sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział siódmy

Wyszedłem z namiotu tej dziewczyny nie będąc do końca pewien, która jest godzina. Szczerze mówiąc nie interesowało mnie to za bardzo. Postanowiłem nie iść jeszcze do siebie, tylko przejść się do lasu i trochę odpocząć. Sam nie wiedziałem do końca od czego - od tej codzienności, odpocząć psychicznie, czy może odpocząć po kilku cudownych godzinach spędzonych z dziewczyną, której imienia nie znam. Nie wiem, jak mogłem opisać te ostatnie kilka godzin, ale wiem, że ona znała się na rzeczy. W każdym razie miałem trochę wyrzuty sumienia, gdy zorientowałem się, że nie jest tak do końca trzeźwa. Tak racja, lubię dziewczyny i lubię tę wszystkie przygody na jedną noc. Nie widzę żadnego sensu wiązania się z kimś na dłużej. Nie widzę sensu, żeby się zobowiązywać. Mimo wszystko nie sypiam z dziewczynami, które nie mają na to ochoty. Nigdy nie zrobiłbym żadnej dziewczynie czegoś, czego nie chce. Bo tak, mam uczucia. Dziewczyny z którymi sypiam to zazwyczaj te, które chcą tego co ja - jednorazowej przyjemności, bez zobowiązań. Czasem zdarzą się takie, które liczą na coś więcej, a kiedy odchodzę są załamane. To nie moja wina. Niczego im nie obiecuję. Od razu stawiam sprawę jasno, a one przecież się godzą. Nie rozumiem więc, dlaczego nazywają mnie potem chamem. To nie jest tak, że robię im nadzieję, zaliczam i zostawiam. Po prostu zaliczam i zostawiam. Bo niczego więcej nie potrzebuję. Mimo to, chcę żebyśmy oboje czuli wtedy przyjemność i żeby dziewczyna naprawdę tego chciała, a nie robiła to po pijanemu, a później nic nie pamiętała. Nie kręci mnie to. Dlatego przez chwilę męczyły mnie wyrzuty sumienia. Do czasu, aż zorientowałem się, że nie jest na tyle pijana, żeby wszystko zapomnieć. Że jest na tyle trzeźwa, by poczuć to co ja i być świadoma swojego wyboru.
- Kurwa, patrz trochę. - rzuciłem ostro, kiedy ktoś wpadł na mnie w lesie. Może trochę odrobinę za ostro. Sam nie wiem. Zamyśliłem się. Idę sobie pogrążony w myślach, kiedy ktoś nagle na mnie wpada. Byłem w chwilowym szoku i tak mi się wyrwało. Otrzepałem koszulkę, chociaż była zupełnie czysta. Przecież nie upadłem, ani nic takiego. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłem, kto stoi przede mną.
- Może mam Cię jeszcze przeprosić za to, że nie patrzysz jak chodzisz? - zapytała zirytowana, zakładając ręce na klatkę piersiową i przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Jej włosy upięte były w wysokiego kucyka. Miała na sobie getry idealnie ukazujące jej nogi. Już sobie wyobrażam jak idealnie ukazywały jej pośladki. Górną garderobę sprawował sportowy stanik top. Ten zaś idealnie podkreślał jej piersi, odkrywając płaski brzuch i wcięcie w talii. Mimo, że było już bardzo ciemno, widziałem jak przewróciła oczami. Jej twarz, ramiona i brzuch lśniły od potu.
- Ty biegasz? - zupełnie zignorowałem wszystko, co stało się do tej pory. Zapomniałem już o co przed chwilą zapytała. Zmarszczyła brwi i prychnęła.
- A nie widzisz? - roześmiałem się, co chyba zbiło ją z tropu. Próbowała być oschła, ale była tylko zabawna. Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni telefon. Odblokowałem go na ułamek sekundy, a potem znów zablokowałem i schowałem w jego wcześniejsze miejsce.
