wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 17 - ,,Potrzebuję zrozumienia i chociaż trochę wsparcia, szacunku"

   Wszedłem do domu, trzymając w swojej zaciśniętej dłoni rękę Catch. Nie, nie wpakowałem się w związek. To znaczy wpakowałem, ale to nic poważnego. Teoretycznie jesteśmy razem, ale praktycznie nic wyjątkowego nas nie łączy. Jest tak jak przedtem, tylko teraz nosimy etykietkę ,,para" i chodzimy do łóżka, kiedy mi się podoba. No, nie zmieniłem się.
   Próbowałem się prześlizgnąć niezauważalnie przez salon, ale w tym momencie zawołała mnie Rydel.
- Ross, podejdziesz porozmawiać z rodzicami? - zapytała wskazując na otwarte okno skype.
- Mieliśmy własnie iść na górę. - posłałem jej znaczące spojrzenie.
- Ważniejsze jest spędzenie czasu z jakąś dziewczyną niż rozmowa z rodzicami?
- Za dwa dni będę rozmawiał z nimi bez przerwy, teraz mam czas dla siebie.
- Mogę Cię na chwilę prosić do kuchni? - zapytała i wyszła z pokoju. Zostawiłem Catch samą i ruszyłem za siostrą. Wszedłem do kuchni, a ona stała tyłem do mnie. Po chwili odwróciła się i zmierzyła mnie wzrokiem. Oparła ręce na biodrach.
- Chcę ustalić szczegóły wyjazdu. Możesz chyba odpuścić zaliczenie jakiejś laski po to, żeby na chwilę porozmawiać z mamą! Za tydzień i tak znajdziesz inną, więc do cholery usiądź do tego komputera.
- Możesz nie przesadzać? Znam szczegóły wyjazdu, wystarczy spakować się i wyjechać. Chcę iść do siebie. - burknąłem.
- Dobrze idź, jeżeli najlepszym rozwiązaniem jest pieprzenie się to proszę bardzo! Zastanawiam się czy gdybym potrzebowała Cię jak nikogo innego to potrafiłbyś odpuścić sobie te wszystkie dziewczyny!
- Zejdź ze mnie, dziewczyno. Od miesiąca nie robisz nic, siedzisz cicho i zachowujesz się, jakby mnie tu nie było. Masz mnie, kurwa, w dupie, a teraz znów musisz na mnie najeżdżać? Ja pierdolę, co Cię nale obchodzi co ja robię? Ty mnie nienawidzisz przecież. I odpierdol się ode mnie. Jak Ty się pieprzysz z Ellingtonem to nikt ci nic nie mówi i nie zaczynaj tu nawet tego tematu, że to jakakolwiek różnica, bo Ty go kochasz, a ja ich wszystkich nie. Pomyślałaś o tym, czego od Was chcę? Nie, nie ciągłej krytyki, narzekania. Potrzebuję zrozumienia i chociaż trochę wsparcia, szacunku. Nie możesz choć raz powiedzieć ,,dobra Ross, wpakowałeś się w kłopoty, pomogę Ci" tylko zawsze ,,radź sobie sam"? - po policzkach Rydel spłynęły łzy, a ja odwróciłem się na pięcie aby odejść. Nagle poczułem jakbym został czymś uderzony i przystanąłem. To moja świadomość mnie uderzyła. Świadomość tego, co właśnie powiedziałem. Odwróciłem się w stronę blondynki, która ocierała łzy rękawem czerwonego swetra z Rudolfem na środku.
- Rydel przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - zbliżyłem się do niej, aby ją przytulić, ale odepchnęła mnie.
- Gdzie byłeś tamtej nocy? - zapytała, nawet na mnie nie patrząc.
- W klubie. Trochę podpadłem ochroniarzowi i mi się dostało. - nie kłamałem. Po prostu nie mogłem zdradzić jej żadnych szczegółów. Rydel patrzyła chwilę raz na mnie, raz na mój zabandażowany nadgarstek, a po chwili zbliżyła się niebezpiecznie blisko mnie. Byłem pewien, że zaraz przywali mi w twarz, więc wziąłem głęboki oddech, żeby się na to przygotować. To jednak nie nastąpiło. Zamiast tego Delly mocno mnie uścisnęła. Położyła swoją głowę na moim ramieniu, a ręce zawiesiła na szyi. Stałem tak chwilę, ale później objąłem ją w talii i oparłem policzek na jej głowie, zamykając oczy. Staliśmy tak chyba długo, ale nie wiem, nie liczyłem przecież. Chyba mi tego brakowało. Chyba potrzebowałem własnie tego jednego uścisku.
- Kocham Cię, Ross. - otworzyłem oczy. Patrzyłem przed siebie, zbierając się na jakąkolwiek odpowiedź.
- Ja Ciebie też. - powiedziałem w końcu i to mnie zniszczyło. W tym momencie przegrałem chyba wszystko. Może nie powiedziałem konkretnie ,,kocham Cię" ale i tak przyznałem, że to robię. Teraz, kiedy wie, że mam uczucia może to wykorzystywać, chociaż Rydel chyba od zawsze wiedziała, że rodzina jest dla mnie wszystkim.
Wyszliśmy z kuchni. W salonie na kanapie siedział Ellington z Rockym i  grali w jakąś grę. Na oparciu fotelu siedziała Catch, zaś w samym fotelu Riker. Oboje zawzięcie o czymś dyskutowali.
- Możemy rozmawiać z rodzicami. - powiedziała Rydel.
- Tata wyszedł do pracy, a mama robi obiad, bo zaraz wraca Ryland. Nie wiem o czym tam dyskutowaliście, ale chyba już Wam przeszło? - rzucił Rocky.
- Nie było nas kilka minut. - warknąłem.
- Nie było Was półtorej godziny. Słychać Was było pewnie na podwórku, ale olać to, prawda? - dodał jeszcze Riker. Przewróciłem tylko oczami. Spojrzałem na Catch, której tak dobrze rozmawiało się z moim bratem, że aż szkoda im było przeszkadzać. Wiem, że wiele osób pewnie się zdziwi jak się dowiedzą, że mam dziewczynę, ale w sumie, tak czysto teoretycznie, to łączy nas to co wcześniej tyle tylko, że niby jesteśmy chłopakiem i dziewczyną, zamiast kolegą i koleżanką. To nic poważnego, przynajmniej dla mnie. Gorzej, jeżeli Catch traktuje to poważnie. W sumie to nie. I tak mam to gdzieś. Catch wstała z fotela i podeszła bliżej mnie. Spojrzała mi w oczy, a za chwilę stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha:
- Wszystko w porządku? - oddaliłem ją lekko do siebie, żeby widziała jak kiwam głową na tak. Przyłożyłem dłoń do jej policzka i sunąłem nią aż natknąłem się na jakieś kosmyki włosów. Założyłem je jej za ucho i nagle zabrałem rękę jak oparzony. Odszedłem kawałek dalej, a w jej oczach lśniły łzy. Dobrze wiedziała, że nie stać mnie na żadne czułe gesty i nagle, tak po prostu zrobiłem coś w tym stylu. A to dało mi jasno do zrozumienia, że mimo iż twierdzi, że nie przeszkadza jej to jaki jest nasz ,,związek" to i tak liczy na coś więcej i w tej chwili nieoczekiwanie to dostała.
- Idziemy do mnie? - zapytałem, ruchem głowy wskazując sufit, bo mój pokój mieścił się na górze.
- Nie, Ross. Nie mam ochoty. - powiedziała i wyszła do przedpokoju. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na kanapie obok Ellingtona. Całe zło, które na jakąś chwilę ze mnie uciekło, nagle powróciło, a to dowód na to, że ja się nie zmieniam.

Żeby nie było ,,Ross poznał Catch dwa rozdziały temu i już są razem, akcja jest za szybko" - to było planowane. XD

sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 16 ,,chciałem, żeby miała własne życie."

Komentarz = motywacja
   - Catch, proszę, musisz pomóc mi wybrać. - jęknąłem, wlepiając swój znudzony wzrok w szybę, za którą znajdowała się złota biżuteria. Blondynka popatrzyła na mnie, później na szybę, znów na mnie, jeszcze raz na szybę i westchnęła.
- Ross, to Twoja siostra, Ty ją znasz, nie wiem, która jej się spodoba. - powiedziała i wyjęła telefon z kieszeni. Zaczęła coś na nim robić, a ja znów przyglądałem się każdej bransoletce. Rydel w tym roku na święta wymyśliła losowanie.W ten sposób każdy otrzyma i podaruje prezent, a mniej wyda, bo w końcu kupi jeden, zamiast siedmiu (w tym roku do rodziców na święta jedzie z nami, po godzinnych namowach Rydel, Ell). Wylosowałem Rydel i od razu przypomniałem sobie o bransoletce, którą pokazywała Ratliffowi właśnie u tego jubilera, kiedy wracaliśmy z koncertu. Niestety, tym razem jej już nie było.
- Mógłby pan jeszcze raz ją opisać? - zapytała sprzedawczyni, patrząc w swój komputer.
- No taka...złota. - burknąłem, bo zupełnie nie wiedziałem co mogę o niej powiedzieć. Przywołałem jej obraz w pamięci jeszcze raz.
- Obawiam się, że potrzeba mi więcej szczegółów.
- Miała takie srebrne pięć kuleczek w dość dużych odstępach od siebie. - kobieta odwróciła w moją stronę monitor z załączonym obrazkiem biżuterii, której szukam.
- Tak to ta! wykrzyknąłem. - Ma ją pani? 
- Ja nie, ale zapiszę panu adres. Mamy dwa sklepy, drugi jest dosłownie kilka przecznic stąd, tam została ostatnia, więc ją zarezerwowałam. - powiedziała i podała mi czerwoną karteczkę, która na odwrocie miała nadrukowane  ,,Wesołych Świąt" na czarno, ładną czcionką. Uśmiechnąłem się wciskając karteczkę do kieszeni kurtki. Pociągnąłem Catch za rękę, a ta z trudem odłożyła telefon do torebki.
- Masz? - zapytała, będąc gdzieś za mną, bo ciągle ciągnąłem ją za rękę. Nie odpowiedziałem jednak, tylko ciągnąłem ją dalej, aż do samego jubilera.

   Catch schowała mi bransoletkę, zapakowaną w bardzo ładne pudełko do torebki, abym jej nie zgubił. Potem wstąpiliśmy do kawiarni, bo zachciało jej się czekolady na gorąco, mimo, że proponowałem jej, że zrobię jej u mnie w domu i nie będzie musiała za to płacić. Otwierając drzwi od kawiarni i chcąc wyjść, napotkałem się na kamery i mikrofony uderzające w moją twarz z każdej strony.
- Ross, czy mógłbyś udzielić wywiadu? Ross! 
- To twoja dziewczyna? 
- Panie Lynch, co zdradzi pan na temat obozu wakacyjnego? - gdzie bym się nie odwrócił nowe pytania. Miałem ochotę krzyknąć, żeby się odwalili i odejść, ale wszyscy byliby na mnie wkurzeni, a i tak mam już w domu napiętą atmosferę. Posłałem Catch przepraszające spojrzenie , a ona pokiwała głową, że rozumie. Chciała odejść gdzieś na bok, ale natłok reporterów był tak ogromny, że nie udało jej się  przecisnąć. Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za siebie. Nie chciałem, aby się jej uczepili, chciałem, żeby miała własne życie.
- Czy to Twoja dziewczyna, Ross? - zapytał jeden z reporterów.
- Nie. - warknąłem.
- Opowiesz nam coś o tegorocznym obozie wakacyjnym, w którym uczestniczyłeś razem z Rikerem? 
- Nie. To są wspomnienia, które chcę zachować dla siebie. 
- Czy powiesz nam dziś cokolwiek?
- Nie. - odpowiedziałem szczerze i wygramoliłem się z tego tłumu, ciągnąc Catch za rękę.

    - Za chwile spadniesz z tego dachu. - szepnęła blondynka, bawiąc się swoimi palcami u rąk. Chodziłem w te i wewte, a w mojej głowie pojawił się obraz spadającego mnie. Od razu odszedłem od krawędzi dachu na bezpieczną odległość. To zaczynało mnie dobijać. Gdzie się nie ruszę, tam reporterzy. Jak odmówię wywiadu to gwiazdorzę, ale jak się już zgodzę, ich pytania przekraczają często wszelkie granice. Nie mogę nic zachować dla siebie? Czy ze wszystkiego muszę się spowiadać? To cholernie denerwuje. Czasami się zastanawiam, czy gdybym mógł cofnąć czas, to znowu pakowałbym się w to całe R5? Wkraczanie w świat ,,gwiazd" jest jak zrzeknięcie się prywatności. Ale nawet jak się w niego wejdzie, to już się nie wyjdzie. Kiedy skończymy z muzyką nie przestaniemy być nagle  rozpoznawalni. To się nigdy nie skończy. Już zawsze będziemy R5 i tyle.
   Odprowadziłem Catch do domu. Przechodząc obok klubu bardzo kusiło mnie, żeby tam wejść, ale zrezygnowałem. Chciałem już być w domu.

Ja wiem, że jest krótki, ale mam napisane dwa w przód, więc na następny nie będzie nikt czekał miesiąc, przysięgaaam xdd

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 15 - ,,Bo w sumie to ja nie żyję"

