem.
- Jak się nazywa? - zapytał nagle, a ja zamarłem. Znów uratowała nas Callie:
- ,,Romans na 1000 sposobów". - Tym razem chciałem wybuchnąć śmiechem tak naprawdę, bo ten tytuł brzmiał tak zabawnie.
- A tak, słyszałem o nim. - rzucił Cameron na co dziewczyna zmarszczyła brwi, ale  przytaknęła. Oboje wiedzieliśmy, że taki film nie istnieje. - Masz szczęście Ross. - powiedział i wrócił na stołówkę. Odwróciłem się w stronę Callie oddychając z ulgą. Próbowała mnie wyminąć, ale złapałem ją za ramiona i zatrzymałem przed sobą. Nie patrzyła na mnie, ale rozglądała się dokoła.
- Dziękuję. - powiedziałem. To było szczere. Naprawdę byłem jej wdzięczny.
- Daj mi spokój. To ostatni raz kiedy Cię obroniłam. Nienawidzę Cię. Upokorzyłeś mnie na oczach całego obozu. - Wyrwała mi się i wróciła na stołówkę. Przewróciłem oczami. To ja jej dziękuję, a ona znów ma problem?! Dziwna dziewczyna. Zignorowałem jej zachowanie i wróciłem na stołówkę. Brandon wyjaśnił wszystkim, że to był żart i każdy się śmiał. Każdy teraz myśli, że ja i Callie się przyjaźnimy, a my się nawet  nie lubimy. No, ona mnie nienawidzi, ja jej tylko nie lubię. Trudno, kiedyś sami się zorientują, że jest inaczej.