- Jest trzecia. A Ty sobie biegasz całkiem sama w lesie. Jako Twój wychowawca powinienem Cię odprowadzić do namiotu i dać kazanie. Tylko, że wcale nie chce mi się tego robić. Po za tym w ten sposób mogę oglądać Cię w samym staniku, a to mi się podoba. - usłyszałem, że jej oddech przyśpieszył. Nie skomentowałem tego jednak, bo wiem, że zrzuciłaby to na bieg. A wiem też dobrze, że to moje słowa wywołały u niej taką reakcję. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Nawet niechcący doprowadzam ją do takiego dziwnego stanu, a to mi się cholernie podoba i daje mi ogromną satysfakcję. - Callie...słyszę, że oddychasz. Nie pozbędziesz się mnie, udając, że Cię tu nie ma. Z resztą wciąż Cię widzę. - powiedziałem zniżonym głosem. Usłyszałem jak wypuszcza z ust powietrze.
- Jesteś palantem. - mruknęła pod nosem. Kiedy próbowała powstrzymać uśmiech zabawnie marszczyła nos, więc doskonale wiedziałem, kiedy ma dobry humor. Wywróciłem oczami.
Zacząłem zbliżać się do niej, więc ona zaczęła się cofać nie spuszczając ze mnie wzroku. Zatrzymała się dopiero, gdy wpadła na drzewo. Oblizałem wargi i zacząłem powoli zbliżać swoją twarz do jej. Zamknęła oczy, na co uśmiechnąłem się. Byliśmy już tak blisko siebie, że czubki naszych nosów stykały się ze sobą. Rozchyliła lekko wargi, wciąż czekając na pocałunek. Powoli zaczęła unosić powieki do góry, zdezorientowana brakiem mojej reakcji. Wybuchnąłem śmiechem, na co z irytacją malującą się na jej twarzy odepchnęła mnie. Mierzyła mnie pytającym spojrzeniem.
- Jestem palantem, tak? - przytaknęła. - Ale wciąż pragniesz tego palanta tak bardzo, że gdy nadarza się okazja nie rezygnujesz z pocałunku? - zostałem spoliczkowany, ale tym razem nie wściekłem się na nią. Spoważniałem, łapiąc ją za nadgarstki. Jęknęła niezadowolona, próbują mi je wyrwać, ale jej nie pozwoliłem.
- Co właśnie zrobiłaś? - zapytałem. Zacisnąłem zęby. Nie byłem wściekły. Ale zirytowany tak.
- Dostałeś właśnie w ryj, za to jak mnie potraktowałeś. Puść mnie. - wysyczała przez zęby.
- Najpierw mnie przeproś i zapomnimy o wszystkim,  a ja Cię puszczę. - powiedziałem łagodnie. Nawet się uśmiechnąłem, ale to nic nie dało. Pokręciła głową, śmiejąc się.
- Jesteś popieprzony. Uważasz za takie zabawne fakt, że zrobiłeś ze mnie idiotkę. Po raz kolejny dostałeś to, na co zasłużyłeś i każesz mi przepraszać? Nie jesteś nie wiadomo kim. Jeśli oczekujesz, że padnę przed Tobą na kolana, błagając o przebaczenie to się mylisz. Zrozum, że nie jestem jedną z tych lasek, które zrobią wszystko, żebyś je przeleciał. Nie jestem Mack. Odwal się ode mnie. Przestań mi wchodzić w drogę.
- Ja Tobie? To Ty na mnie wpadłaś. Po za tym za niedługo będziesz padać na kolana w innych celach niż przeprosiny. Mówisz, że nie jesteś jedną z tych lasek, a wystarczy, że Cię dotknę i przechodzi Cię dreszcz i oddychasz szybciej. Jesteś taka sama jak wszystkie. Tylko od Ciebie niczego nie chcę. Jesteś zbyt nudna, żeby zapewnić jakąkolwiek rozrywkę. - mrugnąłem do niej, puszczając jej nadgarstki. Jeszcze chwilę patrzyła w moje oczy swoimi, pełnymi łez. Nie rozumiałem. Najpierw mnie bije i krytykuje, a jak ktoś mówi jej prawdę o niej to po prostu płacze i odchodzi. Naprawdę jest taka? To nie ma większego sensu. Oczekuje, że ona może mnie wyzywać i komentować wszystko co robię i ja mam to przyjąć z uśmiechem. Ale o niej nie można powiedzieć prawdy, bo to już jest uraza dla jej napompowanego ego. A to niby ja jestem popieprzony. Odechciało mi się chodzenia po tym lesie. Wróciłem do mojego namiotu, ale szybko z niego wyszedłem, gdy usłyszałem znaczące jęki. Nawet nie patrzyłem w stronę łóżka Rikera. Serio? Zajebiście. Teraz nawet nie mam gdzie spać. A z tego co wciąż słyszałem stojąc obok namiotu wywnioskowałem, że Riker nie ma zamiaru szybko skończyć. Roześmiałem się. Wciąż byłem zły, a nie miałem jak odreagować. W normalnych okolicznościach poszedłbym spać, a rano obudziłbym się ,,oczyszczony". Ale chodzi o to, że to właśnie nie są normalne okoliczności.