Komentarz = motywacja

   Zszedłem powoli na dół i wszystkie śmiechy i rozmowy ucichły. Rocky otworzył lodówkę i gdyby mógł, wsadziłby tam całą głowę. Riker chwycił kubek i powoli pił herbatę. Rydel spojrzała na mnie i odwróciła się do mnie tyłem, robiąc coś przy patelni. Umyty i ubrany, nic nie mówiąc sięgnąłem tylko po jednego naleśnika i ugryzłem kawałek. Poszedłem na przedpokój, gdzie założyłem buty i wyszedłem z kurtką w jednej, a moim śniadaniem w drugiej ręce. Ruszyłem przed siebie, rozglądając się dokoła. Skończyłem jeść i narzuciłem na siebie kurtkę. Sam nie wiedziałem dokąd zmierzam, ale chciałem po prostu wyjść z domu, uciec od tej napiętej atmosfery. Oni mnie nienawidzą. Moje rodzeństwo mnie nienawidzi. To było przykre uczucie, nie powiem. Po jakimś czasie, wiedziałem już, w jakie miejsce ciągle pcha mnie moja podświadomość.
   Pchnąłem drzwi od hali sportowej i wszedłem do środka. Podszedłem do mojej szafki, w której trzymałem strój i wyjąłem go. Wszedłem do szatni przebrałem się w strój sportowy i znalazłem się na sali.
- Ross, dawno Cię tu nie było. - mruknął trener. Wzruszyłem ramionami, sięgając po piłkę.
- Wie pan, trasa, obóz wakacyjny. Dlatego nie zapisywałem się nigdy na regularne treningi jak mnie pan namawiał. - uderzyłem w piłkę z całej siły, a ta uderzyła w siatkę.
- Kurwa. - szepnąłem pod nosem. Wyjąłem z kosza drugą piłkę i powtórzyłem czynność. Uderzyła w sufit. Za trzecim razem w ogóle nie trafiłem.
- Chyba Ci dziś nie idzie. - zaśmiał się Eric, przybijając mi piątkę.
- Oh, zamknij mordę. - mruknąłem. W ogóle nie zwracałem na ludzi obecnych tu dzisiaj. Chciałem tylko wyładować emocje. Trener zaproponował mecz. Byłem w drużynie z Ericiem i czterema dziewczynami, których nie znam.
- Może jest przystojny, ale wiesz, on ma coś jeszcze. Miliony dziewczyn na jedną noc. - szepnęła jedna z nich do swojej koleżanki, jednak to usłyszałem. Rozpoznałem ją, często jest na tych treningach, ale zadziwiające, że tyle o mnie wie. Eric chyba też usłyszał, co o mnie mówiła, bo specjalnie uderzył w nią piłką, delikatnie co prawda, ale straciliśmy punkt. Przeciwna drużyna zrobiła przejście i tym razem oni zepsuli. Stanąłem pod siatką i zaserwowała jakaś dziewczyna. Po krótkich wymianach odbić, kiedy piłka leciała na nasze boisko, podskoczyłem i uderzyłem w nią tak, że odbiła się od podłogi przeciwników, prawie uderzając w nos jednego z chłopaków, który właśnie się zagadał. Zdobyliśmy punkt. Ciągłe przejścia. Serwowałem. Uderzyłem w piłkę z całej siły, jednak drużyna przeciwna odbiła i toczyła się gra, aż padł punkt, który zdecydował, że wygrałem. Znaczy my wygraliśmy.
- Dobrze Ci szło, Ross. - trener poklepał mnie po ramieniu. Chwyciłem butelkę wody i za jednym razem wypiłem ponad połowę.
- Hej. - usłyszałem nieśmiały, dziewczęcy głos i spojrzałem na drzwi, w których stała dziewczyna o blond włosach. To była ta dziewczyna, która usłyszała dziś, że mam miliony dziewczyn na jedną noc. Mruknąłem coś pod nosem, a ona zbliżyła się i usiadła obok mnie.
- Słyszałam o Tobie sporo rzeczy. - uśmiechnęła i się i założyła kosmyk włosów za ucho. Wstałem z ławki na której siedziałem, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Słyszałem, że słyszałaś. Nie wiem tylko co robisz tu po takich słowach. - przeciągnąłem koszulkę przez głowę i rzuciłem ją na ławkę. Dziewczyna wstała i oparła się plecami o ścianę.
- Wolę najpierw poznać człowieka, zanim zdecyduję jaki on jest. - mruknęła. Zbliżyłem się do niej i oparłem rękę na ścianie obok jej głowy.
- Kto powiedział, że ja chcę Ciebie poznawać? - zapytałem, a ona wzruszyła ramionami. Położyła swoje zimne ręce na mojej nagiej klatce piersiowej i odepchnęła mnie lekko od siebie. Sięgnąłem po koszulkę na zmianę i kiedy byłem już w świeżych ubraniach, zapakowałem wszystkie moje rzeczy do torby.
- Catch. - wyciągnęła dłoń w moją stronę. Uśmiechnąłem się, mierząc ją wzrokiem. Podoba mi się, nie odpuszcza sobie choćby nie wiem co.
- Ross. Ale powinnaś wiedzieć, że te historie, które o mnie słyszałaś są prawdziwe. - puściłem jej dłoń i przewiesiłem sportową torbę przez ramię. Catch się wzdrygnęła. Zaintrygowała mnie.
-  Może chciałbyś się gdzieś przejść? - zapytała, wciąż nie odstępując ode mnie kroku. Wzruszyłem ramionami i przygryzłem wargę.
- W sumie możemy gdzieś iść. - powiedziałem i chwyciłem ją za rękę, naprowadzając ją w stronę, w którą chcę iść. Nie odezwała się i ruszyła za mną.
   Wreszcie doszliśmy do najwyższego wieżowca w Los Angeles. Weszliśmy do środka, a chwilę później znajdowaliśmy się na dachu. Catch stała w miejscu nie ruszając nawet palcem, kiedy ja chodziłem w kółko.
- O co chodzi? - zapytałem. Podchodząc bliżej niej.
- O nic tylko...mam taki malutki lęk wysokości. - powiedziała kreśląc cudzysłów w powietrzu przy słowie ,,malutki". Roześmiałem się.
- Wcale nie boisz się wysokości. - stwierdziłem, patrząc na rozciągającą się panoramę miasta. Wreszcie można było podziwiać zachód słońca, bo nie zasłaniały go inne wysokie budynki. Włożyłem ręce do kieszeni spodni i zgarbiłem się lekko. Nałożyłem jeszcze na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Skąd możesz wiedzieć, czego się boję? - zapytała, ale nie widziałem jej mimiki twarzy, bo stałem tyłem do niej.
- Boisz się spaść. Gdybyś wiedziała, że jesteś wysoko, ale nie ma możliwości, że spadniesz, bałabyś się?
- Myślę, że bardziej boję się śmierci, która wiąże się z tym spadaniem, niż samego spadania. - mruknęła. Odwróciłem się i zobaczyłem, że usiadła. Przykucnąłem, znów tyłem do niej.
- Ta, śmierć wbrew pozorom też wcale nie jest taka straszna. - roześmiałem się. - To życie jest straszniejsze. - dodałem już poważniej.
- Skąd możesz wiedzieć?
- Bo w sumie to ja nie żyję. To taka śmierć psychiczna. Kiedy wszystko Ci obojętne, nic Cię nie obchodzi, pozwalasz ludziom robić co tylko zechcą. Poddajesz się i przestajesz walczyć o wszystko na czym Ci zależało...takie tam. - Odwróciłem  się, a ona mi się przyglądała.
- Okej, trochę się Ciebie boję. A ludzie, którzy Cię kochają i, których ty kochasz...wiedzą o Twojej śmierci? - uśmiechnęła się. Zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim. Spojrzałem na mój nadgarstek owinięty bandażem. Myślę, że dla Rydel umarłem tej nocy, kiedy przyszedłem do domu cały we krwi i jakby nigdy nic zostawiłem ją z pytaniami, nie zwróciłem na nią uwagi, poszedłem do siebie. Riker przestał ze mną spędzać czas, jak znalazł dziewczynę. Ellington zawsze traktował mnie tak jak Rydel - jak ona była zła, on też, jak była ze mnie dumna, on też. Rocky zawsze pozostawał ,,neutralny". Bronił mnie, twierdził, że jestem młody i mogę się wyszaleć, ale w sumie rozmawiać z nim nie rozmawiałem. Bo ja w sumie z nikim nie rozmawiałem. Najbardziej boli mnie to, jak teraz traktuje mnie Rydel...tak, jakbym nigdy nie istniał. A przecież zawsze jej przeszkadzałem. We własnym domu czuję się niechciany i ostatnie dwa tygodnie spędzam po za nim.
- Mnie się nie da kochać. I ja sam też mało kogo kocham. Nigdy nie wypowiadam tego słowa. - szepnąłem, po długiej chwili.
- Jednak teraz je wypowiedziałeś...czemu na co dzień go nie używasz?
- Wtedy  stajesz się bezbronny. Wszystkie słowa mogą Cię zniszczyć. Nieważne.






TA DAM. Nie ukryjecie, że napisałam to dość szybko, bądźcie ze mnie dumni, o ile ktoś tu jeszcze został xDD
Dziękuję za każdy komentarz na fb, kiedy dodałam link do notki *_*
Jutro jeszcze zostaję w domu, więc mam taką wenę na kolejne kilka rozdziałów i chciałabym zacząć je pisać i napisać tak ok. 7 w przód i później zrobić tydzień, kiedy codziennie dodaję nowy rozdział, ale zobaczymy jak to wyjdzie.
Czekam na Wasze opinie.
Nasz Rossy taki smutny, depresyjny nastolatek xdd

wtorek, 8 grudnia 2015

Coś się stało?

     No więc...martwię się XD
Ale nie, serio. Pod ostatnim rozdziałem jest jeden komentarz (od najlepszej przyjaciółki). To samo jest na drugim blogu. Może nie zawsze miałam miliony komentarzy, ale te 4-5 było, a teraz 1?
Ja wiem, mega długo nie było rozdziału, ale przysięgam, że gdybym tylko mogła to bym coś napisała, ale ja naprawdę nie mam czasu. Tyle co skończyłam korepetycje z matmy i muszę się już uczyć na sprawdzian z biologii, ale piszę notkę, bo myślę o tym od kilku dni i nie wiem co zrobiłam nie tak. Jeżeli chodzi Wam tylko o to, że rozdziały są rzadko, to naprawdę przepraszam, ale nie mogę szybciej. ;-; kończę lekcje zwykle 14:15, 15:05, a teraz muszę zostawać dłużej. Wstawiam tak często jak mogę, a jak będą ferie, czy przerwa świąteczna to pewnie będą dużo częściej, nie wspominając o wakacjach.
PRZEPRASZAM :((
A jak nie chodzi o to, jak często wstawiam rozdziały, to napiszcie mi w komentarzu o co ;-;
W ogóle proszę każdego, kto to przeczytał, o komentarz, bo serio się martwię.


piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 14 ,,- Co Ty zrobiłeś? -"

- Dzwonię tylko dowiedzieć się co u Ciebie, ale nie odbierasz od kilku dni. Pewnie nie chcesz mnie znać, ale od razu mówiłem, żebyś nie robiła sobie nadziei. I tak przepraszam, nie powinienem był wtedy Cię słuchać. - skończył mi się czas na nagranie wiadomości.

,,Patrzyłem na palące się ognisko, pozwalając sobie zatopić się w dźwięku muzyki. Riker grał na gitarze, a moja leżała obok mnie, bo nie miałem ochoty grać. Wszyscy dokoła mnie śpiewali, a ja siedziałem cicho. To naprawdę koniec?"  

- Dodzwoniłeś się? - zapytał Riker, gdy wróciłem do makijażystki. Pokiwałem przecząco głową i usiadłem przed lustrem. Czy oni naprawdę do cholery muszą nam nakładać tyle tej tapety? Moje zdenerwowanie wzrastało z każdym machnięciem pędzla po mojej twarzy. Zacisnąłem zęby i powieki, żeby na nią nie nakrzyczeć.
- Nie. - warknąłem, dmuchając do góry, aby włosy, które opadły mi na czoło z niego zniknęły. Makijażystka zrozumiała o co mi chodzi i szybko to poprawiła.
- Czemu w ogóle tak Ci na tym zależy? Nigdy się tym nie przejmujesz.
- A czemu Tobie tak zależy jak Rowan od Ciebie nie odbiera?
- Ja ją kocham, Ross, to jest różnica.
- No tak. Ale wiesz inne laski nigdy nie żałują tego co między nami zachodzi, a po tych słowach, które powiedziała, jestem pewien, że żałuje. A ja jakieś tam uczucia mam i miewam wyrzuty sumienia. Nie lubię, kiedy dziewczyna żałuje, że ją zaliczyłem. - burknąłem, na co blondynka pudrująca mój nos na chwilę przestała się poruszać.
- Możesz kontynuować? Nie masz całego dnia. - zwróciłem się do niej.
- A skąd wiesz, że to przez Ciebie? Może miała na myśli coś innego, może wcześniej miała takie zdanie o sobie? - Riker kontynuował. Zrezygnowany pokręciłem głową na boki.
- Nie. To moja wina. - powiedziałem zdecydowany i zeskoczyłem z krzesła. Wszedłem na scenę jako ostatni, kiedy wszyscy byli już poustawiani. Zacząłem pierwsze wersy ,,All night", a cały zespół został powitany głośnymi piskami. Na scenie całkiem oddałem się muzyce. Chodziłem w te i wewte, tańczyłem, śpiewałem, tak jak zwykle. Te chwile na scenie pozwalają mi zapomnieć o wszystkim co dzieje się na co dzień.

- Podać jeszcze coś? - barman stał przede mną wycierając ściereczką jakąś szklankę. Opierałem głowę na ręce, a palcem drugiej dłoni jeździłem po obwodzie szklanki wypełnionej wódką.
- Nie.- mruknąłem, upijając łyka alkoholu.
- Dziewczyna? - zapytał, sięgając po kolejną szklankę.
- Nie. - burknąłem. Czy on może dać mi spokój?
- Jeżeli chcesz się wyładować to wiesz, mamy tu kilka fajnych pokoi, płacisz, wchodzisz, zaliczasz i wychodzisz. - mrugnął do mnie. Uniosłem brwi do góry, patrząc na niego jak na idiotę którym w sumie był.
- Na serio sądzisz, że muszę płacić, żeby się z kimś tutaj przespać? Rozejrzyj się. Nieważne do której podejdę, każda będzie tego chciała.
- Ale nie z każdą tutaj możesz zrobić co Ci się żywnie podoba. - wzruszył ramionami, odłożył szklanki i odwrócił się do mnie tyłem. Westchnąłem i ruszyłem do wyjścia, ale jednak. Dojrzałem pokoje, o których mówił ten barman. Ruszyłem w ich kierunku, zapłaciłem mężczyźnie w garniturze, który wpuścił mnie do środka informując, że mam godzinę. W sumie nie wiem po co to zrobiłem. Wszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku, czekając, aż ktoś przyjdzie. Z łazienki wyszła zapłakana dziewczyna, która aż podskoczyła na mój widok.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że mam klienta. - zaczęła się tłumaczyć i ocierać łzy. Przewróciłem oczami, nie bardzo wiedząc, co powinienem w takiej sytuacji zrobić. No bo nigdy wcześniej nie płaciłem za seks. - Masz jakieś specjalne życzenia? - zapytała, nabierając sztucznie ponętnego tonu głosu. Pokręciłem głową na boki. Dziewczyna usiadła na mnie okrakiem i poruszała biodrami w przód i w tył, całując całą moją szyję. W końcu przenieśliśmy się do pozycji leżącej i oczywiście to ja rządziłem i to ja musiałem być u góry. Trzymałem jej ręce za nadgarstki po obu stronach jej głowy. Nie przestając jej całować uchyliłem oczy i spojrzałem na nasze ręce. Dojrzałem blizny i świeże rany na jej nadgarstku. Zaprzestałem pocałunków i usiadłem tak, że ona wciąż leżała pode mną.
- Co masz na ręce? - zapytałem, marszcząc brwi. Wzięła głęboki oddech i podniosła się, podpierając się na łokciach, ale ja popchnąłem ją tak, żeby znów leżała. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale kiedy oczy zaszły jej łzami spojrzała na sufit i milczała.
- Zadałem Ci pytanie...powinnaś na nie odpowiedzieć. - upomniałem się.
- Przecież doskonale widzisz co to jest...
- Ross. - przedstawiłem się. - Z jakiego to powodu?
- Naprawdę pytasz? Po co tutaj jesteś? - znów się podniosła, ale ja znów ją pchnąłem. Tak samo jak ona przed chwilą, patrzyłem w jej oczy, ale wciąż milczałem. Sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie. - żeby mnie zaliczyć i wyjść. Nigdy nie będziesz wracał pamięcią do tej nocy, ale ja będę. Po Tobie pojawi się tutaj kolejna kreska, bo każda, to inny klient, a widzisz ile ich tu jest? Całkiem sporo, tak? Więc nie pytaj mnie o to, bo nikt nie pyta, tylko zrób to, co masz zamiar i wyjdź, tak jak każdy.
- Nie jestem każdy. Po za tym chyba sprawia Ci to przyjemność, skoro to Twoja praca? - prychnęła, podniosła się trzeci raz, ale trzeci raz ją pchnąłem.
- Żartujesz? A Ty myślisz, że ja mam jakiś wybór? Oświecę Cię. Nie mam. Nie chcę tego robić, ale jestem zmuszona, bo inaczej nawet nie będę miała co jeść. No i nie myśl, że dostaję wszystko, co zostawiasz u tych frajerów. Dostaję z tego mniej niż połowę. Jak ja mam wyżyć? - kiedy podniosła się po raz czwarty i miałem zamiar ją pchnąć, złapała za mój nadgarstek i to ona pchnęła mnie tak, że leżałem na plecach. Usiadła na mnie i kontynuowała. - Wiem za kogo mają nas tacy jak Ty, ale zapewniam się, że 99% z nas nie lubi swojej pracy. A teraz kontynuujmy. - stała nade mną i zrzuciła z siebie stanik. Taka piękna dziewczyna miała na sobie bieliznę w moim  ulubionym, żółtym kolorze. Ciężko było się powstrzymywać. W moim wnętrzu walczyły ze sobą jakieś dwie siły. Nie potrafiłem tego opisać. Spostrzegłem, że jest już całkiem bez ubrań dopiero, gdy znów na mnie usiadła.
- Nie musisz tego robić. - westchnąłem. Nawet nie chciałem niczego robić. Chciałem wyjść. Od początku wiedziałem, że to zły pomysł.
- Nie musisz się nade mną litować. Widziałam Twoje oczy kiedy tu wszedłeś. Podobałam Ci się. a teraz patrzysz na mnie tak jakbyś zaraz miał mnie zepchnąć i wyjść.
- Nadal mi się podobasz. Nie wiem po co tu przyszedłem, od początku nie miałem zamiaru. - dostrzegłem na jej ciele siniaki, a ona zorientowała się, że na nie patrzę i od razu je zakryła.