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział siódmy

Wyszedłem z namiotu tej dziewczyny nie będąc do końca pewien, która jest godzina. Szczerze mówiąc nie interesowało mnie to za bardzo. Postanowiłem nie iść jeszcze do siebie, tylko przejść się do lasu i trochę odpocząć. Sam nie wiedziałem do końca od czego - od tej codzienności, odpocząć psychicznie, czy może odpocząć po kilku cudownych godzinach spędzonych z dziewczyną, której imienia nie znam. Nie wiem, jak mogłem opisać te ostatnie kilka godzin, ale wiem, że ona znała się na rzeczy. W każdym razie miałem trochę wyrzuty sumienia, gdy zorientowałem się, że nie jest tak do końca trzeźwa. Tak racja, lubię dziewczyny i lubię tę wszystkie przygody na jedną noc. Nie widzę żadnego sensu wiązania się z kimś na dłużej. Nie widzę sensu, żeby się zobowiązywać. Mimo wszystko nie sypiam z dziewczynami, które nie mają na to ochoty. Nigdy nie zrobiłbym żadnej dziewczynie czegoś, czego nie chce. Bo tak, mam uczucia. Dziewczyny z którymi sypiam to zazwyczaj te, które chcą tego co ja - jednorazowej przyjemności, bez zobowiązań. Czasem zdarzą się takie, które liczą na coś więcej, a kiedy odchodzę są załamane. To nie moja wina. Niczego im nie obiecuję. Od razu stawiam sprawę jasno, a one przecież się godzą. Nie rozumiem więc, dlaczego nazywają mnie potem chamem. To nie jest tak, że robię im nadzieję, zaliczam i zostawiam. Po prostu zaliczam i zostawiam. Bo niczego więcej nie potrzebuję. Mimo to, chcę żebyśmy oboje czuli wtedy przyjemność i żeby dziewczyna naprawdę tego chciała, a nie robiła to po pijanemu, a później nic nie pamiętała. Nie kręci mnie to. Dlatego przez chwilę męczyły mnie wyrzuty sumienia. Do czasu, aż zorientowałem się, że nie jest na tyle pijana, żeby wszystko zapomnieć. Że jest na tyle trzeźwa, by poczuć to co ja i być świadoma swojego wyboru.
- Kurwa, patrz trochę. - rzuciłem ostro, kiedy ktoś wpadł na mnie w lesie. Może trochę odrobinę za ostro. Sam nie wiem. Zamyśliłem się. Idę sobie pogrążony w myślach, kiedy ktoś nagle na mnie wpada. Byłem w chwilowym szoku i tak mi się wyrwało. Otrzepałem koszulkę, chociaż była zupełnie czysta. Przecież nie upadłem, ani nic takiego. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłem, kto stoi przede mną.
- Może mam Cię jeszcze przeprosić za to, że nie patrzysz jak chodzisz? - zapytała zirytowana, zakładając ręce na klatkę piersiową i przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Jej włosy upięte były w wysokiego kucyka. Miała na sobie getry idealnie ukazujące jej nogi. Już sobie wyobrażam jak idealnie ukazywały jej pośladki. Górną garderobę sprawował sportowy stanik top. Ten zaś idealnie podkreślał jej piersi, odkrywając płaski brzuch i wcięcie w talii. Mimo, że było już bardzo ciemno, widziałem jak przewróciła oczami. Jej twarz, ramiona i brzuch lśniły od potu.
- Ty biegasz? - zupełnie zignorowałem wszystko, co stało się do tej pory. Zapomniałem już o co przed chwilą zapytała. Zmarszczyła brwi i prychnęła.
- A nie widzisz? - roześmiałem się, co chyba zbiło ją z tropu. Próbowała być oschła, ale była tylko zabawna. Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni telefon. Odblokowałem go na ułamek sekundy, a potem znów zablokowałem i schowałem w jego wcześniejsze miejsce.
- Jest trzecia. A Ty sobie biegasz całkiem sama w lesie. Jako Twój wychowawca powinienem Cię odprowadzić do namiotu i dać kazanie. Tylko, że wcale nie chce mi się tego robić. Po za tym w ten sposób mogę oglądać Cię w samym staniku, a to mi się podoba. - usłyszałem, że jej oddech przyśpieszył. Nie skomentowałem tego jednak, bo wiem, że zrzuciłaby to na bieg. A wiem też dobrze, że to moje słowa wywołały u niej taką reakcję. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Nawet niechcący doprowadzam ją do takiego dziwnego stanu, a to mi się cholernie podoba i daje mi ogromną satysfakcję. - Callie...słyszę, że oddychasz. Nie pozbędziesz się mnie, udając, że Cię tu nie ma. Z resztą wciąż Cię widzę. - powiedziałem zniżonym głosem. Usłyszałem jak wypuszcza z ust powietrze.
- Jesteś palantem. - mruknęła pod nosem. Kiedy próbowała powstrzymać uśmiech zabawnie marszczyła nos, więc doskonale wiedziałem, kiedy ma dobry humor. Wywróciłem oczami.
Zacząłem zbliżać się do niej, więc ona zaczęła się cofać nie spuszczając ze mnie wzroku. Zatrzymała się dopiero, gdy wpadła na drzewo. Oblizałem wargi i zacząłem powoli zbliżać swoją twarz do jej. Zamknęła oczy, na co uśmiechnąłem się. Byliśmy już tak blisko siebie, że czubki naszych nosów stykały się ze sobą. Rozchyliła lekko wargi, wciąż czekając na pocałunek. Powoli zaczęła unosić powieki do góry, zdezorientowana brakiem mojej reakcji. Wybuchnąłem śmiechem, na co z irytacją malującą się na jej twarzy odepchnęła mnie. Mierzyła mnie pytającym spojrzeniem.
- Jestem palantem, tak? - przytaknęła. - Ale wciąż pragniesz tego palanta tak bardzo, że gdy nadarza się okazja nie rezygnujesz z pocałunku? - zostałem spoliczkowany, ale tym razem nie wściekłem się na nią. Spoważniałem, łapiąc ją za nadgarstki. Jęknęła niezadowolona, próbują mi je wyrwać, ale jej nie pozwoliłem.
- Co właśnie zrobiłaś? - zapytałem. Zacisnąłem zęby. Nie byłem wściekły. Ale zirytowany tak.
- Dostałeś właśnie w ryj, za to jak mnie potraktowałeś. Puść mnie. - wysyczała przez zęby.
- Najpierw mnie przeproś i zapomnimy o wszystkim,  a ja Cię puszczę. - powiedziałem łagodnie. Nawet się uśmiechnąłem, ale to nic nie dało. Pokręciła głową, śmiejąc się.
- Jesteś popieprzony. Uważasz za takie zabawne fakt, że zrobiłeś ze mnie idiotkę. Po raz kolejny dostałeś to, na co zasłużyłeś i każesz mi przepraszać? Nie jesteś nie wiadomo kim. Jeśli oczekujesz, że padnę przed Tobą na kolana, błagając o przebaczenie to się mylisz. Zrozum, że nie jestem jedną z tych lasek, które zrobią wszystko, żebyś je przeleciał. Nie jestem Mack. Odwal się ode mnie. Przestań mi wchodzić w drogę.
- Ja Tobie? To Ty na mnie wpadłaś. Po za tym za niedługo będziesz padać na kolana w innych celach niż przeprosiny. Mówisz, że nie jesteś jedną z tych lasek, a wystarczy, że Cię dotknę i przechodzi Cię dreszcz i oddychasz szybciej. Jesteś taka sama jak wszystkie. Tylko od Ciebie niczego nie chcę. Jesteś zbyt nudna, żeby zapewnić jakąkolwiek rozrywkę. - mrugnąłem do niej, puszczając jej nadgarstki. Jeszcze chwilę patrzyła w moje oczy swoimi, pełnymi łez. Nie rozumiałem. Najpierw mnie bije i krytykuje, a jak ktoś mówi jej prawdę o niej to po prostu płacze i odchodzi. Naprawdę jest taka? To nie ma większego sensu. Oczekuje, że ona może mnie wyzywać i komentować wszystko co robię i ja mam to przyjąć z uśmiechem. Ale o niej nie można powiedzieć prawdy, bo to już jest uraza dla jej napompowanego ego. A to niby ja jestem popieprzony. Odechciało mi się chodzenia po tym lesie. Wróciłem do mojego namiotu, ale szybko z niego wyszedłem, gdy usłyszałem znaczące jęki. Nawet nie patrzyłem w stronę łóżka Rikera. Serio? Zajebiście. Teraz nawet nie mam gdzie spać. A z tego co wciąż słyszałem stojąc obok namiotu wywnioskowałem, że Riker nie ma zamiaru szybko skończyć. Roześmiałem się. Wciąż byłem zły, a nie miałem jak odreagować. W normalnych okolicznościach poszedłbym spać, a rano obudziłbym się ,,oczyszczony". Ale chodzi o to, że to właśnie nie są normalne okoliczności.


