- Sam je tak traktowałeś jeszcze niedawno. I czy Ty wtedy zastanawiałeś się jak one się czują? Dobrze wiesz jak to jest, Riker i skoro pozwoliłeś się zmienić jakiejś dziwce, to przynajmniej nie wtrącaj się więcej w to, co robię ja. - syknąłem. Spojrzał na mnie zdezorientowany i umilknął na chwilę. Odwrócił się tyłem do mnie, a później znów stał ze mną twarzą w twarz.
- Nigdy więcej nie nazwiesz tak Rowan. Ja ją kocham, Ross. Czy Ty znasz takie uczucie? Wiesz jak to jest kogoś kochać? Wiesz, jak to jest dzielić z kimś szczęście, jak to jest, kiedy ktoś jest dla Ciebie ważniejszy niż Ty sam? Ty nie masz uczuć. A jedyna osoba, jaką kochasz, to Ty sam. Co się dla Ciebie liczy najbardziej? Pomyśl o trzech takich rzeczach. - muzyka, rodzina, seks, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego. Milczałem patrząc na niego i czekając, aż powie coś jeszcze, jednak on skończył. Nigdy nie sądziłem, że usłyszę od niego coś takiego.
- Ross, cholera, za chwile śniadanie! - ktoś ciągle szturchał mnie z całej siły, przez co zostałem perfidnie wybudzony. Uchyliłem powieki, przyglądając się bratu i nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Zmrużyłem oczy, przypominając sobie naszą rozmowę. Nie mogłem uwierzyć, że ona się odbyła. I, że Riker po tym wszystkim nadal tu nade mną sterczy.
- Idź obudź tę swoją dziewczynę, którą przecież kochasz bardziej od siebie! - warknąłem i podniosłem się z łóżka. Blondyn patrzył na mnie zdezorientowany, próbując zrozumieć o czym mówię, ale chyba nie rozumiał.
- Czy można kogoś kochać bardziej ode mnie? - wybuchnął śmiechem. Wtedy zrozumiałem. Popieprzone sny. Zdecydowanie za dużo myślę o nim i tej całej Rowan. Może to wcale nie jest nic poważnego? Ciągle zaprzątam sobie tym głowę, zamiast skupić się na tym, co jest tu i teraz. Mimo wszystko odetchnąłem z ulgą. To był jeden z gorszych snów jakie miałem, a miewam takie dość często. Nie byłem już ani zły, ani szczęśliwy, ani smutny. Było mi znów wszystko obojętne. Tak cudownie obojętne. Kochałem ten stan, kiedy nic mnie nie obchodziło.
- Mnie można kochać bardziej od Ciebie. - wyrzuciłem w końcu z siebie. Wiem, że nie potrafię tego okazywać, ale Riker jest dla mnie naprawdę ważny. Jak cała moja rodzina z resztą. Naprawdę.
- Dobra, lepiej mów co brałeś. - powiedział poważnie. Uśmiechnąłem się kiwając głową na boki.
- Nic, nic. - westchnąłem przeciągle. Riker przyglądał mi się badawczo do chwili, kiedy opuściłem namiot. Jak zwykle wykonałem poranną toaletę, poszedłem na śniadanie i na zajęcia - codziennie to samo. Na zajęciach zastanawialiśmy się tylko nad tekstami piosenek na zakończenie obozu. Dziewczyny opanowały już wszystko. Teraz wystarczyło tylko napisać piosenki, wymyślić melodie i ćwiczyć to, co napiszemy. Do końca obozu zostało około dwóch i pół tygodnia, więc mieliśmy naprawdę sporo czasu. Pracowałem z naprawdę zdolną grupą, dziewczyny bardzo szybko się uczyły i szybko opanowywały to, co im pokazywałem. Przynajmniej się nie niecierpliwiłem. Pewnie i tak nie martwiłbym się o to, że nie zdążymy do końca. Miałbym to gdzieś. W ten sposób przynajmniej dobrze się bawiłem, bo przez cały miesiąc mogłem sobie tak po prostu śpiewać i patrzeć na ładne dziewczyny. Z dala od wszystkiego co jest na co dzień. To znaczy, lubiłem moją codzienność, ale czasem dobrze od niej odpocząć. Po skończonych zajęciach wróciłem do namiotu, gdzie Riker leżał na łóżku z telefonem w ręku.