- Nie zrobiłam tego co chciał klient. To zanim zadasz kolejne bezsensowne pytanie. - sięgnęła po szlafrok, który leżał na podłodze i założyła go, a potem wstała z łóżka i usiadła przy stoliku, zapalając papierosa. Patrzyłem na nią na wpół zamkniętymi oczami. Czułem się tak pusto. Nie było mi ani smutno, ani nie byłem szczęśliwy, ani zły. Siedziałem tak, nie wiedząc w sumie po co, dlaczego i co robić. Właśnie rozmawiam z kobietą, za którą przed chwilą zapłaciłem, choć od początku wiedziałem, że do niczego nie dojdzie. Byłem zmęczony i chciałem wracać do domu. Coś we mnie pękło kilka dni temu. I nie wiem czym to było wywołane. Nie wiem nawet, co we mnie pękło.Wiem tyle, że już nic nie czułem. A może umarłem? Nie żyję?
Wyszedłem z pokoju i zastałem przed nim sporych rozmiarów mężczyznę. Spojrzałem mu w twarz zdezorientowany. Spojrzał na dziewczynę palącą papierosa, a kiedy odwróciłem się w jej stronę kiwała głową na boki. Chłopak szarpnął moją koszulkę i przygwoździł mnie do ściany.
- Zmarnowałeś tylko czas, debilu.
- Zapłaciłem Wam.  - mruknąłem, wyrywając się z jego uścisku, ale od razu dostałem za to w twarz, która automatycznie odwróciła się w prawo, pod wpływem mocnego uderzenia. Zacisnąłem oczy, a kiedy je otworzyłem coś skapnęło na podłogę. Przyłożyłem rękaw do nosa i kiedy zobaczyłem plamę krwi na białej koszuli, dodatkowo go przetarłem. Podszedłem do szatyna, który przed chwilą mnie uderzył. Zamachnąłem się i tym razem on dostał w nos. Później drugi raz, trzeci, czwarty, a potem moje pięści obijały się już o całe jego ciało. Kiedy leżał na podłodze kopnąłem go w brzuch, za który automatycznie się złapał. Ktoś szarpnął mnie za nadgarstek.  Odwróciłem się i ujrzałem przerażoną dziewczynę, przez którą teraz dzieje się to wszystko.
-Spierdalaj...
- Veronica. - dokończyła. Wzruszyłem ramionami, bo w tej sytuacji naprawdę nie obchodziło mnie jej imię.
- Ross! - pisnęła, próbując mnie odciągnąć. - Zostaw go, błagam. - po jej policzkach spłynęły łzy. Widząc to odsunąłem się od chłopaka i jeszcze raz wytarłem rękawem nos. Splunąłem obok niego. Odwróciłem się i ruszyłem powoli w stronę wyjścia.
- To Ty za to zapłacisz, suko. Za minutę masz być gotowa. - usłyszałem i odwróciłem się. Szatyn już wstał, a jego twarz była cała poobijana. Nie mogłem jednak znieść myśli, że on może skrzywdzić jakąś dziewczynę, a ja nie zareaguję. Wróciłem tam z powrotem.
- Spierdalaj stąd, bo tym razem nie będzie tak łatwo, pedale. - uniosłem brwi. Naprawdę myślał, że to na mnie podziała? Strzeliłem palcami i zacisnąłem ręce w pięści. Chłopak to zauważył i cofnął się do tyłu.
- Veronica. - powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. - wyjdź. Czekaj na mnie przed klubem. - kiedy zobaczyłem jak dziewczyna mnie wyminęła, odwróciłem się i powoli ruszyłem za nią. Na zewnątrz staliśmy chwilę w ciszy, więc skorzystałem z okazji i zapaliłem papierosa.
- Nie masz chyba zamiaru tam wrócić? - zapytałem, wypuszczając dym z ust i częstując ją papierosem. Spojrzała na mnie przerażona.
- A co innego mam zrobić? Gdybyś go nie uderzył, nie doszłoby do tego wszystkiego. To nie będzie pierwsza moja kara, wytrzymam. Niepotrzebnie się mieszałeś, Ross. - zgasiła papierosa, którego ledwo zaczęła i wróciła do klubu. Wypuściłem powietrze z ust i w tej chwili zadzwonił mój telefon. Nie odebrałem, widząc, że to Rydel. Szedłem przed siebie. Chciałem po prostu być w domu jak najszybciej. Myślałem o całej tej sytuacji i o tym, co teraz ta dziewczyna przeżywa. To nie moja wina, że ma zjebanego ochroniarza. Zagryzłem dolną wargę, czując jak narasta we mnie złość, ale to nie podziałało.
- Kurwa! - krzyknąłem i uderzyłem pięścią w budynek obok mnie, co przyciągnęło ciekawskie spojrzenia ludzi, którzy jeszcze o tej porze tędy chodzili. Zacisnąłem powieki i oparłem czoło o ten budynek, jeszcze raz, ale delikatnie, uderzając w niego pięścią. Odwróciłem się plecami do ściany i osunąłem się na ziemię. Zgiąłem kolana i wyciągnąłem z kieszeni papierosa. Drugiego w ciągu godziny. Zaciągnąłem się i oparłem łokieć na kolanie, strzepując popiół. Wypuściłem z ust idealne kółka z dymu. I tak kilka razy pod rząd. Kiedy skończyłem palić wstałem i znów ruszyłem przed siebie. Wreszcie dotarłem do ciemnego domu. Przechodziłem jak najciszej przez salon, aby nikogo nie obudzić. Wtedy nagle światło się zaświeciło, a na kanapie siedziała Rydel. O, tak jak w tych wszystkich filmach. Przystanąłem, a zdenerwowanie, które przed chwilą widniało na jej twarzy, ustąpiło miejsca trosce i współczuciu. Wstała z kanapy i podeszła do mnie bliżej.
- Ross. - szepnęła i załamał jej się głos. Ujęła moją twarz w dłonie i dokładnie oglądała mój nos. Przełknęła ślinę, zamknęła oczy i oparła swoje czoło o moje. - Co Ty zrobiłeś? - zapytała i te trzy słowa, nie wiadomo czemu złamały mnie.
- Przepraszam. - mój głos zadrżał, ale udało mi się to ukryć. Delly pociągnęła mnie za rękę do łazienki. Posadziła mnie na zamkniętej toalecie i wyjęła z szafki nad umywalką apteczkę. Przemyła moje krwawiące knykcie wodą utlenioną. Na nadgarstku, nie wiem skąd, również pojawiły się jakieś rany, więc je również przemyła i obwinęła to miejsce bandażem. Na końcu zajęła się moim nosem. Podała mi koszulkę na zmianę i wyszła z łazienki, czekając, aż się przebiorę. Westchnąłem kilka razy  spojrzałem w lustro. Moje oczy błysnęły, z powodów, których nie znałem. Rozpiąłem powoli guziki koszuli i zrzuciłem ją na podłogę. Założyłem koszulkę, którą dostałem od siostry, zdjąłem spodnie, zmieniłem bieliznę i pozostałem w samych bokserkach i koszulce . Tak własnie wyszedłem z łazienki podając Rydel zakrwawioną koszulę.
- Możesz ją wyrzucić, to się nie dopierze. - rzuciła i odwróciła się ode mnie. Poszła na górę, pewnie do swojego pokoju. Wcisnąłem białą koszulę do kosza na śmieci i poszedłem do łóżka. Długo nie mogłem zasnąć, o ile w ogóle to zrobiłem.
 


____________________________________________
Rozdziału nie było ponad miesiąc chyba.  Nie będę się nawet tłumaczyć, bo każdy dobrze wie, z jakich to przyczyn. Przepraszam. Naprawdę. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, bo na drugim blogu bo takiej nieobecności z ok.  pięciu komentarzy pod każdym rozdziałem zrobił się 1 i nie wiem czy to tylko przez to, że tak długo nie było rozdziału, czy coś źle napisałam więc mam nadzieję, że wy skomentujecie xdd

piątek, 23 października 2015

Rozdział 13 ,,Wiem, że czas jest dziś mym wrogiem, bo nasze ścieżki wkrótce rozejdą się"

  Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę - ciągle to powtarzam. Już jutro finał obozu. Nie chciałem, ciągle pragnąłem oddalić od siebie tę myśl, że za kilka dni stąd wyjadę. Ten obóz pomimo wielu bolesnych sytuacji, to najlepsze miejsce na ziemi. Powrót do domu będzie czymś okropnym. Tutaj mogłem odpocząć. Od fanów, paparazzi, od wszystkiego. Od kilku dni ciągle są próby, a przerwy są tylko na posiłki - i nie tak, jak przez cały obóz, że po posiłku mam półtorej godziny dla siebie. Ze stołówki idziemy od razu do domku i znów ćwiczymy. Ja i Callie staramy się normalnie rozmawiać, bo żadne z nas nie chce psuć nikomu finału, a przez nasze ciągłe sprzeczki tak by się pewnie stało.
  Po ostatniej już próbie padłem zmęczony na łóżko w namiocie. Najchętniej poszedłbym spać, ale z drugiej strony był to ostatni piątek tutaj, więc nie mogłem odpuścić sobie wyjścia gdzieś. Riker jednak stwierdził, że nigdzie dziś nie idzie, bo jest wykończony. Westchnąłem, bo to znaczyło, że będę musiał iść sam. Brandon pozwolił mnie, Sabrinie i Rikerowi gdzieś dziś wyjść, ale tylko ja z tego skorzystałem. Założyłem białą koszulę i narzuciłem na to czarną, skórzaną kurtkę.  Wyszedłem z namiotu i od razu poszedłem na przystanek. Kawałek musiałem biec, bo mój autobus akurat nadjeżdżał.
  Wysiadłem na mieście i chodziłem ulicą oglądając wystawy sklepów, czy chociażby ludzi przechodzących obok. Strasznie zaschło mi w gardle, więc podszedłem do najbliższego kiosku i kupiłem butelkę wody. Odkręciłem ją i upiłem kilka łyków, po czym znów ruszyłem przed siebie. Szczerze mówiąc nie wiedziałem po co tu jestem. Nie miałem zamiaru iść na imprezę, czy pić alkoholu. Po prostu chodziłem ulicami obserwując ludzi. Większość z nich była bardzo zabiegana. Inni z uśmiechem na twarzy, jak się domyślałem, wracali do domu. Mimo dość późnej godziny wciąż było jeszcze jasno. A przynajmniej na tyle, że od razu zauważałem człowieka, który szedł przede mną kilka metrów, ubrany cały na czarno. I na tyle, żebym z łatwością dojrzał gdzieś daleko Callie z jakimś mężczyzną. Westchnąłem, wiedząc, że nie mogę jej zostawić. Ten mężczyzna nie wydawał się groźny ale gdyby coś jej się stało, odpowiadałbym za to. Bardzo powolnym krokiem ruszyłem w ich stronę. Ona siedziała na ławce, śmiejąc się z czegoś, co sama powiedziała, a on stał nad nią uśmiechnięty. Byłem już naprawdę blisko nich i naprawdę bardzo nie chciałem się w to wtrącać. Ale musiałem, do cholery.
- Callie. - szepnąłem i przełknąłem ślinę.
- Ross? Śledzisz mnie? - zmarszczyła brwi i wstała. - Przepraszam Cię, możemy iść. - powiedziała do tego faceta i wyminęła mnie, idąc razem z nim. O nie. Mnie się tak nie traktuje. Złapałem ją za nadgarstek, ale nie obracałem w moją stronę. Ona sama też nie się odwróciła. Chłopak ten patrzył raz na mnie raz na nią, co mnie irytowało, ale starałem się skupiać tylko na jej włosach opadających na jej plecy.
- Wiecie, lepiej, żebym Wam nie przeszkadzał. - jęknął szatyn i odszedł od nas. Callie odwróciła się w moją stronę.
- Cholera. Dlaczego to zrobiłeś? Tak się składa, że go polubiłam. Musisz odganiać ode mnie każdego chłopaka? - zapytała z wyrzutem. Patrzyłem na nią pusto, milcząc. Wiedziałem, co chcę powiedzieć, ale w ogóle nie miałem ochoty otwierać ust. Żałowałem, że wyszedłem na to miasto.
- Nie miałaś prawa opuszczać obozowiska bez niczyjej wiedzy.
- Od kiedy Ci to przeszkadza? Zawsze pozwalasz nam robić co chcemy. - westchnęła, patrząc gdzieś za mnie.
- Ale najpierw macie mnie zapytać, żebym przynajmniej wiedział. A teraz wracamy, jest już ciemno. - jęknęła niezadowolona, ale przytaknęła i ruszyła za mną. Szliśmy w ciszy ulicami miasta, a ja nie chciałem się przyznać, że nie wiem, gdzie jestem. Szukałem tylko przystanku, bo wiedziałem, że dzięki temu wrócę do domu. Przystanąłem jednak, kiedy zobaczyłem czarny motocykl. Spodobał mi się, więc postanowiłem go sprawdzić. Nie mogłem się na nim rzecz jasna przejechać, ale chciałem tylko dotknąć i obejrzeć z bliska.
- Możesz się przejechać, Ross. - odskoczyłem na dźwięk tego głosu. Odwróciłem się w stronę chłopaka, który stał za mną uśmiechnięty.
- Znasz mnie? - zmarszczyłem brwi, ale potem pacnąłem się w głowę. Przecież jestem popularny. Przez ten obóz całkiem o tym zapomniałem. Chłopak podał mi kluczyk i uśmiechnął się.
- Możesz jechać gdzie chcesz, tylko oddaj go na pewno.
- No jasne. Masz. - podałem mu mój telefon. - To w zastaw.
- Nie boisz się, że spiszę twój numer i udostępnię go światu?
- Nie znasz kodu. - mruknąłem. - Jedziesz? - zwróciłem się do Callie. - pokiwała przecząco głową. Odgiąłem głowę do tyłu i westchnąłem przeciągle. Dlaczego ona zawsze utrudnia sprawę? - Masz tu wsiąść i jechać ze mną, jasne? Nie obchodzi mnie, że nie chcesz. Dobrze wiesz, że Cię do tego zmuszę, więc po prostu wsiądź na ten jebany motocykl własnowolnie. - warknąłem. Naburmuszona usiadła za mną, obejmując mnie rękami w pasie i mocno się do mnie przytulając. No tak, teraz jasne, dlaczego nie chciała ze mną jechać. Bała się.
    Jechałem przed siebie najszybciej jak się dało. Czułem, jak Callie drży, ale nie zwracałem na to uwagi. Chciałem tylko złamać jakąś zasadę, którą w tym momencie była szybka jazda. Stanąłem gwałtownie, rozglądając się wokół. Byliśmy na jakiejś polanie w lesie, a ja kompletnie nie wiedziałem, jak mam wrócić.
- Zgubiliśmy się. - jęknąłem. Callie poluzowała znacznie ścisk w moim pasie.
- Jak to? Po prostu zawróć i tyle. - miała racje. Czemu sam na to nie wpadłem? Odpaliłem motocykl, ale coś sprawiło, że nie mogłem jechać.
- Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. - wyrzucałem z siebie.
- Co znów? - zapytała dziewczyna i zeszła z motocykla.
- Nie mamy paliwa. - jęknąłem. Rozszerzyła szeroko oczy. Chodziłem w kółko zastanawiając się co robić.
- Zadzwoń po jakąś pomoc, idioto! - krzyknęła po jakiś dziesięciu minutach, gdy nie odzywałem się ani przez chwilę.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, idiotko, że oddałem telefon temu frajerowi. - sam nie wiedziałem, czemu go wyzwałem. Ten chłopak był całkiem miły. No a po za tym dał mi się przejechać na motocyklu. Ale wciąż ma mój telefon, więc nie mogę nic zrobić. W normalnych okolicznościach zadzwoniłbym do Rikera, a on, jak zwykle, wyciągnąłby mnie z tarapatów. Usiadłem na ziemi zastanawiając się co mam zrobić. Jakaś część mnie dobrze czuła się z daleka od...wszystkiego i nie chciała wracać. Westchnąłem, przenosząc się do pozycji leżącej. Callie położyła się obok mnie, a ja zaśmiałem się, patrząc w niebo.
- Nawet nie wiesz, jakie rzeczy mam ochotę z Tobą robić, kiedy tak leżysz. - roześmiałem się. Myślałem na głos.
- Więc zrób. - powiedziała, wahając się. Odwróciłem głowę w jej stronę, ale wciąż patrzyła na gwiazdy.
- Żałowałabyś tego. Wiem, że dla Ciebie to ważne, więc nie chcę zabierać Twojego pierwszego razu komuś, kogo pokochasz. - zaczęła się śmiać. Zmarszczyłem brwi, podpierając się na łokciach i obserwując jak leży na ziemi i nie może przestać się śmiać.
- Myślisz...że...jestem...dzie-dziewicą? - próbowała się trochę uspokoić. Zirytowałem się. Nie lubię, jak się ze mnie śmieją. Zawisłem nad nią i automatycznie się uspokoiła. Wzięła głęboki wdech, a jej dłoń pogładziła moją twarz.
- Miałabyś najlepszy pierwszy raz w życiu, ale nie przeżyłaś go ze mną. - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Mogę mieć najlepszy drugi raz. - powiedziała całkiem poważnie. Musnąłem delikatnie jej usta, jęknęła cicho. Z czasem zwykłe pocałunki przerodziły się w coś zachłannego. Zrobiło się nagle strasznie gorąco. Przerwałem na chwilę pocałunek i uklęknąłem nad nią, ściągając kurtkę i zawieszając ją na motocykl, stojący obok na nas. Przygryzła dolną wargę, a kiedy powoli znów schylałem się do jej twarzy, złapała moją obiema dłońmi i przyciągnęła do siebie.  Sięgnęła do mojej koszuli i powoli odpinała jej guziki. Zrzuciła ze mnie biały materiał, a ja sięgnąłem do zamka jej sukienki. Zsunąłem ją z niej, a później wstałem, i ściągnąłem ją całkiem, odkładając gdzieś na bok. Dziewczyna zadrżała, ale ja byłem pewny, że to nie z zimna. Było mi strasznie gorąco i wydawało mi się, że jej również. Zsunąłem z siebie spodnie, tym samym zostając już tylko w bokserkach. Callie jęknęła, kiedy dotknąłem jej brzucha i wygięła się w łuk. Wiła się, za każdym razem gdy jej dotknąłem. Przypomniało mi się, że  jej czuły punkt to kark i zacząłem muskać to miejsce opuszkami palców. Z jej ust wydostawały się cichutkie westchnięcia. Uśmiechnąłem się. Zwinnym ruchem odpiąłem jej stanik, który wylądował obok reszty ubrań. Przyłożyłem język do jednej jej piersi, palcami wciąż ,,głaskając" jej kark. Jęczała cicho z każdym moim ruchem. W końcu dobrałem się też do jej majtek. Podparłem się na łokciach przed nią, zakładając sobie jej nogi na barki. Zanurzyłem w niej język, a ona wydała z siebie stłumiony krzyk, wyginając plecy w łuk. Szarpnęła mnie za włosy, a ja uśmiechnąłem się, kontynuując moją zabawę. Czułem jak się wije, słyszałem jak jęczy, może czułem nawet jak bije jej serce i jak jej ciało jest spięte.
- Ross, ja zaraz, ugh, nie wytrzymam. - wysapała.
- Jeszcze chwilę. -  powiedziałem i pogłaskałem ją po głowie, przygryzając płatek jej ucha. Musnąłem jeszcze raz jej usta i wziąłem kurtkę z motocyklu. Wyjąłem z niej portfel, a z kolei z niego prezerwatywę. Chwilę później znów byłem nad nią. Głośno krzyknęła, kiedy wbiłem się w nią gwałtownie. Od razu zacząłem się szybko i mocno poruszać. Nasze ciała odnalazły wspólny rytm, a nasze jęki utworzyły melodię. Poruszałem się w niej już najszybciej jak potrafiłem, a ona wciąż błagała o więcej. Kiedy zdałem sobie sprawę, że jest już blisko spełnienia, znacznie zwolniłem. Chciałem się pobawić.
- Proszę... - jęknęła i opuściła powieki.
- Otwórz oczy. - powiedziałem i trochę przyspieszyłem. Wykonała moje polecenie i, jak to miała w zwyczaju, wplątała rękę w moje włosy i przycisnęła moją głowę do swojej szyi. Zacząłem kreślić na niej szlaczki językiem, a ona pomrukiwała cicho, na przemian z głośnym jęczeniem. Uniosłem głowę, aby spojrzeć na jej twarz.
- Powiedziałem otwórz oczy, suko. - uśmiechnąłem się, kiedy gwałtownie znów uniosła powieki, wiedziałem, że to na nią zadziała. Na szczęście wiedziała, że nie miałem zamiaru jej obrazić. Odwzajemniła mój uśmiech i patrzyła w moje oczy, aż do czasu, gdy oboje wykrzykiwaliśmy swoje imiona, a ja opadłem na jej mokre od potu ciało. Leżeliśmy chwilę w takiej pozycji, dopóki nie uspokoiliśmy oddechów. Kiedy już byłem w lepszym stanie, wyszedłem z niej powoli, na co wygięła się w łuk, a jej ciało znowu drżało.
- Odwróć się. - powiedziałem i przełknąłem ślinę. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona, ale wykonała moje polecenie. Wszedłem w nią, przy czym towarzyszył mi jej krzyk. Spuściła głowę w dół, więc złapałem za jej włosy i oplotłem je sobie wokół dłoni. Pociągnąłem za nie, tak, że teraz miała głowę zwróconą w gwiazdy. Poruszałem się w niej mocno i szybko, jedną ręką przytrzymując jej włosy, a drugą gładząc jej kark, co dawało jej tak naprawdę podwójną korzyść. Z minuty na minutę przyśpieszałem, w miarę możliwości, coraz bardziej, a ona dodawała mi tempa swoimi jękami. Wreszcie oboje szczytowaliśmy po raz drugi. Wyszedłem z niej i puściłem jej włosy. Od razu położyła się na ziemi, a ja obok niej. Odnalazła w sobie siły, żeby zbliżyć się do mnie i położyć głowę na moją klatkę piersiową. Objąłem ją ramieniem, wciąż czując jak mocno bije jej serce.
- To było...cudowne. - szepnęła.
- Wiem...też tak sądzę. Teraz zastanawiam się jak wrócić.
- Ja też. Jutro finały. - jęknęła niezadowolona.
- Masz swój telefon? - wyparowałem.
- Tak.
- A masz mój numer?
- Tak...
- Daj mi go. Jaki ja jestem głupi. - uderzyłem się w czoło. Dziewczyna wstała i ledwo ruszyła na nogach, aby odnaleźć swoją torebkę. Odnalazła w niej telefon i podała mi go. Wybrałem numer do siebie i czekałem, aż ktoś odbierze. Rozległy się trzy sygnały, a ja już byłem zdenerwowany. W końcu ktoś odebrał:
- Tu Ross, posłuchaj, utknęliśmy na jakiejś polanie, bo brakło nam paliwa. Dlatego tyle nas nie ma, co mam robić? - rzuciłem od razu. Spojrzałem przelotnie na Callie, która była już ubrana.
- Ross, czekam tu cztery godziny! Paliwo jest przecież w motocyklu. Pospiesz się, kurwa. - rzucił i rozłączył się. Zebrałem szybko moje rzeczy i ubrałem się. Otworzyłem mini bagażnik i faktycznie znalazłem w nim paliwo. Zrobiłem wszystko co trzeba i po kilku minutach ja i Callie znów jechaliśmy przed siebie, wreszcie docierając, w całkowitej ciszy, na miejsce. Chłopak, który pożyczył mi motocykl oddał mi telefon i zdenerwowany odjechał. Wzruszyłem ramionami i razem z Jacob ruszyliśmy na przystanek. Na autobus czekaliśmy kilka minut, a kiedy przyjechał, wsiedliśmy do niego i w obozowisku byliśmy po trzeciej. Rozeszliśmy się do swoich namiotów bez słowa.