- Ross, w porządku? - ktoś mnie szturchnął. Obudziłem się, ale nie otworzyłem oczu, dopóki nie przypomniałem sobie, co się działo w nocy. Dopiero teraz uchyliłem powieki. Nade mną stała Taylor. Kiedy była schylona jej koszulka opadła w dół tak, że widziałem jej piersi. Podobało mi się to. Uśmiechnąłem się sam do siebie, ale ona chyba zorientowała się na co patrzę, bo wyprostowała się i podparła boki rękoma.
- Dlaczego tu śpisz? - zapytała, marszcząc brwi. Rozejrzałem się dokoła. Spałem w domku, w którym zawsze odbywają się zajęcia. Spojrzałem w dół i zauważyłem, że wciąż mam na sobie wczorajsze ciuchy. Przewróciłem oczami.
- Cholera. - rzuciłem i wstałem. Wyszedłem  z domku i ruszyłem szybko do namiotu. Zastałem tam Rikera i Rowan, wtulonych w siebie w łóżku jakby nigdy nic.
- Riker, wstawaj! - krzyknąłem, zbierając z szafy czyste ubrania. Blondyn poderwał się gwałtownie z łóżka, Miał na sobie tylko bokserki. Rowan, przeniosła się do pozycji siedzącej i okryła pościelą. Oboje rozglądali się po namiocie próbując zrozumieć, co się dzieje.
- Radzę Wam się ogarnąć, zanim ktoś tu wejdzie. Nikt nie może się przecież dowiedzieć, że Riker z Tobą spał. - zwróciłem się do dziewczyny. Przytaknęła, sięgając po swoje ubrania na podłodze. Zaczerwieniła się, więc ukryła twarz we włosach. Brat spojrzał na mnie, ubierając się. Widziałem, że ma mi coś do powiedzenia, ale nie chce tego robić przy Rowan. Z moimi czystymi ubraniami pognałem pod prysznic. Już dawno przegapiłem śniadanie.
Przez te wszystkie zdarzenia spóźniłem się też na zajęcia. Dziewczyny czekały na mnie już od dziesięciu minut.
- Sorry. Zaspałem. - wzruszyłem ramionami i ruszyłem w stronę pianina.
- Tak. Chyba wszyscy wiemy dlaczego. - Maia przewróciła oczami i rozejrzała się po dziewczynach. Rowan wzruszyła ramionami. Taylor przytaknęła. Callie spuściła głowę. Mack spojrzała na mnie z wyrzutem. Zmarszczyłem brwi.
- Więc powiedz. - zarządziłem. Mogła to zrobić od razu,  nie rzucać jakimiś zagadkami. Spojrzała na mnie niepewnie, a za chwilę odwróciła wzrok.
- Spędziłeś całą noc ze swoją cudowną, nową dziewczyną. - roześmiała się Taylor. Ponownie zmarszczyłem brwi. Czułem się bardzo zmieszany. Nie dość, że przez Callie i to, że nie miałem gdzie spać już wystarczająco miałem zepsuty humor, to jeszcze dowiaduję się, że mam dziewczynę.
Zacisnąłem powieki i zrobiłem głęboki wdech i wydech, żeby odetchnąć.
- Możesz wyrażać się jaśniej? - zapytałem i otworzyłem oczy. Modliłem się w duchu, żeby nie wybuchnąć nagle, gdy usłyszałem odpowiedź.
- Jak to? No Susan od rana mówi o tym, że się przespaliście i jesteście razem. Z resztą same widziałyśmy jak wychodzicie ze stołówki wczoraj. Coś nie tak? - jej entuzjazm nagle gdzieś się ulotnił. Wewnątrz mnie gotowało się tak bardzo, że pewnie stojąc przy mnie można by było smażyć kiełbaski, jak na ognisku. Susan. Czyli to jest imię dziewczyny, którą wczoraj zaliczyłem. No super. Najpierw twierdzi, że rozumie, że to tylko jedna noc, a dzisiaj rozpowiada, że ze sobą jesteśmy. Callie prychnęła, więc przeniosłem na nią wzrok.
- Jeżeli masz coś do powiedzenia to wyrzuć to siebie, tylko ciekawe czy kogoś zainteresuje to o czym pieprzysz. - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Jej oczy znów zaszły łzami. Doszedłem do wniosku, że ona jest strasznie słaba. Gdyby mogła to ryczałaby zawsze, kiedy nadarza się okazja.
- To zabawne. Wszyscy wierzycie w to, że on ma dziewczynę. Zastanówcie się. On zalicza i zostawia. Żadna nie ma u niego szans. On kocha tylko siebie. Nikogo więcej. - ostatnie zdanie, podobnie jak ja, wypowiedziała przez zęby. Roześmiałem się wywracając oczami.
- Ty nawet mnie nie znasz. Nawet jeżeli to co mówisz jest prawdą, nie masz na to dowodów. Więc jakim cudem możesz to stwierdzić? Nikt nie będzie mnie oceniał. A już na pewno nie jakaś suka płacząca po kątach za każdym razem gdy coś idzie nie po jej myśli i za każdym razem, gdy ktoś jej nie pochwali. - syknąłem. Zamilkła.Nagle zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. I z tego, że przesadziłem. Nie powinienem jej tak nazwać. Żadnej dziewczyny nie powinienem tak nazwać. No chyba, że w łóżku. Niektóre dziewczyny lubią gdy tak je nazywam. I ja też lubię to robić. Przełknąłem ślinę.
- Nie mam dowodów? Ile dziewczyn podczas tego tygodnia zaliczyłeś? - widziałem w jej oczach łzy już nieraz. Ale pierwszy raz widziałem je na jej policzkach. I co najgorsze - to mnie nie ruszało. Przesadziłem nazywając ją suką. Ale cała reszta była prawdą. Stałem tam patrząc na nią i miałem głęboko w dupie to, że ją zraniłem. Nic nie czułem. Pokręciłem głową. Szczerze mówiąc nie wiem, z iloma już spałem. - Coś takiego jak Ty...nie ma uczuć. Nie wiem nawet jak Cię nazwać. Nie jesteś człowiekiem. Nienawidzę Cię. I gdyby nie to, że nawet nie chcę się do Ciebie zbliżać, pewnie znów dostał byś w mordę! - krzyknęła i odwróciła się do drzwi przy których stała. Patrzyłem na to miejsce jeszcze chwilę, a potem rozejrzałem się dokoła.
- Na co się gapicie? Zajęcia zaczęły się piętnaście minut temu. - rzuciłem i usiadłem wreszcie przy pianinie, po drugiej stronie domku niż drzwi. Całe te dzisiejsze zajęcia nie miały sensu. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Jak już to od niechcenia. Dziewczyny śpiewały,  ja nie miałem ochoty ich poprawiać i mówić, co robią jeszcze źle. Byłem tak zdenerwowany, że mógłbym roznieść pianino, przy którym siedziałem. Roznieść w ogóle cały ten domek. I wyżyć się na którejś z tych dziewczyn, oczywiście w konkretny sposób. Ale nie mogłem. To znaczy nie dziś, po tym co widziały pewnie żadna by się nie zgodziła.