- Idziemy dzisiaj tam gdzie w zeszłym tygodniu? - zapytał, chowając telefon do kieszeni.
- Możemy iść, znając życie i tak nie usnę. - wzruszyłem ramionami i sięgnąłem na półkę po plan zajęć. Dziś mieliśmy sprawdzać czystość we wszystkich namiotach, o czym kompletnie zapomniałem. Ogólnie ten obóz to najlepsze co mogło się zdarzyć w te wakacje. Ten odpoczynek...to wszystko. W przyszłym roku też tu przyjadę! A wracając do namiotów...po sprawdzeniu czystości każdy namiot ma dostać punkty. Później jest obiad, a po obiedzie jakaś gra w grupach, a po jej zakończeniu będzie ogłoszenie wyników i namiot, który wygra będzie nagrodzony, a ten, który przegra ukarany. Coś mi się wydaje, że ,,Rossers" wygrają. W moim namiocie są same dziewczyny, które dbają o porządek.
Po obiedzie razem z Rikerem i Sabriną spotkaliśmy się przy pierwszym namiocie od prawej strony. Był to namiot grupy Rikera, który nazywał się ,,Rikerish". Chciałem wybuchnąć śmiechem, gdy zobaczyłem tę nazwę, ale się powstrzymałem, w końcu moja grupa wcale lepiej się nie nazywa. Cała nasza trójka weszła do środka. Niestety i Sabrina i mój brat mają po dwa namioty, ponieważ u nich w grupach są i dziewczyny i chłopcy, więc muszą być w osobnych namiotach, jednak oceniamy oba namioty jako jeden. W tym, w którym byliśmy teraz była tylko jedna dziewczyna - bo w grupie mojego brata przeważali chłopcy. Mieliśmy brać pod uwagę schludność, o czy na szafce jest poukładane i czy łóżka są pościelone. Dziewczyna pewnie miałaby max punktów - czyli 6, gdyby nie fakt, że łóżko nie było pościelone. Dostała więc 5. Zapomniałem wspomnieć, że każdy z wychowawców musi przydzielić do 6 punktów, a dopiero później wszystkie zostaną dodane. Następny namiot to chłopcy z grupy Rikera. U nich na pierwszy rzut oka panował porządek, ale po przyjrzeniu się dokładniej można było zauważyć, że wszystkie rzeczy zostały wciśnięte pod łóżko.
- Zawiodłem się na Was chłopcy... - ich wychowawca pokręcił głową, a oni zaśmiali się tylko i przybili z nim piątkę. Dobrze wiedzieli, że mój brat żartuje. Chłopcy u niego w grupie byli w przedziale wiekowym 14-16, tak samo jak ta jedna jedyna dziewczyna, więc sporo od niego młodsi, jednak dogadywał się z nimi naprawdę dobrze. Uśmiechnąłem się na ten widok, a później zapisałem proponowaną liczbę punktów dla ich namiotu. Wyszedłem na zewnątrz i po chwili dołączyli do mnie Sabrina z Rikerem. Kolejny namiot należał do dziewczyn z grupy Sabriny. W sumie nic nie było tam czyste. Łóżka były pościelone, ale na nich walało się pełno ubrań. Na szafce walały się kosmetyki, tylko na niektórych półkach niechlujnie zostały wrzucone ubrania. Większość ciuchów dziewczyny trzymały w walizkach. Jedyny punkt, jaki mogłem im przyznać to za idealnie ułożone w walizkach ubrania. Kolejny namiot to Rossers. Tak jak się spodziewałem panował tu idealny porządek. Ubrania były poskładane, łóżka pościelone, kosmetyki poukładane, a bonusem był cudowny zapach perfum którejś z dziewczyn, który uderzał w nas równo z przekroczeniem progu namiotu. Jako normalny wychowawca byłbym z nich dumny, ale z racji, że normalnym wychowawcą nie jestem było mi to obojętne. Kolejny namiot należał do chłopców z grupy Sabriny. To był ostatni. I najgorszy. Wszedłem tam i od razu zatkałem nos. Patrząc na ten widok zastanawiałem się, czy w tym namiocie jest podłoga. Na kołdrach i poduszkach nie było nawet pościeli. Jedna z drewnianych półek się zawaliła, ale oni nie zamierzali o tym nikomu powiedzieć. Ubrania na półki, które jakoś się trzymały, były wrzucone byle jak, a niektóre leżały nawet na podłodze. Spojrzałem na Sabrinę, która trzymała się za głowę i kręciła nią z niedowierzaniem.