    Rano znów zaczynaliśmy od próby. Dziewczyny przedstawiały mi piosenki, które już dla siebie napisały. Pomogłem im poprawić błędy i wymyślić muzykę. Musieliśmy przecież spisać nuty dla ludzi od instrumentów. Kiedy Brandon zwołał nas na śniadanie, wszyscy opuścili domek. Zebrałem papiery z pianina i już miałem wychodzić, kiedy zauważyłem, że Callie ciągle tu stoi i mi się przygląda. Uśmiechnąłem się, unosząc brwi. Podeszła do mnie, a ja rzuciłem papiery znów na pianino. Ująłem ją pod pośladkami, a ona automatycznie oplotła mnie nogami w pasie i zarzuciła ręce na szyję. Pocałowałem ją łapczywie, sadzając na parapet.
- Jak tam? - zapytałem, uśmiechając się zadziornie. Choć długi czas martwiłem się, że może po wczorajszym czuje do mnie coś więcej i już nie tylko jej się podobam.
- Nie mogę chodzić. - roześmiała się. Uniosłem brwi i znów się uśmiechnąłem.
- Idź do pielęgniarki.
- I co jej powiem? Ross wczoraj się ze mną pieprzył i nie mogę chodzić? - wybuchnąłem śmiechem.
- Chciałbym widzieć jej minę.
- Ale nie zobaczysz. - rzuciła i zeskoczyła z parapetu, łapiąc się za podbrzusze. Niezgrabnie opuściła domek, a ja po raz kolejny zebrałem papiery i wyszedłem. Na stołówce, po śniadaniu ja, Riker i Sabrina musieliśmy zostać i omówić szczegóły dzisiejszego finału. Oddałem Sabrinie kartki z nutami, aby przekazała je swojej grupie. Później, kiedy zostały już stworzone wszystkie trzyosobowe zespoły, trwały próby każdego z osoba.

   Niestety nadszedł finał. Zasiadłem przy stole przed sceną, czekając na pierwszy zespół. Pierwsza występowała Maia. Zaśpiewała powolną piosenkę, do której idealnie zagrał chłopak, którego imienia nie znałem i, do której perfekcyjnie zatańczyła jedyna dziewczyna z grupy Rikera. Później przyszła kolej na Callie i dwóch ludzi, których jak zwykle nie znam. Dziewczyna odchrząknęła i nieśmiało zaczęła śpiewać:
-  Gdyby jutro miało nigdy nie narodzić się
uwierz, powiedziałabym Ci wprost, że
choć nie znasz mnie, ja czuję, że gdzieś w poprzednim życiu
byłeś tak blisko mnie
Choć spojrzenie me wydaje się tak zwyczajne
uwierz, że w środku cała drżę
Wiem, że czas jest dziś mym wrogiem,
bo nasze ścieżki wkrótce rozejdą się

Ale jak złapać Cię, gdy wyciągam dłoń, Ty wymykasz mi się z rąk

Usłysz mój krzyk, gdy patrzę, milcząc
Usłysz mój krzyk, gdy płonę ciszą
Usłysz choć raz, gdy Ciebie wołam
lub zabij uczucie, nim mnie pokona... * - po kolejnych kilku zwrotkach skończyła, a ja wciąż byłem pod wrażeniem zdolności tanecznych chłopaka, który tańczył do tej piosenki, ale jeszcze większe wrażenie wywarła na mnie pianistka. Grała z taką lekkością...
Tak minął cały finał i w końcu musieliśmy się naradzić, który zespół wygra. Wreszcie Brandon wszedł na scenę i ogłosił, że wygrywa...
- Zespół Mackenzie! Gratulujemy! - dziewczyna z zespołem wbiegła na scenę, mocno ściskając Camerona i swoją grupę. Pozostałe zespoły i publiczność bili brawa. Uśmiechnąłem się delikatnie, ale wciąż było mi smutno. Nie chciałem opuszczać tego miejsca. Chciałem tu zostać. To nie mogło się tak skończyć. Tak nagle. Nawet nie wiedziałem, kiedy to wszystko minęło. Chciałem cofnąć się w czasie, do pierwszego dnia tutaj.


--------------------
Marta Bijan - Milcząc
Co do scenki - wiem, nie jest najlepsza, uczę się xDD
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Błędy później.


Kocham Was <3




sobota, 17 października 2015

Rozdział 12 ,,Nie potrafię"

- Ja chcę po prostu wiedzieć, czemu nie dasz jej szansy. - Maia przynudzała tak już godzinę. Siedzieliśmy w namiocie i w ogóle nie obchodziło jej to, że właściwie ledwo zwracam uwagę na jej słowa, chociaż byłem zaskoczony tym, że nagle Maię obchodzi Callie.
- A przepraszam bardzo, nie zauważyłaś, że ja nie bawię się w związki? - westchnąłem, obserwując swoje palce u rąk, które nagle stały się niezwykle ciekawe.
- Ross, ona płacze w naszym namiocie co noc odkąd ją olałeś...
- Nie olałem jej. Nie robiłem jej złudnej nadziei, okej? Mogłabyś wyjść, bo chcę iść do toalety, a potem na stołówkę? Za chwilę obiad. - dziewczyna odwróciła się i wyszła. Pokręciłem głową na boki i ułożyłem się wygodniej na łóżku, patrząc na to wiszące nade mną.  Zastanawiałem się co jest ze mną nie tak. Dlaczego ja praktycznie nic nie czuję? Jakaś dziewczyna, która mnie kocha, leży i płacze przeze mnie, a ja nie jestem przez to smutny, nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Co jest ze mną nie tak, że nie potrafię kochać? Że nie odczuwam empatii, współczucia, zrozumienia? Kiedy tak bardzo się zmieniłem? Kiedy zmieniłem się z grzecznego, poukładanego, szanującego wszystkich chłopca w samolubnego, jak to mówią mężczyznę bez uczuć? Ciekawiło mnie jak to jest kochać kogoś poza rodziną. Bo moi bracia, rodzice, a przede wszystkim siostra byli jedynymi ludźmi, których kochałem. Przerażające było to, że nikomu w pełni nie ufałem, nawet Rikerowi. Nawet sobie. Nigdy nie byłem zakochany i pewnie nie rozpoznałbym, gdybym był. Wiem jedynie, że nie poznałem dziewczyny, która wzbudzałaby we mnie inne uczucie niż podniecenie, ale nie odczuwam potrzeby czucia czegokolwiek innego.  Zastanawiałem się tylko jak to jest. I chciałbym wiedzieć, czy istnieje na tym świecie ktokolwiek, kto jest w takiej sytuacji jak ja. Kiedyś myślałbym, że to Riker, ale on jest inny niż ja. On coś czuje. Może i łamie niektóre zasady i nie należy do grzecznych, ale on ma uczucia. To ja jestem jakiś zniszczony.

   Wszedłem na stołówkę i usiadłem przy stoliku, przy którym były dziewczyny.
- A gdzie Callie? - zapytał Brandon przechodzący obok nas. Dopiero teraz spostrzegłem, że jej nie ma.
- Źle się czuła. - warknęła Maia, patrząc na mnie.
- Znowu? Ross idź do niej i dowiedz się co się dzieje. Już drugi raz się tak źle czuje, może to coś poważnego. - powiedział Cameron. Nabrałem powietrza i wstałem od stolika. Naprawdę? Zdenerwowałem się tym, że mnie do niej wysłał, a sam równie dobrze mógł tam iść. Wyszedłem ze stołówki, wyjmując papierosa z tylnej kieszeni spodni. Odpaliłem go i zaciągnąłem się, a później wypuściłem powietrze z ust. Przed samym wejściem do namiotu musiałem zgasić papierosa i wyrzucić prawie jego połowę, więc zaciągnąłem się po raz ostatni i rzuciłem go gdzieś na bok.
Nabrałem powietrza i wszedłem do środka. Szczerze mówiąc spodziewałem się zapłakanej Callie, leżącej na łóżku pod kołdrą.  Jednak ona była ubrana w czarną, rozkloszowaną koronkową sukienkę na szerokich ramiączkach. Na nogach miała czarne buty na obcasie, a włosy rozpuszczone. Siedziała na łóżku z telefonem przy uchu i z kimś rozmawiała. Wyglądała ładnie, ale płakała i jej makijaż i tak był rozmazany. Nad tym nie udało jej zapanować.
- Muszę kończyć, zadzwonię później. Tak, ja Ciebie też. - powiedziała i odłożyła telefon. Chusteczką przejechała po rozmytym makijażu, ale to tylko pogorszyło sprawę. Oparłem się lewym ramieniem o jedno z górnych łóżek i obserwowałem ją z rękami w kieszeniach.
- Maia powiedziała, że źle się czujesz. Co dokładnie Ci jest? - zapytałem w końcu, marszcząc brwi. Zmrużyła oczy i pokiwała głową na boki z ironicznym uśmieszkiem.
- Jesteś żałosny. Nie chcę Cię znać, po prostu stąd wyjdź.
- Oszukujesz samą siebie mówiąc, że nie chcesz mnie znać. - warknąłem. Prychnęła i wstała z łóżka, nie odzywając się. - Przestań mnie ignorować, wciąż tu jestem...
- Niepotrzebnie, nie chcę żebyś tu był.
- Zastanawiam się jak wiele swoich kłamstw jesteś w stanie znieść. Może powiesz, że mnie nie kochasz?
- Nie kocham Cię. Tego nigdy nie powiedziałam, mówiłam, że mi się podobasz. - przełknąłem ślinę i wyjąłem ręce z kieszeni. Faktycznie nie mówiła, że mnie kocha, teraz to ja się pomyliłem. Dodatkowo irytowała mnie tym, że wciąż stała tyłem do mnie, schylona i robiła coś kompletnie mnie ignorując. Ona była na serio jakąś silną dziewczyną. Kiedyś już zdarzyło mi się coś podobnego, tylko, że tamta dziewczyna czekała, aż z nią porozmawiam i płakała całymi dniami powtarzając mi jak bardzo mnie kocha. A ona ma mnie gdzieś. Nie lubię, kiedy ma się mnie gdzieś. Złapałem ją za nadgarstek i odwróciłem gwałtownie w moją stronę. Pisnęła, opierając się plecami, a raczej barkami o górne łóżko. Jednak robiłem jej tak już wiele razy, więc szybko zorientowała się o co chodzi. Spojrzała mi w oczy i ja również patrzyłem w jej.
- Dlaczego się tak ubrałaś? - zapytałem, mocno zaciskając zęby. Uniosła brwi i spojrzała na wejście namiotu.
- Może dlatego, że tak mi się podoba? Rozważałeś taką opcję? - uśmiechnęła się, a co najlepsze, to nie był ironiczny uśmiech. Jęknąłem, opierając głowę w zagłębieniu jej szyi. Użyła perfum o zapachu wiśni, więc nie mogłem tak po prostu tego zostawić i zacząłem delikatnie całować jej szyję. Jęknęła cicho, a ja postanowiłem, że nie będziemy tak stali. Odsunąłem ją delikatnie od oparcia łóżka i pchnąłem tak, że usiadła  na tym dolnym. Przykucnąłem i pocałowałem ją, delikatnie na nią napierając, a ona nie opierając się, przeszła do pozycji leżącej. Ułożyłem ręce po obu stronach jej głowy i wcisnąłem jedną nogę między jej nogi. Znów jęknęła, odginając głowę do tyłu i wtapiając swoją zimną dłoń w moje włosy. Zamknąłem oczy i ugiąłem ręce w łokciach. Zacząłem całować jej żuchwę, starannie omijając jej usta, bo z jakiegoś powodu chciałem jak najdłużej nie oddawać jej pocałunku.  Później znów zjechałem na szyję, ramiona i dekolt, a ręką gładziłem jej zewnętrzną stronę uda. W końcu złożyłem na jej ustach pocałunek, a kiedy rozszerzyła wargi, wsunąłem język do środka. Przygryza moją dolną wargę, a ja otworzyłem oczy, aby  spojrzeć na jej twarz. Uśmiechnąłem się i chyba to wyczuła, bo uniosła powieki w górę i puściła moją wargę.
- No co? - zapytała opuszczając na poduszki głowę, którą do tej pory miała uniesioną.
- Nie ubieraj się tak więcej. - mruknąłem, a ona westchnęła i odepchnęła mnie od siebie. Wstała z łóżka, a ja za to na nie opadłem plecami, patrząc w górę.
- Zawsze to samo. Przestań mi rozkazywać, będę się ubierała jak będę chciała, nieważne, czy Ci się podoba czy nie. - westchnęła i chusteczką wytarła wreszcie rozmazany makijaż.
- Rzecz w tym, że mi się podoba i nie mogę nic z tym zrobić, bo dla Ciebie liczy się tylko związek, ale dla mnie nie. Nie chcę się z nikim wiązać.
- A możesz mi wyjaśnić dlaczego?
- Nie.
- A no tak, zapomniałam, że ja nie mam prawa zapytać Cię o nic, ale kiedy Ty zapytasz to muszę Ci odpowiedzieć, bo się obrazisz, tak? Zachowujesz się jak dzieciak!
- Może po prostu nie chcę o tym rozmawiać?! - krzyknąłem.
- No tak, bo nigdy nie wolno robić tego,  na co Pan Lynch nie ma ochoty! - również podniosła głos.
- Wcale nie dlatego! To dlatego, że ja... - ściszyłem głos i urwałem. Uniosła brwi patrząc na mnie wyczekująco. - Nie potrafię kochać. - warknąłem i wzruszyłem ramionami. Wyszedłem z namiotu i wróciłem na stołówkę, jednak nikogo już tam nie było. Wróciłem więc do namiotu, w którym Riker rozmawiał przez telefon z Rydel. Wiedziałem, bo była na głośnomówiącym.
- Hej Delly. - rzuciłem i usiadłem na łóżku.
- Hej Ross, jak tam? - zapytała, a ja gwałtownie wstałem.
- Rydel, płaczesz?
- Co? Nie, oczywiście, że nie. - już byłem wściekły, a fakt, że mnie okłamywała denerwował mnie jeszcze bardziej.
- Nie kłam do cholery! Co się stało? - warknąłem.
- Pokłóciła się z Ellingtonem i on się wyprowadził na kilka dni. - powiedział Riker, bo Rydel zaniosła się płaczem.
- Co? Zabiję tego gnoja, przysięgam. - kopnąłem z całej siły w łóżko.
- Dasz sobie radę? Muszę uspokoić teraz tego debila. - westchnął mój brat, a po usłyszeniu krótkiego ,,tak" od mojej siostry rozłączył się i wstał z łóżka.
- Uwierzyłeś jej?! A jak ona sobie coś zrobi?! To nasza siostra, Ciebie to wcale nie obchodzi! - krzyczałem i w końcu dostałem w twarz od Rikera. Dopiero teraz się ogarnąłem. Dotknąłem ręką piekącego policzka i spojrzałem na niego już spokojniejszy.
- Oczywiście, że obchodzi, ale jest mądrą dziewczyną i nic sobie nie zrobi. Potrzebuje samotności, a akurat przy tej sprzeczce wina nie leży tylko po stronie Ella, ale też jej. Po za tym, Rocky z nią jest... - mówił, a ja tylko kiwałem głową, na znak, że rozumiem. Oblizałem usta i westchnąłem. Kiedy mówiłem Callie, że nie potrafię kochać nie miałem na myśli wszystkich. Kochałem moje rodzeństwo i rodziców, a szczególnie Rydel. Ona była moim oczkiem w głowie, była najważniejszą kobietą w moim życiu, mimo tego jak często przynudzała o moim złym zachowaniu. Nie mogłem usiedzieć w miejscu kiedy wiedziałem, że ona cierpi. Tak wiele myśli pałętało się teraz po mojej głowie. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedy się taki stałem? Jestem pewien, że kiedyś nie byłem taki. Kiedyś potrafiłem kochać, byłem dla wszystkich miły, uczciwy i pomocny. Co prawda byłem wtedy dzieckiem, ale co takiego się wydarzyło, co przeważyło o...całym moim życiu? Tego nie potrafiłem zrozumieć chociaż bardzo chciałem.




-----------------------
Wreszcie napisałam :))
Tak, wiem, że krótki, ale ja naprawdę nie umiem napisać nic dłuższego chyba ;-; liczy się jakość, nie ilość, prawda? :D
I przepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale to przez szkołę. Tak, zawsze na nią zwalam xd Miałam dodać rozdział w środę, jednak napisałam kawałek rozdziału i mnie coś zablokowało. Potem w czwartek i piątek znów szkoła i dzisiaj mi się coś udało. Tylko, że to krótkie coś piszę od...jakiś trzech godzin ;-;
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem <3

piątek, 25 września 2015

Rozdział jedenasty - ,,I was trying to fly, but i couldn't find wings"

   Głośny dźwięk sprawił, że poderwałem się z łóżka jak oparzony nerwowo rozglądając się dokoła. Riker leniwie podniósł się do pozycji siedzącej ocierając oczy. Spojrzał na mnie pytająco, ale pokręciłem głową, pokazując, że nie wiem o co chodzi. Zajęło mi jeszcze chwilę zorientowanie się gdzie jestem i, że dźwięk, który mnie obudził to dźwięk trąbki. Wyjąłem telefon spod poduszki powoli opuszczając namiot, w między czasie sprawdzając godzinę. Była 5:00.  To znaczy, że mamy jeszcze 40 minut do rozpoczęcia ćwiczeń. Stanąłem obok Brandona i Sabriny i gościa, który grał na trąbce budząc każdego. Po chwili dołączył do nas Riker. Staliśmy tam i obserwowaliśmy jak przed każdym z namiotów ustawiają się grupy w dwuszeregach.
- Czy to już wszyscy? - Brandon przeszedł wzrokiem po wszystkich grupach. - Wszyscy są? - powtórzył pytanie, na co rozległ się jeden wielki krzyk ,,tak". 
- Brandon, mamy jeszcze czterdzieści minut. - jęknął Riker, na co Cameron nie zwrócił uwagi. 
- Obudziliśmy Was, ponieważ wiedzieliśmy, że sami nie wstaniecie. Macie teraz 40 minut, żeby się przyszykować, tak? Możecie się rozejść. - Westchnąłem wracając do namiotu. Postanowiłem, że daruję sobie prysznic teraz i wezmę go dopiero po ćwiczeniach. Szybko przebrałem się w jakieś dresy i zwykłą białą koszulkę z krótkim rękawem. Umyłem tylko zęby i twarz,  a następnie wróciłem do namiotu, ponieważ miałem jeszcze dwadzieścia minut.  Postanowiłem, że zajrzę przez ten czas do mojej grupy, więc to zrobiłem. Wszedłem do środka i zastałem wszystkich oprócz Mai, która prawdopodobnie wciąż się szykowała.
- Jak wróci Maia i to wszystkie już będziecie gotowe? - zapytałem, na co każda, zajęta swoimi obowiązkami rzuciła krótkie ,,tak". Wiedziałem, że Riker poszedł do łazienki, więc będę musiał zostać sam, a nie chciałem nudzić się przez kolejne dwadzieścia minut, więc szybko znalazłem osobę, która niczym się nie zajmowała. A osobą tą była Taylor. Podszedłem do blondynki i ,,dźgnąłem" ją palcem w żebra, na co podskoczyła i spojrzała na mnie zaskoczona. Wzruszyłem ramionami i usiadłem na łóżku obok niej. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Co chcesz Ross? - zmarszczyła brwi.
- Tak  sobie posiedzieć, bo nie mam co robić.
- Dlaczego ze mną? Patrz ile tu jest dziewczyn.
- Ale widzę, że to Tobie się podam. - rzuciłem, na co zostałem uderzony w ramię. W porównaniu do Callie, ona się nie kłóciła i nie wmawiała mi, że jej się nie podobam. A właśnie. Callie! Odwróciłem głowę w jej stronę. Nasze spojrzenia się spotkały, a ona wybiegła wściekła z namiotu. O co jej znów chodzi? Przecież nawet z nią nie rozmawiałem. Westchnąłem, wychodząc z namiotu, ponieważ do zbiórki zostało jeszcze pięć minut. Ten czas bardzo szybko leciał. Przy wejściu minąłem się z Maią i powiedziałem jej, żeby wszyscy za chwilę były na zbiórce. Kilka grup stało już ustawionych przed namiotami. W końcu pojawiła się i moja grupa, a później Brandon. Dopiero teraz zauważyłem, że Riker rozmawiał ze swoimi ,,Rikerish", a Sabrina stała obok swoich wychowanków.  Brandon pokazał kilka ćwiczeń na rozgrzewkę, takich jak kręcenie biodrami, skręty tułowia czy skłony. Później pobiegliśmy truchtem do lasu.
- Dobra, tutaj możemy biec w różnych tempach i osobno. To nie będzie wyścig, ale stąd do tego miejsca, gdzie oddawaliście rzeczy znalezione w grze, każdy biegnie w swoim tempie. Spotykamy się tam gdzie zawsze. - krzyknął Cameron i pobiegł przed siebie. Za nim pobiegło jeszcze kilka osób. Niektórzy rozeszli się po lesie, a ja jako wychowawca powinienem zareagować, ale tego nie zrobiłem, z tej prostej przyczyny, że mi się  nie chciało. Ktoś, kto przebiegał obok mnie trącił moje biodro. Kiedy ten ktoś mnie wyprzedził od razu poznałem, że to Callie. Dobiegłem do niej i chwyciłem ją za nadgarstek i odwróciłem w swoją stronę. Nawet na mnie nie spojrzała, od razu odwróciła głowę w lewą stronę, pociągając nosem. Patrzyłem na jej twarz, próbując wyczytać co się stało, ale nie rozumiałem.
- Callie...co znowu? - zapytałem wreszcie, marszcząc brwi.
- Nic. - wzruszyła ramionami. - Nic. Może po prostu dogoń Taylor, co? - rzuciła, patrząc mi w oczy. Uśmiechnąłem się.
- Ktoś jest zazdrosny? A nie mówiłem, że Ci się podobam?
- Daj mi spokój! - rzuciła i w jej oczach nagle zebrały się łzy.
- Nie, dopóki tego nie przyznasz. - warknąłem, mocniej zaciskając rękę na jej nadgarstku.
- Dobra. Chcesz wiedzieć? Tak...tak podobasz mi się, zadowolony? Masz tę pieprzoną satysfakcję, że jestem jedną z tych dziewczyn? Ale wiesz, w odróżnieniu od nich nie oddałabym wszystkiego, żebyś mnie przeleciał! Nie na to liczę i dlatego nigdy się do tego nie przyznałam, bo wiem, że nie interesuje Cię nic poza zaliczaniem dziewczyn. - teraz po jej policzkach spływały łzy, ale to mnie nie ruszało. Tak, czułem satysfakcję, że jej się podobam i, że wreszcie się do tego przyznała. Założyłem ręce na klatce piersiowej i widziałem, że przełyka ślinę.
- Przykro mi, że jesteś taki, ale nie będę się teraz dla Ciebie zmieniać i poniżać. - powiedziała i odwróciła się, aby odejść.
- Nie musisz się zmieniać. Podobasz mi się taka jaka jesteś. - powiedziałem, a ona przystanęła.
- Naprawdę? - zapytała, nie odwracając się. Roześmiałem się.
- Nie. - śmiałem się jeszcze chwilę, ale kiedy słyszałem, że płacze przestałem.
- Callie...to był żart. Jesteś bardzo atrakcyjna, ale nie w moim typie, okej? Przestań płakać. - starałem się mówić łagodnie, ale chyba jej to nie pomogło.  Pobiegła przed siebie, zostawiając mnie z tyłu. Westchnąłem wzruszając ramionami. Naprawdę jej łzy nie robiły na mnie większego wrażenia, ale to nie moja wina, że nie jest w moim typie. Czy miałem się teraz zmieniać specjalnie dla niej? No chyba nie. Tym bardziej, że wciąż jej  nie lubię. Pobiegłem powoli ścieżką w lesie i zatrzymałem się dopiero przy Sabrinie zgiętej w pół i podpierającej się na kolanach. Położyłem ręce na biodra, ściskając lekko brzuch, kiedy złapałem kolkę i lekko się zgarbiłem. Sabrina również odpoczywała chwilę, ale po niecałej minucie wyprostowała się i biegliśmy razem już do samego końca rozmawiając w sumie bardzo mało. Znaleźć temat, który ją zainteresuje jest trudno, ale jak już się takowy znajdzie, to nie da się przestać z nią rozmawiać. Dobiegliśmy jako ostatni, a kiedy tylko wybiegliśmy z lasu kilka osób biło nam brawo, na co Sabrina się śmiała, a ja pozostawałem niewzruszony. Po całym tym bieganiu mogliśmy wreszcie iść na śniadanie, ale ja najpierw poszedłem pod prysznic, a kiedy wreszcie przyszedłem na stołówkę były tam trzy osoby, a to znaczy, że nie tylko ja pomyślałem o prysznicu. Usiadłem przy stoliku do którego chwilę później przysiadła się, na moje nieszczęście, Callie. Siedzieliśmy w ciszy bardzo długi czas, ale i tak coś w jej wyglądzie od razu przykuło moją uwagę - mianowicie wszystko. Miała no sobie żółtą, obcisłą sukienkę bez ramiączek i sięgające ledwo za pośladki. Włosy miała rozpuszczone, a usta pomalowane na czerwono. Oczy podkreśliła czarną kredką. Powiedziała, że nie będzie się dla mnie zmieniać, a tym czasem stara się ubierać jak wszystkie dziewczyny, które do tej pory zaliczałem. Nie będę mówić, że mi się to nie podoba, bo jak już wcześniej wspominałem, Callie była atrakcyjna, a kiedy jeszcze ubrała się tak, sprawiała, że nie mogłem usiedzieć w miejscu. Szkoda, że taka ładna dziewczyna tak mnie denerwuje. Bo gdyby nie jej charakter już dawno zaciągnąłbym ją do łóżka.
- Dlaczego się tak ubrałaś? Miałaś się dla mnie nie zmieniać. - rzuciłem, a ona przeniosła wzrok ze swojego telefonu na mnie.
- Nie zmieniłam się, a już na pewno nie dla Ciebie. To dziewczyny doradziły mi, żebym włożyła tę sukienkę. Ja jedynie zrobiłam makijaż. Każdemu czasem przydaje się odmiana. - odparła z dezaprobatą. Nabrałem powietrza i wstałem gwałtownie od stołu. Wyszedłem na zewnątrz i ruszyłem z tyłu domku, który odgrywał rolę stołówki. Ukucnąłem, opierając się plecami o ścianę domku i odpalając papierosa. Włożyłem go do ust i zaciągnąłem się, następnie wypuszczając z ust idealne kółka z dymu. Denerwowało mnie to, że naprawdę chciałem się nią przespać, ale nie! Ona, jak na złość, musi być z tych, które potrzebują czegoś więcej i nie bawią się w seks bez zobowiązań. Kurwa. Dlaczego te dziewczyny, które nie są w ogóle atrakcyjne tak bardzo chcą się ze mną przespać, a te ładne nie?


   Na nasze nieszczęście zaczęło padać. Rozpadało się na dobre, więc Brandon odwołał zajęcia, twierdząc, że przy takiej pogodzie jest się smutnym, a my tworząc muzykę mamy być weseli. Zamiast zajęć muzycznych odbyły się inne zajęcia na stołówce, z mężczyzną, którego nie znam. Nikt nie wiedział na czym te zajęcia miały polegać, więc dowiedzieliśmy się dopiero na miejscu. Mężczyzna o blond włosach rozdał nam wszystkim kartki A4 z jakimś krótkim tekstem. Kiedy każdy dostał już papier, blondyn stanął na środku i uśmiechnął się do nas.
- Wiem, że macie teraz wakacje i odpoczywacie od szkoły, a niektórzy już szkołę tę skończyli i pewnie nie macie ochoty czytać, ale chciałbym, abyście poświęcili trochę czasu na przeczytanie tego tekstu, a następnie odpowiedzieli na pytania i później powiedzieli, jakie uczucie wzbudza w Was to krótkie opowiadanie, dobrze? - zapytał, a za chwilę ktoś z tyłu również zadał pytanie.
- Przepraszam, ale czy to ma cokolwiek wspólnego z muzyką?
- Chciałbym, abyście nauczyli się mówić o swoich uczuciach, bo jest to przydatne w między innymi w pisaniu piosenek, ale tak naprawdę nie ma to większego związku z muzyką. - roześmiał się. Wzruszyłem ramionami i wziąłem się za czytanie krótkiego tekstu. Nie zajęło mi to długo, ale musiałem chwilę czekać, aż inni skończą i w końcu przejdziemy do tych pytań. Kiedy każdy wyprostował się i dał znak, że skończył, chłopak uśmiechnął się i klasnął w dłonie.
- Pierwsze pytanie brzmi: czy według Was, warto zmieniać się dla kogoś?
- Warto. - usłyszałem głos Callie, ale nie odwróciłem się do niej.
- Nie. - rzuciłem, więc blondyn spojrzał na mnie, dając mi do zrozumienia, że mam kontynuować. Westchnąłem i wyprostowałem się.
- Jackie jednak sądziła, że warto zmienić się dla Holdera i dopiero jej przyjaciółka wybiła jej to z głowy. Twoja koleżanka również sądzi, że warto.  Dlaczego Twoim zdaniem jest inaczej?
- Dlatego, że trzeba być sobą, a nie zmieniać się dla innych. - powiedziałem to co ciągle każdy powtarza.
- Czasami bycie sobą nie wystarcza. - znów Callie. Tym razem się odwróciłem, patrzyła na mnie wściekła i ja sam coraz bardziej się denerwowałem.
- Myślę, że jeżeli Holder dał Jackie jasno do zrozumienia, że mu się nie podoba, powinna sobie odpuścić. - warknąłem w jej stronę.
- A ja myślę, że nie można się poddawać. Jackie się nie poddała, chociaż Holder ją zranił. - mówiła coraz głośniej.
- To nie chodzi o poddawanie się. Jeżeli chłopak powiedział jej, że ona mu się nie podoba i niczego od niej nie chce, to ona zmieniając się i próbując zwrócić jego uwagę tą zmianą tylko go denerwuje ciągłym narzucaniem się.
- Ona się nie narzucała! Holder był chamskim, samolubnym egoistą, którego nie obchodziły uczucia innych, jednak ciągle dawał Jackie jakąś złudną nadzieję, a potem tak po prostu powiedział jej, że ona go nie obchodzi. Wiesz jak ona musiała cierpieć?
- Nie robił jej nadziei. To już nie jego wina, że był z nią szczery, ona wszystko za bardzo przeżywała.
- Ty nie masz uczuć! - krzyknęła, ale kiedy zorientowała się, że wszyscy patrzą na nią podejrzliwie dorzuciła: - W ogóle nie obchodzi Cię to, że Jackie cierpiała, zero w Tobie empatii, Ross. - ta rozmowa to już dawno nie była rozmowa o opowiadaniu. Myślę, że każdy to zauważył. Każdy, oprócz tego chłopaka.
- Bardzo dobrze, że trwacie przy swoich racjach. Szkoda, że nie daliście innym dojść do słowa, bo już minęło moje pół godzinny, które dostałem, więc muszę się zbierać. Cieszę się, że opowiadanie zrobiło na Was takie wrażenie. - pokręciłem głową. Naprawdę był jakiś cofnięty, skoro ciągle twierdził, że wciąż rozmawiamy o jakimś Holderze i Jackie, ale to już jego sprawa.
Po tych zajęciach Brandon pozwolił nam się rozejść. Poszedłem wściekły do swojego namiotu. Ta rozmowa naprawdę mnie zirytowała. Chciałem zapalić po raz kolejny dzisiaj, ale Riker szedł obok mnie, więc stwierdziłem, że wrócę z nim do namiotu. Już nawet nie słuchałem kiedy opowiadał znów o Rowan. Wydawało mi się, że Callie ma jakieś rozdwojenie jaźni. Ciągle zmienia zdanie. Najpierw twierdzi, że się nie zmienia, a potem, że się zmienia, bo bycie sobą to za mało. Nie rusza mnie to. Jeżeli myśli, że wzbudzi we mnie jakieś uczucia takimi słowami to się myli. Bo nigdy nie będzie niczego między nami.


-----------------------------
błędy poprawię później

niedziela, 13 września 2015

Rozdział dziesiąty ,,Trzeci raz"

Kiedy wstałem od razu postanowiłem przejść się i zobaczyć co z Callie. Kiedy wszedłem do namiotu mojej grupy wszyscy jeszcze spali. Z początku nie chciałem nikogo obudzić, ale potem stwierdziłem, że muszę wiedzieć jako pierwszy, jeżeli jest coś nie tak. Szturchnąłem Callie delikatnie, a ona od razu się obudziła. Spojrzała na mnie zaspana, a potem podniosła i wyszła z namiotu. Poszedłem za nią, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego wychodzimy.
- Ross co się stało? Jedyne co pamiętam z wczoraj to Ciebie u mnie w namiocie. To, że leżeliśmy razem. Czy my...? - jej głos był ochrypły.
- Nie. Pewnie byś chciała, ale do niczego nie doszło. - wzruszyłem ramionami. Zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem. Spojrzałem jej w oczy, które były całe zaczerwienione i podpuchnięte. Co chwila pociągała nosem, przez co nie udało jej się być groźną.
- Więc powiesz mi, co się stało w nocy? - poprosiła.
- Naćpałaś się. - powiedziałem jasno, a ona zmrużyła oczy, nie wiedząc o co chodzi.
- Niczego nie wzięłam, Ross...
- Więc ktoś Ci czegoś dosypał. Gdyby nie ja dzisiaj leżałabyś koło nieznajomego gościa. Zaprowadziłem Cię do namiotu, Ty prosiłaś, żebym został, bo nie wiedziałaś co się dzieje, więc poczekałem, aż uśniesz i wróciłem do siebie. Jak się czujesz? Nie wyglądasz dobrze. - mruknąłem, jeszcze raz patrząc w jej oczy.
- Nie za dobrze. Chyba mam gorączkę, a do tego strasznie boli mnie gardło. - jęknęła. Kazałem jej wrócić do łóżka, kiedy powiedziała, że na pewno nie zje nic na śniadaniu. Wykonała moje polecenie, co mnie zdziwiło. Musiała naprawdę źle się czuć. Poszedłem zobaczyć czy Riker wstał i okazało się, że tak i, że u nas w namiocie jest teraz Brandon, który na mnie czeka. Spojrzałem pytająco na Rikera, który wzruszył ramionami. Nie powiem, wystraszyłem się, że Cameron dowiedział się o imprezie, o tym, że Callie coś dosypano i o tym, że leżałem z nią w jednym łóżku. Okazało się się, że nic z tego. Dzisiaj zamiast zajęć miała odbyć się wycieczka. Nie skupiłem się na tym, więc już nawet nie pamiętam do jakiej miejscowości. Brandon kazał powiedzieć o tym swoim grupom. Mieliśmy się spakować i po śniadaniu być już gotowi. Przypomniałem sobie o stanie Callie, który nie pozwalał jej nigdzie wychodzić i powiedziałem o tym Brandonowi.
- W takim razie Ross, musisz z nią zostać. Nie musisz siedzieć z nią przez cały dzień, ale zaglądaj do niej co pół godziny. Ma 16 lat, ale lepiej, żeby ktoś tu był w razie wypadku. - westchnąłem. Nie uśmiechało mi się cały dzień siedzieć w namiocie, podczas kiedy inni będą zwiedzać. Ja w tym czasie miałem niańczyć dziewczynę, której nie lubię i która nie lubi mnie. Chciałem, aby jakimś cudem nagle poczuła się dobrze, ale tak się nie stało. Zgarnąłem ze śniadania jedną kanapkę z serem żółtym i nalałem do szklanki ciepłej herbaty. Położyłem kanapkę na talerz, który razem z herbatą zaniosłem do namiotu Callie. Położyłem wszytko na jednej z wolnych, drewnianych półek.
- Może jednak coś zjesz? Nie powinnaś być cały dzień z pustym żołądkiem. - powiedziałem, a ta podniosła się do pozycji siedzącej.
- Nie jestem głodna. - pokiwała głową.
- Callie, musisz zjeść. Chociaż kilka gryzów... - podsunąłem  jej kanapkę pod usta. - Albo będę musiał Cię nakarmić. - wywróciła oczami. Wzięła ode mnie chleb i ugryzła jeden kawałek.
- Dlaczego tak Cię to martwi? - warknęła.
- Nie martwi. To mój obowiązek jako wychowawcy. - wyjaśniłem jej. Zjadła w ciszy, a potem podała mi talerz. Ja natomiast dałem jej herbatę. Wypiła pół szklanki i również mi ją oddała. Szklankę położyłem znów na półce, a talerz zabrałem i wstałem.
- Spróbuj się przespać czy coś, jakby się coś działo to jestem u siebie. Za pół godziny przyjdę i jak Ci nie przejdzie to przyniosę jakieś tabletki. - rzuciłem i wyszedłem. Zaniosłem na stołówkę talerz, a sam wróciłem do swojego namiotu. Rikera już nie było, więc nie miałem co robić. Przeglądałem więc swój telefon, a po pół godzinie poszedłem sprawdzić co z Jacob. Spała. Wróciłem znów do namiotu i tak co pół godziny. Spała już chyba trzecią godzinę.
- Ross, ja nie śpię. Przestań przychodzić tu co chwilę, bo idzie zwariować. - powiedziała, kiedy przekraczałem próg jej namiotu chyba po raz siódmy.
- Nie mogę. Muszę wiedzieć co się z Tobą dzieje. - wzruszyłem ramionami, chociaż tego nie widziała, bo leżała tyłem do mnie.
- To tutaj zostań. Usiądź na którymś  wolnym łóżku i tutaj siedź. - usiadłem więc w nogach jej łóżka.
- Powiedziałam wolnym łóżku. - podkreśliła. Spojrzałem na jej twarz, ale ona na mnie nie patrzyła.
- A ja siadam tam, gdzie chcę. Nie masz nic do gadania. Potrzebujesz jakiś tabletek? - zapytałem obojętnie.
- Nie. - odpowiedziała i zamknęła oczy. Chyba próbowała usnąć. Ja w tym czasie oczywiście bardzo się nudziłem. Przejrzałem już wszystkie możliwe strony w internecie, obejrzałem wszystkie zdjęcia w moje galerii, wysłuchałem każdej piosenki, jaką miałem na telefonie. A ona dalej spała, lub udawała. W końcu z nudów zrobiłem jej zdjęcie jak z śpi. Oczywiście ja, jak to ja, nie wyłączyłem lampy błyskowej, więc dziewczyna natychmiast otworzyła oczy.
- Co robisz? - zmrużyła brwi. To znaczyło, że tylko udawała, że śpi.
- Zdjęcie. A podobno jesteś mądra... - pokręciłem głową.
- Wiesz, chyba jednak potrzebuję tabletki na gardło. - warknęła. Pewnie próbowała mnie tylko spławić, ale moim obowiązkiem było jednak pójść po te cholerne tabletki. Wstałem ciężko i poszedłem do pielęgniarki. Powiedziałem jej o sytuacji, a ona musiała wrócić ze mną do namiotu i sprawdzić, jakie tabletki może podać Callie. Później wyszła, a my znów zostaliśmy sami. Jacob wzięła jedną tabletkę do ssania i usiadła obok mnie. Oboje siedzieliśmy w ciszy, patrząc tępo przed siebie. Zastanawiałem się, o czym ona może myśleć. Siedząc przy przystojnym chłopaku, którego nienawidzi, a na dodatek jest chora, a ja nie mam zamiaru stąd wyjść. Można by powiedzieć, że myśli o tym co ja, ale ja zastanawiałem się, o czym ona myśli, a to by znaczyło, że ona zastanawia się, nad czym dumam ja. To by było ciekawe.
- O czym myślisz? - moja ciekawość wzięła górę. Spojrzała mi w oczy i chwilę trwała w milczeniu.
- O tym, że cholernie mi się nudzi, a siedzę obok najnudniejszego chłopaka na świecie. - westchnęła.
- Najnudniejszego? Chyba mnie nie znasz...
- Z Tobą można robić tylko jedno i to akurat to, na co nie mam ochoty. - uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz ochotę, tylko nie chcesz się przyznać. - uderzyła mnie pięścią w ramię, ale to w ogóle nie zabolało.
- Au, mogłabyś być delikatniejsza... - rzuciłem ironicznie. Dziewczyna warknęła, a potem, ku mojemu zdziwieniu, położyła głowę na moich udach, nakrywając się kołdrą. Uniosłem do góry ręce, które do tej pory spoczywały tam, gdzie teraz jej głowa.
- Co Ty robisz? - zapytałem  wreszcie.
- Chciałabym pójść spać.
- A czy ja Ci wyglądam na poduszkę?
- Nie, ale gdybyś wczoraj nas pilnował, to nie byłoby Cię tu dzisiaj.
- Nie szantażuj mnie. - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Nie odpowiedziała mi. Siedzieliśmy bardzo długo w ciszy. Nie wiem czy Callie spała czy nie, bo była odwrócona tyłem do mnie i ciężko było mi się wygiąć na tyle, żeby zobaczyć jej oczy. Przez to, że wciąż leżała na moich nogach nie miałem nawet jak unieść do góry bioder, żeby wyjąć telefon z tylnej kieszeni spodni. Minęło już dobre pół godziny, a my nadal trwaliśmy w ciszy. Z nudów oplotłem sobie kosmyk jej włosów na palcu i tak w końcu zacząłem się bawić coraz większą częścią włosów. Próbowałem zrobić z nich nawet warkoczyki, ale mi to nie wychodziło. Nie wiem jak dziewczyny to robią. Ciekawe jak długo nad tym siedzą. W ogóle po co im jakieś warkoczyki? Po to, żeby się pomęczyć przed lustrem? To bez sensu.
- Ross? - Callie jednak nie spała. Dobrze wiedzieć.
- Hm?
- Dlaczego mnie nie lubisz? - jej pytanie wprawiło mnie w osłupienie. Naprawdę nie wie? I dlaczego w ogóle ją to obchodzi, skoro mnie nienawidzi? Mówi, że ma gdzieś mnie i wszystko co robię, ale jej problemem jest to, dlaczego ja jej nie lubię? Cofnąłem się trochę w czasie. Właściwie sam nie wiedziałem od czego to się zaczęło.  A potem przypomniałem sobie pieczenie mojego policzka i znów zagotowała się we mnie złość. Nadal nie wiem, jak mogła mnie wtedy uderzyć. Niczego jej nie zrobiłem. Potem doszły do tego jakieś kłótnie. I tak wyszło.
- Bo mnie uderzyłaś, jesteś dla mnie chamska, jesteś sztywna, zgrywasz niedostępną, znów mnie uderzyłaś, ciągle mnie krytykujesz, myślisz, że jesteś idealna...
- Starczy. Nie jestem sztywna i nie zgrywam niedostępnej, Tobie tylko ciężko zrozumieć, że nie każdy na Ciebie leci. Uderzenia Ci się należały, a ja nie sądzę, że jestem idealna. - mówiła, ale ja już dalej nie słuchałem. Przestałem słuchać po ,,nie każdy na Ciebie leci". Słyszałem tylko, że coś jeszcze mówiła, ale nie wiedziałem dokładnie co. Westchnąłem.
- Callie, czy Ty naprawdę chcesz, aby znów doszło między nami do czegoś tylko dlatego, że muszę Ci udowadniać, że na mnie lecisz? - powiedziałem, prawdopodobnie jej przerywając. Całe jej ciało się napięło, a ona przez chwilę zadrżała.
- Wszystko do czego między nami doszło, działo się tylko dlatego, że chciałeś mi coś udowodnić? - zapytała. Przytaknąłem. - Myślałam...
- Nie myśl. Muszę iść, ale wrócę później sprawdzić jak się czujesz. - powiedziałem i wyszedłem.
Wróciłem do namiotu i jak się okazało wszyscy już wrócili. Riker siedział na łóżku i robił coś na telefonie, ale odłożył go, kiedy wszedłem do namiotu.
- Gdzie są dziewczyny z mojej grupy? - zapytałem od razu.
- Pewnie w namiocie... - westchnął.
- Właśnie stamtąd wracam.
- To nie wiem. - rzucił, a ja wzruszyłem tylko ramionami i położyłem się na swoim łóżku.
- Co robiłeś przez ten czas?
- Siedziałem u Callie.
- Masz szczęście. Myślałem, że umrę z nudów na tej wycieczce. - roześmiałem się. Później przez jakieś pół godziny Riker opowiadał mi co robili na wycieczce. Z tego co zrozumiałem, to rozdzielili się na grupy i mogli chodzić gdzie chcą, a ponieważ nie było co zwiedzać poszli coś zjeść. I tak przesiedzieli kilka godzin. Nagle zacząłem się cieszyć, że tam  nie pojechałem. Ciągle jednak odbijały się echem w mojej głowie pytania Callie. Kiedy powiedziałem jej, że wszystko co między nami zaszło zdarzyło się tylko dlatego, że chciałem jej coś udowodnić wyraźnie posmutniała. Ja tej dziewczyny nie rozumiałem. Dlaczego jej niby zależało, skoro podobno mnie nienawidzi? Co z nią jest nie tak? Ona jest dziwna. Ma jakieś mieszania nastrojów, ale nie może powiedzieć głupiego ,,podobasz mi się". To już nie moja wina.

Poszedłem na kolację i ku mojemu zdziwieniu Callie również się zjawiła. Wystarczyło na nią spojrzeć, żeby powiedzieć, że już czuje się lepiej. Usiadłem obok niej i od razu sięgnąłem po mleko, wlewając je do płatków w misce. Jacob nadal nic nie jadła, ale już jej nie zmuszałem. Pewnie będąc chory też nie miałbym na to ochoty. Nie mogłem powstrzymać się jednak od powiedzenia czegoś.
- Nie jesz, bo siedzisz obok chłopaka, na którego lecisz?
- Nie lecę na Ciebie. - warknęła od razu. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, jak jej to udowodnić tym razem. Zauważyłem, że ma na sobie spódniczkę i w mojej głowie od razu zrodził się plan. Położyłem rękę na jej udzie, na co jej ciało napięło się, a z ręki wypuściła łyżkę, którą ciągle mieszała w płatkach. Wszyscy przy stoliku spojrzeli w naszą stronę, ale nikt jednak nic nie zauważył. Po chwili znów każdy był zajęty rozmawianiem, a ja mogłem kontynuować. Ułożyłem palce po wewnętrznej stronie jej uda i opuszkami ruszyłem w górę. Tym razem jednak mi się nie udało. Zabrałem rękę z jej uda równo z uderzeniem w twarz. Kurwa. Trzeci raz. Ale chyba już przywykłem, bo wcale nie bolało.  Callie wstała od stołu i wyszła ze stołówki. Nie byłem zły. Bardziej upokorzony, bo odrzuciła mnie i na dodatek uderzyła przy wszystkich. Patrzyłem za nią, dopóki nie zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Wtedy znów spojrzałem na dziewczyny przy moim stoliku, które miały wzrok utkwiony we mnie.
- Co? Ktoś jeszcze chce mi przyjebać? To proszę bardzo. - rzuciłem i chwilę później zostałem spoliczkowany przez Mack. Spojrzałem na nią zaskoczony. Co kurwa? Za co? Patrzyłem na nią, nic nie mówiąc. Dokończyłem kolację i wróciłem do namiotu.

Szedłem w stronę namiotu mojej grupy, sam nie wiedząc dokładnie po co. Brandon kazał mi coś przekazać, ale już nie pamiętam co. Po prostu wierzyłem, że kiedy już tam zajdę to mi się przypomni. Wszedłem do środka i uśmiechnąłem się pod nosem, ale Callie do śmiechu nie było. Wydała z siebie pisk, próbując sięgnąć po koszulkę. Zauważyłem bluzkę pierwszy i szybko ją zabrałem chowając za plecami.
- Ross! Jestem w samym staniku!
- Przecież widzę.
- Oddaj mi to! - krzyknęła i zaczęła uderzać mnie w klatkę piersiową. Przez chwilę nie reagowałem, ale w końcu złapałem za jej nadgarstki pchnąłem ją mocno na łóżko. Zawisnąłem nad nią, patrząc na jej rozwarte usta, kiedy próbowała wyrównać przyśpieszony oddech.  Zacisnąłem powieki, próbując się powstrzymać, ale nie dałem rady. Przycisnąłem usta do jej ust i  zdałem sobie sprawę, że mimo tego ile razy do czegoś między nami doszło, nigdy się nie pocałowaliśmy. Oderwałem się od niej, kiedy usłyszałem śmiechy. Szybko stanąłem na nogi i rzuciłem jej koszulkę, którą zdążyła założyć sekundę przed wejściem dziewczyn do namiotu. Przełknąłem ślinę. Tak mało brakowało. Mogły nas przyłapać.
- Co Wy tu robicie tak sami? - zapytała Maia, siadając na swoim łóżku. Spojrzałem na Callie, a potem znów na nią.
- Czekamy na Was, Brandon kazał przekazać, że... - zacząłem się jąkać, bo nie pamiętałem. Próbowałem sobie przypomnieć, ale nawet nie kojarzyłem tego, co do mnie powiedział. I nagle mnie oświeciło. - Że jutro wstajemy wcześniej, bo wymyślił jakieś poranne ćwiczenia. O 5:40 każdy ma być przed swoim namiotem. To jest zrozumiałe? - przeszedłem wzrokiem po każdej z przytakujących dziewczyn. - Callie dasz radę ćwiczyć? - zapytałem, nie patrząc na nią. Chwilę była cicho, ale potem rzuciła krótkie ,,tak", a ja wyszedłem z namiotu. Nie mogłem tak po prostu wrócić do siebie, więc najpierw poszedłem zapalić.



Okej, po pierwsze - przepraszam, że znów tai krótki, ale takie mi się po prostu lepiej pisze. Choćbym nie wiem jak się starała, nie uda mi się nic dłuższego xD
Po drugie, przepraszam, ze tak długo teraz czekacie na rozdziały, ale wiecie, szkoła. Głównie nie mam czasu, żeby pisać, a jak już mam, to nie mam siły, albo weny. Dlatego przepraszam, ale nic na to nie poradzę. Rozdziały będą tak często, jak mi się to uda. ;) 

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział dziewiąty - ,,nie wiem co się ze mną dzieje, boję się"

- Według mnie źle traktujesz dziewczyny i tyle. Nie powinieneś się tak zachowywać, traktujesz je przedmiotowo. Każda dziewczyna wystarcza Ci na jedną noc, zastanawiałeś się kiedyś jak one się czują? - wszystkie słowa mojego brata odbijają się echem w mojej głowie. Riker, nie, błagam, tylko nie Ty. Cholera. Nie może tak być. Sam nie wiem, dlaczego tak się przejąłem. Nie interesuje mnie to, że według niego postępuję źle - ja według każdego postępuję źle. Interesuje mnie to, że powiedział to Riker. Przez tyle lat słyszałem to dosłownie od każdego. Riker był tą osobą, która wiedziała co czuję będąc bezpodstawnie nazywany chamem wykorzystującym dziewczyny. Nigdy żadnej nie wykorzystałem, on też nie. Dlatego tak denerwowałem się słysząc takie oskarżenia. On mnie rozumiał, był tą osobą z którą mogłem porozmawiać o każdym problemie nie będąc zanudzany naukami o szacunku czy o tym, że czas dorosnąć. A teraz właśnie tracę jedyną osobę, która mnie wspierała. O, czyli jednak wiem, dlaczego się tak tym przejąłem. Z początku czułem coś w rodzaju smutku spowodowanego utratą bliskiej osoby. Bo nie wiem jak inaczej to nazwać, jak nie utratą. Później czułem gniew. Byłem wściekły na Rowan, za to, że zniszczyła mojego brata i na Rikera za to, że na to pozwolił. 
- Sam je tak traktowałeś jeszcze niedawno. I czy Ty wtedy zastanawiałeś się jak one się czują? Dobrze wiesz jak to jest, Riker i skoro pozwoliłeś się zmienić jakiejś dziwce, to przynajmniej nie wtrącaj się więcej w to, co robię ja. - syknąłem. Spojrzał na mnie zdezorientowany i umilknął na chwilę. Odwrócił się tyłem do mnie, a później znów stał ze mną twarzą w twarz. 
- Nigdy więcej nie nazwiesz tak Rowan. Ja ją kocham, Ross. Czy Ty znasz takie uczucie? Wiesz jak to jest kogoś kochać? Wiesz, jak to jest dzielić z kimś szczęście, jak to jest, kiedy ktoś jest dla Ciebie ważniejszy niż Ty sam? Ty nie masz uczuć. A jedyna osoba, jaką kochasz, to Ty sam. Co się dla Ciebie liczy najbardziej? Pomyśl o trzech takich rzeczach.  - muzyka, rodzina, seks, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego. Milczałem patrząc na niego i czekając, aż powie coś jeszcze, jednak on skończył. Nigdy nie sądziłem, że usłyszę od niego coś takiego. 

- Ross, cholera, za chwile śniadanie! - ktoś ciągle szturchał mnie z całej siły, przez co zostałem perfidnie wybudzony. Uchyliłem powieki, przyglądając się bratu i nie bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Zmrużyłem oczy, przypominając sobie naszą rozmowę. Nie mogłem uwierzyć, że ona się odbyła. I, że Riker po tym wszystkim nadal tu nade mną sterczy.
- Idź obudź tę swoją dziewczynę, którą przecież kochasz bardziej od siebie! - warknąłem i podniosłem się z łóżka. Blondyn patrzył na mnie zdezorientowany, próbując zrozumieć o czym mówię, ale chyba nie rozumiał.
- Czy można kogoś kochać bardziej ode mnie? - wybuchnął śmiechem. Wtedy zrozumiałem. Popieprzone sny. Zdecydowanie za dużo myślę o nim i tej całej Rowan. Może to wcale nie jest nic poważnego? Ciągle zaprzątam sobie tym głowę, zamiast skupić się na tym, co jest tu i teraz. Mimo wszystko odetchnąłem z ulgą. To był jeden z gorszych snów jakie miałem, a miewam takie dość często. Nie byłem już ani zły, ani szczęśliwy, ani smutny. Było mi znów wszystko obojętne. Tak cudownie obojętne. Kochałem ten stan, kiedy nic mnie nie obchodziło.
- Mnie można kochać bardziej od Ciebie. - wyrzuciłem w końcu z siebie. Wiem, że nie potrafię tego okazywać, ale Riker jest dla mnie naprawdę ważny. Jak cała moja rodzina z resztą. Naprawdę.
- Dobra, lepiej mów co brałeś. - powiedział poważnie. Uśmiechnąłem się kiwając głową na boki.
- Nic, nic. - westchnąłem przeciągle. Riker przyglądał mi się badawczo do chwili, kiedy opuściłem namiot. Jak zwykle wykonałem poranną toaletę, poszedłem na śniadanie i na zajęcia - codziennie to samo. Na zajęciach zastanawialiśmy się tylko nad tekstami piosenek na zakończenie obozu. Dziewczyny opanowały już wszystko. Teraz wystarczyło tylko napisać piosenki, wymyślić melodie i ćwiczyć to, co napiszemy. Do końca obozu zostało około dwóch i pół tygodnia, więc mieliśmy naprawdę sporo czasu. Pracowałem z naprawdę zdolną grupą, dziewczyny bardzo szybko się uczyły i szybko opanowywały to, co im pokazywałem. Przynajmniej się nie niecierpliwiłem. Pewnie i tak nie martwiłbym się o to, że nie zdążymy do końca. Miałbym to gdzieś. W ten sposób przynajmniej dobrze się bawiłem, bo przez cały miesiąc mogłem sobie tak po prostu śpiewać i patrzeć na ładne dziewczyny. Z dala od wszystkiego co jest na co dzień. To znaczy, lubiłem moją codzienność, ale czasem dobrze od niej odpocząć. Po skończonych zajęciach wróciłem do namiotu, gdzie Riker leżał na łóżku z telefonem w ręku.
- Idziemy dzisiaj tam gdzie w zeszłym tygodniu? - zapytał, chowając telefon do kieszeni.
- Możemy iść, znając życie i tak nie usnę. - wzruszyłem ramionami i sięgnąłem na półkę po plan zajęć. Dziś mieliśmy sprawdzać czystość we wszystkich namiotach, o czym kompletnie zapomniałem. Ogólnie ten obóz to najlepsze co mogło się zdarzyć w te wakacje. Ten odpoczynek...to wszystko. W przyszłym roku też tu przyjadę! A wracając do namiotów...po sprawdzeniu czystości każdy namiot ma dostać punkty. Później jest obiad, a po obiedzie jakaś gra w grupach, a po jej zakończeniu będzie ogłoszenie wyników i namiot, który wygra będzie nagrodzony, a ten, który przegra ukarany. Coś mi się wydaje, że ,,Rossers" wygrają. W moim namiocie są same dziewczyny, które dbają o porządek.
Po obiedzie razem z Rikerem i Sabriną spotkaliśmy się przy pierwszym namiocie od prawej strony. Był to namiot grupy Rikera, który nazywał się ,,Rikerish". Chciałem wybuchnąć śmiechem, gdy zobaczyłem tę nazwę, ale się powstrzymałem, w końcu moja grupa wcale lepiej się nie nazywa. Cała nasza trójka weszła do środka. Niestety i Sabrina i mój brat mają po dwa namioty, ponieważ u nich w grupach są i dziewczyny i chłopcy, więc muszą być w osobnych namiotach, jednak oceniamy oba namioty jako jeden. W tym, w którym byliśmy teraz była tylko jedna dziewczyna - bo w grupie mojego brata przeważali chłopcy. Mieliśmy brać pod uwagę schludność, o czy na szafce jest poukładane i czy łóżka są pościelone. Dziewczyna pewnie miałaby max punktów - czyli 6, gdyby nie fakt, że łóżko nie było pościelone. Dostała więc 5. Zapomniałem wspomnieć, że każdy z wychowawców musi przydzielić do 6 punktów, a dopiero później wszystkie zostaną dodane. Następny namiot to chłopcy z grupy Rikera. U nich na pierwszy rzut oka panował porządek, ale po przyjrzeniu się dokładniej można było zauważyć, że wszystkie rzeczy zostały wciśnięte pod łóżko.
- Zawiodłem się na Was chłopcy... - ich wychowawca pokręcił głową, a oni zaśmiali się tylko i przybili z nim piątkę. Dobrze wiedzieli, że mój brat żartuje. Chłopcy u niego w grupie byli w przedziale wiekowym 14-16, tak samo jak ta jedna jedyna dziewczyna, więc sporo od niego młodsi, jednak dogadywał się z nimi naprawdę dobrze. Uśmiechnąłem się na ten widok, a później zapisałem proponowaną liczbę punktów dla ich namiotu. Wyszedłem na zewnątrz i po chwili dołączyli do mnie Sabrina z Rikerem. Kolejny namiot należał do dziewczyn z grupy Sabriny. W sumie nic nie było tam czyste. Łóżka były pościelone, ale na nich walało się pełno ubrań. Na szafce walały się kosmetyki, tylko na niektórych półkach niechlujnie zostały wrzucone ubrania. Większość ciuchów dziewczyny trzymały w walizkach. Jedyny punkt, jaki mogłem im przyznać to za idealnie ułożone w walizkach ubrania. Kolejny namiot to Rossers. Tak jak się spodziewałem panował tu idealny porządek. Ubrania były poskładane, łóżka pościelone, kosmetyki poukładane, a bonusem był cudowny zapach perfum  którejś z dziewczyn, który uderzał w nas równo z przekroczeniem progu namiotu. Jako normalny wychowawca byłbym z nich dumny, ale z racji, że normalnym wychowawcą nie jestem było mi to obojętne. Kolejny namiot należał do chłopców z grupy Sabriny. To był ostatni. I najgorszy. Wszedłem tam i od razu zatkałem nos. Patrząc na ten widok zastanawiałem się, czy w tym namiocie jest podłoga. Na kołdrach i poduszkach nie było nawet pościeli. Jedna z drewnianych półek się zawaliła, ale oni nie zamierzali o tym nikomu powiedzieć. Ubrania na półki, które jakoś się trzymały, były wrzucone byle jak, a niektóre leżały nawet na podłodze. Spojrzałem na Sabrinę, która trzymała się za głowę i kręciła nią z niedowierzaniem.
- Chłopcy, ile ja mam Wam dać teraz punktów?! - pisnęła. Chłopcy spojrzeli na nią, nie wiedząc o co chodzi.
- My całkiem zapomnieliśmy, że dzisiaj jest to sprawdzanie namiotów! Tak to byśmy ogarnęli!
- Czyli Wy całe półtora tygodnia żyjecie w takim  syfie?! - krzyknęła, więc ja i mój brat postanowiliśmy się wycofać. Wyszliśmy z namiotu oboje patrząc na swoje kartki z zapisanymi punktami.
- Pokaż. - wyciągnął do mnie rękę. Domyśliłem się o co chodzi i podałem mu moją kartkę, a on zaczął czytać. - Dałeś moim chłopakom tylko trzy punkty?! Ja Twojej grupie dałem sześć, bro. - westchnął niezadowolony.
- Stary, bo Rossers zasługiwały na tyle punktów,  a Twoja grupa wepchnęła wszystko pod łóżko.
- Nikt nie mówił, gdzie mają być schowane ich rzeczy! - jęknął z wyrzutem oddając i kartkę. Wywróciłem oczami zauważając, że jest teraz na mnie obrażony. Niby był starszy ode mnie, a zachowywał się jak dziecko. W tym czasie z namiotu wyszła wściekła Sabrina i nic nie mówiąc nas wyminęła. Ruszyliśmy za nią do Brandona i podaliśmy mu nasze kartki z wynikami. Potem ruszyliśmy na stołówkę, bo właśnie zaczynał się obiad. Podano naleśniki, więc nie narzekałem.
- Ross, możemy dziś odpuścić południowe zajęcia? My posiedzimy w namiocie, Ty zrobisz co tam uważasz, a Brandonowi nie powiemy. - zapytała nagle Maia. Wzruszyłem ramionami.
- Odpuściłbym Wam, ale akurat dziś nie ma zajęć, jest jakaś gra w grupach. - powiedziałem i sięgnąłem po kolejnego naleśnika.
-O, to dobrze. Akurat dziś wyjątkowo nie chce nam się siedzieć na tych zajęciach.
- Serio? Przecież i tak tylko na nich siedzimy w kółku i śpiewamy. - zmarszczyłem brwi, a dziewczyna wzruszyła ramionami. Pokiwałem głową na boki, po czym sięgnąłem po dżem do naleśnika, na co Rowan i Mack się zaśmiały więc spojrzałem na nie zdezorientowany.
- No co? - zapytałem.
- Nic, tylko jesz już czwartego naleśnika, a nutellę na nosie masz od pierwszego i zastanawiałyśmy się kiedy się zorientujesz. - znów zaśmiała się Mack i kciukiem starła nutellę  z mojego nosa. Westchnąłem i posmarowałem naleśnika dżemem i zacząłem go jeść. Ja po prostu uwielbiam to danie. Na obozie wcale nie jadłem tak dużo, to pierwszy raz mi się zdarzyło od półtora tygodnia.
Tak nagle przypomniałem sobie o moim planie, aby wyrzucili nas z tego obozu. Zdałem sobie sprawę, że to by była najgorsza rzecz, jaką moglibyśmy zrobić.

Po obiedzie wszyscy poszliśmy znów na obozowisko, Brandon przedstawił nam zasady gry.
- Więc we wszystkich sześciu grupach razem z opiekunami jest sześć osób. Podzielcie się tak, żeby stworzyć dwuosobowe pary. - rozkazał. Odwróciłem się, czekając, aż dziewczyny się dobiorą i będę mógł być z tą, która nie znajdzie pary. Rowan dobrała się z Maią, a Taylor z Mack. No tak, zapomniałem, że dziewczyny nie przepadają za Callie, więc na moje nieszczęście to ja musiałem z nią być. Westchnęła i podeszła bliżej mnie, zakładając ręce na piersi.
- Teraz rozdam każdej parze mapkę. Na niej zaznaczone są miejsca, w których poukrywane są różne przedmioty, a z tyłu mapki wypisane jest co to za przedmioty. Rozdam Wam też pieniądze, za które możecie kupić ode mnie jakieś wskazówki. - roześmiał się, po czym rozdał każdej parze mapkę i kilka kwadratowych kartek papieru, na których wypisane były różne liczby, które pewnie oznaczały, co to za banknot. Wywróciłem oczami, kiedy Callie wyrwała mi mapkę i ,,pieniądze".
- No co? Ty wydałbyś to na dziwki i pewnie nie umiesz posługiwać się mapą. - powiedziała oschle. Zmarszczyłem brwi.
- To tylko gra. - mruknąłem.
- Tak i pewnie nawet w grze byś to zrobił. - patrzyła na mapkę, próbując ją odczytać, a ja nie odrywałem od niej wzroku, zastanawiając się, jak można być tak nudnym i sztywnym.
- Dobra, macie godzinę, kiedy przez głośnik rozegra muzyka, wszyscy tu wracacie.Wygrywa ta para, która znajdzie najwięcej rzeczy . - Powiedział Brandon i wszyscy się rozeszli. Ja bez słowa ruszyłem za Callie. Chodziliśmy w ciszy dobre dziesięć minut, co powoli zaczęło mnie irytować. Byliśmy w lesie, więc starałem się skupiać na drzewach, ale to mnie nudziło.
- Powiesz mi chociaż czego szukamy? - odezwałem się wreszcie.
- I tak ich nie znajdziesz. - zacisnąłem szczękę. Nie chciałem krzyknąć, więc wyrwałem jej mapę i spostrzegłem, że coś jest nie tak.
- Ja nie umiem posługiwać się mapą? To Ty trzymasz ją na odwrót idiotko. - warknąłem i odwróciłem mapę na drugą stronę, aby najpierw przeczytać co mamy do znalezienia. Różowe korale, zielona piłka, niebieskie koło, ,,złota" podkowa i brązowy koszyk. Nie postarali się.
- Co? - pisnęła Callie. - Jak to do góry nogami? - dodała zirytowana.
- Normalnie. Teraz ja ją trzymam, a Ty trzymaj język za zębami. - rzuciłem i kiedy już trzymałem mapę dobrze zawróciłem w drugą stronę. Callie szła za mną w ciszy, a nawet, kiedy się je o coś pytałem udawała, że nie słyszy. Rozglądałem się dokoła, jednak niczego nie znalazłem, a zostało nam tylko jakieś czterdzieści minut. Wreszcie rzucił mi się w oczy brązowy koszyk. Podbiegłem do niego i podałem do Callie.
- Czemu ja mam to trzymać? - zapytała.
- No racja, jeszcze zgubisz. - burknąłem, ale kiedy chciałem odebrać od niej koszyk nie pozwoliła mi na to. Wywróciłem oczami i znów patrzyłem w mapę.
- Widzę piłkę. - rzuciła obojętnie, a ja przeniosłem wzrok na czerwoną piłkę.
- Tak, ale nasza ma być zielona.
- Może Brandon się pomylił? Bierzemy tę. - powiedziała i już chciała iść po piłkę, ale wyciągnąłem rękę w bok tak, że ją zatrzymałem. Spojrzała mi w oczy.
- To podpucha. Pewnie będą za to jakieś minusowe punkty. Szukaj zielonej. - powiedziałem i ruszyłem przed siebie. Po kolejnych dziesięciu minutach brakowało nam już tylko niebieskiego koła. Oboje nie wiedzieliśmy co to tak dokładnie jest i nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Po dwudziestu kolejnych minutach znaleźliśmy jednak niebieski talerz, więc wrzuciliśmy go do koszyka i poszliśmy tam, gdzie mieliśmy wrócić po usłyszeniu muzyki. Skończyliśmy dziesięć minut przed czasem, a na dodatek mieliśmy wszystkie pięć rzeczy, a to znaczy, że żadna para nic nie znalazła. Brandon uśmiechnął się, kiedy podeszliśmy do niego.
- Chcecie jakiejś wskazówki? - zapytał. Pokiwałem głową.
- Właściwie mamy już wszystko. - otworzył usta ze zdziwienia. Przejął ode mnie koszyk i policzył i dokładnie sprawdził wszystkie rzeczy. Następnie puścił z głośników muzykę i kiedy wszyscy wrócili oznajmił, że ja i Callie wygraliśmy. Ani ja ani ona jakoś szczególnie się tym nie cieszyliśmy, tym bardziej, że nie było za to nagrody. Żadnej nagrody, za to, że udało mi się z nią spędzić całą godzinę? Później zostały ogłoszone wyniki ze sprawdzania czystości namiotów. Wygrały Rossers, w tym ja, jako ich wychowawca. Nagrodą nie było nic wielkiego, po prostu mielimy wolny wieczór, bez wieczornych zajęć i mogliśmy wyjść gdzieś razem, ale tylko jako cała grupa. Przegrani, czyli chłopcy z grupy Sabriny musieli posprzątać swój namiot, posprzątać po kolacji i zrobić po trzydzieści pompek, czyli w sumie to też nie byłoby nic wielkiego, gdyby nie to, że pewnie posprzątanie tego, co kiedyś było namiotem zajmie im z trzy dni.

- Ross, nie idziemy nigdzie razem, nie? - zapytała Rowan przy stoliku, kiedy kończyliśmy kolację.
- Wiem, że pewnie chcecie iść gdzieś same i nie ukrywam, że ja też chcę, więc możemy iść osobno, ale nikt ma się nie dowiedzieć. Jak coś to byliśmy wszyscy w jakimś wesołym miasteczku czy coś. - wzruszyłem ramionami, a ona przytaknęła. Po kolacji wszyscy się rozeszliśmy, aby się przygotować, ale obóz musieliśmy opuścić razem. Poza obozowiskiem szliśmy w inne strony, więc tylko machnąłem dziewczynom na pożegnanie i razem z Rikerem poszliśmy do sklepu. One, z tego co widziałem szły na przystanek. W sklepie kupiłem paczkę papierosów, a Riker kupił gumy i butelkę wody. Zapłaciliśmy i poszliśmy na przystanek autobusowy.

Wypiłem już chyba trzeciego drinka i wiedziałem, że muszę skończyć. Przyznaję, mam słabą głowę do alkoholu i jeden drink więcej skończy się urwaniem filmu. Z resztą nie lubię tracić nad sobą kontroli,  a tak właśnie się dzieje, kiedy jestem pijany. Zamówiłem więc wodę, a wtedy przysiadł sie do mnie Riker, który wrócił właśnie z toalety.
- Kolejki tutaj się ciągną przez pół klubu, a wchodzisz przecież tylko na minutę. - rzucił. Roześmiałem się. Faktycznie tym klubie czeka się pół godziny tylko po to, żeby na kilka minut wejść do kabiny, załatwić co trzeba i wyjść. Mycie rąk już się nie liczy, bo nie jest to w kabinie. Nie rozumiałem czemu to zawsze tyle trwało.
- Daj mi gumę. - zażądałem, wyciągając do niego rękę. Pewnie gdyby była to Rydel kazałaby mi najpierw poprosić, ale Riker tylko wysunął listek gumy i wcisnął mi go ręki, zamawiając przy tym alkohol.
- Zatańczysz? - poprosiła jakaś dziewczyna. Na początku miałem odmówić, a później stwierdziłem, że w sumie nie mam nic do stracenia. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła mnie na parkiet. Zaczęła poruszać biodrami w rytm muzyki, a ja zamiast się przyłączyć po prostu ją obserwowałem.
- No dalej! Wstydzisz się? - przekrzyczała muzykę. Ocknąłem się i poszedłem w jej ślady, nie odrywając wzroku od jej błękitnych oczu. Chwilę później odwróciłem się jednak w inną stronę i dostrzegłem znaną mi postać. Nie zareagowałbym na to, gdyby nie jej podejrzane zachowanie.
- Muszę iść. - rzuciłem do niebieskookiej, ale ona złapała mnie za rękę i znów przyciągnęła do siebie.
- Dopiero zaczęliśmy. - jęknęła, a ja znów wyrwałem jej rękę.
- Powiedziałem kurwa, że muszę iść! - warknąłem i pobiegłem w stronę szatynki. Rozmawiała właśnie z jakimś chłopakiem, więc nie musiałem się martwić o to, ze za chwile zniknie mi z oczu. Uśmiechała się szeroko do niego, ale jej oczy...w ogóle nie wyglądały jak jej oczy. Nie wyglądałyby tak po alkoholu.
- To co, idziemy to toalety? - zapytał ten chłopak, łapiąc za jej pośladek. Ona przygryzła tylko wargę i już miała z nim odejść, kiedy szarpnąłem go za ramię i odepchnąłem od niej.
- Gościu co Ty robisz? - zapytał marszcząc czoło.
- Odejdź od niej. - fuknąłem, ale ten się nie przejął. - Spierdalaj, kurwa. - krzyknąłem, więc speszony odszedł. Odwróciłem się w stronę Callie, która wywróciła tylko oczami.
- Rossy...co Ty tu robisz? Śledzisz mnie? - zapytała, ale sama nie wiedziała, co mówi.
- Dużo wypiłaś? - zapytałem.
- Tylko wodę. - próbowałem wyczytać coś z jej oczu, ale kręciła głową na boki. Złapałem ją za policzki, zmuszając by na mnie patrzyła.
- Brałaś coś? - kolejne pytanie padło z moich ust, ona jednak nie odpowiedziała. - Callie, kurwa, pytam czy coś brałaś?! - warknąłem.Chwyciła za moje nadgarstki i ściągnęła moje ręce ze swojej twarzy.
- Nie, Ross. A Ty coś brałeś? - uśmiechnęła się. Wtedy zrozumiałem. Piła tylko wodę, ale jest naćpana. Wiedziałem, że sama by nic nie wzięła, więc ktoś musiał jej coś podrzucić do wody. Właśnie wpakowałem się w kłopoty. Nie powinienem pozwolić im wychodzić.
- Idziemy stąd. - chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem, ale ona stała w miejscu i wyrwała mi się.
- Nigdzie z Tobą nie pójdę. Nie będę robić wszystkiego co każesz. Nie jesteś moim panem.
- Callie, jesteś naćpana, jak zaraz Cię stąd nie zabiorę to pójdziesz do łóżka z pierwszym lepszym facetem.
- Lepsze to niż pójście do łóżka z Tobą.
- Nawet w takim stanie mnie krytykujesz. Gdyby nie Twój stan zaliczyłbym Cię przy tej ścianie. A teraz grzecznie ze mną wyjdziesz, jasne?
- Ty naprawdę nie masz uczuć...co Cię obchodzi to co zrobię?
- Bo jeżeli coś Ci się stanie ja będę za to odpowiadał.
- A tak, czyli nie martwisz się o mnie tylko o siebie? Typowe. - westchnąłem zirytowany. Z nią się nie da rozmawiać. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem z klubu. Szedłem tak aż do przystanku autobusowego, aż stwierdziła, że pójdzie sama. Kiedy przyjechał autobus wsiedliśmy i cała podróż minęła w ciszy. Doszliśmy do obozowiska. Musieliśmy być cicho, bo nie chciałem, by ktoś przyłapał nas w takiej sytuacji. Callie jednak ciągle chichotała, więc musiałem zakryć jej usta dłonią. Rozejrzałem się dokoła i jak najszybciej zaprowadziłem dziewczynę do jej namiotu. Odnalazłem pod jej poduszką pidżamę więc podałem jej ją, każąc się przebrać.
- Dobra, ale nie patrz. - westchnąłem i obróciłem się. Wyjąłem jednak telefon i ustawiłem tak, że odbijała się w jego szybce. Obserwowałem jak ściąga koszulkę, ukazując swój idealny biust. Później nałożyła koszulkę od pidżamy. Zdjęła spodnie, więc obserwowałem jej zgrabne, wysportowane nogi. Nałożyła krótkie spodenki. Schowałem telefon i odwróciłem się w jej stronę.
- Skąd wiedziałeś, że skończyłam? Nic nie powiedziałam! - rzuciła z wyrzutem.
- Intuicja.
- Nieprawda. Podglądałeś mnie, frajerze! - zaczęła okładać moją klatkę piersiową dłonią, ale złapałem ją za nadgarstki, pchnąłem ją na łóżko tak, że się położyła. Nakryłem ją kołdrą i ruszyłem do wyjścia z namiotu. Zmarnowałem przez nią dobrze zapowiadającą się imprezę i zrezygnowałem z ładnej dziewczyny i teraz muszę nudzić się w namiocie, kiedy Riker dobrze się bawi.
- Ross. - zatrzymał mnie jej głos. Odwróciłem się w tamtą stronę, czekając na to, co jeszcze ma mi do powiedzenia.
- Zostaniesz ze mną? - głos jej się załamał i zaczęła płakać. Pokręciłem głową.
- Nie... po co? - zapytałem, nie wiedząc dlaczego o to pyta, skoro jestem frajerem.
- Proszę...nie wiem co się ze mną dzieje, boję się - ciągle płakała, jednak to nie to sprawiło, że się zgodziłem. Zgodziłem się, bo była naćpana, pewnie pierwszy raz i faktycznie nie rozumiała co się dzieje. Postanowiłem, że w razie czego lepiej, żeby ktoś tu był. Wślizgnąłem się obok niej, a ona uspokoiła się trochę i ułożyła głowę na moim ramieniu. Poczekałem aż uśnie i wstałem. Poprawiłem na niej kołdrę i wróciłem do swojego namiotu. Naprawdę pragnąłem teraz snu.



Jak są jakieś błędy to je później poprawię xd