 Po zajęciach, na obiedzie obserwowałem dokładnie wszystkie stoliki w poszukiwaniu nijakiej Susan. I wreszcie ją dostrzegłem. Obserwowałem ją przez cały czas, czekając, aż odejdzie od stolika. A kiedy to wreszcie nadeszło, zerwałem się i poszedłem za nią. Przy samym wyjściu ze stołówki pociągnąłem ją w bok, i przycisnąłem ją do ściany.
- Co Ty odwalasz? - zapytałem najspokojniej jak potrafiłem.
- O co Ci chodzi, Ross? - zmarszczyła brwi.
- Dziewczyno, każdy myśli, że jesteśmy razem! Między nami niczego nie ma, jasne? - podkreśliłem dokładnie słowo ,,niczego", ale ona chyba nadal nie wiedziała, co mam na myśli.
- Jak to nie? A wczoraj? To naprawdę nic nie znaczyło?
- Nie? Od razu Ci to powiedziałem. Przygoda na jedną noc, nic więcej. - odwróciłem się, żeby odejść. Myślałem, że wyraziłem się dosyć jasno.
- W takim razie ciekawe jak zareaguje Brandon, kiedy dowie się, że sypiasz z uczestniczkami obozu. - znów odwróciłem się w jej stronę. Stała z rękami założonymi na piersi.
- Nijak. Bo się nie dowie. - warknąłem.
- O czym się nie dowie? - obok nas nagle pojawił się Brandon. Przełknąłem ślinę, patrząc na Susan wyczekująco. Chciałem wiedzieć co takiego mu powie. I przede wszystkim czy Brandon jej uwierzy.
- O niczym. - szepnęła. Cameron spojrzał raz na mnie, raz na nią, a potem odszedł ze zmarszczonymi brwiami. Parsknąłem i pokręciłem głową z uniesionymi brwiami, odwracając się i odchodząc. Wiedziałem, że stchórzy. Teraz trzeba tylko wyprowadzić z błędu wszystkich, którzy twierdzą, że jesteśmy razem.

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział szósty

- Posłuchajcie przez chwilę! - krzyknął Brandon podczas śniadania, więc każdy odwrócił się w jego stronie i słuchał, co ma do powiedzenia.
- Dziś normalnie miały odbyć się zajęcia, ale każdy czuje, że już od rana jest gorąco. Pomyślałem, że może pójdziemy nad jezioro i spędzimy tam dzień, bo zapowiada się naprawdę upalnie. Wieczorne zajęcia oczywiście się odbędą. Kto za? - uniosłem rękę chyba za szybko. Przeniosłem wzrok na Rikera. Jego ręka też była już w górze. Pewnie pomyśleliśmy o tym samym. Oglądanie tych wszystkich dziewczyn w kostiumach kąpielowych? Czemu nie? Dokończyłem swoje śniadanie (które swoją drogą były przepyszne. Kucharki tutaj gotowały prawie tak dobrze, jak moja mama) i udałem się do namiotu. Ostatecznie każdy postanowił, ze woli spędzić ten dzień na plaży. Spakowałem potrzebne rzeczy i poszedłem na zbiórkę. Jezioro było trochę oddalone od klubu, więc pojechaliśmy naszym autokarem.

Czułem się jak w niebie gdy tyle dziewczyn rozmawiało ze mną w tym samym czasie i na dodatek...każda z nich była w kostiumie. W sumie chyba nawet nie próbowałem ukryć faktu, że wcale nie patrzę im w oczy. Postanowiłem w końcu się ochłodzić i ruszyłem w stronę wody. Już prawie do niej wszedłem, kiedy coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę. Ruszyłem więc w stronę leżaków, gdzie zajmowała jeden z nich. Ubrana była w czarne, krótkie spodenki, ze dwoma złotymi suwakami w miejscu, gdzie powinny być kieszenie. Do tego różowa, przewiewna koszulka z rękawem 3/4. Na ramiona opadały jej gęste brązowe włosy, a na nosie spoczywały okulary przeciwsłoneczne. W ręce trzymała książkę i już wtedy wywróciłem oczami, a nawet jeszcze nie byłem obok niej. W końcu, kiedy stanąłem przed nią, rzucając na nią cień, opuściła okulary i spojrzała na mnie, a potem obrażona znów wbiła wzrok w książkę. Zaśmiałem się.
- Ktoś się obraził? - zapytałem i wyrwałem jej książkę z rąk. Automatycznie wstała, próbując mi ją wyrwać, ale uniosłem rękę do góry i stanąłem na palcach, więc nie mogła sięgnąć.
- Oddaj, to Ross. - fuknęła, uderzając mnie w klatkę piersiową.
- Nie. Na serio, Callie? Jesteśmy na plaży, a Ty czytasz sobie książkę i nawet nie jesteś w kostiumie.
- A po co mi kostium? Żebyś sobie popatrzył i rzucał narcystycznymi tekstami? - spytała ironicznie. Wywróciłem oczami.
- Po co tu przyszłaś? - zignorowałem to co powiedziała.
- Żeby poczytać. - prychnąłem. Rzuciłem jej książkę na leżak i chwyciłem ją w talii, przewieszając obie przez ramię. Pisnęła, a potem wykrzykiwała moje imię, ale nie zwracałem na to uwagi. Wbiegłem z nią do jeziora i oboje poszliśmy pod wodę. Wypłynąłem na powierzchnię, odgarniając włosy do tyłu.
- Nienawidzę Cię! - krzyknęła i odepchnęła mnie, wstając. Uśmiechnąłem się.
- Tak wyglądasz dużo ładniej. Zrobiłem Ci przysługę. - spojrzała na swój ubiór i zobaczyła, że jej koszulka prześwituje. Pokręciła głową, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Zachowujesz się jak napalony dzieciak. Co Cię tak podnieca? Bo zobaczyłeś stanik przez koszulkę? To jak zachowasz się teraz? - powiedziała i przeciągnęła koszulkę przez głowę. Rozszerzyłem usta ze zdziwienia. Callie? Czy to Ty?
- Widzisz? To rozejrzyj się. Tu są TYLKO dziewczyny w stanikach. To tak zwany kostium, wiesz? I co? Nie otwierasz ust? Nie dziwi Cię to? Jak to? - milczałem, ale po chwili wybuchnąłem śmiechem.
- Jesteś śmieszna, jak próbujesz być wściekła. - odparłem, zanosząc się śmiechem. Wywróciła oczami.
- Nie próbuję. JA JESTEM WŚCIEKŁA. Przez Ciebie jestem cała mokra.
- Jak zawsze kiedy mnie widzisz. - uniosłem dwukrotnie brwi. Chlapnęła mi w twarz wodą i ruszyła w stronę brzegu, w ręce trzymając swoją mokrą koszulkę. Przy leżaku rozłożyła ją na piasku, a sama położyła się, poprawiła okulary na nosie i zwróciła twarz w stronę słońca. Teraz mogłem ją obserwować w staniku. A wygląda bardzo seksownie w staniku.


Po powrocie odbyły się wieczorne zajęcia. Te zajęcia są o wiele luźniejsze niż te poranne i popołudniowe. Na tych dziewczyny często udają, że dają koncert. My wszyscy jesteśmy publicznością, a jedna z nich stoi na środku, udając, że trzyma w dłoni mikrofon i daje się ponieść emocjom, przez jakieś trzy minuty. Czasami siedzimy w kółku, wybieramy piosenkę i dzielimy ją na sześć części, tak, żeby każdy zaśpiewał jedną. I tak przez całe dwie godziny. Wieczory to raczej zabawa. Rano zazwyczaj zaczynamy od różnych ćwiczeń na przeponę, a w tym czasie Callie ćwiczy różne piosenki, ponieważ ona nie ma problemu ze śpiewaniem przeponą. Pokazuję im też co robić, żeby się tak szybko nie męczyć, ponieważ w połowie piosenek brakuje im tchu i muszą robić przerwę, tam gdzie nie powinny. Zajęcia popołudniowe to głównie sprawdzanie czy dziewczyny robią to, czego uczą się rano. W sumie uczą się szybko, więc co chwilę znajduję inne ćwiczenia na to, z czym sobie nie radzą. Jednak ich śpiewanie przeponą to jest chyba problem nie do zwalczenia.
Dzisiaj wszyscy byli zmęczeni plażą, więc nikt nie dał koncertu, więc postawiliśmy na kółeczko. Dwie godziny minęły jak dwie minuty. Kiedy wszyscy wstali z podłogi, aby wyjść, uczyniłem to samo. I w momencie, gdy zobaczyłem, że Callie wychodzi ostatnia, szybko podbiegłem do niej i złapałem ją za nadgarstek, odwracając ją w swoją stronę. Sięgnąłem ręką za jej talię, odnajdując klamkę od drzwi i ciągnąc je, aż się zatrzasnęły. Cofnęła się, wpadając na nie i opierając się o nie. Oparłem się jedną ręką obok jej głowy, a drugą wciąż trzymałem na jej nadgarstku. Uśmiechnąłem się patrząc w jej brązowe oczy.
- Nadal mnie nienawidzisz? - roześmiałem się. Przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. Wbiła go w ścianę po naszej prawej stronie.
- Tak. - szepnęła. Przeniosłem rękę z jej nadgarstka i użyłem jej do założenia kosmyku jej włosów za ucho. Wciągnęła powietrze. Znów się roześmiałem. Jej reakcje na mój dotyk były zabawne. Nie wiem komu próbowała wmówić, że jej się nie podobam - mnie, czy sobie? Schyliłem się i złożyłem pocałunek na jej szyi. Znów tak samo wciągnęła powietrze. Pocałowałem ją jeszcze raz i następny i kolejny. Pomrukiwała cicho, co wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Musnąłem jej szyję językiem, a wtedy zostałem odepchnięty.
- Zostaw mnie. - fuknęła, odwracając się. Podniosła rękę i skierowała ją w stronę klamki, ale znów odwróciłem ją za nadgarstek w swoją stronę. Na ułamek sekundy spojrzała na moje usta, a potem w moje oczy. - Czego chcesz? - warknęła, przez zaciśnięte zęby. Mój wzrok na chwilę zatrzymał się na czerwonej plamce na jej szyi. Nawet nie wiedziałem, że zrobiłem jej malinkę.
- Nadal nie zmieniłaś zdania, prawda? - muskałem wcześniej wspomnianą malinkę palcami.
- Nie. - pokręciła głową i złapała mój nadgarstek, odciągając go od siebie. Odwróciła się i tym razem wyszła z domku. Zaśmiałem się cicho i wróciłem po wszystkie moje kartki, a potem sam opuściłem domek. Poszedłem na kolację, ale nikt z nas tej kolacji nie dostał. Zamiast tego na stołówkę, tak jak  rano, wparował Brandon, z informacją, że dziś odbędzie się ognisko. Wyszliśmy więc ze stołówki i ruszyliśmy na plac gdzie wszystko było już gotowe - wystarczyło rozpalić ognisko. Tak też zrobiliśmy. Wszyscy usmażyli kiełbaski i po zjedzeniu ich poproszono mnie i Rikera o przyniesienie gitary i zaśpiewanie czegoś. Uczyniliśmy to. Zaśpiewaliśmy akustyczną wersje ,,Doctor, doctor". Później z racji, że to obóz muzyczny, śpiewaliśmy wszyscy razem. Samo ognisko skończyło się o 22:00. Humor Brandona był jakiś dobry, bo nie dość, że dziś nie mieliśmy połowy zajęć i ognisko, to postanowił zorganizować jeszcze  dyskotekę. Ja, Riker i kilku chłopaków z jego grupy wynieśliśmy ze stołówki wszystkie stoły i krzesła na zewnątrz. Inni przynieśli głośniki, a ktoś inny coś, z czego wylatywał dym w różnych kolorach. Puszczono muzykę, zgaszono światła, na których miejsce wstąpiły różne kolorowe światełka i sporo osób zaczęło tańczyć i się wygłupiać. Rowan porwała do tańca Rikera, który wydawał się nią zachwycony. Jak się okazało Mack nie wiadomo skąd przemyciła alkohol i sporo osób bez wiedzy Brandona było pod jego wpływem. Ja nudziłbym się na dyskotece, gdyby nie to, że pozwolono mi zajmować się muzyką. W końcu ktoś wcisnął mi alkohol, więc wypiłem jeden kubek, ale nic więcej.
- Idziemy do Twojego namiotu? - ktoś szepnął mi do ucha. Odwróciłem się. Nie kojarzyłem tej dziewczyny. Musiała być z grupy Sabriny. Ale nie przeszkadzało mi to. Była ładna i sama zapytała. Zaśmiałem się i zawołałem chłopaka, który przez całą dyskotekę próbował wkręcić się do laptopa. Był ogromnie ucieszony, kiedy wreszcie pozwoliłem mu zająć się muzyką. Wyszedłem z jadalni i ruszyłem za szatynką, która zamiast do mojego namiotu poprowadziła nas do innego - prawdopodobnie swojego.



______________________________
Nie umiem komentować moich rozdziałów, soł xD Chcę tylko zaprosić Was na bloga mojej przyjaciółki Dangerous Angel, gdzie głównym bohaterem jest ,,bad Harry Styles" XD
Mam nadzieję, że wpadniecie i czekam na wasze komentarze :)

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział piąty

- Ciszej! - szepnął Riker, kiedy wychodziliśmy z namiotu. Wszyscy już spali, a był piątek wieczór. Po prostu nie było opcji, żebyśmy nie wyszli dziś na imprezę. Po cichu wymknęliśmy się z namiotu i opuściliśmy obozowisko. Na szczęście przystanek autobusowy był niedaleko. Musiałem przyświecić tabliczkę telefonem, żeby cokolwiek zobaczyć. Kiedy byłem już zorientowany, kiedy przyjedzie nasz transport, dosiadłem się do Rikera na ławkę. W sumie nie znaliśmy okolicy, a o klubie mój brat wyczytał dopiero dziś w internecie, więc postanowiliśmy się na chwilę wyrwać. Kiedy wreszcie nadjechał nasz autobus, wsiedliśmy do niego i zajęliśmy miejsca na samym przodzie. Klub był oddalony od obozowiska jakieś pół godziny, ale nie zważaliśmy na to.

Kiedy wszedłem do środka, wydawało się, jakbym wszedł do innego świata. Dźwięk świerszczy i szum drzew zastąpiła głośna, dyskotekowa muzyka. Blade światła latarni zastąpiły intensywne, fioletowe i żółte światła. Pustą ulicę zastąpiła masa ciał ocierających się teraz o siebie na parkiecie. Lubiłem oba te światy. Zaraz po wejściu ruszyłem do baru, a Riker zaraz za mną. Nie wiedziałem, co tutaj jest dobre, więc i ja i mój brat poprosiliśmy o coś, co polecają. Zmarszczyłem brwi, kiedy barman postawił przed nami jakiś niebieski płyn.
- Co to jest? - zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, bo mężczyzna się odwrócił. Napiłem się łyka alkoholu, a kiedy byłem w stanie stwierdzić, że jest to całkiem smaczne, wypiłem wszystko i zamówiłem jeszcze raz to samo. I tak kilka razy. W końcu jakaś dziewczyna wyciągnęła mnie na parkiet, więc zatańczyłem z nią i w sumie dobrze się bawiłem. A ona była ubrana. Nie w połowie ubrana. Ubrana! Mimo wszystko, przez prawie cały taniec nie zamieniłem z nią słowa. Moje myśli były rozbiegane w różnych kierunkach, a ja nie miałem siły, żeby je łapać, więc pozwoliłem im swobodnie uciekać. Zmęczony tańcem wróciłem do baru i zamówiłem znów kolejkę. W końcu zorientowałem się, że Rikera nie ma obok mnie. Dostrzegłem, że tańczy z jakąś szatynką prawie w tym miejscu, co ja przed chwilą. Kiwałem głową w rytm muzyki i popijałem kolejne łyki drinka. Nie wiem co to było, ale było cholernie smacznie.

- Kurwa. - jęknąłem, kiedy jakaś nieznana siła po raz kolejny ściągnęła mnie w bok, sprawiając, że uderzyłem w ścianę. - Gdzie jest Riker? - zapytałem powietrza, licząc, że mi odpowie. Może przynajmniej zrozumiało, bo sekundę później blondyn pojawił się przy mnie i bezpiecznie doprowadził mnie do przystanku autobusowego.
- Chyba jestem pijany. - powiedziałem całkiem poważnie, siedząc już na fotelu.
- Chyba? - Riker nie brzmiał jak pijany. Jak on to robi? Przewróciłem oczami. Chciałem być już w namiocie i pójść spać.

- Ross wstawaj, zaraz jest śniadanie. - poczułem jak ktoś mnie szturcha. Nie miałem siły wstać, czułem się bardzo źle. Ale nie dlatego, że miałem kaca. Bo go, o dziwo, nie miałem. Spróbowałem przełknąć ślinę, a moje gardło wydawało się płonąć. Dosłownie tak, jakbym połknął ogień. Czułem, że jeżeli się odezwę, będę cierpiał jeszcze bardziej. Moje oczy cholernie piekły, mimo, że wciąż miałem je zamknięte, a mnie było zimno, a spałem przecież w koszulce z długim rękawem, nakryty kołdrą po szyję.
- Sabrina... - szepnąłem, aby nie narażać gardła na jeszcze większy ból. - Powiedz Rikerowi, że nie idę na śniadanie.
- Dobrze się czujesz? Bo brzmisz, jakby ktoś ścierał coś papierem ściernym. - poczułem, że jej dłoń dotyka mojego czoła. - Matko, jesteś cały rozpalony! - zabrała dłoń tak szybko, jak ją tam położyła. Wciąż nie miałem ochoty otwierać oczu. Tak strasznie piekły! Chyba usnąłem, bo nie wiem co i czy w ogóle, mówiła coś później, ale obudziłem się, kiedy była u mnie pielęgniarka i mierzyła mi temperaturę. Okazało się, że mam gorączkę, więc podała mi jakieś leki na jej zbicie i tabletki do ssania na gardło. A kiedy o nich wspomniała, chciałem powiedzieć, że też mogę dać jej coś do ssania, ale to zbyt bolało, żebym mógł się odezwać. Nie wiem w sumie, co działo się cały dzień, bo go przespałem. Budziłem się tylko co kilka godzin, więc korzystałem z okazji i brałem tabletki na gardło, z nadzieją, że  jutro będę czuł się dobrze.
I tak było. No prawie - gardło wciąż mnie trochę bolało i byłem pewien, że wielu dźwięków na zajęciach nie uda mi się wyciągnąć, więc wpadłem na pewien pomysł.
- Riker? - uniosłem lekko powieki. Oczy mnie nie piekły.
- No?
- Mógłbyś dzisiaj pójść za mnie na zajęcia, a ja pójdę na Twoje? Gardło mnie jeszcze trochę boli.
- Spoko. - rzucił obojętnie. Odrzuciłem kołdrę i postawiłem nogi na zimnej podłodze. Sięgnąłem pod łóżko po buty, założyłem je i zdjąłem z półki potrzebne mi rzeczy. Poszedłem do łazienki i wziąłem odprężający prysznic, a potem ubrałem się i prosto z łazienki poszedłem na jadalnie. Przy stoliku nie odzywałem się ani słowem. Do Callie, bo mnie zdenerwowała, a do reszty, bo nie miałem ochoty. Cieszyłem się w sumie z tej zamiany z Rikerem, przynajmniej nie będę musiał patrzeć na tę dziewczynę. Wciąż nie rozumiałem, za co dostałem w twarz. Nic nie zrobiłem, to co powiedziałem to tylko propozycja.
  Niestety wiecznie nie mogłem jej unikać, bo w końcu przyszedł kolejny dzień i musiałem mieć zajęcia z ,,Rossers". Miałem nerwy, za każdym razem, jak usłyszałem głos którejkolwiek z dziewczyn. Nie wiem dlaczego. Tak jakoś.
- Po co tu jesteś? Ja Ci nie pomogę z takim głosem, może powinnaś odpuścić i zająć się tańcem, o ile potrafiłabyś się poruszyć, jak ktoś będzie na Ciebie patrzył. - Callie przygryzała wargę, a jej w oczach zebrały się łzy, gdy po raz kolejny ją skrytykowałem. Nic nie mówiąc odeszła na bok, a na jej miejsce przyszła Maia i teraz ona śpiewała swoją piosenkę.
- Lepiej brzmisz jak siedzisz cicho. - wywróciłem oczami, kiedy skończyła. Spojrzała na mnie z wyrzutem i skrzyżowała ręce na piersi.
- O co Ci chodzi, Lynch?! - podniosła głos, a ja gwałtownie podniosłem się z krzesła  i stanąłem przed nią. Była niższa ode mnie, więc musiała spojrzeć w górę, żeby ze mną rozmawiać. - Co Ty sobie myślisz? Przez całe pięć dni byłeś zachwycony głosem Callie, a teraz ją krytykujesz, mimo, że śpiewa pięknie. Nam też ciągle mówiłeś, że śpiewamy dobrze, a teraz nas wyzywasz. Nie wiem, czy coś Cię ugryzło na tej cholernej imprezie, bo tak wiem, że na niej byłeś, ale weź się ogarnij człowieku, albo wyjedź stąd, a my znajdziemy sobie kogoś innego do śpiewu. - prychnąłem, nie zwracając uwagi na jej słowa.
- I może jeszcze Ty będziesz uczyć ich śpiewu? Powodzenia.
- Uczyć? My umiemy śpiewać. Ty masz z nami tylko ćwiczyć. - Rowan i Taylor przytaknęły. Mack przyglądała mi się, a Callie siedziała cicho, z głową spuszczoną w dół. Wyszedłem z domku, trzaskając drzwiami. Mam już dość tych małolat. Słyszałem za sobą krzyk Mack, ale nie zamierzałem się zatrzymać, jednak ona mnie dogoniła. Starała się utrzymać moje tępo, ale i tak zostawała trochę w tyle.
- Ross, co się dzieje? - zapytała. Nie odpowiedziałem, więc ciągnęła dalej - One mają rację. Wszystko było w porządku. Nie wiem, czy zaszło coś między Tobą, a Jacob, ale...
- Kim? - w końcu się zatrzymałem i spojrzałem na nią.
- No Callie. Callie Jacob. Nie wiem o co, ale wiem, że się pokłóciliście. Uderzyła Cię niedaleko stołówki, więc widziałam, ale myślałam, że to nic poważnego. Nie obchodzi mnie, co złego znowu ona zrobiła, ale weź wyżywaj się na niej, a nie na nas wszystkich, bo przyjechałyśmy tu ćwiczyć nasz talent, a nie użerać się z Twoimi kaprysami.