- Ross, w porządku? - ktoś mnie szturchnął. Obudziłem się, ale nie otworzyłem oczu, dopóki nie przypomniałem sobie, co się działo w nocy. Dopiero teraz uchyliłem powieki. Nade mną stała Taylor. Kiedy była schylona jej koszulka opadła w dół tak, że widziałem jej piersi. Podobało mi się to. Uśmiechnąłem się sam do siebie, ale ona chyba zorientowała się na co patrzę, bo wyprostowała się i podparła boki rękoma.
- Dlaczego tu śpisz? - zapytała, marszcząc brwi. Rozejrzałem się dokoła. Spałem w domku, w którym zawsze odbywają się zajęcia. Spojrzałem w dół i zauważyłem, że wciąż mam na sobie wczorajsze ciuchy. Przewróciłem oczami.
- Cholera. - rzuciłem i wstałem. Wyszedłem  z domku i ruszyłem szybko do namiotu. Zastałem tam Rikera i Rowan, wtulonych w siebie w łóżku jakby nigdy nic.
- Riker, wstawaj! - krzyknąłem, zbierając z szafy czyste ubrania. Blondyn poderwał się gwałtownie z łóżka, Miał na sobie tylko bokserki. Rowan, przeniosła się do pozycji siedzącej i okryła pościelą. Oboje rozglądali się po namiocie próbując zrozumieć, co się dzieje.
- Radzę Wam się ogarnąć, zanim ktoś tu wejdzie. Nikt nie może się przecież dowiedzieć, że Riker z Tobą spał. - zwróciłem się do dziewczyny. Przytaknęła, sięgając po swoje ubrania na podłodze. Zaczerwieniła się, więc ukryła twarz we włosach. Brat spojrzał na mnie, ubierając się. Widziałem, że ma mi coś do powiedzenia, ale nie chce tego robić przy Rowan. Z moimi czystymi ubraniami pognałem pod prysznic. Już dawno przegapiłem śniadanie.
Przez te wszystkie zdarzenia spóźniłem się też na zajęcia. Dziewczyny czekały na mnie już od dziesięciu minut.
- Sorry. Zaspałem. - wzruszyłem ramionami i ruszyłem w stronę pianina.
- Tak. Chyba wszyscy wiemy dlaczego. - Maia przewróciła oczami i rozejrzała się po dziewczynach. Rowan wzruszyła ramionami. Taylor przytaknęła. Callie spuściła głowę. Mack spojrzała na mnie z wyrzutem. Zmarszczyłem brwi.
- Więc powiedz. - zarządziłem. Mogła to zrobić od razu,  nie rzucać jakimiś zagadkami. Spojrzała na mnie niepewnie, a za chwilę odwróciła wzrok.
- Spędziłeś całą noc ze swoją cudowną, nową dziewczyną. - roześmiała się Taylor. Ponownie zmarszczyłem brwi. Czułem się bardzo zmieszany. Nie dość, że przez Callie i to, że nie miałem gdzie spać już wystarczająco miałem zepsuty humor, to jeszcze dowiaduję się, że mam dziewczynę.
Zacisnąłem powieki i zrobiłem głęboki wdech i wydech, żeby odetchnąć.
- Możesz wyrażać się jaśniej? - zapytałem i otworzyłem oczy. Modliłem się w duchu, żeby nie wybuchnąć nagle, gdy usłyszałem odpowiedź.
- Jak to? No Susan od rana mówi o tym, że się przespaliście i jesteście razem. Z resztą same widziałyśmy jak wychodzicie ze stołówki wczoraj. Coś nie tak? - jej entuzjazm nagle gdzieś się ulotnił. Wewnątrz mnie gotowało się tak bardzo, że pewnie stojąc przy mnie można by było smażyć kiełbaski, jak na ognisku. Susan. Czyli to jest imię dziewczyny, którą wczoraj zaliczyłem. No super. Najpierw twierdzi, że rozumie, że to tylko jedna noc, a dzisiaj rozpowiada, że ze sobą jesteśmy. Callie prychnęła, więc przeniosłem na nią wzrok.
- Jeżeli masz coś do powiedzenia to wyrzuć to siebie, tylko ciekawe czy kogoś zainteresuje to o czym pieprzysz. - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Jej oczy znów zaszły łzami. Doszedłem do wniosku, że ona jest strasznie słaba. Gdyby mogła to ryczałaby zawsze, kiedy nadarza się okazja.
- To zabawne. Wszyscy wierzycie w to, że on ma dziewczynę. Zastanówcie się. On zalicza i zostawia. Żadna nie ma u niego szans. On kocha tylko siebie. Nikogo więcej. - ostatnie zdanie, podobnie jak ja, wypowiedziała przez zęby. Roześmiałem się wywracając oczami.
- Ty nawet mnie nie znasz. Nawet jeżeli to co mówisz jest prawdą, nie masz na to dowodów. Więc jakim cudem możesz to stwierdzić? Nikt nie będzie mnie oceniał. A już na pewno nie jakaś suka płacząca po kątach za każdym razem gdy coś idzie nie po jej myśli i za każdym razem, gdy ktoś jej nie pochwali. - syknąłem. Zamilkła.Nagle zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. I z tego, że przesadziłem. Nie powinienem jej tak nazwać. Żadnej dziewczyny nie powinienem tak nazwać. No chyba, że w łóżku. Niektóre dziewczyny lubią gdy tak je nazywam. I ja też lubię to robić. Przełknąłem ślinę.
- Nie mam dowodów? Ile dziewczyn podczas tego tygodnia zaliczyłeś? - widziałem w jej oczach łzy już nieraz. Ale pierwszy raz widziałem je na jej policzkach. I co najgorsze - to mnie nie ruszało. Przesadziłem nazywając ją suką. Ale cała reszta była prawdą. Stałem tam patrząc na nią i miałem głęboko w dupie to, że ją zraniłem. Nic nie czułem. Pokręciłem głową. Szczerze mówiąc nie wiem, z iloma już spałem. - Coś takiego jak Ty...nie ma uczuć. Nie wiem nawet jak Cię nazwać. Nie jesteś człowiekiem. Nienawidzę Cię. I gdyby nie to, że nawet nie chcę się do Ciebie zbliżać, pewnie znów dostał byś w mordę! - krzyknęła i odwróciła się do drzwi przy których stała. Patrzyłem na to miejsce jeszcze chwilę, a potem rozejrzałem się dokoła.
- Na co się gapicie? Zajęcia zaczęły się piętnaście minut temu. - rzuciłem i usiadłem wreszcie przy pianinie, po drugiej stronie domku niż drzwi. Całe te dzisiejsze zajęcia nie miały sensu. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Jak już to od niechcenia. Dziewczyny śpiewały,  ja nie miałem ochoty ich poprawiać i mówić, co robią jeszcze źle. Byłem tak zdenerwowany, że mógłbym roznieść pianino, przy którym siedziałem. Roznieść w ogóle cały ten domek. I wyżyć się na którejś z tych dziewczyn, oczywiście w konkretny sposób. Ale nie mogłem. To znaczy nie dziś, po tym co widziały pewnie żadna by się nie zgodziła.