- Chłopcy, ile ja mam Wam dać teraz punktów?! - pisnęła. Chłopcy spojrzeli na nią, nie wiedząc o co chodzi.
- My całkiem zapomnieliśmy, że dzisiaj jest to sprawdzanie namiotów! Tak to byśmy ogarnęli!
- Czyli Wy całe półtora tygodnia żyjecie w takim syfie?! - krzyknęła, więc ja i mój brat postanowiliśmy się wycofać. Wyszliśmy z namiotu oboje patrząc na swoje kartki z zapisanymi punktami.
- Pokaż. - wyciągnął do mnie rękę. Domyśliłem się o co chodzi i podałem mu moją kartkę, a on zaczął czytać. - Dałeś moim chłopakom tylko trzy punkty?! Ja Twojej grupie dałem sześć, bro. - westchnął niezadowolony.
- Stary, bo Rossers zasługiwały na tyle punktów, a Twoja grupa wepchnęła wszystko pod łóżko.
- Nikt nie mówił, gdzie mają być schowane ich rzeczy! - jęknął z wyrzutem oddając i kartkę. Wywróciłem oczami zauważając, że jest teraz na mnie obrażony. Niby był starszy ode mnie, a zachowywał się jak dziecko. W tym czasie z namiotu wyszła wściekła Sabrina i nic nie mówiąc nas wyminęła. Ruszyliśmy za nią do Brandona i podaliśmy mu nasze kartki z wynikami. Potem ruszyliśmy na stołówkę, bo właśnie zaczynał się obiad. Podano naleśniki, więc nie narzekałem.
- Ross, możemy dziś odpuścić południowe zajęcia? My posiedzimy w namiocie, Ty zrobisz co tam uważasz, a Brandonowi nie powiemy. - zapytała nagle Maia. Wzruszyłem ramionami.
- Odpuściłbym Wam, ale akurat dziś nie ma zajęć, jest jakaś gra w grupach. - powiedziałem i sięgnąłem po kolejnego naleśnika.
-O, to dobrze. Akurat dziś wyjątkowo nie chce nam się siedzieć na tych zajęciach.
- Serio? Przecież i tak tylko na nich siedzimy w kółku i śpiewamy. - zmarszczyłem brwi, a dziewczyna wzruszyła ramionami. Pokiwałem głową na boki, po czym sięgnąłem po dżem do naleśnika, na co Rowan i Mack się zaśmiały więc spojrzałem na nie zdezorientowany.
- No co? - zapytałem.
- Nic, tylko jesz już czwartego naleśnika, a nutellę na nosie masz od pierwszego i zastanawiałyśmy się kiedy się zorientujesz. - znów zaśmiała się Mack i kciukiem starła nutellę z mojego nosa. Westchnąłem i posmarowałem naleśnika dżemem i zacząłem go jeść. Ja po prostu uwielbiam to danie. Na obozie wcale nie jadłem tak dużo, to pierwszy raz mi się zdarzyło od półtora tygodnia.
Tak nagle przypomniałem sobie o moim planie, aby wyrzucili nas z tego obozu. Zdałem sobie sprawę, że to by była najgorsza rzecz, jaką moglibyśmy zrobić.
Po obiedzie wszyscy poszliśmy znów na obozowisko, Brandon przedstawił nam zasady gry.
- Więc we wszystkich sześciu grupach razem z opiekunami jest sześć osób. Podzielcie się tak, żeby stworzyć dwuosobowe pary. - rozkazał. Odwróciłem się, czekając, aż dziewczyny się dobiorą i będę mógł być z tą, która nie znajdzie pary. Rowan dobrała się z Maią, a Taylor z Mack. No tak, zapomniałem, że dziewczyny nie przepadają za Callie, więc na moje nieszczęście to ja musiałem z nią być. Westchnęła i podeszła bliżej mnie, zakładając ręce na piersi.
- Teraz rozdam każdej parze mapkę. Na niej zaznaczone są miejsca, w których poukrywane są różne przedmioty, a z tyłu mapki wypisane jest co to za przedmioty. Rozdam Wam też pieniądze, za które możecie kupić ode mnie jakieś wskazówki. - roześmiał się, po czym rozdał każdej parze mapkę i kilka kwadratowych kartek papieru, na których wypisane były różne liczby, które pewnie oznaczały, co to za banknot. Wywróciłem oczami, kiedy Callie wyrwała mi mapkę i ,,pieniądze".
- No co? Ty wydałbyś to na dziwki i pewnie nie umiesz posługiwać się mapą. - powiedziała oschle. Zmarszczyłem brwi.
- To tylko gra. - mruknąłem.
- Tak i pewnie nawet w grze byś to zrobił. - patrzyła na mapkę, próbując ją odczytać, a ja nie odrywałem od niej wzroku, zastanawiając się, jak można być tak nudnym i sztywnym.
- Dobra, macie godzinę, kiedy przez głośnik rozegra muzyka, wszyscy tu wracacie.Wygrywa ta para, która znajdzie najwięcej rzeczy . - Powiedział Brandon i wszyscy się rozeszli. Ja bez słowa ruszyłem za Callie. Chodziliśmy w ciszy dobre dziesięć minut, co powoli zaczęło mnie irytować. Byliśmy w lesie, więc starałem się skupiać na drzewach, ale to mnie nudziło.
- Powiesz mi chociaż czego szukamy? - odezwałem się wreszcie.
- I tak ich nie znajdziesz. - zacisnąłem szczękę. Nie chciałem krzyknąć, więc wyrwałem jej mapę i spostrzegłem, że coś jest nie tak.
- Ja nie umiem posługiwać się mapą? To Ty trzymasz ją na odwrót idiotko. - warknąłem i odwróciłem mapę na drugą stronę, aby najpierw przeczytać co mamy do znalezienia. Różowe korale, zielona piłka, niebieskie koło, ,,złota" podkowa i brązowy koszyk. Nie postarali się.
- Co? - pisnęła Callie. - Jak to do góry nogami? - dodała zirytowana.
- Normalnie. Teraz ja ją trzymam, a Ty trzymaj język za zębami. - rzuciłem i kiedy już trzymałem mapę dobrze zawróciłem w drugą stronę. Callie szła za mną w ciszy, a nawet, kiedy się je o coś pytałem udawała, że nie słyszy. Rozglądałem się dokoła, jednak niczego nie znalazłem, a zostało nam tylko jakieś czterdzieści minut. Wreszcie rzucił mi się w oczy brązowy koszyk. Podbiegłem do niego i podałem do Callie.
- Czemu ja mam to trzymać? - zapytała.
- No racja, jeszcze zgubisz. - burknąłem, ale kiedy chciałem odebrać od niej koszyk nie pozwoliła mi na to. Wywróciłem oczami i znów patrzyłem w mapę.
- Widzę piłkę. - rzuciła obojętnie, a ja przeniosłem wzrok na czerwoną piłkę.
- Tak, ale nasza ma być zielona.
- Może Brandon się pomylił? Bierzemy tę. - powiedziała i już chciała iść po piłkę, ale wyciągnąłem rękę w bok tak, że ją zatrzymałem. Spojrzała mi w oczy.
- To podpucha. Pewnie będą za to jakieś minusowe punkty. Szukaj zielonej. - powiedziałem i ruszyłem przed siebie. Po kolejnych dziesięciu minutach brakowało nam już tylko niebieskiego koła. Oboje nie wiedzieliśmy co to tak dokładnie jest i nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Po dwudziestu kolejnych minutach znaleźliśmy jednak niebieski talerz, więc wrzuciliśmy go do koszyka i poszliśmy tam, gdzie mieliśmy wrócić po usłyszeniu muzyki. Skończyliśmy dziesięć minut przed czasem, a na dodatek mieliśmy wszystkie pięć rzeczy, a to znaczy, że żadna para nic nie znalazła. Brandon uśmiechnął się, kiedy podeszliśmy do niego.
- Chcecie jakiejś wskazówki? - zapytał. Pokiwałem głową.
- Właściwie mamy już wszystko. - otworzył usta ze zdziwienia. Przejął ode mnie koszyk i policzył i dokładnie sprawdził wszystkie rzeczy. Następnie puścił z głośników muzykę i kiedy wszyscy wrócili oznajmił, że ja i Callie wygraliśmy. Ani ja ani ona jakoś szczególnie się tym nie cieszyliśmy, tym bardziej, że nie było za to nagrody. Żadnej nagrody, za to, że udało mi się z nią spędzić całą godzinę? Później zostały ogłoszone wyniki ze sprawdzania czystości namiotów. Wygrały Rossers, w tym ja, jako ich wychowawca. Nagrodą nie było nic wielkiego, po prostu mielimy wolny wieczór, bez wieczornych zajęć i mogliśmy wyjść gdzieś razem, ale tylko jako cała grupa. Przegrani, czyli chłopcy z grupy Sabriny musieli posprzątać swój namiot, posprzątać po kolacji i zrobić po trzydzieści pompek, czyli w sumie to też nie byłoby nic wielkiego, gdyby nie to, że pewnie posprzątanie tego, co kiedyś było namiotem zajmie im z trzy dni.
- Ross, nie idziemy nigdzie razem, nie? - zapytała Rowan przy stoliku, kiedy kończyliśmy kolację.
- Wiem, że pewnie chcecie iść gdzieś same i nie ukrywam, że ja też chcę, więc możemy iść osobno, ale nikt ma się nie dowiedzieć. Jak coś to byliśmy wszyscy w jakimś wesołym miasteczku czy coś. - wzruszyłem ramionami, a ona przytaknęła. Po kolacji wszyscy się rozeszliśmy, aby się przygotować, ale obóz musieliśmy opuścić razem. Poza obozowiskiem szliśmy w inne strony, więc tylko machnąłem dziewczynom na pożegnanie i razem z Rikerem poszliśmy do sklepu. One, z tego co widziałem szły na przystanek. W sklepie kupiłem paczkę papierosów, a Riker kupił gumy i butelkę wody. Zapłaciliśmy i poszliśmy na przystanek autobusowy.
Wypiłem już chyba trzeciego drinka i wiedziałem, że muszę skończyć. Przyznaję, mam słabą głowę do alkoholu i jeden drink więcej skończy się urwaniem filmu. Z resztą nie lubię tracić nad sobą kontroli, a tak właśnie się dzieje, kiedy jestem pijany. Zamówiłem więc wodę, a wtedy przysiadł sie do mnie Riker, który wrócił właśnie z toalety.