- A ona niby nie przyjechała ćwiczyć talentu? - zmarszczyłem brwi.
- Przed chwilą stwierdziłeś, że go nie ma.
- Chyba tylko ktoś głuchy, albo zazdrosny, może stwierdzić, że go nie ma. Nawet jeżeli mnie wkurzyła i jej nie lubię, to nie znaczy, że nie umie śpiewać.
- No to do cholery przestań ją wyzywać i pracuj  normalnie. Łaski nie robisz, że tu jesteś. - odwróciła się i odeszła. Przewróciłem oczami i poszedłem do namiotu. Wziąłem z półki papierosy i poszedłem znów w głąb lasu. Chciałem choć chwilę posiedzieć w ciszy i nie myśleć o tych dziewczynach, które tak działają mi na nerwy. Niedługo jednak mogłem to robić, bo znów ktoś nieproszony zjawił się obok mnie. Czy one mnie śledzą?
- Przepraszam. - ledwo usłyszałem co powiedziała, bo jej głos był bardziej cichy, niż mój oddech. Uniosłem brwi, mierząc ją wzrokiem. - Nie powinnam była Cię uderzyć, miałeś rację.
- Wiem, że miałem. I wiem, że któraś z dziewczyn kazała Ci mnie przeprosić, bo Ty jesteś zbyt dumna by to zrobić. Z resztą nadal twierdzisz, że zrobiłaś dobrze. - wypuściłem dym z płuc.
- Racja, nie przeprosiłabym Cię za to. Należało Ci się i tyle, ale mam dość słuchania stęków Mack, że przez to, że nie umiem śpiewać one nie mogą normalnie pracować, więc chcę, żebyś dał już spokój i chociaż nie zwracał na mnie uwagi czy coś... - pierwszy raz słyszałem, żeby mówiła głośno. Po za tym w ogóle się przy tym nie czerwieniła i brzmiała na pewną siebie. Nie wiem, co Mack jej nagadała, ale to musiało być coś ostrego.
- Umiesz śpiewać. - zgasiłem papierosa. - Tylko, że mnie wkurzasz. Nikt nigdy mnie nie spoliczkował, mimo, że waliłem gorszymi tekstami. Przesadziłaś i tyle. - prychnęła.
- Jeżeli w całym swoim życiu podrywałeś tylko łatwe laski, które marzyły, żeby się z Tobą przespać, to co się dziwisz, że wystarczyło jedno słowo i szły z Tobą gdzie chciałeś?
- Też marzysz, żeby się ze mną przespać. - automatycznie odsunąłem się do tyłu, broniąc się przed jej atakiem. Ale on nie nastąpił. Spojrzałem na jej twarz, a nasz przyjaciel ,,rumieniec" znowu powrócił. Chciałem się zaśmiać, ale powstrzymałem się i na mojej twarzy pojawił się tylko zwycięski uśmiech. - Wiedziałem...wszystkie jesteście takie same. Nie możecie mi się oprzeć, ale nie dziwię wam się. Mnie się nie da oprzeć. - mrugnąłem. Uniosła dłoń, a ja zacisnąłem powieki, gotowy na porcję bólu. Uchyliłem jednak jedno oko, kiedy po raz kolejny uszło mi to na sucho.
- Wcale nie jesteś taki przystojny. - rzuciła, opuszczając rękę. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej tak blisko, że prawie stykaliśmy się ciałami. Nachyliłem się nad nią, a uśmiech wciąż nie schodził mi z twarzy, kiedy zauważyłem, jak przechodzi ją dreszcz.
- A jaki jestem? - szepnąłem do jej ucha. Słyszałem jej szybki oddech, słyszałem jak przełykała ślinę, przysiągłbym, że słyszałem też, jak bije jej serce. Szum wiatru zagłuszył te dźwięki, rozwiewając przy tym nasze włosy i jej zwiewną, białą sukienkę. - Seksowny? Bardzo przystojny? Pociągający? - znów szeptałem do jej ucha, kiedy wiatr ustał. Prawie czułem jej ciarki. Przełknęła ślinę, usłyszałem to doskonale. Mój uśmiech był jeszcze szerszy, niż przed chwilą. Oblizałem wargi, a ona głośno wciągnęła powietrze, kiedy przygryzłem płatek jej ucha. Oczami wyobraźni widziałem jak płonie jej twarz. Niemal czułem, jak jej nogi uginają się i tak bardzo chciałem się roześmiać, na wspomnienie słów, że nie jestem przystojny, jednak jej ciało mówiło co innego, ale nie chciałem psuć atmosfery, którą zbudowałem. Przez długą chwilę słyszałem tylko jej oddech. Znów przełknęła ślinę. Pokręciłem głową. Wszystko, co robiłem, robiłem po za zasięgiem jej wzroku.
- Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać. - ostatnie słowa wyszeptałem do jej ucha i zwinnie ją wyminąłem, wracając do namiotu i zostawiając ją samą.
Dobrze wiedziałem, że nie za takiego mnie miała. Wiedziałem, że na samym początku wzięła mnie za uroczego chłopca, którym nie jestem. Może się jej spodobałem (a raczej na pewno), a kiedy dowiedziała się, że jestem inny, niż jej się wydawało, zawiodła się. Jeżeli na coś liczyła, to się przeliczyła. To nie moja wina, że z pozoru wyglądam na romantycznego dżentelmena, a naprawdę jedyne związki jakie mnie interesują to te na jedną noc. I jakoś nie bardzo przejmowałem się, tym, że istniała szansa, że ją zraniłem. Przecież nie dawałem jej nadziei. Z resztą znamy się tylko pięć dni, więc jak mogła się chociażby zauroczyć?


Muszę przyznać, że nie podoba mi się ten rozdział, ale podoba mi się scena w lesie xD
Mógł być lepszy, ale nie jest, no :/