 Po zajęciach, na obiedzie obserwowałem dokładnie wszystkie stoliki w poszukiwaniu nijakiej Susan. I wreszcie ją dostrzegłem. Obserwowałem ją przez cały czas, czekając, aż odejdzie od stolika. A kiedy to wreszcie nadeszło, zerwałem się i poszedłem za nią. Przy samym wyjściu ze stołówki pociągnąłem ją w bok, i przycisnąłem ją do ściany.
- Co Ty odwalasz? - zapytałem najspokojniej jak potrafiłem.
- O co Ci chodzi, Ross? - zmarszczyła brwi.
- Dziewczyno, każdy myśli, że jesteśmy razem! Między nami niczego nie ma, jasne? - podkreśliłem dokładnie słowo ,,niczego", ale ona chyba nadal nie wiedziała, co mam na myśli.
- Jak to nie? A wczoraj? To naprawdę nic nie znaczyło?
- Nie? Od razu Ci to powiedziałem. Przygoda na jedną noc, nic więcej. - odwróciłem się, żeby odejść. Myślałem, że wyraziłem się dosyć jasno.
- W takim razie ciekawe jak zareaguje Brandon, kiedy dowie się, że sypiasz z uczestniczkami obozu. - znów odwróciłem się w jej stronę. Stała z rękami założonymi na piersi.
- Nijak. Bo się nie dowie. - warknąłem.
- O czym się nie dowie? - obok nas nagle pojawił się Brandon. Przełknąłem ślinę, patrząc na Susan wyczekująco. Chciałem wiedzieć co takiego mu powie. I przede wszystkim czy Brandon jej uwierzy.
- O niczym. - szepnęła. Cameron spojrzał raz na mnie, raz na nią, a potem odszedł ze zmarszczonymi brwiami. Parsknąłem i pokręciłem głową z uniesionymi brwiami, odwracając się i odchodząc. Wiedziałem, że stchórzy. Teraz trzeba tylko wyprowadzić z błędu wszystkich, którzy twierdzą, że jesteśmy razem.

3 komentarze:

  1. Super rozdział ^^
    Kurde Ross taki cham -_- jak on mógł tak ją nazwać?! Dupek.
    Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybym ja tam była na pewno nie skończyłoby się na samym spoliczkowaniu -,- A teraz się rusz i pisz następny rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty wiesz ze ja kocham tego bloga :*

    W tym rozdziale Ross znowu okazal sie kompletnym chamem..

    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń