Kiedy wszedłem do środka, wydawało się, jakbym wszedł do innego świata. Dźwięk świerszczy i szum drzew zastąpiła głośna, dyskotekowa muzyka. Blade światła latarni zastąpiły intensywne, fioletowe i żółte światła. Pustą ulicę zastąpiła masa ciał ocierających się teraz o siebie na parkiecie. Lubiłem oba te światy. Zaraz po wejściu ruszyłem do baru, a Riker zaraz za mną. Nie wiedziałem, co tutaj jest dobre, więc i ja i mój brat poprosiliśmy o coś, co polecają. Zmarszczyłem brwi, kiedy barman postawił przed nami jakiś niebieski płyn.
- Co to jest? - zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, bo mężczyzna się odwrócił. Napiłem się łyka alkoholu, a kiedy byłem w stanie stwierdzić, że jest to całkiem smaczne, wypiłem wszystko i zamówiłem jeszcze raz to samo. I tak kilka razy. W końcu jakaś dziewczyna wyciągnęła mnie na parkiet, więc zatańczyłem z nią i w sumie dobrze się bawiłem. A ona była ubrana. Nie w połowie ubrana. Ubrana! Mimo wszystko, przez prawie cały taniec nie zamieniłem z nią słowa. Moje myśli były rozbiegane w różnych kierunkach, a ja nie miałem siły, żeby je łapać, więc pozwoliłem im swobodnie uciekać. Zmęczony tańcem wróciłem do baru i zamówiłem znów kolejkę. W końcu zorientowałem się, że Rikera nie ma obok mnie. Dostrzegłem, że tańczy z jakąś szatynką prawie w tym miejscu, co ja przed chwilą. Kiwałem głową w rytm muzyki i popijałem kolejne łyki drinka. Nie wiem co to było, ale było cholernie smacznie.
- Kurwa. - jęknąłem, kiedy jakaś nieznana siła po raz kolejny ściągnęła mnie w bok, sprawiając, że uderzyłem w ścianę. - Gdzie jest Riker? - zapytałem powietrza, licząc, że mi odpowie. Może przynajmniej zrozumiało, bo sekundę później blondyn pojawił się przy mnie i bezpiecznie doprowadził mnie do przystanku autobusowego.
- Chyba jestem pijany. - powiedziałem całkiem poważnie, siedząc już na fotelu.
- Chyba? - Riker nie brzmiał jak pijany. Jak on to robi? Przewróciłem oczami. Chciałem być już w namiocie i pójść spać.
- Ross wstawaj, zaraz jest śniadanie. - poczułem jak ktoś mnie szturcha. Nie miałem siły wstać, czułem się bardzo źle. Ale nie dlatego, że miałem kaca. Bo go, o dziwo, nie miałem. Spróbowałem przełknąć ślinę, a moje gardło wydawało się płonąć. Dosłownie tak, jakbym połknął ogień. Czułem, że jeżeli się odezwę, będę cierpiał jeszcze bardziej. Moje oczy cholernie piekły, mimo, że wciąż miałem je zamknięte, a mnie było zimno, a spałem przecież w koszulce z długim rękawem, nakryty kołdrą po szyję.
- Sabrina... - szepnąłem, aby nie narażać gardła na jeszcze większy ból. - Powiedz Rikerowi, że nie idę na śniadanie.
- Dobrze się czujesz? Bo brzmisz, jakby ktoś ścierał coś papierem ściernym. - poczułem, że jej dłoń dotyka mojego czoła. - Matko, jesteś cały rozpalony! - zabrała dłoń tak szybko, jak ją tam położyła. Wciąż nie miałem ochoty otwierać oczu. Tak strasznie piekły! Chyba usnąłem, bo nie wiem co i czy w ogóle, mówiła coś później, ale obudziłem się, kiedy była u mnie pielęgniarka i mierzyła mi temperaturę. Okazało się, że mam gorączkę, więc podała mi jakieś leki na jej zbicie i tabletki do ssania na gardło. A kiedy o nich wspomniała, chciałem powiedzieć, że też mogę dać jej coś do ssania, ale to zbyt bolało, żebym mógł się odezwać. Nie wiem w sumie, co działo się cały dzień, bo go przespałem. Budziłem się tylko co kilka godzin, więc korzystałem z okazji i brałem tabletki na gardło, z nadzieją, że jutro będę czuł się dobrze.
I tak było. No prawie - gardło wciąż mnie trochę bolało i byłem pewien, że wielu dźwięków na zajęciach nie uda mi się wyciągnąć, więc wpadłem na pewien pomysł.
- Riker? - uniosłem lekko powieki. Oczy mnie nie piekły.
- No?
- Mógłbyś dzisiaj pójść za mnie na zajęcia, a ja pójdę na Twoje? Gardło mnie jeszcze trochę boli.