- Kolejki tutaj się ciągną przez pół klubu, a wchodzisz przecież tylko na minutę. - rzucił. Roześmiałem się. Faktycznie tym klubie czeka się pół godziny tylko po to, żeby na kilka minut wejść do kabiny, załatwić co trzeba i wyjść. Mycie rąk już się nie liczy, bo nie jest to w kabinie. Nie rozumiałem czemu to zawsze tyle trwało.
- Daj mi gumę. - zażądałem, wyciągając do niego rękę. Pewnie gdyby była to Rydel kazałaby mi najpierw poprosić, ale Riker tylko wysunął listek gumy i wcisnął mi go ręki, zamawiając przy tym alkohol.
- Zatańczysz? - poprosiła jakaś dziewczyna. Na początku miałem odmówić, a później stwierdziłem, że w sumie nie mam nic do stracenia. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła mnie na parkiet. Zaczęła poruszać biodrami w rytm muzyki, a ja zamiast się przyłączyć po prostu ją obserwowałem.
- No dalej! Wstydzisz się? - przekrzyczała muzykę. Ocknąłem się i poszedłem w jej ślady, nie odrywając wzroku od jej błękitnych oczu. Chwilę później odwróciłem się jednak w inną stronę i dostrzegłem znaną mi postać. Nie zareagowałbym na to, gdyby nie jej podejrzane zachowanie.
- Muszę iść. - rzuciłem do niebieskookiej, ale ona złapała mnie za rękę i znów przyciągnęła do siebie.
- Dopiero zaczęliśmy. - jęknęła, a ja znów wyrwałem jej rękę.
- Powiedziałem kurwa, że muszę iść! - warknąłem i pobiegłem w stronę szatynki. Rozmawiała właśnie z jakimś chłopakiem, więc nie musiałem się martwić o to, ze za chwile zniknie mi z oczu. Uśmiechała się szeroko do niego, ale jej oczy...w ogóle nie wyglądały jak jej oczy. Nie wyglądałyby tak po alkoholu.
- To co, idziemy to toalety? - zapytał ten chłopak, łapiąc za jej pośladek. Ona przygryzła tylko wargę i już miała z nim odejść, kiedy szarpnąłem go za ramię i odepchnąłem od niej.
- Gościu co Ty robisz? - zapytał marszcząc czoło.
- Odejdź od niej. - fuknąłem, ale ten się nie przejął. - Spierdalaj, kurwa. - krzyknąłem, więc speszony odszedł. Odwróciłem się w stronę Callie, która wywróciła tylko oczami.
- Rossy...co Ty tu robisz? Śledzisz mnie? - zapytała, ale sama nie wiedziała, co mówi.
- Dużo wypiłaś? - zapytałem.
- Tylko wodę. - próbowałem wyczytać coś z jej oczu, ale kręciła głową na boki. Złapałem ją za policzki, zmuszając by na mnie patrzyła.
- Brałaś coś? - kolejne pytanie padło z moich ust, ona jednak nie odpowiedziała. - Callie, kurwa, pytam czy coś brałaś?! - warknąłem.Chwyciła za moje nadgarstki i ściągnęła moje ręce ze swojej twarzy.
- Nie, Ross. A Ty coś brałeś? - uśmiechnęła się. Wtedy zrozumiałem. Piła tylko wodę, ale jest naćpana. Wiedziałem, że sama by nic nie wzięła, więc ktoś musiał jej coś podrzucić do wody. Właśnie wpakowałem się w kłopoty. Nie powinienem pozwolić im wychodzić.
- Idziemy stąd. - chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem, ale ona stała w miejscu i wyrwała mi się.
- Nigdzie z Tobą nie pójdę. Nie będę robić wszystkiego co każesz. Nie jesteś moim panem.
- Callie, jesteś naćpana, jak zaraz Cię stąd nie zabiorę to pójdziesz do łóżka z pierwszym lepszym facetem.
- Lepsze to niż pójście do łóżka z Tobą.
- Nawet w takim stanie mnie krytykujesz. Gdyby nie Twój stan zaliczyłbym Cię przy tej ścianie. A teraz grzecznie ze mną wyjdziesz, jasne?
- Ty naprawdę nie masz uczuć...co Cię obchodzi to co zrobię?
- Bo jeżeli coś Ci się stanie ja będę za to odpowiadał.
- A tak, czyli nie martwisz się o mnie tylko o siebie? Typowe. - westchnąłem zirytowany. Z nią się nie da rozmawiać. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem z klubu. Szedłem tak aż do przystanku autobusowego, aż stwierdziła, że pójdzie sama. Kiedy przyjechał autobus wsiedliśmy i cała podróż minęła w ciszy. Doszliśmy do obozowiska. Musieliśmy być cicho, bo nie chciałem, by ktoś przyłapał nas w takiej sytuacji. Callie jednak ciągle chichotała, więc musiałem zakryć jej usta dłonią. Rozejrzałem się dokoła i jak najszybciej zaprowadziłem dziewczynę do jej namiotu. Odnalazłem pod jej poduszką pidżamę więc podałem jej ją, każąc się przebrać.
- Dobra, ale nie patrz. - westchnąłem i obróciłem się. Wyjąłem jednak telefon i ustawiłem tak, że odbijała się w jego szybce. Obserwowałem jak ściąga koszulkę, ukazując swój idealny biust. Później nałożyła koszulkę od pidżamy. Zdjęła spodnie, więc obserwowałem jej zgrabne, wysportowane nogi. Nałożyła krótkie spodenki. Schowałem telefon i odwróciłem się w jej stronę.
- Skąd wiedziałeś, że skończyłam? Nic nie powiedziałam! - rzuciła z wyrzutem.
- Intuicja.
- Nieprawda. Podglądałeś mnie, frajerze! - zaczęła okładać moją klatkę piersiową dłonią, ale złapałem ją za nadgarstki, pchnąłem ją na łóżko tak, że się położyła. Nakryłem ją kołdrą i ruszyłem do wyjścia z namiotu. Zmarnowałem przez nią dobrze zapowiadającą się imprezę i zrezygnowałem z ładnej dziewczyny i teraz muszę nudzić się w namiocie, kiedy Riker dobrze się bawi.
- Ross. - zatrzymał mnie jej głos. Odwróciłem się w tamtą stronę, czekając na to, co jeszcze ma mi do powiedzenia.
- Zostaniesz ze mną? - głos jej się załamał i zaczęła płakać. Pokręciłem głową.
- Nie... po co? - zapytałem, nie wiedząc dlaczego o to pyta, skoro jestem frajerem.
- Proszę...nie wiem co się ze mną dzieje, boję się - ciągle płakała, jednak to nie to sprawiło, że się zgodziłem. Zgodziłem się, bo była naćpana, pewnie pierwszy raz i faktycznie nie rozumiała co się dzieje. Postanowiłem, że w razie czego lepiej, żeby ktoś tu był. Wślizgnąłem się obok niej, a ona uspokoiła się trochę i ułożyła głowę na moim ramieniu. Poczekałem aż uśnie i wstałem. Poprawiłem na niej kołdrę i wróciłem do swojego namiotu. Naprawdę pragnąłem teraz snu.
Jak są jakieś błędy to je później poprawię xd

Wow ale sie dzieje *-*
OdpowiedzUsuńSzkoda że Ross z nią nie został :C
Nie spodziewałam sie że ona może sie tak naćpać XD myślałam że jest grzeczną dziewczynką xd
Czekam na next <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO Lol pewnie ten frajer z klubu jej coś dosypał. ;-;
OdpowiedzUsuńChoć Ross się nią zaopiekował i tak sądzę, że jest frajerem ^^
Czekam na next ♥