- Spoko. - rzucił obojętnie. Odrzuciłem kołdrę i postawiłem nogi na zimnej podłodze. Sięgnąłem pod łóżko po buty, założyłem je i zdjąłem z półki potrzebne mi rzeczy. Poszedłem do łazienki i wziąłem odprężający prysznic, a potem ubrałem się i prosto z łazienki poszedłem na jadalnie. Przy stoliku nie odzywałem się ani słowem. Do Callie, bo mnie zdenerwowała, a do reszty, bo nie miałem ochoty. Cieszyłem się w sumie z tej zamiany z Rikerem, przynajmniej nie będę musiał patrzeć na tę dziewczynę. Wciąż nie rozumiałem, za co dostałem w twarz. Nic nie zrobiłem, to co powiedziałem to tylko propozycja.
Niestety wiecznie nie mogłem jej unikać, bo w końcu przyszedł kolejny dzień i musiałem mieć zajęcia z ,,Rossers". Miałem nerwy, za każdym razem, jak usłyszałem głos którejkolwiek z dziewczyn. Nie wiem dlaczego. Tak jakoś.
- Po co tu jesteś? Ja Ci nie pomogę z takim głosem, może powinnaś odpuścić i zająć się tańcem, o ile potrafiłabyś się poruszyć, jak ktoś będzie na Ciebie patrzył. - Callie przygryzała wargę, a jej w oczach zebrały się łzy, gdy po raz kolejny ją skrytykowałem. Nic nie mówiąc odeszła na bok, a na jej miejsce przyszła Maia i teraz ona śpiewała swoją piosenkę.
- Lepiej brzmisz jak siedzisz cicho. - wywróciłem oczami, kiedy skończyła. Spojrzała na mnie z wyrzutem i skrzyżowała ręce na piersi.
- O co Ci chodzi, Lynch?! - podniosła głos, a ja gwałtownie podniosłem się z krzesła i stanąłem przed nią. Była niższa ode mnie, więc musiała spojrzeć w górę, żeby ze mną rozmawiać. - Co Ty sobie myślisz? Przez całe pięć dni byłeś zachwycony głosem Callie, a teraz ją krytykujesz, mimo, że śpiewa pięknie. Nam też ciągle mówiłeś, że śpiewamy dobrze, a teraz nas wyzywasz. Nie wiem, czy coś Cię ugryzło na tej cholernej imprezie, bo tak wiem, że na niej byłeś, ale weź się ogarnij człowieku, albo wyjedź stąd, a my znajdziemy sobie kogoś innego do śpiewu. - prychnąłem, nie zwracając uwagi na jej słowa.
- I może jeszcze Ty będziesz uczyć ich śpiewu? Powodzenia.
- Uczyć? My umiemy śpiewać. Ty masz z nami tylko ćwiczyć. - Rowan i Taylor przytaknęły. Mack przyglądała mi się, a Callie siedziała cicho, z głową spuszczoną w dół. Wyszedłem z domku, trzaskając drzwiami. Mam już dość tych małolat. Słyszałem za sobą krzyk Mack, ale nie zamierzałem się zatrzymać, jednak ona mnie dogoniła. Starała się utrzymać moje tępo, ale i tak zostawała trochę w tyle.
- Ross, co się dzieje? - zapytała. Nie odpowiedziałem, więc ciągnęła dalej - One mają rację. Wszystko było w porządku. Nie wiem, czy zaszło coś między Tobą, a Jacob, ale...
- Kim? - w końcu się zatrzymałem i spojrzałem na nią.
- No Callie. Callie Jacob. Nie wiem o co, ale wiem, że się pokłóciliście. Uderzyła Cię niedaleko stołówki, więc widziałam, ale myślałam, że to nic poważnego. Nie obchodzi mnie, co złego znowu ona zrobiła, ale weź wyżywaj się na niej, a nie na nas wszystkich, bo przyjechałyśmy tu ćwiczyć nasz talent, a nie użerać się z Twoimi kaprysami.
- A ona niby nie przyjechała ćwiczyć talentu? - zmarszczyłem brwi.
- Przed chwilą stwierdziłeś, że go nie ma.
- Chyba tylko ktoś głuchy, albo zazdrosny, może stwierdzić, że go nie ma. Nawet jeżeli mnie wkurzyła i jej nie lubię, to nie znaczy, że nie umie śpiewać.
- No to do cholery przestań ją wyzywać i pracuj normalnie. Łaski nie robisz, że tu jesteś. - odwróciła się i odeszła. Przewróciłem oczami i poszedłem do namiotu. Wziąłem z półki papierosy i poszedłem znów w głąb lasu. Chciałem choć chwilę posiedzieć w ciszy i nie myśleć o tych dziewczynach, które tak działają mi na nerwy. Niedługo jednak mogłem to robić, bo znów ktoś nieproszony zjawił się obok mnie. Czy one mnie śledzą?
- Przepraszam. - ledwo usłyszałem co powiedziała, bo jej głos był bardziej cichy, niż mój oddech. Uniosłem brwi, mierząc ją wzrokiem. - Nie powinnam była Cię uderzyć, miałeś rację.
- Wiem, że miałem. I wiem, że któraś z dziewczyn kazała Ci mnie przeprosić, bo Ty jesteś zbyt dumna by to zrobić. Z resztą nadal twierdzisz, że zrobiłaś dobrze. - wypuściłem dym z płuc.
- Racja, nie przeprosiłabym Cię za to. Należało Ci się i tyle, ale mam dość słuchania stęków Mack, że przez to, że nie umiem śpiewać one nie mogą normalnie pracować, więc chcę, żebyś dał już spokój i chociaż nie zwracał na mnie uwagi czy coś... - pierwszy raz słyszałem, żeby mówiła głośno. Po za tym w ogóle się przy tym nie czerwieniła i brzmiała na pewną siebie. Nie wiem, co Mack jej nagadała, ale to musiało być coś ostrego.
- Umiesz śpiewać. - zgasiłem papierosa. - Tylko, że mnie wkurzasz. Nikt nigdy mnie nie spoliczkował, mimo, że waliłem gorszymi tekstami. Przesadziłaś i tyle. - prychnęła.
- Jeżeli w całym swoim życiu podrywałeś tylko łatwe laski, które marzyły, żeby się z Tobą przespać, to co się dziwisz, że wystarczyło jedno słowo i szły z Tobą gdzie chciałeś?
- Też marzysz, żeby się ze mną przespać. - automatycznie odsunąłem się do tyłu, broniąc się przed jej atakiem. Ale on nie nastąpił. Spojrzałem na jej twarz, a nasz przyjaciel ,,rumieniec" znowu powrócił. Chciałem się zaśmiać, ale powstrzymałem się i na mojej twarzy pojawił się tylko zwycięski uśmiech. - Wiedziałem...wszystkie jesteście takie same. Nie możecie mi się oprzeć, ale nie dziwię wam się. Mnie się nie da oprzeć. - mrugnąłem. Uniosła dłoń, a ja zacisnąłem powieki, gotowy na porcję bólu. Uchyliłem jednak jedno oko, kiedy po raz kolejny uszło mi to na sucho.
- Wcale nie jesteś taki przystojny. - rzuciła, opuszczając rękę. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej tak blisko, że prawie stykaliśmy się ciałami. Nachyliłem się nad nią, a uśmiech wciąż nie schodził mi z twarzy, kiedy zauważyłem, jak przechodzi ją dreszcz.
- A jaki jestem? - szepnąłem do jej ucha. Słyszałem jej szybki oddech, słyszałem jak przełykała ślinę, przysiągłbym, że słyszałem też, jak bije jej serce. Szum wiatru zagłuszył te dźwięki, rozwiewając przy tym nasze włosy i jej zwiewną, białą sukienkę. - Seksowny? Bardzo przystojny? Pociągający? - znów szeptałem do jej ucha, kiedy wiatr ustał. Prawie czułem jej ciarki. Przełknęła ślinę, usłyszałem to doskonale. Mój uśmiech był jeszcze szerszy, niż przed chwilą. Oblizałem wargi, a ona głośno wciągnęła powietrze, kiedy przygryzłem płatek jej ucha. Oczami wyobraźni widziałem jak płonie jej twarz. Niemal czułem, jak jej nogi uginają się i tak bardzo chciałem się roześmiać, na wspomnienie słów, że nie jestem przystojny, jednak jej ciało mówiło co innego, ale nie chciałem psuć atmosfery, którą zbudowałem. Przez długą chwilę słyszałem tylko jej oddech. Znów przełknęła ślinę. Pokręciłem głową. Wszystko, co robiłem, robiłem po za zasięgiem jej wzroku.
- Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać. - ostatnie słowa wyszeptałem do jej ucha i zwinnie ją wyminąłem, wracając do namiotu i zostawiając ją samą.
Dobrze wiedziałem, że nie za takiego mnie miała. Wiedziałem, że na samym początku wzięła mnie za uroczego chłopca, którym nie jestem. Może się jej spodobałem (a raczej na pewno), a kiedy dowiedziała się, że jestem inny, niż jej się wydawało, zawiodła się. Jeżeli na coś liczyła, to się przeliczyła. To nie moja wina, że z pozoru wyglądam na romantycznego dżentelmena, a naprawdę jedyne związki jakie mnie interesują to te na jedną noc. I jakoś nie bardzo przejmowałem się, tym, że istniała szansa, że ją zraniłem. Przecież nie dawałem jej nadziei. Z resztą znamy się tylko pięć dni, więc jak mogła się chociażby zauroczyć?
Mógł być lepszy, ale nie jest, no :/

eee tam, świetny jest!
OdpowiedzUsuńNie ma co!
Dawaj szyyyybciutko nexa, nie moge się doczekać co będzie dalej ;D
Dawaj szybko next ^^
OdpowiedzUsuńScena w lesie najlepsza ale inne też były cudowne <3
Czekam na next :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że to napiszę, ale Ross to narcyz i frajer. Powinna go jeszcze raz uderzyć.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 Czekam na następny ♥